środa, 9 marca 2016

WIELKI POWRÓT! BUM!!!

Witajcie, ludzie, ufo i inne stworzenia!
Oficjalnie postanowiłam reaktywować tego bloga. Nie było mnie tu tak długo... Ach, te piękne czasy! 
Najnowszy rozdział jest już w trakcie tworzenia. Ukaże się on jeszcze w tym tygodniu, zapewne w weekend. Tak więc... wyczekujcie? xD Jak kto chce :)
Pozdrawiam,
~ Viva

wtorek, 8 lipca 2014

040

No i jest nowy rozdział. Nie wiem czy się spodoba, bo tak właściwie to według mnie to wiele się tutaj nie dzieję, ale cóż... może ktoś będzie miał inne zdanie. Miłego czytania,
~Viva

Rozdział 40

W duchu szczerze się cieszyłem, że wyjechałem razem z Alexem. Ale nie powiedziałem mu tego, bo przez cały wyjazd mówiłby:
- No widzisz, zawsze mam świetne pomysły. A ciebie zaaawsze trzeba tak długo namawiać.
Oszalałbym z nim, więc po prostu udawałem ciągle lekko naburmuszonego. Po dwóch dniach spędzonych na słodkim lenistwie ani Alex, ani ja, nie poruszaliśmy tego tematu, jakbyśmy byli na Hawajach od jakichś dziesięciu lat.
Alex starał się ze wszystkich sił, by zająć moje myśli sobą i pięknymi widokami, bylebym nie myślał o tym co się dzieje w Nowym Jorku, a także o mojej przeszłości. Całymi dniami chodziliśmy po plaży, kąpaliśmy się lub po prostu kochaliśmy w przestronnej sypialni domku, który Alex specjalnie dla nas wynajął. Wolałem nie pytać ile to musiało go kosztować.
Na szczęście wiedziałem jak mogę mu się odwdzięczyć. Jeszcze kiedy byłem w Nowym Jorku, poszedłem kupić mu prezent. Tak naprawdę nie wiedziałem co mogę mu dać, więc zmusiłem Ubera, by mi pomógł. Był oburzony tą prośbą, ale gdy zobaczył, jak bardzo mi na tym zależy, poszedł ze mną do jubilera. I chociaż był strasznie naburmuszony, to pomógł mi wybrać prezent.
Alex lubił świecące ozdoby, ale takie, które potrafiły rzucać się w oczy, chociaż były małe i po części przykryte ubraniem.
Piątego dnia na Hawajach, obudziłem się wcześniej niż mój kochanek. Wyplątałem się z uścisku jego ramion i owinąłem się w pasie cienką narzutą, która leżała obok łóżka, odkąd poprzedniego dnia zrzuciłem ją tak, uznając, że jest pod nią zbyt gorąco.
Poszedłem do łazienki, w której załatwiłem wszystkie potrzeby związane z poranną toaletą i ubrałem luźne, błękitne bokserki. Zajrzałem do sypialni, ale Alex dalej spał jak zabity.
Nucąc pod nosem jedną z piosenek Rise Against przeszedłem jasny salon, by dostać się do kuchni. Tam wyjąłem potrzebne składniki i szybko zrobiłem górę naleśników. Naszykowałem parę, a resztę zawinąłem i schowałem do lodówki. W te zostawione zawinąłem dwa rodzaje dżemów, a także i masło orzechowe. Nalałem do wysokiej szklanki soku, a sam wypiłem parę łyków prosto z kartonu. Ustawiłem wszystko razem ze sztućcami na drewnianej tacy i doprawiłem porama drobiazgami.
Zaniosłem tacę do sypialni. Ustawiłem ją na małym stoliku nocnym stojącym obok łóżka i nachyliłem się do Alexa. Zacząłem go budzić, jednocześnie go delikatnie szturchając i gryząc w ramię. Już po paru sekundach zostałem złapany w jego silne ramiona. Uśmiechnąłem się złośliwie, patrząc jak ziewa, a potem jedną ręką przeciera oczy, by pozbyć się sennej mgiełki.
- Czemu budzisz mnie o tak barbarzyńskiej porze?! - zapytał zaspanym głosem i usiadł na łóżku, plecami opierając się o drewnianą ramę.
- Jest już jedenasta, Alex - parsknąłem, a potem pochyliłem się, złapałem tacę i ustawiłem ją na nogach zdziwionego mężczyzny.
- Z jakiej to okazji? - spytał szczerze zdziwiony. No tak, to było do przewidzenia. Alex zawsze zapominał o swoich świętach.
- Wszystkiego najlepszego, staruszku - powiedziałem ze śmiechem. - Masz już dwadzieścia sześć lat.
- To dzisiaj!? - zawołał i palnął się w głowę.
- Tak dzisiaj. Dlatego mam dla ciebie prezent.
Podsunąłem mu do ręki czarne pudełeczko powleczone białą skórą i czarnymi, zawiłymi wzrorkami. Uśmiechnął się jak nastolatek i otworzył je.
- Łał, ale to śliczne - szepnął szczęśliwy i wyjął prezent.
Razem z Uberem i jubilerem uznaliśmy, że mężczyźnie najbardziej będzie pasował bardzo cienki - przez to i bardzo delikatny, ale i równie piękny - naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem. Alex był wierzący, więc co do krzyżyka nie miałem żadnych wątpliwości. Był ze szczerego srebra, a także i wisiorek był zrobiony ze szczerego złota. Zapłaciłe za to fortunę, ale nie przejmowałem się tym, bo patrząc na uradowaną minę Alexa zapominałem o kosztach.
Mężczyzna sprawnymi ruchami zawiesił sobie naszyjnik na szyi. Wyszczerzył się do mnie. Po sekundzie zerknął na naleśniki, ale ich nie ruszył.
- Co jest? Przecież je uwielbiasz - powiedziałem zdziwiony.
Alex kiwnął głową i odłożył jedzenie na szafkę. Potem złapał mnie za ramiona i mocno pocałował, a mi się aż zakręciło w głowie.
- To prawda, ale teraz mam większą ochotę na ciebie, Matt - wymruczał mi prosto w usta.
- Niewyżyty erotoman - sapnąłem, łapiąc oddech.
- Przy tobie? Zawsze.
Nachylił się nademną jeszcze bardziej, przez co opadłem na miękki materac plecami, przypierany przez jego gorące ciało. Między naszymi torsami tkwił zimny jeszcze naszyjnik, który po chwili zrobił się gorący od żaru naszej skóry.
Objąłem Alexa ramionami i przejechałem paznokciami po jego łopatkach. Zadrżał podniecony, a ja uśmiechnąłem się do jego ust. Zanim zdąrzyłem się powstrzymać, przygryzłem mocno jego dolną wargę. Może trochę i za mocno, bo syknął i poczułem smak krwi w buzi.
Mimo to nie przerwaliśmy tego co zaczęliśmy. Już po krótkiej chwili namiętnych pocałunków i gorących dotyków Alex pozbawił mnie bokserek i starannie się mną zajął. To było tak przyjemne, ży bardzo szybko doszedłem. Kiedy już mieliśmy pójść na całość, ktoś z całej siły załomotał w drzwi domku. Byłem akurat w trakcie długiego i bardzo głośnego jęku, więc przycisnąłem sobie rękę do ust, ciężko dysząc, wpatrzony w oczy Alexa. Mężczyzna był szczerze ziirytowany faktem, że ktoś nam przerwał.
- Zabiję tego kogoś - szepnął i pocałował mnie w czoło. - Musi chwilę poczekać aż obydwoje ochłoniemy...
Alex był zbyt wściekły, by móc być dłużej podniecony, więc jako pierwszy wyszedł z sypialni zobaczyć kto przyszedł. Ja dołączyłem do niego dopiero po paru minutach, ubrany już w czystą bieliznę, czerwone spodenki i biały podkoszulek.
- Zgłoszę to na policję!
To zdanie raz po raz wykrzykiwał nasz nieoczekiwany gość, wielki jak stodoła, otyły mężczyzna. Wyglądał jak rozwścieczony byk. A raczej świnia.
- Pedalstwo powinno być zabronione! Co się dzieje z tym światem?! Tak nie można!
Ach. Więc o to chodziło, pomyślałem i zerknąłem na Alexa, który po prostu stał z założonymi rękoma na piersi i patrzył na intruza, kompletnie nie wzruszony.
- Możecie sobie robić co chcecie, ale w swoim domu, a nie tutaj, gdzie są inni turyści! To obrzydliwe!
- Baardzo przepraszamy - odezwałem się nagle. - Naprawdę, postaramy się więcej panu nie przeszkadzać.
Mężczyzna prychnął i wściekły odwrócił się, by następnie trzasnąć za sobą drzwiami. Z uniesionymi brwiami popatrzyłem na Alexa, który wydawał się być poirytowany.
- Byłem wczoraj za głośny, nie? - spytałem z uśmiechem.
- I dzisiaj też - odparł z burknięciem. - Jemu to przeszkadza, ale mi wcale a wcale! Jeeezu, co za gbur.
Zaśmiałem się i pacnąłem go w pierś. Burknął coś pod nosem, a ja poszedłem do sypialni, z której zabrałem tacę z jedzeniem. Zaniosłem ją do salonu, gdzie szybko zjadłem naleśniki i wypiłem sok.
- Ej, to było ponoć dla mnie! - sapnął z oburzeniem Alex.
- Masz w kuchni. Wcześniej jakoś nie chciałeś - odparłem ze wzruszeniem ramionami.
Alex nachylił się z uśmiechem i pocałował mnie w usta, zanim zdąrzyłem zlizać dżem. Po chwili odsunął się i poszedł do łazienki, by wziąć prysznic.
Podczas gdy Alex się kąpał, ja mimowolnie powróciłem myślami do Nowego Jorku i wszystkiego co się tam działo. Zastanawiałem się, czy dalej dostaję te dziwaczne listy i zdjęcia. Nie miałem pojęcia, ale miałem nadzieję, że wkońcu znudziło się temu, co mi grozi.
Nie wiem czemu, ale zapragnąłem nagle porozmawiać z Hintą. Od dawna nie miałem takich myśli, więc to było naprawdę coś. Po prostu miałem ochotę mu się wygadać, poradzić. Nawet na niego nawrzeszczeć i uderzyć, ale byleby stanąć z nim twarzą w twarz.
Zanim zdążyłem się powstrzymać, złapałem telefon i wybrałem jego numer. Miałem tylko nadzieję, że go nie zmienił.

