piątek, 27 grudnia 2013

028

- Byłem z Uberem.
Hinta popatrzył na mnie jakbym zdzielił go w twarz torebką pełną cegieł. Otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Wstał raptownie z mojego łóżka i podszedł do mnie żwawym krokiem.
- Jak to z Uberem? - warknął ostro, a mi po plecach przebiegły ciarki.
- Wrócił z Colorado. Wczoraj się spotkaliśmy... Zostałem u niego w domu na noc - odparłem cicho.
Mój brat zacisnął szczęki. Jego policzki aż poczerwieniały ze złości. Zastanawiałem się, czemu tak bardzo rozzłościł go fakt, że byłem z moim chłopakiem. Chyba miałem do tego prawo, prawda?
- Po tym jak cię zostawił? - syknął w końcu Hinta. - Nawet nie był z tobą na rozprawie - rzucił i zaczął chodzić po pokoju. - Więc niby dlaczego tak nagle się z nim spotkałeś?
- Bo chciałem się z nim spotkać. Pamiętam jak było... I nie zapomnę, ale to przecież po części nasza wina!
- Nasza? - zdziwił się. - Niby dlaczego nasza?
- Moja wina, bo nie powiedziałem mu o tobie. Twoja natomiast dlatego, że mi nie powiedziałeś o nim, kłamco! - powiedziałem coraz bardziej wściekły. Mój brzuch zaczął boleć, to samo głowa. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może mi wybuchnąć, a mózg rozbryznąć na ścianie pokoju.
- Ja kłamcą?! - ryknął Hinta, a ja aż podskoczyłem przestraszony. - Nigdy cię nie okłamałem! Po prostu nic nie mówiłem!
- Nie ma żadnej różnicy! - podniosłem głos. - To jest to samo co kłamstwo! Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś gejem jak ja i na dodatek wykorzystywałeś chłopaka w moim wieku!
- Nie mogłem! Przecież mówiłem, że się wstydziłem.
- Co z tego, Hinta-nii? Przecież to bez sensu. Gdybym wiedział, nie byłoby tej całej sytuacji z Uber. I może też z ... Davidem.
- Och, więc to teraz moja wina? - syknął.
- Nie! Nic takiego  nie powiedziałem!
- Ale pewnie tak myślisz - prychnął. - Że twój bezużyteczny starszy brat cię okłamywał, oszukiwał i przez to David cię zgwałcił i niemal umarłeś.
Patrzyłem na niego bezradnie, nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć. Jego słowa całkowicie wmurowały mnie w ziemię.
Hinta gwałtownie podszedł do mnie i ścisnął za ramiona, a ja byłem pewien, że będę miał siniaki po jego mocnym i bolesnym uścisku.
- Nie musisz mi tego nawet mówić, bo widzę to w twoich oczach - warknął. - Tą pogardę, którą do mnie żywisz... Wiem o tym.
Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co on do mnie mówi. Czy on naprawdę myśli, że ja tak o nim sądzę? Czy on naprawdę wierzy w to co mówi?
- Hinta... przestań - szepnąłem. - Przecież wiesz, że to nie prawda...
- Ja już nie wiem co jest prawdą a co nie - prychnął. - Moje życie to gówno.
- Hinta! - wykrzyknąłem oburzony. - Nie mów takich rzeczy! ...
Zanim zdążyłem dodać coś jeszcze, mój przyszywany brat uderzył mnie w twarz. Potknąłem się w szoku i upadłem plecami na ziemię, ręką, która była złamana przez Davida, boleśnie uderzając w kant pobliskiej szafki. Przerażony wpatrywałem się w oczy wściekłego Hinty, przyciskając obolałą dłoń do piersi. Aniki nie wyglądał na skruszonego swoim zachowaniem.
- To ty lepiej nic już nie mów - warknął ostro. - Nigdy więcej nie spotkasz się z Uberem, jasne? Nigdy więcej!
  - Nie możesz! Nie możesz mi zabronić. Hinta! - wyszeptałem.
