czwartek, 27 marca 2014

Jakby co, jeśli ktoś ma wątpliwości...

To nie jest koniec Zakochanego Idioty, nawet jeśli 34 rozdział kończy się tak jak się kończy... Nie. Mam jeszcze jako taką koncepcje co zrobić z dorosłym Mattem i jego życiem c: Ale jeśli chcecie już epilogu, zakończenia Idioty... wystarczy napisać! Przecie to po części i od was zależy!! Mogę teraz skończyć, ale mogę to pisać dalej. Więc co? Pisać czy nie pisać? O to jest do Was pytanie
~Viva

środa, 26 marca 2014

034

Czy ten rozdział jest krótki? Hm. Według mnie średni, ale i tak znajdzie się ktoś, kto powie, że jest on krótki, prawda? Eh... Napisałam Idiotę, biorę się za Wojnę. Piszę i piszę, ale cały czas wszystko zmieniam, więc wychodzi na to, że i tak jestem w punkcie wyjścia. Masakra.
Mam nadzieję, że się podoba. Mam prośbę, by po przeczytaniu zagłosować na ankietkę tam z boku --->. Nowa jest c: Ale dopiero po przeczytaniu! 
Ach, prawie bym zapomniała. Dziękuję za miłe komentarze. I za pomoc w diagnozowaniu choroby Matta! Kocham Was ludzie, naprawdę <3

