- Matt, jesteś tam?
Odkąd usłyszałem
głos Ubera, nie poruszyłem się nawet na milimetr. Po prostu siedziałem
sparaliżowany, nie mogąc uwierzyć, że on do mnie zadzwonił.
- Matt?
- Je-jestem -
wyszeptałem. - Nie rozłączyłem się...
- To... to
dobrze, bo chcę z tobą porozmawiać - wytłumaczył dziwnym tonem.
- Więc słucham.
Naprawdę byłem
ciekaw, z jakiego powodu Uber specjalnie do mnie zadzwonił. Mam coś jego i
chciał to z powrotem? Jezu, jak ja tęskniłem za jego głosem... Ogólnie za nim
całym. Chciałem go przytulić, pocałować...
Ale on mnie
zostawił, gdy dowiedział się kim jest dla mnie Hinta. Wściekł się i wyjechał
bez słowa. Zachował się jak dupek, ale miał ku temu swoje powodu. Nie musiałem
go okłamywać, tak? Ale... mimo to, mógł przynajmniej zostać i powiedzieć mi
prosto w oczy, że mnie nienawidzi.
Nagle
uzmysłowiłem sobie, że Uber mówił do mnie już od jakiegoś czasu, ale ja
kompletnie go nie słuchałem.
- Em... Czy...
czy mógłbyś powtórzyć? - spytałem speszony.
- Mówiłem, że wróciłem
z Colorado na jakiś czas i chcę się z tobą spotkać. Bo to nie jest rozmowa na
telefon. Chcę się zobaczyć w cztery oczy - powtórzył zniecierpliwiony,
Zaniemówiłem na
chwilę.
- Chcesz...
chcesz się spotkać? Ze mną? - szepnąłem.
- Nie, ze Świętym
Mikołajem - warknął Uber, ale po chwili się zreflektował. - To znaczy...
przepraszam. Po prostu to dla mnie trudne. Czy możemy się spotkać? Jutro.
- Ha-hai. T-tak.
Gdzie i o której? - chrząknąłem.
- Na plaży, koło
Cytry Bar, o dziewiętnastej. Pasuje ci?
- Tak. Jak
najbardziej.
Zanim zdążyłem
coś jeszcze powiedzieć, Uber po prostu się rozłączył. Gapiłem się oniemiały na
telefon w zabandażowanej ręce, nie wierząc, że to może być prawda. On chciał
się ze mną spotkać? JUTRO?
Tylko czemu? Po
co wrócił z Colorado? O czym chciał pogadać? Co było tak ważne? Ja? ... Hm...
Nie, nie sądzę.
***
Oczywiście nikomu
nie powiedziałem, że zamierzam spotkać się z Uberem. Nikt nie musiał o tym
wiedzieć. To była... zbędna informacja.
Hinta dalej nie
odzywał się do mnie i unikał mojej osoby. Zresztą, nie dziwiłem mu się, bo po
tym co mu powiedziałem, miał prawo się gniewać. Każdy byłby zły. Ja także.
Złość jest rzeczą ludzką...
Przez cały dzień
byłem podenerwowany i niepewny. Zastanawiałem się nawet, czy Uber nie robił
sobie żartów. Może chciał mnie po prostu zdenerwować? Ośmieszyć?
W końcu pół
godziny przed spotkaniem ubrałem się w dżinsy, czarną koszulkę i szarą bluzę
oraz ciemne trampki. Zmieniłem opatrunek na obolałych rękach. Na szczęście
unikałem spotkań z rodzicami, więc nie widzieli bandaży. Nie chciałem
cholernych pytań.
Wymknąłem się z
domu. Nie spotkałem nikogo po drodze, więc nie wiedzieli, że wyszedłem. Do
miejsca spotkania miałem stosunkowo blisko, więc przeszedłem się na piechotę.
Na głowie miałem czarną czapkę z daszkiem, dzięki czemu słońce nie raziło mnie
w oczy. Miałem bardzo krótkie włosy, co wprawiało mnie w obrzydzenie, więc
niemal ciągle siedziałem w jakiejś czapce, by nie móc patrzeć na swoje
"łyse" oblicze. Zastanawiałem się, co powie na mój widok Uber.
Chłopak czekał
już na miejscu. Siedział przy małym stoliku koło okna i trzymał w dłoniach
szklankę z colą. Wziąłem głęboki oddech i niepewnym krokiem ruszyłem w jego kierunku.
Zauważyłem, że niemal w ogóle się nie zmienił. Jedynie schudł, a jego włosy
były jeszcze dłuższe, związane w kitkę. Miał na sobie czarne szorty i biały
podkoszulek z krótkim rękawkiem.