niedziela, 22 czerwca 2014

Dlaczego zawieszam?

Witam. Po informacji o zawieszeniu blogów dostałam komentarze z pytaniem "dlaczego?". Cóż. Muszę szczerze stwierdzić, że chyba po prostu się wypaliłam. Zresztą postanowiłam rzucić pisanie i rysowanie. W obydwu przypadkach sądzę, że są to dość poważne decyzje, troszkę nie przemyślane, ale szczere. Po prostu uważam, że lepiej dla mnie będzie jeżeli skupię się na czymś co nakieruje mnie w życiu na odpowiedni tor. ... Matko, jakie to dziwne. Wręcz filozofia się kłania. Przerażające. ... Aktualnie teraz staram się coś tak skleić w obydwu opowiadaniach, aczkolwiek nie chcę pisać na siłę, bo wtedy byłoby by źle. Ale pomalutku, kroczek po kroczku i może niedługo dodam nowe rozdziały. Nie przestawajcie zaglądać na blogi, może pojawi się tam jakiś prezent. Może być to prawdopodobnie jakiś fanfik albo one shot nie związany z opowiadaniem, ale może się wam spodoba c:
Pozdrawiam,
~Viva

piątek, 23 maja 2014

039

No więc tak. Owszem. Hm. Kolejny rozdział. Jestem wycieńczona nauką i sprawami domowymi. Totalna masakra. Mam ochotę się pociąć mydłem. Czy to normalne? Hm. Chyba nie.
Dobra, zboczyłam trochę z tematu rozdziału. Hahaha, nienormalna ja xD Wiecie, pracuję nad nowym opowiadaniem, także shounen ai. Co prawda jest koncepcja i chęci, ale nie wiem czy pisać i wstawiać, bo czy to nie sprawi, że spieprzę te dwa opowiadania. Wojnę i Idiotę. Jak sądzicie? Brać się za to?
Nosz kurna.  Znowu zboczyłam z wyznaczonej trasy. DOBRA! Teraz do rzeczy. Rozdział 38 jest jaki jest. Jak teraz myślę, to chyba niedługo zakończę to opowiadanie, bo uważam, że już za bardzo namąciłam w życiu Matta i nic nie da się z nim więcej zrobić. Oj, samotna i szalona ja. Ech, szczerze to mogę nazwać Idiotę moim dzieckiem. Stworzone przeze mnie, w pocie i trudzie, codziennie głowiąc się co tu napisać. Jestem z Idioty dumna. Chyba. Tak sądzę. Jezu, ale ja gmatwam.
Przepraszam ;-;