Rozdział 34
Pięć lat później, Nowy Jork

- Matthiew! Ułożyłeś książki w dziale dziecięcym?!
- Tak, szefowo - odparłem i napiłem się coli z puszki.
- Po przerwie pokaż Brianowi jak wbija się nowe książki do systemu, okej?
- Dobrze!
Stephanie wyszła z pokoju i zamknęła drzwi z cichym trzaskiem. Dopiłem do końca i zawiązałem sznurowadła prawego adidasa. Wstałem z ciemnej kanapy i skorzystałem z toalety dla personelu. Myjąc dłonie w białym zlewie, gapiłem się na swoje odbicie w lustrze.
Przez pięć lat zdąrzyłem się zmienić. Gdy chodziłem do tamtej prywatnej szkoły, byłem raczej chudy, niski i nijaki. Zresztą, już sam za dobrze siebie nie pamiętałem. Zniszczyłem wszystkie zdjęcia i dokumenty z mojego dzieciństwa i z okresu uczęszczania do szkoły StClooba. Zerwałem niemal wszystkie znajomości, przestałem kontaktować się z rodziną. Chciałem być samodzielny. Nie chciałem na nikim polegać.
Z taką właśnie myślą przewodnią po ukończeniu szkoły - przeniosłem się do publicznego liceum - wyprowadziłem się z domu i wyjechałem do NY. Znalazłem sobie pracę i mieszkanie, zacząłem ćwiczyć. Poznałem Alexa Britane, z którym zacząłem uprawiać jogging i koszykówkę. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Po dwóch latach znajomości mogliśmy się spokojnie zacząć nazywać parą. Kochankami.
Dzięki wspólnym ćwiczeniom z Alexem wyrobiłem sobie trochę ciało. Jakimś cudem udało mi się wzrostem dobić do metra siedemdziesięciu sześć. Zamiast być chudym, byłem wysportowany.
Zmieniłem się trochę z wyglądu. Znowu zapuściłem włosy, teraz aktualnie sięgały mi do połowy pleców, a przedziałek miałem na środku głowy. Miałem pociągłą twarz, która przez te pięć lat z chłopięcej stała się męska. 
Często cieszyłem się, że tamten Matt zniknął.
Alex wiedział co się wydarzyło w moim życiu pięć lat temu. Wyznał mi nawet, że zacząłby się ze mną na poważnie umawiać o wiele wcześniej niż po dwóch latach znajomości, ale bał się, że mnie zrani, albo że odrzucę go ze względu na moją przeszłość.
 Czasem zdarzały się śmieszne sytuacje, że ja, aktualnie dwudziestojednoletni młody mężczyzna, byłem o wiele poważniejszy niż on, dwudziestopięciolatek. Po prostu on czasem wciąż bujał w obłokach i zachowywał się jak nastolatek. To w nim lubiłem. No i nie tylko to. Alex to typowy przystojniak, po którym kobiety nie spodziewałyby się, że preferuje swoją płeć. Jest wysoki - ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu - wysportowany, z wąskimi biodrami i silnymi ramionami. Kwadratowa szczęka, burza czarnych, roztrzepanych włosów i szare oczy. Oprócz wyglądu miał także świetną osobowość. Zabawny, szarmancki. Można by rzec, że Alex to ideał.
Ale jak to wiadomo, ideały nie istnieją. Alex miał parę negatywnych cech. Mianowicie:
Nie potrafi gotować, wszędzie gdzie się pojawia, zostawia za sobą gigantyczny bajzel, ma tendencję do zasypiania gdzie popadnie i zakładania dwóch różnych skarpetek. Lecz to w pewien sposób czyniło go słodkim. 
Przynajmniej według mnie.
Wyszedłem z pokoju dla personelu i nucąc pod nosem przeszedłem pomiędzy regałami z książkami do stanowiska informacji, gdzie stał Brian, nasz nowy pracownik. Ach, zapomniałem wspomnieć, że pracuję w księgarni.
- Co tam, Brian? Zabieramy się do roboty? - spytałem z uśmiechem.
- T-tak, panie Hiteku - odparł drżącym głosem.
Brian miał siedemnaście lat i zaczynał tu pracować na pół etatu,  by wspomóc finansowo swoją rodzinę. Miło z jego strony, prawda?
Zacząłem pokazywać chłopakowi jak wbija się nowe książki do systemu księgarni. Po dziesięciu minutach podeszła do mnie Stephanie z zacieszem na buzi.
- Kochany, przyszedł po ciebie twój chłopak - powiedziała, a ja dostrzegłem jak Brian się zarumienił. - Możesz wyjść dzisiaj wcześniej.