- Oczywiście, że mogę - syknął wściekły. - Nie pozwolę mu, aby cię skrzywdził!
Jego twarz nagle złagodniała. Kucnął obok mnie i pogłaskał czule po policzku.
- Nie chcę byś cierpiał. To dla twojego dobra. Rodzice już się zgodzili.
- Ale... ale na co się zgodzili?
Hinta bez słowa patrzył mi w oczy. Potem wstał z kucek i wyjął z kieszeni klucz.
- Zostaniesz tu w swoim pokoju dopóki nie znajdziemy ci jakiejś dobrej szkoły z internatem za granicą. Nigdzie nie wychodzisz. Jeszcze dzisiaj zabezpieczymy twoje okna. Przykro mi, Matt. Musisz mnie zrozumieć.
Następnie posłał mi spojrzenie pełne cierpienia i cicho westchnął. Potem wyszedł z mojego pokoju. Usłyszałem dźwięk przekręcanego kluczyka. Wstałem raptownie i podbiegłem do drzwi. Szarpnąłem za klamkę, lecz na nic.
- Hinta! Hinta, wypuść mnie! Aniki, onegai! - krzyczałem. - Aniki!
Waliłem pięściami w drzwi, ale mimo tego rabanu nikt nie przyszedł na górę, by mi otworzyć. Byłem całkowicie wstrząśnięty zachowaniem mojego brata. Dlaczego? Dlaczego zmienił się tak nagle o sto osiemdziesiąt stopni?!
Z płaczem siedziałem pod drzwiami, całkowicie wyczerpany. Zmęczyłem się krzyczeniem, ręce mnie bolały od uderzeń.
Dlaczego, Hinta-nii?
_____________________________________________
Gomene, że tak krótko, ale pisałam trochę pod presją (-_-") Następny rozdział będzie dłuższy (chyba)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

027

  Razem z Uberem siedzieliśmy na zimnym piasku i gapiliśmy się na niespokojne morze. Po tym pytaniu mojego chłopaka, w sprawie Davida, cichym głosem wszystko mu opowiedziałem. O wyroku i całej sprawie. Gdy skończyłem, Uber nie odezwał się ani słowem, tylko pustym wzrokiem gapił się na wodę. To trwało już dobre dziesięć minut.
  - Cholerny... gnojek... - wysyczał wreszcie i poderwał się raptownie z piasku.
  - E? - zdziwiłem się. - Uber? Co jest?
  Chłopak wyglądał jakby gołą ręką miał zamiar złamać jakieś drzewo, albo cokolwiek innego, byleby rozładować swój gniew.
  - Mam ochotę go zabić - wyznał mściwie. - Ugh!
  Znów usiadł, ale tak raptownie, że sypnął na mnie piaskiem, który niestety dostał mi się za bandaże. Skrzywiłem się, co on szybko zauważył i złapał mnie za dłonie.
  - Chodź, zmienimy ci opatrunki.
  Wstaliśmy i trzymając się za ręce poszliśmy do tego pobliskiego centrum handlowego, gdzie Uber znalazł aptekę. Kupił potrzebne rzeczy i zaprowadził nas do toalety, gdzie zamknął drzwi na klucz i przy umywalce zaczął delikatnie zdejmować bandaże z moich dłoni. Gdy zobaczył krew, skrzywił się lekko jakby to jego bolało a nie mnie.
  - To było na pewno lustro? - spytał cicho.
  - Nie jestem aż tak głupi, baka! - prychnąłem i kopnąłem go w piszczel. - Chociaż przyznaję, miałem ochotę się zabić... ale teraz już nie - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się lekko.
  Odwzajemnił uśmiech i skończył zmieniać mi opatrunki. Rany na dłoniach lekko mnie piekły, ale nie zwracałem na to uwagi.
  - Wracasz co Colorado? - spytałem, gdy szliśmy pomiędzy sklepami.
  - Nie. Zostaję tutaj. Nie mam powodu do ucieczki.
  - Och, czyli uciekałeś przede mną. To zacnie, milordzie - prychnąłem i wydąłem usta obrażony.