Rozdział 39

Alex nie był zadowolony z tego co usłyszał. Siedział jak wmurowany z założonymi rękoma i gapił się pustym wzrokiem w ścianę. Był to śmieszny widok, zważając na jego szare dżinsy, jaskrawo-zieloną koszulkę z równie jaskrawą podobizną Myszki Miki w kolorze pomarańczowym, niebieską marynarkę i ciężkie biuciory.  Może wyglądał śmiesznie, ale także pociągająco. Gdybym nie był zmęczony i podenerwowany, na pewno zaciągnąłbym go do łóżka na nocne ekscesy-sukcesy.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - spytał w końcu Alex po przedłużającej się ciszy, podczas której nerwowo rozglądałem się na boki.
- Bo nie chciałem, być rzucał robotę w połowie i gnał do Nowego Jorku na łeb na szyję.
- Skąd pewność, że bym to zrobił? - prychnął, a ja popatrzyłem na niego spod przymrużonych powiek. - No dobra. Masz rację. Zrobiłbym to. - Westchnięcie.
Przytuliłem się do niego, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. Także mnie objął, kojąco głaszcząc mnie po plecach.
- Cholera, Matt. To poważna sprawa - mruknął nagle, odrywając się ode mnie - zareagowałem głośnym jękiem zawody i wydęciem policzków niczym naburmuszony pięciolatek, który dostał mniejszy kawałek tortu niż jego kolega - i krążąc po mojej sypialni jak rozjuszony tygrys w klatce.
- Mnie tego nie musisz mówić - rzekłem w odpowiedzi, krzyżując nogi w kostkach.
- Może powinniśmy gdzieś wyjechać? - podsunął w przebłysku olśnienia. - Hawaje! Co powiesz na Hawaje?! Albo Alaska. Lubisz snowboard? Możemy nawet polecieć do Afryki!
- Alex! - Uniosłem dłoń i dopiero wtedy mężczyzna przystanął i popatrzył mi w oczy. - Trochę spokojniej. Mówisz za szybko. A poza tym, nie zamierzam nigdzie wyjechać... chociaż wiem, że powinienem - dodałem szybko, widząc jego minę. - Mam pracę.
- Weź urlop. Nie wziąłeś wolnego ani razu!
- No tak... Ale...
- Matt, proszę.
Alex miał minę zbitego szczeniaczka. Doskonale wiedział, że robiąc taki wyraz twarzy, sprawiał, że zgadzałem się na wszystko. Dosłownie wszystko.
- Dobra... - mruknąłem zrezygnowany, a mężczyzna uśmiechnął się jak nastolatek. - Ale muszę najpierw coś pozałatwiać.
- Okej. Ale zrób to jak najszybciej. Zarezerwuję bilety na Hawaje na pojutrze. Pasuje?
Wywróciłem oczami i westchnąłem.
Bo naprawdę, ale cóż innego mogłem zrobić?
*
Doskonale wiedziałem, że odkąd zerwałem z Uberem i przeprowadziłem się do Nowego Jorku bardzo się zmieniłem. Pod względem fizycznym jak i psychicznym. Nawet teraz miałem wahania nastroju i częste zmiany rozumowania, ale podczas przeprowadzki było to niemal nie do zniesienia dla ludzi w moim otoczeniu. O dziwo!, nawet i dla mnie.
Po tej sprawie z Davidem, pobycie w szpitalu, mojej nijakiej chorobie, starałem się unikać kontaktów z rodziną. Przestałem im ufać, nawet jeśli Anabell i moja matka starały się naprawić nasze relacje. Ojciec też, ale on jak zawszy był zawalony robotą.
Hinta. Hm. Z Hintą to była naprawdę trudna sprawa. Jego osoba zaczęła mnie... odrzucać. Sam jego widok sprawiał, że czułem jakieś dziwne ukłucie w mostku, a w głowie pustkę. Za każdym razem jak o nim rozmyślałem nie wiedziałem co mam sobie samemu powiedzieć. Mimo to nadal go kochałem. W jakiś dziwny, pokręcony sposób, ale jednak.
Trzeba stwierdzić, że moje życie to dno. Alex, Lili i parę jeszcze osób to takie małe koparki, które chcą podnieść poziom tego dennstwa aż do góry na słońce, ale nijak im to wychodzi. Tak przynajmniej ja i czasami porównuję. Wiem. To nie jest normalne.
Pomysł Alexa aby wyjechać zaowocował podnieconą gadkę Lili, która udzielała mu wskazówek jak ma na mnie uważać. Wytrzymałem półgodziny. Potem chyłkiem wycofałem się do sypialni, w której przebrałem się w czyste ciuchy, a następnie wymknąłem się z mieszkania, idąc w kierunku komisariatu, aby powiadomić policję o moim wyjeździe. Conall Lyall przyjął tą wiadomość z lekkim pomrukiem niezadowolenia, jakby chciał mnie przy sobie zatrzymać, ale w końcu pokiwał energicznie głową, stwierdzając, że to bardzo dobry pomysł. Załatwił mi nawet eskortę na lotnisko, chociaż ja usilnie się tego wystrzegałem.
- Na Hawajach będzie suuuuper - zapewnił mnie Alex ze szczeniackim uśmiechem.
- Mam nadzieję - odparłem lekko naburmuszony, co zaowocowało wieloma pocałunkami.
Przed wyjazdem musiałem załatwić trochę spraw związanych z urlopem i tym podobnych. Szczerze to bałem się, że jestem obserwowany. Ciągle miałem wrażenie, że ktoś za mną idzie, śledzi mnie i robi zdjęcia. To było doprawdy irytujące.
Po wizycie w księgarni podjechałem do centrum handlowego w poszukiwaniu odpowiednich spodenek do pływania. Żadnych nie miałem, więc musiałem kupić nowe. Wybrałem czarne hawajki z białymi nitkami. Były niedrogie i całkiem ładne. Mogłem się założyć, że Alex weźmie swoje najbardziej kolorowe spodenki z zielono-żółtymi naszywkami.
Gdy wychodziłem ze sklepu, zauważyłem po drugiej stronie w obuwniczym Ubera. Ubrany był w obcisłe dżinsy i szarą koszulkę z podwiniętymi rękawkami, dzięki czemu widziałem jego tatuaż na lewym przedramieniu. Włosy miał roztrzepane i sterczące w różne strony. To był całkiem śmieszny widok, ale dodawało mu to uroku. Jak u małego chłopczyka.
Westchnąłem i powiedziałem sobie w duchu raz kozie śmierć. Ostatnio byłem dla niego strasznie wredny. Może i nie byliśmy już ze sobą, ale nie musiałem być dla niego taki niemiły. Zasługiwał na przeprosiny. W małym stopniu.
Wszedłem do obuwniczego i podszedłem do Ubera, który przymierzał sportowe buty. Podniósł wzrok, gdy stanąłem obok i uniósł wysoko brwi. Wyglądał na szczerze zaskoczonego moim widokiem. Dyskretnie rozglądnął się wokół, a ja mimowolnie się lekko uśmiechnąłem.
- Alexa nigdzie tu nie ma. Nie obawiaj się - zapewniłem.
- Och... okej. - Uber nie wyglądał na przekonanego. Ani trochę. - W takim razie co tu robisz?
- Byłem w sklepie naprzeciwko - odparłem z wzruszeniem ramion. - Kupowałem spodenki do kąpieli. Wyjeżdżam jutro. Na Hawaje.
Teraz Uber zmarszczył brwi.
- Czemu? - spytał.
- Ktoś mnie prześladuje - odparłem zgodnie z prawdą, a on otworzył szeroko oczy. - Dostaję własne zdjęcia zrobione z ukrycia i w pewnym sensie groźby.
- Kto...?
- Nie wiem. Alex wymyślił, abyśmy wyjechali na jakiś czas. Chociaż ja to nie wierzę, że to coś poskutkuje.
Uber zamrugał i odłożył buty na bok. Złapał leżący na ziemi plecak i powiesił go na jednym ramieniu. Wspólnie wyszliśmy ze sklepu.
- To na pewno nie David - powiedział nagle. Teraz to ja byłem w szoku.
- Skąd to wiesz? - zapytałem z nutą burknięcia w głosie.
Popatrzył mi w oczy i już otworzył usta, gdy ja uniosłem wolną ręke powstrzymując go przed wypowiedzią.
- Jednak nie chcę wiedzieć - westchnąłem. - Nie chcę się już mieszać w wasze sprawy.
- Nasze?
Skinąłem krótko głową z bladym, wymuszonym uśmiechem.
- Ty, Hinta i David jesteście w jakiś sposób połączeni. Męczyło mnie to wtedy i męczę teraz. Nie chcę rozumieć o co w tym wszystkim chodzi, bo to już i tak niczego nie zmieni. Jestem szczęśliwy żyjąc tak jak teraz. Nie chcę sobie przypominać, wracać do tego co było.
Popatrzyłem przed siebie i starałem się wyglądać na zdecydowanego. W głębi duszy drżałem na samo wspomnienie tego co było kiedyś. To mnie przerażało.
- Jesteś szczęśliwy? - spytał po chwili ciszy Uber. - Z nim?
Pokiwałem głową.
- Tak. Nie wiem czy go kocham, czy on kocha mnie. Ja się boję miłości po tym wszystkim - wyznałem. - Alex to rozumie. Ale mimo to... jestem z nim szczęśliwy. Czuję się przy nim bezpiecznie.
- Przy mnie też byś mógł...
- Nie - odparłem ze śmiechem. - Za dużo tajemnic i wspomnień. To boli.
- Mógłbym się dla ciebie zmienić - zapewnił podniecony.
- Hm... nie sądzę. To jest chyba niemożliwe.
Uber zmarkotniał. Poprawił na ramieniu plecak.
- Hinta mówił, że jesteś na nas niewyobrażalnie wściekły. Miał rację.
Wzmianka o moim przyszywanym bracie sprawiła, że moje serce przyśpieszyło.
- O. Rozmawiałeś z nim?
- Tak - odparł ze zmarszczonymi brwiami. - Nie mówił ci? Powiedziałem, aby przekazał ci...
- Nie rozmawiałem z nim od czterech lat - przerwałem mu.
- Słucham?! Czemu?!
- Bo nie chcę. Czy to takie trudne do zrozumienia?
- Ale... ale ty go kochałeś.
Nie odpowiedziałem. Jedynie zacisnąłem zęby i odwróciłem wzrok. Zamiast kontynuować wzmiankę o Hincie, zmieniłem temat.
- Przepraszam za nasze ostatnie spotkanie. Poniosło mnie - powiedziałem.
- Nie... nic się nie stało. Masz w pewnym sensie rację.
- Naprawdę?
Odpowiedział mi jedynie lekkim uśmieszkiem.

piątek, 16 maja 2014

038

No i jest. Nowy rozdział, tak jak obiecałam na stronce z Wojną. Jest tam nowy rozdzialik, jeśli jeszcze ktoś nie wie c: Co się będę rozpisywać? Nie ma się z czym rozpisywać. Jedynie dedykacja:
Dla słodkiej Yumi-chan <3 Nawet nie waż się zaprzestać pisania! Masz wracać i pisać. Proszę ;-;