Ponad jej ramieniem dostrzegłem wysoką postać Alexa przy wejściu do księgarni. Ubrany był w idealny garnitur i... czarno-czerwone trampki. Każdy w księgarni i w moim budynku mieszkalnym wiedział, że jestem  gejem i chodzę z Alexem. Uznałem, że ukrywanie się jest bez sensu. Za dużo zawiłości i problemów. Alex podzielał moją opinię. 
Poszedłem do pokoju dla personelu i wziąłem swoje rzeczy. Zapiąłem każdy guzik szarego płaszcza i idąc w kierunku Alexa pożegnałem się z Samanthą, Brianem i Bellą.
- Cześć, kociaku - przywitał mnie Alex i pocałował krótko w usta.
- Fajne buty. Stylowe - mruknąłem.
- No wiem - zachichotał. Gdy się uśmiechał, wyglądał jak chłopczyk, a w policzkach pojawiały mu się słodkie dołeczki. - Miałem dzisiaj zebranie rady w sprawie wielkiego przetargu z Chinami. Dzięki mojej elokwencji i wygadania, wybrali naszą firmę. Szef się ucieszył i dał mi awans oraz premię - dodał ucieszony. - Dlatego zabieram cię dzisiaj na kolację.
- Kolację? - zdziwiłem się. - Jest dopiero szesnasta, a nawet nie...
- Kociaku, najpierw pójdziemy do kina, na ten film, co chciałeś obejrzeć.
- Yay! Cudownie! - ucieszyłem się i zachichotałem.
Rozmawiając o codziennych błahostkach pojechaliśmy do mojego mieszkania i przebraliśmy się w wygodniejsze ciuchy. Alex zdjął garnitur i założył bojówki khaki oraz białą koszulę, a czarno-czerwone trampki zamienił na sportowe obuwie. Ja przebrałem jedynie koszulkę ze Snoopym.
Pojechaliśmy do kina, a potem prosto z niego na kolację do naszej ulubionej knajpki przy skrzyżowaniu 34 i 35 przecznicy. Może nie była to jakaś wykwintna restauracja, ale atmosfera była miła, a jedzenie - szczególnie kurczak z nadzieniem - było przepyszne.
Po zjedzeniu złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do mieszkania Alexa. Mężczyzna pracował jako biznesmen i zarabiał o wiele więcej niż ja, dlatego też mieszkał w ogromnym apartamencie, a nie w przeciętnym mieszkanku tak jak ja. Mimo to, częściej przebywał u mnie. Wiedzieliśmy, że wspólne mieszkanie byłoby o wiele tańsze i łatwiejsze, ale obydwoje wiedzieliśmy, że nasz związek na pewno nie będzie trwał wieczność, nawet jeśli teraz byliśmy bardzo ze sobą zżyci.
- Chcesz wziąć kąpiel, kociaku? - spytał mnie Alex, ściągając koszulę.
- Hai. Weźmy ją razem - zaproponował.
Uśmiechnął się i nachylił się, by mnie pocałować. Po chwili odsunął się i pogłaskał mnie po boku głowy, gdzie pod włosami dało się wyczuć bliznę po operacji. Pięć lat temu lekarze wykryli u mnie zaburzenie pracy mózgu. Podejrzewali u mnie nowotwór, robili mi setki dziwnych badań i operacji. Nie pamiętam nawet za dobrze tych wszystkich diagnoz, bo wszyscy w szpitalu - ba, co ja mówię, jeździłem od jednego szpitala do drugiego! - posługiwali się medycznym żargonem, więc niemal nic nie rozumiałem. Zresztą, miałem na to wywalone.
Po trzech miesiącach w końcu jeden z lekarzy udowodnił, że to było tylko podejrzenie nowotworu, więc tak właściwie nie byłem AŻ TAK poważnie chory. Zamiast tego miałem anemię.
Wzięliśmy z Alexem wspólną kąpiel, która skończyła się seksem w łazience. Potem przenieśliśmy się do sypialni.
Gdy w nocy leżałem wtulony w ciepły tors Alexa, jak zawsze planowałem sobie ogólny zarys kolejnego dnia. To był już mój nawyk. Wiadomo, że zawsze może coś wypaść, ale wolałem wiedzieć, co mogę i muszę jutro zrobić.
Skończyłem rozmyślać i pocałowałem Alexa w ramię. Mężczyzna przez sen mocniej mnie do siebie przytulił i zamknął w żelaznym uścisku. Gdy zasypiał, nigdy się nie wiercił. Zawsze spał w tej samej pozycji przez całą noc. Dlatego cały czas byliśmy do siebie przytuleni.
Lubiłem zasypiać w czyichś ramionach. 
Czułem wtedy, że nie jestem sam.