Podniósł wzrok i
napotkał moje spojrzenie. Zacisnął zęby i lekko się uśmiechnął. Bez słowa
usiadłem przed nim i przygryzłem wargę, chowając dłonie do kieszeni bluzy.
- Wię... Więc
chciałeś porozmawiać, tak? - spytałem drżącym głosem. - O czym?
Uber wziął
głęboki oddech i nerwowo zaczął obracać szklankę z colą w dłoniach.
- O tym... co się
stało. O nas... O Hincie - szepnął.
- O Hincie? -
zdziwiłem się. - Przecież już wiesz o nim wszystko. Byliście razem. Przy naszym
ostatnim spotkaniu... dowiedziałeś się.
Pokręcił
gwałtownie głową.
- Po prostu...
chcę wiedzieć czemu. Czemu ukrywałeś przede mną to, że on jest twoim bratem? Bo
nie rozumiem.
- Bo cię kochałem
- odpowiedziałem bez zastanowienia. - Na początku po prostu chciałem się
dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, bo przecież byłeś z nim na zdjęciu...
Ale potem nic nie mówiłem, bo po prostu się w tobie zakochałem.
Patrzyliśmy sobie
w oczy przez dłuższą chwilę. Widziałem, że Uber walczy z samym sobą.
- Przepraszam, że
nic nie powiedziałem - powiedziałem. - Bałem się, że jak się dowiesz, to
będziesz chciał się z nim spotkać i być z nim. Nie chciałem cię stracić.
Znów zacisnął
szczęki, ale także i dłonie.
- Wiem, że to
samolubne... Przepraszam.
- Nie
przepraszaj... chciałeś mnie. Rozumiem. Masz rację... pewnie gdybyś mi wtedy
powiedział, że znasz Hinte, zapewne chciałbym z nim znowu być. Teraz jest mi
obojętny. Nie obchodzi mnie. Ja...
Wziął ponownie
głęboki oddech i popatrzył mi prosto w oczy.
- Ja cię kocham,
Matt. Naprawdę.
Moje serce zabiło
mocniej. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może przebić żebra i wyskoczyć mi
z piersi. Te słowa z ust Ubera były dla mnie... cudownym dźwiękiem. Wpatrywałem
się w jego usta, które dopiero co to powiedziały i nie potrafiłem uwierzyć.
- Mówisz...
serio? Naprawdę mnie kochasz? - wyszeptałem.
Pokiwał wolno
głową.
- Tak. Wiesz...
śnisz mi się po nocach. Mam okropne wyrzuty sumienia, że zostawiłem cię w takim
momencie i wyjechałem do Colorado. Przepraszam. Po prostu musiałem to wszystko
sobie przemyśleć. Stchórzyłem, wiem... Jestem okropnym gnojem, przepraszam.
Wow, wow, wow.
I jeszcze raz wow.
Uber mnie kocha.
Wyznał mi miłość. Jezu, mam ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia. W każdej
chwili mogłem się też rozpłakać, to było możliwe. Ale całkowicie ze szczęścia.
To było… cudowne.
- Nie jesteś już
na mnie zły? – spytałem niepewnie.
- Już nie –
przyznał z lekkim uśmiechem. – Wtedy, gdy się dowiedziałem, oczywiście, że
byłem. Ale teraz… nie. Nie mogę być na ciebie zły. Bo mnie to aż boli.
Przez naprawdę długi czas bez słowa patrzyliśmy na siebie nawzajem. Teraz słowa były zbędne. Wiedzieliśmy, co każdy chciał sobie powiedzieć. To był taki... miedzy umysłowy kontakt. Trochę głupie... Ale szczere.- Przejdźmy się po plaży - zaproponowałem w końcu. - Pogadajmy na osobności.
Pokiwał głową i wstał. Ramię w ramię ruszyliśmy na plażę. Na piasku zdjąłem buty, on także. Szliśmy boso. Nagle Uber złapał mnie za obandażowaną dłoń.
- Co ci się stało? - spytał zdziwiony.
- Nic takiego - wzruszyłem ramionami i delikatnie wyrwałem swoją rękę. - Rozwaliłem lustro u siebie w łazience.
Przyglądał mi się bacznie.
- Naprawdę - zapewniłem. - Nie zrobiłem nic głupiego. Nie pociąłem sobie nadgarstki z powodu Davida. Jest okej.
- Właśnie - powiedział nagle. - Co z Davidem? Jaki ma wyrok?
________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Aktualnie jestem zajęta pisaniem pięciu opowiadań na raz, z czego tak jakby "podwójnie", więc nie wiem jakim cudem ja się wyrabiam w szkole, chociaż wczoraj dostałam oceny i nie są takie złe. Normalnie cud! Jeżeli rozdział się nie podobał, pisać szczerze!