Rozdział 38

Dwa dni później z samego rana znalazłem list w skrzynce. Lily jeszcze spała, więc w samotności usiadłem na łóżku w sypialni i wysypałem zawartość koperty na pościel. Na złożonej, białej kartce było wydrukowane proste, aczkolwiek lekko przerażające "Raz, Dwa, Freddy już cie ma". Ten tekst znałem z kultowego horroru Koszmar z ulicy Wiązów. Był to początek rymowanki, którą śpiewały dzieci chcące odgonić od siebie złego Freddy'ego.
Oprócz tej kartki w kopercie było jeszcze wiele zdjęć. Przedstawiały głównie mnie, choć na niektórych pojawiał się także Alex. Ujęcia były zrobione głównie, gdy byłem na zewnątrz.
Tego było już za wiele. Moje nerwy były w strzępkach. Poprzedniego dnia dzwonił do mnie niczego nieświadomy Alex i pytał się, co tam u mnie. Okłamałem go, mówiąc, że czuję się świetnie i wszystko jest okej. Tak naprawdę miałem ochotę wrzeszczeć na cały świat. Po nocach śnił mi się David, czasem miałem wrażenie, że widzę go w innych ludziach. Byłem jednym, wielkim kłębkiem nerwów.
Schowałem wszystkie zdjęcia do koperty. To samo uczyniłem z kartką. Potem wstałem z łóżka i na miękkich nogach podszedłem do szafy, z której wyjąłem szare dżinsy, białą koszulę i czystą bieliznę. Przebrałem się, słysząc jak Lili powoli się budzi i przeklina cały świat.
- Uch... E? Matt, idziesz gdzieś? - spytała zdziwiona Lili widząc mnie całkowicie ubranego i gotowego do wyjścia. Wyglądała prze dziwacznie w samej koszuli nocnej, na boso i z włosami sterczącymi pod różnymi kątami.
- Na policję - odparłem. - Wytłumaczę ci jak wrócę.
- O-okej. Tylko uważaj na siebie.
- Jak zawsze.
Wyszedłem ze swojego mieszkania i złapałem taksówkę. Jadąc na policję stałem w półgodzinnym korku, następnie tuż przed nami miał miejsce wypadek, taksówka cudem uniknęła kolizji z nagle hamującym kierowcą przed nami. W końcu, bo baardzo długiej przejażdżce dotarłem na miejsce. Zapłaciłem i wbiegłem do zatłoczonego holu policji, gdzie różni mundurowi prowadzili skutych kajdankami ludzi. Były to kobiety i mężczyźni. Jedni w garniturach, bardzo eleganccy, a jedni brudni, w podartych ciuchach, strasznie wytatuowani. Aż strach pomyśleć, że te dwa odrębne style spotykają się w wspólnej celi.
Poprosiłem o rozmowę z funkcjonariuszem, którego spotkałem dwa dni temu w księgarni, gdy ktoś się do niej włamał i zostawił mi wiadomość. Nazywał się Conall Lyall. Był Brytyjczykiem. Ale bez uprzedzeń! Nie żebym miał coś do Brytyjczyków, nawet jeśli w części jestem Amerykaninem.
Mężczyzna zmaterializował się koło mnie w ekspresowym tempie. Bez ceregieli powiedziałem o co chodzi i podałem mu kopertę. Wziął ją do ręki i przejrzał szybko jej zawartość. Potem zaprosił mnie do swojego biurka i długo ze mną rozmawiał na temat zaistniałej sytuacji.
*
Gdy wracałem do swojego mieszkania niespodziewanie zadzwonił do mnie Alex. Odebrałem stojąc na jednym z przejściu dla pieszych, z lewą ręką w kieszeni płaszcza.
- Cześć, Alex. Coś się stało, że dzwonisz do mnie tak wcześnie? - spytałem.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że wracam wcześniej - odparł rozweselony. - Stęskniłem się.
- A co z robotą?
- Wszystko zakończone sukcesem. Dlatego za dwie godziny mam samolot i wracam do Nowego Jorku. Cieszysz się?
- No jasne! - odparłem, chociaż tak naprawdę to się strasznie martwiłem.
- Coś się stało? Brzmisz... dziwnie - zauważył.
- Nie. Wszystko okej. Naprawdę. Nie mogę się doczekać, by się z tobą spotkać.
- Ja też, Matt. Ja też.
Rozłączyliśmy się po krótkiej wymianie kolejnych zdań. Wsunąłem telefon do kieszeni dżinsów i poszedłem w kierunku metra.
Gdy znalazłem się w domu, zostałem zaatakowany przez Lili, która przyparła mnie do muru.
- Gadaj co się dzieje - powiedziała ostro, a ja lekko zadrżałem. W takich sytuacjach nie wolno było denerwować Lili.
- Byłem na policji złożyć doniesienie - rzekłem.
- Czemu?
Westchnąłem i zdjąłem płaszcz oraz buty.
- Dostałem urokliwą kopertę pełną moich zdjęć. Ktoś mnie obserwuje. I wie nawet gdzie mieszkam.
Lili wydawała się wstrząśnięta tym faktem.
- To straszne. Co powiedziała policja? - zapytała.
- Powiedzieli, że sprawdzą, czy nie ma na kopercie jakichś nieznanych odcisków palców. Będą szukać. Rutynowa gadka.
- Jezu, Matt, jeśli to David...
- Nie mamy pewności, czy to on. Zresztą, nawet nie wiem czy on...
- Na pewno.
Westchnąłem i przeczesałem włosy palcami, co było błędem, bo były przecież związane, więc sprawiłem, że wiele niesfornych kosmyków opadło mi na twarz.
- Jestem głodny - stwierdziłem i poszedłem do kuchni szukając pożywienia.
- Ja też. Zamówimy coś? - zapytała.
- Czemu nie.
*
Tak więc skończyło się na tym, że siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy filmy, jednocześnie jedząc chińszczyznę. Podczas jeden ze scen z Megan Fox, zadzwonił telefon Lili. Dzwonił do niej Max. Przez długi okres czasu z nim rozmawiała, całkowicie ignorując moje istnienie, przez co musiałem wysłuchać wszystko ze szczegółami, gdy opowiadała swojemu narzeczonemu co mu zrobi, gdy wróci do domu i zaciągnie go do sypialni.
Co za perwera.
Po małym maratonie filmowym poszedłem się zdrzemnąć zaraz po wzięciu prysznica. Ległem na łóżko i od razu zasnąłem. Śnił mi się rzecz jasna David. A także Uber. To nie był miły sen.
Dlatego ucieszyłem się, gdy ktoś mnie z niego wybudził. Po zapachu od razu rozpoznałem, że to Alex. Z westchnieniem lubości podniosłem się lekko, objąłem go i pocałowałem usta, cały czas mając zamknięte oczy. Gdy się od siebie odsunęliśmy, powiedział:
- A teraz gadaj co się dzieje.

czwartek, 24 kwietnia 2014

037

Ou, yeee... Nowy rozdział... Huray!... Zero entuzjazmu. Seeeerio...

Rozdział 37

Nie spotkałem Ubera przez kolejne dwa dni. Na szczęście, bo nie wiem, co bym mu zrobił. Zresztą, przyleciała Lili i ona także odgrażała się, że jeżeli zobaczy Ubera to zrobi mu z dupy jesień średniowiecza. Urocza osóbka, czyż nie?
Alex musiał wyjechać w delegację do New Jersey. Z trudem udało mi się go nakłonić żeby w ogóle przyjął to zlecenie. Za wszelką cenę chciał zostać w Nowym Jorku bo się o mnie martwił. To było słodkie, trzeba przyznać. Naprawdę lubiłem tego faceta.
Lili zatrzymała się w moim mieszkaniu. Uznała, że jeżeli Uber znowu do mnie przyjdzie, to ona mu otworzy. Starałem sobie to jakoś wyobrazić, ale w głowie widziałem tylko i wyłącznie wielką rzeź w wykonaniu Szalonej Lili i jej tasaka.
Tego wieczoru zostałem wezwany do księgarni w jakiejś nagłej sprawie. Lili wyszła na zakupy, więc zostawiłem jej krótką karteczkę na stoliku. Złapałem taksówkę i pojechałem do pracy. Jak się okazało, ktoś włamał się do księgarni już po zamknięciu, gdzie w środku była tylko Stephanie, która robiła wieczorne rozliczenie.
- Co tu się stało? - spytałem zszokowany, widząc policję przed budynkiem i karetkę, w której siedziała Stephanie. - Jezu, jesteś ranna?!
- Nic mi nie jest - uspokoiła mnie.
- Co się stało? Co się dzieje? - zapytałem, patrząc na rozbitą szybę księgarni i wielki bałagan w środku.
- Robiłam wieczorne rozliczenie - zaczęła tłumaczyć - gdy ktoś rozbił szybę cegłą. Byłam dość blisko, przez co szkło wbiło mi się w ramię - wskazała opatrunek. - Podczas gdy ja leżałam na ziemi całkowicie oszołomiona, paru zamaskowanych mężczyzn wbiegło do środka. Zaczęli wszystko rozwalać. Świetnie się przy tym bawili.
- Nie widziałaś ich twarzy?
- Powiedziałam przecież, że byli zamaskowani! - zniecierpliwiła się.
- P-przepraszam. Po prostu jestem w szoku... Dlaczego oni to zrobili.
Stephanie przygryzła dolną wargę. Podszedł do nas jakiś funkcjonariusz. Przywitał się ze mną i spytał:
- Czy ma pan jakichś wrogów?
- C-co? Co ja mam z tym wspólnego? - zdziwiłem się.
- Proszę odpowiedzieć.
- J-ja... Chyba jak każdy. Ktoś z sąsiadów mnie nie lubi, klienci, takie tam... Ale czemu pan pyta?
Policjant spojrzał na Stephanie, a potem podał mi jakąś foliową torebkę, w której była biała kartka z wydrukowanym napisem. Głosił on "Znalazłem cię"
- Jeden z tych mężczyzn przed odejściem podszedł do mnie i kazał mi to tobie przekazać - wytłumaczyła Stephanie drżącym głosem.
Zrobiło mi się nagle słabo. Poczułem jak uginają się pode mną kolana i niebezpiecznie zacząłem spadać w tył. Na szczęście podtrzymał mnie policjant.
- Dobrze się pan czuje? - spytał zaniepokojony, pomagając mi usiąść z tyłu karetki.
- T-tak. Po prostu jestem w szoku. - To było kłamstwo. Ja byłem cholernie przerażony. Cały się trzęsłem.
Funkcjonariusz jeszcze przez chwilę przypatrywał mi się razem ze Stephanie, aż w końcu spytał:
- A więc? Podejrzewa pan kogoś?
Przez chwilę patrzyłem na czarne litery i myślałem. Do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba. David. On już dawno wyszedł. Uciekłem do Nowego Jorku między innymi dlatego, aby mnie nie znalazł. Bałem się go.
- Nie - powiedziałem głucho. Sam nie wiem czemu skłamałem. Ale po prostu nie byłem wstanie wskazać Davida jako podejrzanego. - Nikt nie przychodzi mi do głowy. Przykro mi...
***
Mogłem wrócić do domu dopiero po krótkim przesłuchaniu. Szedłem ciemnym chodnikiem, wpatrzony w czubki swoich butów. Drżałem na samą myśl o Davidzie. Cholera.
Czemu to wszystko znowu się dzieje?
Nie patrzyłem przed siebie, przez co wychodząc zza zakrętu wpadłem na kogoś.
- Och, sorry... O, Matt - powiedział zdziwiony Uber. Rozglądnął się w poszukiwaniu Alexa, ale go nie dostrzegł. Mimo to zastrzegł:
- To wypadek, że na siebie wpadliśmy. Wcale cię nie śledzę.
Westchnąłem tylko i go wyminąłem. Niestety Uber złapał mnie za rękę i przytrzymał w miejscu.
- Ej, Matt, co się dzieje? - zapytał zdziwiony, widząc moją minę. - Coś się stało?
- Nieważne.
- Oczywiście, że ważne! - prychnął. - Pokłóciłeś się z tym swoim facetem?
Patrzyłem mu prosto w oczy. Uber był taki... żałosny. Tak wyglądał przynajmniej w moich oczach. Zmieniony, żałosny facet, który nie potrafi sobie odpuścić.
- To wszystko twoja wina, wiesz? - wypaliłem nagle. - I nie, nie pokłóciłem się z Alexem. Przepraszam, że cię rozczarowałem.
Wyrwałem swoją ręką z uścisku, ale wtedy Uber złapał mnie za obydwa ramiona.
- O czym ty gadasz?! - zdenerwował się. - Niby jaka moja wina? Co ja takiego zrobiłem?
- Pojawiłeś się w moim życiu - wytłumaczyłem gorzko. - Znowu. Teraz, kiedy myślałem, że jest wszystko wspaniale, ty musiałeś się pojawić. Zniszczyłeś wszystko, wiesz? Wszystko. Nienawidzę cię za to. W moich oczach jesteś żałosny. - Powiedziałem mu to, co o nim myślałem. To wszystko było prawdą.
Uber wyglądał jakby poraził go prąd. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedziałem. Puścił moje ramiona i odsunął się. Przygryzłem dolną wargę i wyminąłem go. Cały czas idąc do przodu, ani razu się nie odwróciłem.
Mimo to wiedziałem, że Uber wpatruje się we mnie. Czułem na sobie jego gorący wzrok.
Gdy wróciłem do mieszkania, na kanapie w salonie siedziała Lili. Wydawała się być trochę... zdenerwowana. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem płaszcz, jednocześnie siadając obok niej.
- Ja... Ja nie wiem co to znaczy, ale z pewnością nic dobrego - powiedziała i podała mi białą kartkę z nadrukiem identycznym jak na kartce z księgarni. Znalazłem cię. - Gdy wróciłam z zakupów to było przyklejone do drzwi. Matt... czy coś się dzieje?
Zacisnąłem zęby i zwinąłem dłonie w pięści, gniotąc w dłoniach kartkę. Cichym, niemal syczącym głosem powiedziałem jej co się stało z księgarni.
- Dobra, teraz to już całkowicie nie jest normalne, Matt - uznała i wstała z kanapy. Zaczęła krążyć po pomieszczeniu, nerwowo skubiąc wargę. Lili rzadko kiedy bywa zdenerwowana, więc to już wymagało uwagi. - Musimy zadzwonić do Alexa.
- Nie! - powiedziałem szybko. - Alex nie może się teraz dowiedzieć. Powiem mu jak wróci - dodałem szybko, widząc jej morderczy wzrok. - Lili, jeżeli teraz do niego zadzwonię, on wszystko rzuci i przyleci tutaj jak najszybciej. Nie chcę, by stracił pracę. Ja... Nic mi nie będzie. Naprawdę - zapewniłem.
Lili westchnęła i przeczesała palcami czarne loki.
- Myślisz... myślisz, że to ON? - spytała cicho.
- Może. Raczej tak... Idź spać Lili. Jutro rano wszystko jeszcze raz obgadamy. Jestem zmęczony.
- O-okej. Jakby się coś działo, jestem tutaj cały czas, uzbrojona i niebezpieczna.
Zaśmiałem się i poczochrałem jej włosy. Potem poszedłem do sypialni, gdzie rozebrałem się i ległem na łóżko. Nie miałem siły myśleć nawet o prysznicu. Chciałem po prostu zasnąć.
...A może i nawet nigdy więcej się nie obudzić...