wtorek, 18 marca 2014

33

Yay, nowy rozdzialik! To wszystko dzięki dwóm dziewczynom, które dzisiaj do mnie zadzwoniły i zmotywowały mnie do działania. (Tak właściwie to zagroziły Żyrafą -_-") Ale, ale! Gdyby nie Gupia i Brudna, nie byłoby tego oto 33 rozdziału c:  Postaram się (postaram, nie obiecuję, prawda? Każdy chyba rozumie tą różnicę, prawda?) jak najszybciej dodać nowy rozdział, bo coś czuję, że muszę wymyślić dalsze losy Matta i Ubera. Ups. Czyżby spojler? Niee, nie sądzę. Geez, ale ze mną jest coś nie tak. Przepraszam, rozpisałam się, nie czytajcie mnie, mam majaki, bo leżę w łóżku z gorączką 38,7 stopni. Nienawidzę być chora. Na dodatek dzisiaj miałam mieć aż trzy kartkówki. I to pod rząd. A wyszło na to, że będę musiała uganiać się za nauczycielami na dodatkowych lekcjach...
Dooobra, już nie zanudzam! Soraski i życzę miłej lektury.
Z dedykacją dla magicznej żyrafy :3

Rozdział 33

Obudziłem się następnego ranka będąc sam w sali. Na krześle obok łóżka leżał płaszcz pana Bibliotekarza, więc mężczyzna nie poszedł gdzieś daleko.
Zdołałem usiąść na łóżku, cały czas podpierając się rękoma. Zauważyłem, że mam na sobie tylko luźne spodnie od dresu. Byłem bez koszulki, a do piersi przyczepione miałem jakieś białe kółka z cienkimi kabelkami, które ciągnęły się do różnych aparatur koło łóżka. Pikały co chwilę, a to mnie bardzo denerwowało. Oderwałem to białe coś, a pikanie przemieniło się w długi pisk, który po chwili ustał. Wyjąłem wbitą igłę od kroplówki z żyły na przedramieniu i stanąłem gołymi stopami na zimnej ziemi. Z rany po igle spłynęła kropla krwi, ale zignorowałem to.
Chociaż kręciło mi się w głowie, wyszedłem ze swojej sali na jasny korytarz, gdzie przechadzali się inni pacjenci, a także pielęgniarki. Starałem się wyglądać na pewnego siebie, aby nikt nie skapnął się, że zamierzam uciec.
Przystanąłem na zakręcie korytarza i przycisnąłem policzek do przyjemnie zimnej ściany. Nagle usłyszałem głos Bibliotekarza i mojej matki. Rozmawiali o mnie. Parę razy wyłapałem swoje imię, ale szeptali między sobą, więc ogólnego sensu ich rozmowy nie rozumiałem. W pewnym momencie mnie dostrzegli.
- Matthiew! - wykrzyknęła moja matka.
Moja ręka ześlizgnęła się ze ściany. Poczułem jak spadam w dół, widziałem zbliżającą się podłogę, lecz na szczęście w ostatniej chwili złapał mnie Bibliotekarz, ratując mnie przed bliskim spotkaniem z szarym linoleum.
- Co ty tu robisz? - spytał z sapnięciem i wziął mnie na ręce. - Zwariowałeś?
Wtuliłem twarz w jego szarą koszulkę i nie odpowiedziałem. Zaniósł mnie do mojej sali, kładąc na szpitalnym łóżku i nakrywając cienką kołdrą. Po paru sekundach do pomieszczenia wpadła moja matka w asyście lekarza i pulchnej pielęgniarki. Kobieta ubrana w biały uniform rzuciła się w moim kierunku i zaczęła mnie na nowo podłączać do tych wszystkich aparatur i kroplówek. Nie znałem się na tym, więc nie rozróżniałem tych wszystkich rzeczy, które znajdowały się w tym pomieszczeniu.
- Chciałeś uciec, synu, czy jak? - spytał mnie lekko oburzony lekarz. - To szkodzi twojemu zdrowiu!
