sobota, 23 listopada 2013

026


                - Matt, jesteś tam?
                Odkąd usłyszałem głos Ubera, nie poruszyłem się nawet na milimetr. Po prostu siedziałem sparaliżowany, nie mogąc uwierzyć, że on do mnie zadzwonił.
                - Matt?
                - Je-jestem - wyszeptałem. - Nie rozłączyłem się...
                - To... to dobrze, bo chcę z tobą porozmawiać - wytłumaczył dziwnym tonem.
                - Więc słucham.
                Naprawdę byłem ciekaw, z jakiego powodu Uber specjalnie do mnie zadzwonił. Mam coś jego i chciał to z powrotem? Jezu, jak ja tęskniłem za jego głosem... Ogólnie za nim całym. Chciałem go przytulić, pocałować...
                Ale on mnie zostawił, gdy dowiedział się kim jest dla mnie Hinta. Wściekł się i wyjechał bez słowa. Zachował się jak dupek, ale miał ku temu swoje powodu. Nie musiałem go okłamywać, tak? Ale... mimo to, mógł przynajmniej zostać i powiedzieć mi prosto w oczy, że mnie nienawidzi.
                Nagle uzmysłowiłem sobie, że Uber mówił do mnie już od jakiegoś czasu, ale ja kompletnie go nie słuchałem.
                - Em... Czy... czy mógłbyś powtórzyć? - spytałem speszony.
                - Mówiłem, że wróciłem z Colorado na jakiś czas i chcę się z tobą spotkać. Bo to nie jest rozmowa na telefon. Chcę się zobaczyć w cztery oczy - powtórzył zniecierpliwiony,
                Zaniemówiłem na chwilę.
                - Chcesz... chcesz się spotkać? Ze mną? - szepnąłem.
                - Nie, ze Świętym Mikołajem - warknął Uber, ale po chwili się zreflektował. - To znaczy... przepraszam. Po prostu to dla mnie trudne. Czy możemy się spotkać? Jutro.
                - Ha-hai. T-tak. Gdzie i o której? - chrząknąłem.
                - Na plaży, koło Cytry Bar, o dziewiętnastej. Pasuje ci?
                - Tak. Jak najbardziej.
                Zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć, Uber po prostu się rozłączył. Gapiłem się oniemiały na telefon w zabandażowanej ręce, nie wierząc, że to może być prawda. On chciał się ze mną spotkać? JUTRO?
                Tylko czemu? Po co wrócił z Colorado? O czym chciał pogadać? Co było tak ważne? Ja? ... Hm... Nie, nie sądzę.
***
                Oczywiście nikomu nie powiedziałem, że zamierzam spotkać się z Uberem. Nikt nie musiał o tym wiedzieć. To była... zbędna informacja.
                Hinta dalej nie odzywał się do mnie i unikał mojej osoby. Zresztą, nie dziwiłem mu się, bo po tym co mu powiedziałem, miał prawo się gniewać. Każdy byłby zły. Ja także. Złość jest rzeczą ludzką...
                Przez cały dzień byłem podenerwowany i niepewny. Zastanawiałem się nawet, czy Uber nie robił sobie żartów. Może chciał mnie po prostu zdenerwować? Ośmieszyć?
                W końcu pół godziny przed spotkaniem ubrałem się w dżinsy, czarną koszulkę i szarą bluzę oraz ciemne trampki. Zmieniłem opatrunek na obolałych rękach. Na szczęście unikałem spotkań z rodzicami, więc nie widzieli bandaży. Nie chciałem cholernych pytań.
                Wymknąłem się z domu. Nie spotkałem nikogo po drodze, więc nie wiedzieli, że wyszedłem. Do miejsca spotkania miałem stosunkowo blisko, więc przeszedłem się na piechotę. Na głowie miałem czarną czapkę z daszkiem, dzięki czemu słońce nie raziło mnie w oczy. Miałem bardzo krótkie włosy, co wprawiało mnie w obrzydzenie, więc niemal ciągle siedziałem w jakiejś czapce, by nie móc patrzeć na swoje "łyse" oblicze. Zastanawiałem się, co powie na mój widok Uber.
                Chłopak czekał już na miejscu. Siedział przy małym stoliku koło okna i trzymał w dłoniach szklankę z colą. Wziąłem głęboki oddech i niepewnym krokiem ruszyłem w jego kierunku. Zauważyłem, że niemal w ogóle się nie zmienił. Jedynie schudł, a jego włosy były jeszcze dłuższe, związane w kitkę. Miał na sobie czarne szorty i biały podkoszulek z krótkim rękawkiem.
                Podniósł wzrok i napotkał moje spojrzenie. Zacisnął zęby i lekko się uśmiechnął. Bez słowa usiadłem przed nim i przygryzłem wargę, chowając dłonie do kieszeni bluzy.