środa, 16 kwietnia 2014

036

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się będzie podobał.
Chciałabym polecić blog mojej kochanej Yumi-chan, która wspiera mnie jak nikt inny : http://opowiadania-yaoi-autorstwa-yumi-chan.blogspot.com . Taka mała reklama. Naprawdę uważam, że świetnie pisze. A najciekawsze jest to, że ja wiem, że ona się dopiero rozkręca.
Ten rozdział z dedykacją właśnie dla Ciebie, Yumi-chan!

Rozdział 36

- Że co proszę? - wyrwało mi się. Uber wydawał się całkowicie spokojny i pewny swoich słów. Jego mina była wręcz kamienna. - Uber, o czym ty gadasz? Nie zostawię dla ciebie Alexa! - zdenerwowałem się.
- Wszystko się może jeszcze zmienić - odpadł mężczyzna i wzruszył ramionami. -  Podobnie jak było z Davidem.
Stężałem. Ja naprawdę od bardzo dawna starałem się nie myśleć ani o Davidzie ani o przeszłości. Zostawiłem to za sobą. Nienawidziłem powracać do tych wspomnień. Mimo że minęło już ponad pięć lat od zgwałcenia mnie przez Davida, to czasem nie potrafiłem powstrzymać odruchu wymiotnego po przypomnieniu sobie tego wszystkiego.
Moje przemyślenia trwały jakiś ułamek sekundy. Gdy już miałem odpyskować Uberowi, nagle koło mnie przeszedł Alex, a jego zaciśnięta prawa pięść wylądowała prosto na policzku mojego eks. Zanim zdążyłem zareagować, mój chłopak po raz drugi uderzył go w twarz tą samą pięścią, a także kopnął go kolanem w brzuch. Uber zgiął się w pół i poleciał w tył. Uderzył o przeciwległą ścianę. Przycisnął dłoń do nosa, z którego obficie leciała krew. Był zaskoczony gwałtownością Alexa. Ja także. Jeszcze nigdy nie widziałem, by kogoś uderzył.
Alex nachylił się nad Uberem. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałem jego twarzy, ale zapewne była przerażająca.
- Te, zasrany pajacu - odezwał się Alex grobowym głosem. - Odezwij się do mojego chłopaka jeszcze chociażby słowem, to skopię ci dupę tak mocno, że rodzona matka cię nie pozna. Spieprzaj z tąd w podskokach, albo nie ręczę za siebie.
Wstał i wrócił do mieszkania. Zrobiłem krok w tył, a on złapał drzwi. Zanim je zamknął, powiedział chłodnym głosem do Ubera:
- Jeżeli jeszcze raz cię zobaczę chociażby jakieś trzydzieści metrów od Matta to cię zabiję.
Zatrzasnął drzwi i pozamykał wszystkie zamki. Odwrócił się do mnie i oparł czoło na moim ramieniu. Objął mnie i przytulił.
- Przepraszam - westchnął. - Poniosło mnie. Nie powinienem się przy tobie unosić.
- Um... nie. Nic się nie stało. To nie twoja wina. Jeszcze chwila a sam bym mu przywalił.
Przytuliłem się do niego całym ciałem i pocałowałem w obojczyk. Alex zamruczał jak zadowolony kotek i wsunął dłonie pod moją koszulkę.
- Hmm... Kociaku, może byśmy się tak przenieśli do sypialni...? - spytał.
- Nie-e - odparłem, śmiejąc się lekko pod nosem. - Jeśli to zrobimy, nie będę mógł jutro chodzić, a mam sporo do załatwienia na mieście.
- Bu.
- Haha, nie narzekaj! - parsknąłem i odsunąłem się od niego.
***
Przez wizytę Ubera w moim mieszkaniu w nocy byłem niespokojny. Wzmianka o Davidzie sprawiła, że ta osoba przyśniła mi się. Obudziłem się w środku nocy, zlany potem, z łzami w oczach, wrzeszcząc wniebogłosy. Alex także już nie spał, obejmując mnie ramionami od tyłu.
- Ci... cii... Już spokojnie, Matt. Spokojnie. To tylko sen... Tyyyylko sen.
Gładził mnie po mokrych włosach i czole, chaotycznie składając krótkie, uspokajające pocałunki na mojej szyi i ramionach. Drżałem cały, nie mogąc się uspokoić. Przed oczami wciąż miałem twarz Davida, a na ciele czułem jego dotyk. To było naprawdę okropne.
- Uuu - zawyłem i odepchnąłem od siebie Alexa. Zacząłem drapać się po ramionach i brzuchu, jakbym chciał zdrapać z siebie te okropne wspomnienia.
- Matt, przestań! - wykrzyknął Alex. - Przestań, robisz sobie krzywdę!
- Nie - załkałem zaciskając oczy i zwijając się w kłębek. - Przestań, David... Proszę...
Alex złapał mnie za ramiona i zmusił do otwarcia oczu. Wtedy powiedział ostro:
- Matt, Davida już nie ma! Popatrz mi w oczy! To jestem ja, nie on. Dotknij mnie, upewnij się, jeżeli chcesz. Jestem przy tobie, ochronię cię. Proszę, nie bój się, Matt. Proszę, nie płacz...
Przytulił mnie do siebie i zaczął lekko kołysać. Po chwili przestałem płakać, ale nie drżeć. Objąłem Alexa w pasie i wtuliłem twarz w jego tors.
Gdy ponownie zasnąłem, nie miałem już koszmarów. Rano się obudziłem, wciąż leżąc wtulony w Alexa. Mężczyzna nie spał. Przez cały czas wpatrywał się we mnie niespokojnym wzrokiem.
- P-przepraszam za noc - wydukałem, odgarniając włosy z twarzy. - Ja...
- To nie twoja wina - przerwał mi. - Nie jesteś niczemu winny. Koniec tematu, Matt. Mówię całkowicie serio.
Pocałował mnie delikatnie i wstał z łóżka. Podążałem wzrokiem za jego zwinnymi ruchami, gdy ubierał koszulkę i dresy. Alex niemal zawsze spał w samych bokserkach. Ja się od niego tego nauczyłem.
Alex posłał mi czuły uśmiech i pocałował mnie w czoło, głaszcząc po głowie.
- Zrobię ci śniadanie. Weź prysznic.
- Yhm - mruknąłem.
Mężczyzna wyszedł a ja wstałem i ruszyłem do łazienki. Stanąłem przed dużym lustrem i popatrzyłem na swoje odbicie. Po moim wczorajszym napadzie zostały mi ślady. Czerwone szramy od paznokci znajdowały się na moich ramionach i przedramionach, a także na brzuchu i piersi.
- Kuso - syknąłem i zdjąłem bokserki, potem wszedłem pod prysznic. Gorąca woda całkowicie mnie zbudziła.