Nie odpowiedziałem. Jedynie gapiłem się w jego szare, zwykłe oczy, które mnie bacznie obserwowały. Nie miałem siły ani ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a na pewno już nie z lekarzem. Miałem ich wszystkich już po dziurki w nosie!
- Doktorze, co się dzieje z moim synem? Macie już wyniki badań, prawda? - zapytała moja przejęta matka.
- Owszem, są już wyniki - odparł doktor i przeniósł wzrok ze mnie na nią. (Tutaj, drodzy czytelnicy, piszę bzdury -_- Nie mam pojęcia, czy tak naprawdę przez zaburzenia pnia mózgu może coś takiego się stać. Miałam to jakoś sprawdzić w internecie, ale zawsze wychodziło na to, że robiłam co innego. Jeżeli kogoś to naprawdę urazi, proszę napisać w komentarzach, postaram się poprawić.) - Wygląda na to, że pani syn ma zaburzenia pracy pnia mózgu. Przez to jego serce, oddech i ciśnienie krwi nie są w normie i nie pracują tak jak powinny. Na szczęście jest to tylko lekkie zaburzenie. Jeżeli stan jego pnia mózgu się pogorszy, pani syn może nawet umrzeć.
- O mój Boże - wyszeptała moja matka. - Czy... czy można coś z tym zrobić?
- Owszem - odparł lekarz. - Możemy przeprowadzić odpowiednią operację. Jednak nie jest ona tania...
- Zapłacę każdą cenę za wyzdrowienie mojego dziecka.
- Dobrze. W takim razie proszę za mną, omówimy szczegóły.
Mężczyzna wyszedł razem z moją matką i pielęgniarką, która skończyła swoją pracę. W moim tymczasowym pokoju został tylko Bibliotekarz, który z nieodgadniętą miną przypatrywał się mi.
- Masz mętlik w głowie, prawda? - spytał cicho.
Zaskoczony zmarszczyłem brwi, ale skinąłem głową. Miałem mętlik. Zamiast mózgu miałem papkę. Pogubiłem się w swoim życiu. Nigdy nie było tak źle jak teraz. No chociaż. Czy ja wiem? A gwałt Davida? To było okropne.
- Nie wiem co mam myśleć - szepnąłem i - sam nie wiedząc czemu - opowiedziałem mu co się wydarzyło.
Bibliotekarz przez cały mój wywód słuchał mnie, patrząc mi prosto w oczy. Nie odwracał wzroku, nie robił zakłopotanej miny. On po prostu siedział przy moim łóżku i słuchał. Uświadomiłem sobie, że naprawdę o niebo lepiej się poczułem, gdy mu to wszystko powiedziałem. Jakby kamień spadł mi z serce. Po prostu brakowało mi wygadania się przed kimś.
- Przepraszam, że musiał pan tego wszystkiego słuchać.
- Nie, nie przepraszaj - powiedział. - Wszystko jest dobrze. Ja rozumiem jak się czujesz. Sam tak kiedyś miałem... Ale to zbyt długa historia, bym mógł ci ją opowiedzieć - dodał z uśmiechem. - Gdyby Lili się dowiedziała o czym my tu rozmawiamy, byłaby zazdrosna, nie sądzisz?
Uśmiechnąłem się lekko.
- Fakt. Ma pan absolutną rację.
- No widzisz - zaśmiał się. Po chwili spytał:
- Ulżyło ci, prawda?
- I to jak. Dziękuję. Ja...
Zanim skończyłem drzwi od sali się otworzyły. Stanął w nich Uber z zaniepokojoną miną.
- Dzień dobry, proszę pana - mruknął do Bibliotekarza.
- Och... W takim razie ja już będę się zbierał. - Bibliotekarz podniósł się z krzesła i założył płaszcz. Pogłaskał mnie po głowie, a ja uśmiechnąłem się kącikiem ust. Ten mężczyzna był aniołem. - Trzymaj się, Matt. Następnym razem przyjadę z Lili.