                - Wię... Więc chciałeś porozmawiać, tak? - spytałem drżącym głosem. - O czym?
                Uber wziął głęboki oddech i nerwowo zaczął obracać szklankę z colą w dłoniach.
                - O tym... co się stało. O nas... O Hincie - szepnął.
                - O Hincie? - zdziwiłem się. - Przecież już wiesz o nim wszystko. Byliście razem. Przy naszym ostatnim spotkaniu... dowiedziałeś się.
                Pokręcił gwałtownie głową.
                - Po prostu... chcę wiedzieć czemu. Czemu ukrywałeś przede mną to, że on jest twoim bratem? Bo nie rozumiem.
                - Bo cię kochałem - odpowiedziałem bez zastanowienia. - Na początku po prostu chciałem się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, bo przecież byłeś z nim na zdjęciu... Ale potem nic nie mówiłem, bo po prostu się w tobie zakochałem.
                Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Widziałem, że Uber walczy z samym sobą.
                - Przepraszam, że nic nie powiedziałem - powiedziałem. - Bałem się, że jak się dowiesz, to będziesz chciał się z nim spotkać i być z nim. Nie chciałem cię stracić.
                Znów zacisnął szczęki, ale także i dłonie.
                - Wiem, że to samolubne... Przepraszam.
                - Nie przepraszaj... chciałeś mnie. Rozumiem. Masz rację... pewnie gdybyś mi wtedy powiedział, że znasz Hinte, zapewne chciałbym z nim znowu być. Teraz jest mi obojętny. Nie obchodzi mnie. Ja...
                Wziął ponownie głęboki oddech i popatrzył mi prosto w oczy.
                - Ja cię kocham, Matt. Naprawdę.
                Moje serce zabiło mocniej. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może przebić żebra i wyskoczyć mi z piersi. Te słowa z ust Ubera były dla mnie... cudownym dźwiękiem. Wpatrywałem się w jego usta, które dopiero co to powiedziały i nie potrafiłem uwierzyć.
                - Mówisz... serio? Naprawdę mnie kochasz? - wyszeptałem.
                Pokiwał wolno głową.
                - Tak. Wiesz... śnisz mi się po nocach. Mam okropne wyrzuty sumienia, że zostawiłem cię w takim momencie i wyjechałem do Colorado. Przepraszam. Po prostu musiałem to wszystko sobie przemyśleć. Stchórzyłem, wiem... Jestem okropnym gnojem, przepraszam.
                Wow, wow, wow.
                I jeszcze raz wow.          
                Uber mnie kocha. Wyznał mi miłość. Jezu, mam ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia. W każdej chwili mogłem się też rozpłakać, to było możliwe. Ale całkowicie ze szczęścia. To było… cudowne.
                - Nie jesteś już na mnie zły? – spytałem niepewnie.
                - Już nie – przyznał z lekkim uśmiechem. – Wtedy, gdy się dowiedziałem, oczywiście, że byłem. Ale teraz… nie. Nie mogę być na ciebie zły. Bo mnie to aż boli.
                 Przez naprawdę długi czas bez słowa patrzyliśmy na siebie nawzajem. Teraz słowa były zbędne. Wiedzieliśmy, co każdy chciał sobie powiedzieć. To był taki... miedzy umysłowy kontakt. Trochę głupie... Ale szczere.
                 - Przejdźmy się po plaży - zaproponowałem w końcu. - Pogadajmy na osobności.
                 Pokiwał głową i wstał. Ramię w ramię ruszyliśmy na plażę. Na piasku zdjąłem buty, on także. Szliśmy boso. Nagle Uber złapał mnie za obandażowaną dłoń.
                 - Co ci się stało? - spytał zdziwiony.
                 - Nic takiego - wzruszyłem ramionami i delikatnie wyrwałem swoją rękę. - Rozwaliłem lustro u siebie w łazience.
                 Przyglądał mi się bacznie.
                 - Naprawdę - zapewniłem. - Nie zrobiłem nic głupiego. Nie pociąłem sobie nadgarstki z powodu Davida. Jest okej.
                 - Właśnie - powiedział nagle. - Co z Davidem? Jaki ma wyrok?
________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Aktualnie jestem zajęta pisaniem pięciu opowiadań na raz, z czego tak jakby "podwójnie", więc nie wiem jakim cudem ja się wyrabiam w szkole, chociaż wczoraj dostałam oceny i nie są takie złe. Normalnie cud! Jeżeli rozdział się nie podobał, pisać szczerze!