- Na śniadanie nale... huh? Co jest?
Alex był zdziwiony ponieważ wszedłem nagle do kuchni i zamiast usiąść przy stole, podszedłem do niego i mocno przytuliłem od tyłu. Po chwili odwrócił się do mnie i odwzajemnił uścisk.
- Naprawdę, Matt - zaśmiał się. - Nie jesteś dziś sobą. Siadaj i jedz.
- Przepraszam - wymamrotałem.
- Nie masz za co - westchnął.
- Ale jednak...
- Kociaku, siadaj i jedz.
Posłuchałem go. Wolałem nie ryzykować jakiejkolwiek kłótni. Nie chciałem tego.
***
Rozstaliśmy się o godzinie dziesiątej. Ja musiałem iść do urzędy, a Alex miał wolne. Pojechał do siebie, obiecując, że będzie na mnie wieczorem czekać razem z zamówioną kolacją.
Gdy załatwiłem to co potrzebowałem załatwić, poszedłem do pierwszej lepszej knajpki i zjadłem lunch. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Gdy odebrałem, usłyszałem pełen podniecenia głos:
- Kyaa! Max mi się oświadczył!
Zakrztusiłem się kanapką. Gdy zdołałem normalnie oddychać, spytałem zdławionym głosem:
- Bibliotekarz?
- Ej, on już od dawna nie pracuje jako bibliotekarz! - obruszyła się Lili. - Przecież wiesz, że Max teraz jest tym całym prezesem w firmie swojego ojca. Jezu, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy poprosił mnie wczoraj o rękę.
- No właśnie słyszę. Hm. Tylko dziwię się, że Max dalej wytrzymuje wszystkie twoje perwersje.
- Matt, bo zrobię ci krzywdę - zagroziła grobowo. Ale potem dodała ucieszona:
- Max lubi moje perwersje. Jak każdy facet.
- Ech, nie mogę uwierzyć, że jesteś z facetem starszym od siebie. Max ma szczęście, że ma tak młodą narzeczoną, wiesz?
- Ej, to tylko dziesięć lat różnicy. Nie aż tak dużo, znam pary z różnicą wieku czterdzieści lat.
- No tak, ale wiesz, ja się podkochiwałem w tym facecie.
- Ale mi go nie odbierzesz, prawda? - spytała słodko. - Bo wtedy znajdę cię i wykastruje.
- Też cię uwielbia, Lili.
- No wiem, frajerze.
Parsknąłem śmiechem. Upiłem łyk wody i rzuciłem niby od niechcenia:
- Wiesz, spotkałem wczoraj Ubera.
Tym razem to ona brzmiała jakby się czymś dławiła.
 - Słucham? - pisnęła zszokowana. - Ja-jakim cudem?
- Wygląda na to, że mieszka tu w Nowym Jorku. Spotkaliśmy się przez przypadek u mnie w pracy i...
Wytłumaczyłem jej wszystko od początku, nie pomijając nawet nocy. Lili była dla mnie jak siostra. Anabel pod żadnym względem nie mogła się z nią równać. Zarówno z charakteru i wyglądu Lili była o niebo lepsza od mojej biologicznej siostry.
Lili przez te pięć lat zmieniła się równie mocno co ja. Była wysoka, wcześniej długie czarne loki, teraz miała krótko obcięte, słodko okalając jej twarzyczkę z zarysami japońskich korzeni. Szare oczy należały już do kobiety, która wie czego chce i pragnie najbardziej w życiu. Może i dalej była lekko psychiczna, ale dalej w pewien sposób zabawna. Gdy Lili skończyła szkołę, na jaw wyszedł jej związek z Maxem. Jej rodzicie nie mieli nic przeciwko, więc pozwolili jej zamieszkać z Lorensem, pod warunkiem, że dalej będzie się uczyć i pójdzie na studia. Lili kochała Maxa. Widać było, że jest szczęśliwa u boku swojego partnera. Tak samo było ze mną i Alexem.
- Mogę cię odwiedzić? Przyjechałabym do ciebie, może po drodze spotkałabym Ubera i skopałabym mu tyłek... Co ty na to?
- Hm. Brzmi fajnie - odparłem.
- Okeeey. Przylecę najbliższym samolotem. Dam ci znać jak wyląduję. Pójdziemy na zakupy, te sprawy - zaświergotała radośnie. - Pomożesz mi w wyborze sukni ślubnej.
- Nie lepiej, by zrobiła to jakaś kobieta?
- Ale ja chcę ciebie!
- Haha, rozumiem - zaśmiałem się. - Czekam z niecierpliwością, szalona kobieto.
- Okej!

sobota, 5 kwietnia 2014

035

O jejuśku. Dość dużo ostatnio piszę. Chyba uderzyłam się w głowę... Nowe rozdzialiki są także na blogu z Wojną ! Zapraszam do czytania c:

Rozdział 35

- Och, widzę, że noc była całkiem ekscytująca - powiedziała do mnie Stephanie następnego dnia, gdy układałem książki na półkach. - Masz malinkę na szyi.
- Nie moja wina, że Alex uwielbia robić mi takie ślady, nawet jeśli się nie kochamy - odparłem ostro.
- To rozpuść włosy - zaproponowała Bella. - Masz związane w wysokiego kuca włosy, które idealnie by zasłoniły malinkę. Czemu tego nie zrobisz?
- Ponieważ wpadają mi do oczu.
Stephanie i Bella zachichotały jak małe dziewczynki. Skończyłem swoją robotę i poszedłem do kasy.
Przez kolejne dwadzieścia minut użerałem się z dwoma młodymi dziewczynami, które bezwstydnie próbowały zaprosić mnie na jakąś imprezę. Kiedy odmówiłem, obydwie zaczęły się skarżyć na jakość książek i ogólnie nażekać jak dwa naburmuszone bachory. I pomyśleć, że ja także byłem w takim wieku.
Aż ciary przechodzą po plecach.
Na przerwie pogadałem z Alexem. Opowiedział mi o tym jak jego szef zbeształ go za wygląd w pracy. No cóż, nie zdziwiłem się. Idąc dzisiaj rano do pracy, Alex ubrał wyświechtane dżinsy, szare trampki, a na górną część ciała założył białą koszulę z czerwonym krawatem i czarną marynarkę. Ten idiota za grosz nie miał poczucia stylu. Nie żebym ja miał, ale jednak jego głupota w temacie mody aż raziła po oczach.
Skończyliśmy rozmawiać dopiero gdy ustaliliśmy, że przyjedzie do mnie do pracy jakoś tak po dziewiętnastej i zjemy razem kolacje przyrządzoną przeze mnie. Zażyczył sobie lasagne.
Wróciłem do sklepu, lecz tym razem miałem dyżur w informacji. Nie było za dużo ruchu, więc po prostu grałem na komputerze w pasjansa. Typowa gra znudzonego pracownika.
Musiałem przerwać, bo podszedł do mnie klient.
- Przepraszam, gdzie znajdę dział z książkami Stephena Kinga?
Podniosłem wzrok i zamarłem. Przede mną stał dorosły Uber Slowe.
Chłopak, nie pomyłka, mężczyzna, zmienił się przed te pięć lat. Teraz miał krótkie włosy zaczesane do tyłu. W lewym uchu tkwił jeden kolczyk - nazywany chyba tunelem. Rysy jego twarzy zmężniały, szczęka stała się jeszcze bardziej wyrazista. Był tego samego wzrostu co pięć lat temu, ale ciało miał bardziej wysportowane. Ubrany był w dżinsy i czarną bluzę z podwiniętymi rękawami, więc mogłem dostrzec tatuaż w postaci płomieni i różnych dziwnych zawijasów na jego lewym przedramieniu.
- Hej, słyszysz mnie? - Z zamyślenia i głębokiego szoku wyrwało mnie jego natarczywe machanie ręką przed moimi oczami. - Szukam książek Stephena Kinga - powiedział i na chwilę się zamyślił, cały czas obserwując mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
Uber Slowe mnie nie pamiętał. Ha! Jeśli mu o sobie nie przypomnę, on po prostu sobie wyjdzie i będziemy żyć tak jakby to się nigdy nie zdarzyło.
- Już, proszę za mną - powiedziałem i wyszedłem zza lady informacji, kierując się do odpowiedniego działu.
- Hej, czy my się przypadkiem nie znamy? - spytał nagle. Moje serce biło jak oszalałe. - Kojarzysz mi się z moim starym przyjacielem... Masz może na imię Matthiew?
- Nie - odparłem ostro. - Tutaj są wszystkie książki Stephena Kinga. W razie jakichkolwiek pytań, proszę podejść do informacji. Miłego dnia.
Zrobiłem krok w bok. Uber wciąż mi się przyglądał. Już gdy miałem odejść, podbiegł do mnie Brian.
- Panie Hiteku, kierowniczka prosiła, by zajął się pan rozliczeniem za tamten tydzień, gdy skończy pan dyżur na informacji.
Kurwa.
***
- Hi... Hiteku? Matt Hiteku?! - wydusił Uber, gdy Brian odbiegł. - Hej, czekaj no, Matt! - powiedział, łapiąc mnie za ramię, bo widział, że zamierzam uciec gdzie pieprz rośnie. - Jezu! To naprawdę ty!
- I co z tego? - warknąłem. - Jestem w pracy, sorry, ale nie mogę rozmawiać.
- Jaja sobie robisz? Matt, porozmawiaj ze mną, proszę!
Popatrzyłem na niego. Miał zdesperowany wyraz twarzy.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Zerwaliśmy pięć lat temu. Nie ma o czym rozmawiać, Uber.
- Oczywiście, że jest! - oburzył się, a jego uścisk na moim ramieniu stał się jeszcze silniejszy. - Ja... chciałbym znów się z tobą przyjaźnić. Znów z tobą być. Ty tego nie chcesz?
Patrzyłem na niego jak na kretyna. Między mną a nim już nic nie było. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Chciałem o nim zapomnieć!
A on mi proponował ponowne zejście się.
- Uber, jeśli nie puścisz mojej ręki, kopnę cię w jaja tak mocno, że chirurdzy przez tydzień będą ci je wyciągać z dupy.
Zaskoczony mężczyzna puścił mnie i zrobił krok w bok. Chciał coś powiedzieć, lecz ja się szybko oddaliłem.
- Matt! MATT!
Zamknąłem się w pokoju dla personelu i usiadłem zdenerwowany na kanapie. KUSO! Głupi Uber.
Zresztą, co on robił w Nowym Jorku? Mieszkał tu? Boże, dlaczego mnie tak każesz? Co ja ci takie zrobiłem Panie?
***
Wieczorem przy kolacji z Alexem opowiedziałem mu o zaistniałej sytuacji z Uberem. Przyjął to na spokojnie. On mi ufał i nie mógł mnie podejrzewać o zdradę. Po prostu nie mógł!
Mimo to, wiedziałem, że pod maską spokojnego gościa aż w nim się gotuje. Z niewiadomych mi powodów nie lubił Ubera. Nie chciał, bym miał z nim coś wspólnego teraz, gdy jestem z nim. Chciał, bym myślał tylko i wyłącznie o nim. Był o mnie zazdrosny, nawet jeśli tego nie pokazywał.
Zadzwonił dzwonek. Popatrzyłem na Alexa. Nie spodziewałem się żadnych gości. Cholera. Podejrzewałem, że to był Uber. No i oczywiście miałem rację.
- Mogę otworzyć za ciebie - zaproponował Alex.
- Nie - odparłem ostro. - Obydwoje jesteście zaborczy. Jeszcze mi się tu na siebie rzucicie!
- Kto zaborczy?! Że niby ja? - oburzył się.
- Idź do kuchni pozmywaj naczynia. W razie czego cię zawołam. Okej?
- No okej - westchnął i poczłapał na boso do kuchni. Po chwili usłyszałem cichy szum wody.
Wziąłem głęboki oddech. Potem otworzyłem drzwi. Uber uśmiechał się od ucha do ucha.
- Wyglądasz jak kompletny debil, Uber - powitałem go z miłym uśmiechem.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Aż tak bardzo nie chcesz mnie widzieć? - spytał po chwili, gdy lekko posmutniał.
- Tak. Jesteś przeszłością. A ja zniszczyłem most, który łączy mnie z przeszłością, czyli również i z tobą - wytłumaczyłem spokojnie.
- A rodzina?
- Z nikim nie utrzymuje kontaktów. No, może z prawie nikim.
Uniósł brwi, ale nie kontynuowałem swojej wypowiedzi. Za to spytałem:
- Skąd masz mój adres.
- Och, twoja szefowa mi go dała, gdy podałem się za twojego starszego, zmartwionego brata.
- Hm. Sprytnie - przyznałem.
- Hej, Matt, pozwól mi wejść, co? - poprosił. - Pogadamy na spokojnie.
- Nie.
- No weź - zaskomlał.
- NIE ROZUMIESZ SŁOWA NIE?! - spytałem twardo.
Jego wzrok powędrował nagle ponad moim ramieniem. Wpatrywał się w Alexa, który nagle znikąd pojawił się dwa metry ode mnie, a kamiennym wyrazem twarzy, z rękoma splecionymi na piersi.
- Matt nie jest sam, więc cie nie wpuści. Daj sobie koleś spokój i spieprzaj w podskokach - powiedział spokojnie. Aż mi po plecach przeszły ciarki. Gdy Alex mówił tak spokojnie i na dodatek miał taką minę, oznaczało to to, że jest na maksa wkurzony. Wtedy najlepiej się go słuchać i nie wchodzić mu w paradę.
- A ty to niby kto? - warknął Uber.
- Jestem aktualnym chłopakiem Matta - odparł i położył mi rękę na ramieniu. Jak władczo, przeszło mi przez myśl.
- Jesteś z nim? - spytał mnie Uber. Kiwnąłem głową. - Dlatego nie chcesz ze mną być? - Kolejne kiwnięcie. - Jeśli go zlikwiduję, to będziesz ze mną?
- Że co proszę?

czwartek, 27 marca 2014

Jakby co, jeśli ktoś ma wątpliwości...

To nie jest koniec Zakochanego Idioty, nawet jeśli 34 rozdział kończy się tak jak się kończy... Nie. Mam jeszcze jako taką koncepcje co zrobić z dorosłym Mattem i jego życiem c: Ale jeśli chcecie już epilogu, zakończenia Idioty... wystarczy napisać! Przecie to po części i od was zależy!! Mogę teraz skończyć, ale mogę to pisać dalej. Więc co? Pisać czy nie pisać? O to jest do Was pytanie
~Viva

środa, 26 marca 2014

034

Czy ten rozdział jest krótki? Hm. Według mnie średni, ale i tak znajdzie się ktoś, kto powie, że jest on krótki, prawda? Eh... Napisałam Idiotę, biorę się za Wojnę. Piszę i piszę, ale cały czas wszystko zmieniam, więc wychodzi na to, że i tak jestem w punkcie wyjścia. Masakra.
Mam nadzieję, że się podoba. Mam prośbę, by po przeczytaniu zagłosować na ankietkę tam z boku --->. Nowa jest c: Ale dopiero po przeczytaniu! 
Ach, prawie bym zapomniała. Dziękuję za miłe komentarze. I za pomoc w diagnozowaniu choroby Matta! Kocham Was ludzie, naprawdę <3