  - Ej!
  Odwróciłem się od niego i założyłem ręce na piersi. Parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem, cmokając w tył głowy przez czapkę.
  - Nie bądź zły.... Przeprosiłem. Matt...
  No dobra. Stwierdzam, że nie mogę się na niego długo wkurzać. Za bardzo go kochałem. Za bardzo za nim tęskniłem. Za bardzo go uwielbiałem.
  Uśmiechnąłem się do niego i wzruszyłem ramionami, łapiąc go za rękę.
  - Pójdziemy gdzieś? - zaproponowałem.
  - Nie chcesz wracać do domu? Jest późno - zauważył.
  Pokręciłem głową.
  - Jeśli już, to tylko do ciebie.
  Przez długi czas patrzył mi tylko w oczy. W końcu jeden kącik jego ust uniósł się ku górze i z uśmiechem odparł:
  - Dobra, jeśli chcesz.
***
  - Wow. Masz fajny pokój! - powiedziałem z podziwem.
  - Normalny - parsknął śmiechem.
  Jeszcze raz przesunąłem wzrokiem po nowoczesnej plazmie, najnowszej generacji DVD, laptopie, odtwarzaczu i innych takich, które musiały być cholernie drogie. Usiadłem na wygodnym łóżku z narzutą w paski i uśmiechnąłem się do Ubera.
  - Więc co chcesz robić? - spytał.
  - Um... Nie wiem. Wymyśl coś - odparłem ze śmiechem.
  Więc skończyło się na tym, że leżeliśmy na jego łóżku i trzęśliśmy się ze śmiechu oglądając komedię American Pie. Może ten film i był dla facetów, był zboczony i głupi, ale jednak mnie śmieszył. Wszystkie części. Ubera najwyraźniej także.
  Po obejrzeniu pięciu  filmów na raz, sam nie wiem kiedy ale zasnąłem. Po prostu w jednej chwili się śmiałem, a już w drugiej ogarnęła mnie ciemność, w której byłem tylko ja. Uwielbiałem sen. Ale taki bez koszmarów. Niestety, dzisiaj do mojej podświadomości także wkradł się David.
  Zerwałem się z łóżka do pozycji siedzącej. Byłem sam z Uberem, który także siedział, tyle że ze zmartwioną miną i wpatrywał się we mnie uważnie. W pokoju było ciemno i cicho.
  - To tylko sen, Matt. Zwykły koszmar - powiedział zaniepokojony, gładząc mnie po ramieniu.
  - Wiem - szepnąłem drżąco. - I wiem te, że czasem sen jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
***
  Z samego rana następnego dnia, wstałem i cichaczem zostałem wyprowadzony z domu Ubera. Wyglądało to tak, jakby chłopak świetnie się bawił, abyśmy nie zostali przyłapani przez jego rodziców. Na końcu cmoknął mnie w nos i z uśmiechem pożegnał. Autobusem wróciłem do domu, zastanawiając się, czy zauważyli, że nie było mnie w domu.
  Taaa. Tak, zauważyli...
  - Matthiew! - wykrzyknęła moja matka i złapała mnie w ramiona, mocno do siebie tuląc.
  - Gdzie byłeś?! - spytał wściekł ojciec. - Od zmysłów odchodziliśmy z twoją matką i siostrą!
  - Gomene... To znaczy przepraszam. Musiałem pobyć trochę sam - skłamałem. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że was zamartwiałem...
  Ojciec westchnął głęboko i powiedział, bym poszedł do pokoju odpocząć, a zaraz ktoś przyniesie mi jedzenie. Podziękowałem i szybko czmychnąłem na górę. Alleluja, nie zadawali zbędnych pytań.
  Wszedłem do pokoju i stanąłem. Na moim łóżku siedział naprawdę wściekł Hinta. Zamknąłem za sobą drzwi.
  - Gdzie byłeś? - spytał cicho.
  - Nigdzie...
  - Gdzie byłeś, do cholery?! - wrzasnął.