niedziela, 17 listopada 2013

025

Dziękuję za cierpliwość i miłe słowa. Anka, ty *piip* a ostatnio mówiłaś, że nie lubisz moich opowiadań -_- Nie ogarniam twojego stanu. Rozdział z dedykacją dla Gupiej i Brudnej, a także Yuumi-chan :)
Ps. I sorki, że tak krótko.

Rozdział 25

Rozprawa była kontynuowana. Tym razem było o wiele spokojniej, bo David mnie ani razu nie sprowokował. Żadnym spojrzeniem ani nic. Po prostu ignorował mnie tak samo jak ja jego. Chyba znudziło mu się widok mojego przerażenia w oczach. Alleluja.
Oh, wrócił mi czarny humor.
Jeden krok do powrotu do starego życia...
Po wszystkim, rada i sędzia zastanawiali się naprawdę krótko, co mnie ostro zdziwiło. Nie tylko mnie, bo także moich bliskich. Nawet prokurator był zaskoczony.
- Niniejszym po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw oskarżony David Vaeka jest uznany za winnego - powiedział ciemnoskóry sędzia.
Uśmiechnąłem się szeroko, a za mną Hinta i Lili przybili razem piątki z głośnym okrzykiem radości. Nawet ojciec zaczął się wesoło śmiać.
- Z racji swojego młodego wieku winny zostaje skazany na pół roku więzienia o zaostrzonym rygorze w Miami, a także dwieście dni prac społecznych po swoim wyjściu.
Zamarłem.
Czy to były żarty?
David został skazany TYLKO na pół roku?! To nie mogła być prawda. Prokurator zapewniał mnie, że dostanie przynajmniej pięć lat! Więc czemu tak krótko?!
Czy...
Przerażony popatrzyłem na Davida. Uśmiechał się złośliwie. Też na mnie popatrzył i potarł palce w geście, który miał oznaczać kasę. Pieprzony sukinsyn... Zapłacił sędziemu! Jego ojciec przekupił sędziego, żeby ten wydał tak łagodny wyrok kary! Pół roku to było nic! David z uśmiechem odsiedzi swoje i wyjdzie na wolność. Ten czas przecież nie wpłynie na jego życie.
Jezu... Czemu, do cholery...?
- Zamykam rozprawę, do widzenia - mruknął mężczyzna i szybkim krokiem z teczkami pod pachą wyszedł z sali rozpraw.
- Co?! Nie, proszę poczekać! Ten wyrok jest zły! - wrzasnęła wściekła Lili. - Ale z pana oszust!
***
Nie odezwałem się ani słowem w drodze do domu. Hinta i rodzice byli tym mocno zmartwieni, ale wreszcie na schodach do swojego pokoju nie wytrzymałem i wydarłem się na nich, by w końcu dali mi święty spokój i się odwalili, bo mam ich dość. Stali osłupiali, a ja pobiegłem do sypialni. Zamknąłem się na klucz i położyłem na łóżku. Byłem zbyt zmęczony nawet na płacz.
Byłem pewny, że David i tak wyjdzie o wiele wcześniej niż pół roku. Jego ojciec był przecież wcześniej znanym komendantem policji. Miał znajomości. Dla niego wyciągnięcie syna z paki będzie bardzo łatwe. A wtedy David przyjdzie do mnie dokończyć to co zaczął.
Gdy zasnąłem, śniłem właśnie o tym.