- Dobrze.
- Do widzenia, Uber - powiedział do mojego chłopaka i wyszedł. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Uber usiadł na krześle schował twarz w dłonie.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem... Gdy wybiegłeś tak nagle... miałem same straszne myśli - wyszeptał. - Bałem się, że zrobisz sobie krzywdę. Szukałem cię razem z Hintą. Potem zadzwoniła do niego twoja matka i powiedziała, że straciłeś przytomność... Co ty robiłeś u Davida w więzieniu?!
Podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Chciał ze mną porozmawiać.
- I ty się na to zgodziłeś? - syknął. - Po tym co ci zrobił?!
- Zrozumiałem co zrobiłem dopiero gdy się tam znalazłem. Pogadaliśmy. Nic strasznego...
- W takim razie dlaczego zemdlałeś, huh?!
Zacisnąłem zęby i wycedziłem:
- Porozmawiaj sobie z moim lekarzem.
Uber wstał gwałtownie z krzesła i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Wyglądał na zdenerwowanego i zdesperowanego jednocześnie.
- Czemu ty mi to robisz? - spytał ostro, wymachując rękoma wokół siebie. - Dlaczego zachowujesz się jak małe dziecko?! Jesteś już niemal dorosły, Matt! Opamiętaj się, proszę. Ja zwariuję jeśli...
- W takim razie zerwijmy.
- Słucham?
- Zerwijmy - powtórzyłem głośno.
- C-co...? Co ty pieprzysz?! Niby dlaczego mamy ze sobą zerwać?!
- Skoro się męczysz w moim towarzystwie... Przeszkadza ci przecież moje zachowanie dziecka. Skoro jestem dla ciebie takim utrapieniem, zerwijmy.
- Matt... My dopiero co...
Popatrzyłem mu w jego zszokowane oczy i powtórzyłem:
- Zerwij ze mną. Inaczej będę cię cały czas ranił. Nie chcę być już tobą, Uber. To dla mnie za ciężkie - wyznałem. - Te wszystkie zagadki, zawiłości... Ja mam mętlik w głowie. Nie wiem co robić, co mam myśleć. Ja już nie daję rady, wiesz?
Westchnąłem ciężko i schowałem twarz w dłonie.
- Zastanawiam się, czy moje życie byłoby lepsze gdybym cię nie spotkał.
- Matt, proszę cię...
- Przepraszam, Uber. Naprawdę cię przepraszam - załkałem, a z oczu popłynęły mi łzy. - Tylko po prostu... ja już dłużej tak nie mogę. To dla mnie za trudne. Chcę być normalnym chłopakiem. Chcę mieć zwyczajną rodzinę, chłopaka. Przepraszam, Uber...
- Matt, ja cię błagam. Nie każ mi się zostawiać. Ja cię kocham!
Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Uber jest bliski płaczu. Lecz nic nie mogłem na to poradzić.
- Proszę, nie utrudniaj tego wszystkiego. Odejdź, zostaw mnie - wyszeptałem drżąco. - Wiem jakim jestem śmieciem. Nie zasługuję na miłość. Ja po prostu jestem na to wszystko za słaby.
Wytarłem łzy i położyłem się na boku, zaciskając powieki. Słyszałem jak oddech Ubera przyśpiesza i staje się nieregularny. Uświadomiłem sobie, że on płacze. Nie chciałem patrzeć na jego łzy. Wiedziałem, że go raniłem. Ale inaczej nie potrafiłem. Musiałem go od siebie odsunąć, by już nigdy nikogo nie ranić, a także żeby nigdy nie być już ranionym.
Wyglądało na to, że jestem zwykłym skurwielem.
Uber wyszedł po pięciu minutach płaczu i patrzenia na mnie.
...
Przez kolejne pięć lat nie widziałem go ani razu na oczy.