Siedziałem sam w domu, bo rodzice wyjechali na urlop. Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Zobaczyłem uśmiechniętego Davida, który bez słowa wbił do środka i przystawił mnie do ściany. Zaczął brutalnie zdzierać ze mnie ciuchy, boleśnie wykręcając tą samą rękę, która złamał mi wcześniej. Leżałem zapłakany na zimnej posadzce w holu domu, czując na sobie i w sobie ciało Davida. Znów czułem ten sam ból, to samo upokorzenie. Znów uświadomiłem sobie, że wolałbym umrzeć niż żyć, bo śmierć byłaby o wiele łatwiejsza od życia z takimi wspomnieniami.
To było dla mnie za dużo.
Ocknąłem się późnym wieczorem, w ciemnym pokoju. Spanikowałem, bo miałem wrażenie, że widzę Davida. Chwiejąc się i zrzucając z szafek ozdobne figurki pobiegłem do swojej łazienki. Zapaliłem światło, ale jedyne co zobaczyłem w odbiciu lustra to twarz Davida. Wrzasnąłem wystraszony i uderzyłem. Ostre odłamki lustra z hukiem rozbiły się o ziemię.
Straciłem równowagę i upadłem, rękoma opierając się o podłogę. Szkło wbiło mi się w skórę, ale ja tego nie czułem, tylko jedynie widziałem krew, która zaczęła skapywać na białe kafelki.
Dyszałem ciężko, zaskoczony patrząc na zakrwawione dłonie. Uświadomiłem sobie, że Davida już nie ma. Nie ma go przy mnie, nie czuję go w sobie i ogólnie jest daleko ode mnie. Nie jest już zdolny do zrobienia mi krzywdy.
- Matt?! Coś się stało? Matt!
Drzwi od pokoju miałem zamknięte na klucz, więc dobijający się Hinta nie mógł dostać się do środka. Jeszcze raz omiotłem spojrzeniem zranione dłonie i krew na podłodze. Spanikowałem, podniosłem się, starając się wydobyć z ran odłami szkła. Zabolało, więc krzyknąłem. Zaskoczony zamarłem.
- Matt, do cholery! Otwórz te pieprzone drzwi! - wrzasnął Hinta po japońsku. - Matt!
Starałem się odkręcić wodę w kranie, ale jedynie do czego doszedłem to zakrwawienie stalowej gałki. W oczach piekły mnie łzy bólu.
- Matt, bo wyważę je! Kurwa, Matt! Co jest?!
Zacząłem płakać. Nie wiem czemu. Po prostu, nagle z oczy zaczęły spływać mi łzy. Usiadłem zapłakany na ziemi koło krwawych plam, dłonie opierając o drżące kolana. Hinta jeszcze parę razy ostrzegł mnie, że wyważy drzwi, aż faktycznie z okropnym łomotem to zrobił. Wpadł zaniepokojony do mojego pokoju i popatrzył w kierunku łazienki.
- Jezu, Matt! - krzyknął przerażony i podbiegł do mnie. - O matko...
Złapał pobliski ręcznik. Podłożył mi go pod ociekające krwią ręce, a potem podniósł do pozycji stojącej. Włożył mi dłonie pod zimną wodę, która od razu ze styknięciem z moją skórą zabarwiła się na czerwono.
- Co ci odwaliło? - szeptał wściekły Hinta. - Oszalałeś czy co? Coś ty zrobił?!
Delikatnie zaczął mi wyjmować większe kawałki szkła z ran.
- Przepraszam - wyszeptałem z płaczem. - Przepraszam, że jestem takim wielkim kłopotem... To wszystko moja wina... Przepraszam, Hinta...
- Co? - zdziwił się mój brat. - O czym ty mówisz? Za nic nie przepraszaj! Chyba zwariowałeś tak myśląc, Matt! - skarcił mnie.
Wybuchnąłem drżącym śmiechem. Stałem tak zapłakany, śmiejąc się histerycznie.
- Tak, masz rację! - wykrztusiłem. - Zwariowałem! Zwariowałem i mam dość. Najlepiej by było, gdybym umarł. Przyznaj, pewnie też tak sądzisz...
Hinta zamiast mi odpowiedzieć zamachnął się i mocno spoliczkował. Popatrzyłem na niego zaskoczony z piękącym prawym policzkiem.
Mój brat wyglądał na wściekłego jak nigdy. Furia dosłownie od niego biła.
- Nigdy nie waż się tak mówić! - warknął. - Nigdy! Zrozumiałeś?!
Skinąłem lekko głową, a Hinta z wściekłymi wypiekami na twarzy wrócił do czyszczenia ze szkła moich rąk. Gdy usunął ostatnie kawałki lustra, zdezynfekował rany wodą utlenioną i zabandażował. Krzywiłem się lekko przy każdym jego działaniu, ale to była moja kara.
Hinta bez słowa zaczął zmywać podłogę z krwi, a potem z twardą miną wyszedł z mojego pokoju, zamykając drzwi z rozwalonym zamkiem. Był na mnie wściekły. Chyba go rozumiałem. Nie potrzebnie mówiłem takie rzeczy. To była moja wina.
Siedziałem na swoim łóżku w oświetlonym pokoju, gapiąc się na obandażowane dłonie. Szczerze to bałem się teraz zasnąć. Nie chciałem ujrzeć twarzy Davida w snach. Bałem się. Po prostu byłem zbyt przerażony.
Ostrożnie przebrałem się w dresowe spodnie i za dużą bluzę. Usiadłem przed swoim komputerem na biurku i włączyłem go. Odpaliłem wyszukiwarkę i zacząłem przeglądać strony z opowiadaniami. Przeczytałem paronasto rozdziałową historię o dziewczynie zakochanej w swoim najlepszym przyjacielu i kolejne opowiadanie o parze gejów, dość długie, by zająć mi dobre parę godzin nocy.
Gdy następnego dnia zszedłem na dół do kuchni, gdzie kszątała się nasza kucharka i sprzątaczka, wyglądałem jak zombie. Pani Mariette od razu zaczęła mówić coś po Hiszpańsku, wymachując hohlą i wyciągając z lodówki różne składniki, z których zrobiła mi śniadanie. Pani Judyth natomiast zmartwiła się widząc moje dłonie i wory pod oczami, ale zbyłem ją.
Około godziny dziewiątej do kuchni wszedł Hinta, który na mój widok zacisnął jedynie zęby i przywitał się z panią Mariettą. Dalej był na mnie zły. Spóściłem wzrok na swoje zabandażowane dłonie i zabrałem jedzenie do swojego pokoju. Zjadłem do końca i znów usiadłem przed komputerem.
- Paniczu - pani Judyth zapukała do moich drzwi. - Telefon do panicza.
- Wejdź - westchnąłem. Dzwoniła pewnie Lili, by zapytać jak się czuję. Ostatnio zrobiła się w stosunku do mnie strasznie opiekuńcza.
Kobieta podała mi słuchawkę telefonu i wycofała się z pokoju.
- Moshi Moshi? - powiedziałem.