sobota, 1 marca 2014

32

No i jest kolejny rozdzialik. Cieszycie się, cieszycie?

32

Za cholerę nie wiem dlaczego zgodziłem pojechać do więzienia, gdzie siedział David. Czy ja naprawdę aż tak miałem nawalone w głowie? A może po prostu był to wynik szoku, który spowodował mężczyzna, przedstawiając się jako adwokat mojego eks?
Sam już nie wiedziałem.
Celnik zaprowadził mnie do pomieszczenia z jednym rzędem ławek z szybami i krzesłami po oby stronach. Miejsca jak prosto w filmach. Nigdy nie byłem w więzieniu, więc wszystko tu była dla mnie całkowicie nowe.
Usiadłem na twardym krześle naprzeciwko czekającego na mnie już Davida. Chłopak wyglądał stosunkowo dobrze. Musieli go tu dobrze karmić, a on sam musiał trzymać się z głową uniesioną ku górze.
- Cześć, Matt - odezwał się jako pierwszy.
Westchnąłem cicho, czując jak coś pulsuje mi w głowie. Obiecałem sobie, że muszę iść do lekarza by się zbadać, bo to mogło być coś poważnego.
- Cześć, David. Czego chciałeś?
- Porozmawiać.
- Tyle to ja wiem - powiedziałem, patrząc na niego jak na kretyna. - Tylko o czym?
Przez chwilę gapił się na mnie bez słowa, z całkowicie nieodgadniętą miną. W tej chwili naprawdę chciałbym wiedzieć o czym David myśli. Zaoszczędziłoby mi to szoku, którego po jego słowach doznałem.
- Uber nie jest taki jaki uważasz.
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem palce na koszulce.
- O co ci chodzi? - spytałem, niemal warknąłem.
- Uber jest kompletnie inny. Nie dziwi cię to, że Hinta jest tak bardzo przeciwny waszemu związkowi?
Otworzyłem szeroko oczy, a on cicho przeklął, jakby właśnie palnął jakąś okropną głupotę.
- Skąd wiesz, że...
David wytarł dłonie w pomarańczowy strój więzienny - trzeba przyznać, że dobrze w nim wyglądał, to stwierdzenie aż mnie samego zaskoczyło - i nerwowo zerknął na stojących ochroniarzy przy ścianie.
- Hinta... Hinta mnie przedwczoraj odwiedził. Rozmawiałem z nim.
Byłem tak zszokowany, że nie potrafiłem się wyrazić. Po prostu się na niego gapiłem jak ułomny.
- Wypytywał mnie o Ubera, gdy chodziliśmy jeszcze do szkoły. Pytał mnie o ciebie, o to co się między nami wydarzyło. Był całkowicie spokojny w stosunku do mnie. Ale gdy mówił o Uberze, z jego oczu niemal sypały się iskry.
Zamrugałem, bo oczy zaczęły mnie piec.
- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale muszę cię jakoś przekonać. Uber to skurwiel. Nie zdziwię się, jeśli chce się odgryźć na Hincie za to co on mu zrobił. Jeżeli chce zranić Hinte, wystarczy mu, że zrani ciebie, Matt.
- Nie wierzę ci... - wykrztusiłem. - Nie jest w stanie ci uwierzyć, szczególnie, że sam mnie oszukiwałeś, a potem zgwałciłeś. Wiesz, że śnisz mi się po nocach?
Chłopak drgnął, ale dalej patrzył mi prosto w oczy.
- Nie wiem co ja tu robię, czemu dałem się tutaj zaciągnąć, skoro boję się ciebie jak nigdy. Boję się nawet zasnąć, bo wiem, że odwiedzisz mnie w koszmarach. Popatrz na moje dłonie - pokazałem mu obandażowane ręce. - Miałem majaki. Widziałem cię w lustrze. Rozwaliłem je, bo nie chciałem cię widzieć nigdy więcej.
- Matt... - zaczął, lecz mu przerwałem.
- To już nie ma sensu. Wiem, że chcesz się zemścić za to, że tutaj siedzisz, za to, że rozwaliłem ci reputację. Ale ja ci nie uwierzę. Znam Ubera. On nie jest zdolny do takich kroków. On mnie kocha.