- Cześć, Matt. To ja, Uber.

piątek, 8 listopada 2013

024

Rozdział 24

- Oskarżyciel, Matt Hiteku, proszę wstać.
Posłusznie wstałem, chociaż nogi miałem jak z waty. Trzęsłem się na samą myśl, by zeznawać przeciwko Davidowi. To było dla mnie tak strasznie... upokarzające.
- Proszę opowiedzieć o dniu, w którym zostałeś zmuszony do współżycia seksualnego przez oskarżonego - poprosił mnie sąd.
Zagryzłem wargę i odetchnąłem drżąco. Z tyłu Hinta szepnął, abym był spokojny i mówił. Tak też zrobiłem, chociaż mój mózg wzbraniał się od tego. Zbierało mi się na wymioty, gdy opowiadałem o tamtym dniu i nocy. Szczególnie, że David uśmiechał się kpiąco i parskał co chwilę. Irytował mnie. Denerwował.
A także mocno przerażał.
- Dziękuję, możesz  usiąść - powiedział sędzia, zapisując sobie coś. - Teraz swoje zeznanie złoży oskarżony. Proszę wstać.
David arogancko podniósł się z krzesła. Patrzył na sędzie wyzywająco, dalej kpiąco uśmiechnięty.
- Proszę opowiedzieć o tym samym dniu, co poszkodowany.
- Poszkodowany? - parsknął chłopak. - Ten gnojek sam się o to prosił.
Zacisnąłem dłonie  w pięści, wbijając wzrok w swoje kolana. Nie. Nie dam się mu sprowokować. Nie tym razem.
Nigdy więcej.
- Sam mnie zwodził. Matt zachowywał się w stosunku do mnie kokieteryjnie, jeśli tak to można nazwać. Robił wszystko specjalnie, byleby mnie sprowokować - zapewniał David, ciągle na mnie patrząc.
Usłyszałem jak Szurnięta Lili wciąga powietrze z sykiem, a mój ojciec cicho przeklina. Moja siostra natomiast przysięgała, że zabije Davida.
- Jeśli ktoś ma być tutaj poszkodowany, to tylko ja. Pewnie od samego początku obmyślał plan ze swoim kochasiem, by mnie zniszczyć - powiedział do sędziego z przekonaniem. - Obydwoje wiedzieli, że mój ojciec to wysoko postawiona osoba, więc jeżeli udupią jego syna, on straci wiarygodność i szacunek.
Miałem ochotę płakać. Czy on mówił serio? Czemu on musi być takim zakłamanym gnojem? Zgwałcił mnie, a teraz udaje zasrane niewiniątko. A po minach przysięgłych i sędziego, wnioskowałem, że są bardziej przychylni jego zeznaniom.
Błagam, nie...
- Matt Hiteku to fałszywa menda, wysoki sądzie - powiedział David.
- Proszę bez takich odnoszeń! - fuknął sędzia. - To jest sala rozpraw, nie jakiś bar!
- Tak, przepraszam - rzekł, udając skruszonego. - Tylko to przez te nerwy. Zdenerwowanie faktem, że jestem oskarżony o coś, czego nie zrobiłem.
- Nie zrobiłeś?! - wrzasnęła Lili na całą salę. - Sam się przed chwilą do tego przyznałeś, kapciu!
- Proszę o ciszę! - krzyknął sędzia.
- Ale to prawda! To David jest zakłamanym szują!
- SPOKÓJ!!! - ryknął.
Lili z oburzeniem usiadła na swoim miejscu. I tak miała szczęście, że nie wywalili jej z sali rozpraw.
David kontynuował swój monolog, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że mam ostro przesrane i chyba zaraz zemdleję lub zwymiotuję.
Zacząłem rozmyślać o Uberze. Ciekawe co teraz robił. Czy znalazł już sobie nowego chłopaka?
Żałowałem, że go tak długo okłamywałem. To nie miało sensu tak szczerze powiedziawszy. A mimo to, po prostu bałem się, że jeżeli wyjawię mu kim jest dla mnie Hinta, to on będzie chciał się z nim przeze mnie spotkać.
Byłem żałosny, to trzeba przyznać. Sam to wiedziałem. Kompletny kretyn, który ślepo wierzył swojemu eks, choremu psychicznie Davidowi. Kto by był na tyle pojebany, aby znowu wejść do tej samej rzeki?
Tylko i wyłącznie ja.
***
Po tym jak mój przyszywany brat nie wytrzymał i zaczął wrzeszczeć na Davida, sędzia zarządził piętnastominutową przerwę, aby wszyscy ochłonęli. Wyszedłem z sali z wielką ulgą wymalowaną na twarzy. Zanim ktoś zdołał mnie zatrzymać, pobiegłem do męskiej toalety na pierwszy piętrze. Wpadłem do jednej z wygodnych kabin i zamknąłem się na zamek.
Usiadłem na zamkniętym sedesie i schowałem twarz w dłonie. Za dużo. Za dużo emocji jak na jeden dzień w tak krótkim czasie. Cholera. Głowa zaczynała mnie boleć.
Chciałem znaleźć się w ramionach Ubera. Chciałem, by mnie przytulił i zapewnił, że jestem dla niego ważny.
Ale to tylko moje marzenia. Wiadome było, że Uber wyjechał do Colorado i już nie wróci dla mojego (kolejnego szczerze mówiąc) kaprysu.
Na początku naszej znajomości byłem nim zirytowany. Szczególnie jego zachowaniem. Ale z czasem zacząłem się do niego przekonywać, chociaż nie chciałem. TO było coś, na co nie miałem wpływu. Okazało się to zgubne, bo tylko zniszczyłem nam obydwojgu życie. Przez moje cholerne kaprysy, on się pogubił, ja też. Szczególnie z tą sprawą z Hintą.
Co lubiłem, a raczej kochałem w Uberze?
Najbardziej te jego przekonania i to jak się starał. To, jak strzelał fochy, rumienił się czasem zakłopotany i śmiał się z moich nieudanych kawałów. Mimo, że nie musiał, pobił z kumplami Davida, przez co wylądował w więzieniu. A to wszystko dla mnie.
Nigdy nie zapomnę jego wściekłego spojrzenia i oszołomionego wyrazu twarzy, gdy wykrzyknąłem, że Hinta to mój brat. Miał prawo być na mnie zły. Tylko nie rozumiałem, czemu wyjechał bez słowa. Czemu chociaż nie przyszedł do mnie, by zwyzywać. Sama jego obecność by mnie ucieszyła.
- Matt, jesteś tu?
Podniosłem się i wyszedłem z kabiny. Hinta ze zmartwioną miną do mnie podszedł i mocno przytulił.
- Dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? - odparłem sarkastycznie.
- Matt, przestań...
- Przepraszam - westchnąłem. - Po prostu chcę już jechać do domu. Chcę mieć to za sobą.
Mój przyszywany brat pokiwał głową i poprawił mi czapkę na głowie. Potem poklepał po policzku. Ciągle patrzył na mnie jakbym miał zaraz zemdleć lub umrzeć.
- Nie musisz się o mnie martwić - powiedziałem.
- Muszę. Chcę. I będę - odparł ostro. - Jesteś moim braciszkiem. Zawsze będę się o ciebie martwił, mały.
- Nie jestem mały - powiedziałem ze słabym uśmiechem.
- Oczywiście, że jesteś - zaśmiał się.
Przytulił mnie, a potem wyszliśmy z męskiej toalety. Poszliśmy na górę. Dotarliśmy na miejsce akurat w momencie, gdy byliśmy proszeni o wejście.

________________________________
Gome, że tak krótko, ale w końcu się przełamałam i napisałam. Nie mam pojęcia czy jest dobre, czy złe. Jak dla mnie, raczej to drugie -_-