- Ja też mówiłem, że cię kocham! - syknął, a ja się wzdrygnąłem. - Też cię zapewniałem, że jesteś tym jedynym, że zawsze będę przy tobie. A teraz co? Aż tak mu ufasz?!
- Tak...
- To dlaczego on zniknął, gdy tylko dowiedział się, że Hinta jest twoim bratem? Gdyby cię kochał, zostałby i by z tobą porozmawiał, a nie uciekał do Colorado! I dlaczego wrócił akurat wtedy, kiedy dowiedział się, że sprawa się skończyła.
- On nie wiedział, kiedy była rozprawa - zacząłem go bronić. - Ja musiałem mu powiedzieć o wyniku.
David zaśmiał się szyderczo i oparł się nonszalancko plecami o zimne oparcie metalowego krzesła.
- I ty w to wierzysz? - prychnął. - On doskonale wiedział o tej rozprawie i jaki był jego wynik. Jego starsza siostra była jedną z przysięgłych i informowała go o każdym posunięciu sędziego.
- Niemożliwe... Odbiło ci! - wyszeptałem drżąco.
- Nie, Matt. To wszystko prawda.
- Nie! Niemożliwe! - krzyknąłem i zerwałem się z miejsca. - Kłamiesz! Zawsze kłamałeś! Nie wierzę ci, kłamco!
Zakręciło mi się nagle w głowie. Poczułem ogromny ból w dolnej części brzucha i u podstawy czaszki. Złapałem się krawędzi stolika, ale grawitacja była zbyt silna. Upadłem na ziemię, jak przez mgłę widząc podbiegających do mnie ochroniarzy, a także niewyraźnie słysząc wrzaski Davida, który wołał kogoś o pomoc, a także krzyczał moje imię. Zanim straciłem przytomność, usłyszałem jego przenikliwy wrzask:
- MATT! MATT!
***
O mój Boże...
Wszystko mnie bolało.
Nie mogłem ruszać żadnymi kończynami. Chciałem unieść lub chociaż przechylić głowę, ale za bardzo mnie bolało. Miałem wrażenie, że zaraz umrę.
A może...
Może to i lepiej, bo nie czułbym bólu...
Och, tak bardzo nie chcę czuć.
Błagam, Boże, zlituj się nade mną.
A jeżeli nie ty, chociaż niech Szatan wreszcie mnie do siebie zabierze, bo nie wierzę, by w Piekle mogłoby być gorzej niż teraz.
A może jestem w Piekle i dlatego mnie wszystko boli? Uch.. Ale dlaczego nie mogę się ruszać?
Wokół mnie była sama ciemność. Starałem się skupić na wyostrzeniu wzroku lub poruszeniu się, bo nie chciałem rozmyślać o Uberze, Hincie i wizycie u Davida. Nie wierzyłem w żadne jego słowo, ale... Po prostu już nie wiedziałem co myśleć. Co robić. To było zbyt trudne.
***
Nie wiem ile czasu minęło zanim zdołałem poruszyć palcami u rąk, a następne u nóg. W końcu uchyliłem powieki na tyle, by dostrzec przenikliwe białe światło i zarysy pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Była to jedna ze sterylnych sal szpitalnych. Cholera. A więc znowu byłem w szpitalu. Miałem tylko nadzieję, że nic poważnego.
Przechyliłem głowę na bok, bo zauważyłem czyiś ruch.
- U... Ube...r? - wycharczałem przez zaciśnięte gardło.
- Przykro mi, ale nie jestem Uberem - odparł znajomy mi głos. - Jestem bibliotekarzem z twojej szkoły, Matt. Ubera tutaj nie ma. Lili poprosiła mnie, bym z tobą posiedział przez noc, podczas gdy ona zmyje głowę twojemu bratu i chłopakowi.
- N..noc?
- Tak, jest druga dwadzieścia.
- Przep... prze...praszam - wyszeptałem słabym głosem. Miałem wrażenie, że moje gardło to jeden wielki papier ścierny.
- Nie przepraszaj - odparł pan Bibliotekarz. - Lili mnie poprosiła, więc to robię. I tak nie miałem nic innego do roboty.
- Przepraszam...
- Powiedziałem, że nie musisz.
- Ale jednak... przepraszam.
- Och, Matt -westchnął i pogłaskał mnie po czole. - Zamknij oczy i się prześpij.
Skinąłem krótko głową. Potem przymknąłem oczy i oddałem się w ręce boga snu.