Rozdział 34
Pięć lat później, Nowy Jork

- Matthiew! Ułożyłeś książki w dziale dziecięcym?!
- Tak, szefowo - odparłem i napiłem się coli z puszki.
- Po przerwie pokaż Brianowi jak wbija się nowe książki do systemu, okej?
- Dobrze!
Stephanie wyszła z pokoju i zamknęła drzwi z cichym trzaskiem. Dopiłem do końca i zawiązałem sznurowadła prawego adidasa. Wstałem z ciemnej kanapy i skorzystałem z toalety dla personelu. Myjąc dłonie w białym zlewie, gapiłem się na swoje odbicie w lustrze.
Przez pięć lat zdąrzyłem się zmienić. Gdy chodziłem do tamtej prywatnej szkoły, byłem raczej chudy, niski i nijaki. Zresztą, już sam za dobrze siebie nie pamiętałem. Zniszczyłem wszystkie zdjęcia i dokumenty z mojego dzieciństwa i z okresu uczęszczania do szkoły StClooba. Zerwałem niemal wszystkie znajomości, przestałem kontaktować się z rodziną. Chciałem być samodzielny. Nie chciałem na nikim polegać.
Z taką właśnie myślą przewodnią po ukończeniu szkoły - przeniosłem się do publicznego liceum - wyprowadziłem się z domu i wyjechałem do NY. Znalazłem sobie pracę i mieszkanie, zacząłem ćwiczyć. Poznałem Alexa Britane, z którym zacząłem uprawiać jogging i koszykówkę. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Po dwóch latach znajomości mogliśmy się spokojnie zacząć nazywać parą. Kochankami.
Dzięki wspólnym ćwiczeniom z Alexem wyrobiłem sobie trochę ciało. Jakimś cudem udało mi się wzrostem dobić do metra siedemdziesięciu sześć. Zamiast być chudym, byłem wysportowany.
Zmieniłem się trochę z wyglądu. Znowu zapuściłem włosy, teraz aktualnie sięgały mi do połowy pleców, a przedziałek miałem na środku głowy. Miałem pociągłą twarz, która przez te pięć lat z chłopięcej stała się męska. 
Często cieszyłem się, że tamten Matt zniknął.
Alex wiedział co się wydarzyło w moim życiu pięć lat temu. Wyznał mi nawet, że zacząłby się ze mną na poważnie umawiać o wiele wcześniej niż po dwóch latach znajomości, ale bał się, że mnie zrani, albo że odrzucę go ze względu na moją przeszłość.
 Czasem zdarzały się śmieszne sytuacje, że ja, aktualnie dwudziestojednoletni młody mężczyzna, byłem o wiele poważniejszy niż on, dwudziestopięciolatek. Po prostu on czasem wciąż bujał w obłokach i zachowywał się jak nastolatek. To w nim lubiłem. No i nie tylko to. Alex to typowy przystojniak, po którym kobiety nie spodziewałyby się, że preferuje swoją płeć. Jest wysoki - ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu - wysportowany, z wąskimi biodrami i silnymi ramionami. Kwadratowa szczęka, burza czarnych, roztrzepanych włosów i szare oczy. Oprócz wyglądu miał także świetną osobowość. Zabawny, szarmancki. Można by rzec, że Alex to ideał.
Ale jak to wiadomo, ideały nie istnieją. Alex miał parę negatywnych cech. Mianowicie:
Nie potrafi gotować, wszędzie gdzie się pojawia, zostawia za sobą gigantyczny bajzel, ma tendencję do zasypiania gdzie popadnie i zakładania dwóch różnych skarpetek. Lecz to w pewien sposób czyniło go słodkim. 
Przynajmniej według mnie.
Wyszedłem z pokoju dla personelu i nucąc pod nosem przeszedłem pomiędzy regałami z książkami do stanowiska informacji, gdzie stał Brian, nasz nowy pracownik. Ach, zapomniałem wspomnieć, że pracuję w księgarni.
- Co tam, Brian? Zabieramy się do roboty? - spytałem z uśmiechem.
- T-tak, panie Hiteku - odparł drżącym głosem.
Brian miał siedemnaście lat i zaczynał tu pracować na pół etatu,  by wspomóc finansowo swoją rodzinę. Miło z jego strony, prawda?
Zacząłem pokazywać chłopakowi jak wbija się nowe książki do systemu księgarni. Po dziesięciu minutach podeszła do mnie Stephanie z zacieszem na buzi.
- Kochany, przyszedł po ciebie twój chłopak - powiedziała, a ja dostrzegłem jak Brian się zarumienił. - Możesz wyjść dzisiaj wcześniej.
Ponad jej ramieniem dostrzegłem wysoką postać Alexa przy wejściu do księgarni. Ubrany był w idealny garnitur i... czarno-czerwone trampki. Każdy w księgarni i w moim budynku mieszkalnym wiedział, że jestem  gejem i chodzę z Alexem. Uznałem, że ukrywanie się jest bez sensu. Za dużo zawiłości i problemów. Alex podzielał moją opinię. 
Poszedłem do pokoju dla personelu i wziąłem swoje rzeczy. Zapiąłem każdy guzik szarego płaszcza i idąc w kierunku Alexa pożegnałem się z Samanthą, Brianem i Bellą.
- Cześć, kociaku - przywitał mnie Alex i pocałował krótko w usta.
- Fajne buty. Stylowe - mruknąłem.
- No wiem - zachichotał. Gdy się uśmiechał, wyglądał jak chłopczyk, a w policzkach pojawiały mu się słodkie dołeczki. - Miałem dzisiaj zebranie rady w sprawie wielkiego przetargu z Chinami. Dzięki mojej elokwencji i wygadania, wybrali naszą firmę. Szef się ucieszył i dał mi awans oraz premię - dodał ucieszony. - Dlatego zabieram cię dzisiaj na kolację.
- Kolację? - zdziwiłem się. - Jest dopiero szesnasta, a nawet nie...
- Kociaku, najpierw pójdziemy do kina, na ten film, co chciałeś obejrzeć.
- Yay! Cudownie! - ucieszyłem się i zachichotałem.
Rozmawiając o codziennych błahostkach pojechaliśmy do mojego mieszkania i przebraliśmy się w wygodniejsze ciuchy. Alex zdjął garnitur i założył bojówki khaki oraz białą koszulę, a czarno-czerwone trampki zamienił na sportowe obuwie. Ja przebrałem jedynie koszulkę ze Snoopym.
Pojechaliśmy do kina, a potem prosto z niego na kolację do naszej ulubionej knajpki przy skrzyżowaniu 34 i 35 przecznicy. Może nie była to jakaś wykwintna restauracja, ale atmosfera była miła, a jedzenie - szczególnie kurczak z nadzieniem - było przepyszne.
Po zjedzeniu złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do mieszkania Alexa. Mężczyzna pracował jako biznesmen i zarabiał o wiele więcej niż ja, dlatego też mieszkał w ogromnym apartamencie, a nie w przeciętnym mieszkanku tak jak ja. Mimo to, częściej przebywał u mnie. Wiedzieliśmy, że wspólne mieszkanie byłoby o wiele tańsze i łatwiejsze, ale obydwoje wiedzieliśmy, że nasz związek na pewno nie będzie trwał wieczność, nawet jeśli teraz byliśmy bardzo ze sobą zżyci.
- Chcesz wziąć kąpiel, kociaku? - spytał mnie Alex, ściągając koszulę.
- Hai. Weźmy ją razem - zaproponował.
Uśmiechnął się i nachylił się, by mnie pocałować. Po chwili odsunął się i pogłaskał mnie po boku głowy, gdzie pod włosami dało się wyczuć bliznę po operacji. Pięć lat temu lekarze wykryli u mnie zaburzenie pracy mózgu. Podejrzewali u mnie nowotwór, robili mi setki dziwnych badań i operacji. Nie pamiętam nawet za dobrze tych wszystkich diagnoz, bo wszyscy w szpitalu - ba, co ja mówię, jeździłem od jednego szpitala do drugiego! - posługiwali się medycznym żargonem, więc niemal nic nie rozumiałem. Zresztą, miałem na to wywalone.
Po trzech miesiącach w końcu jeden z lekarzy udowodnił, że to było tylko podejrzenie nowotworu, więc tak właściwie nie byłem AŻ TAK poważnie chory. Zamiast tego miałem anemię.
Wzięliśmy z Alexem wspólną kąpiel, która skończyła się seksem w łazience. Potem przenieśliśmy się do sypialni.
Gdy w nocy leżałem wtulony w ciepły tors Alexa, jak zawsze planowałem sobie ogólny zarys kolejnego dnia. To był już mój nawyk. Wiadomo, że zawsze może coś wypaść, ale wolałem wiedzieć, co mogę i muszę jutro zrobić.
Skończyłem rozmyślać i pocałowałem Alexa w ramię. Mężczyzna przez sen mocniej mnie do siebie przytulił i zamknął w żelaznym uścisku. Gdy zasypiał, nigdy się nie wiercił. Zawsze spał w tej samej pozycji przez całą noc. Dlatego cały czas byliśmy do siebie przytuleni.
Lubiłem zasypiać w czyichś ramionach. 
Czułem wtedy, że nie jestem sam.

wtorek, 18 marca 2014

33

Yay, nowy rozdzialik! To wszystko dzięki dwóm dziewczynom, które dzisiaj do mnie zadzwoniły i zmotywowały mnie do działania. (Tak właściwie to zagroziły Żyrafą -_-") Ale, ale! Gdyby nie Gupia i Brudna, nie byłoby tego oto 33 rozdziału c:  Postaram się (postaram, nie obiecuję, prawda? Każdy chyba rozumie tą różnicę, prawda?) jak najszybciej dodać nowy rozdział, bo coś czuję, że muszę wymyślić dalsze losy Matta i Ubera. Ups. Czyżby spojler? Niee, nie sądzę. Geez, ale ze mną jest coś nie tak. Przepraszam, rozpisałam się, nie czytajcie mnie, mam majaki, bo leżę w łóżku z gorączką 38,7 stopni. Nienawidzę być chora. Na dodatek dzisiaj miałam mieć aż trzy kartkówki. I to pod rząd. A wyszło na to, że będę musiała uganiać się za nauczycielami na dodatkowych lekcjach...
Dooobra, już nie zanudzam! Soraski i życzę miłej lektury.
Z dedykacją dla magicznej żyrafy :3

Rozdział 33

Obudziłem się następnego ranka będąc sam w sali. Na krześle obok łóżka leżał płaszcz pana Bibliotekarza, więc mężczyzna nie poszedł gdzieś daleko.
Zdołałem usiąść na łóżku, cały czas podpierając się rękoma. Zauważyłem, że mam na sobie tylko luźne spodnie od dresu. Byłem bez koszulki, a do piersi przyczepione miałem jakieś białe kółka z cienkimi kabelkami, które ciągnęły się do różnych aparatur koło łóżka. Pikały co chwilę, a to mnie bardzo denerwowało. Oderwałem to białe coś, a pikanie przemieniło się w długi pisk, który po chwili ustał. Wyjąłem wbitą igłę od kroplówki z żyły na przedramieniu i stanąłem gołymi stopami na zimnej ziemi. Z rany po igle spłynęła kropla krwi, ale zignorowałem to.
Chociaż kręciło mi się w głowie, wyszedłem ze swojej sali na jasny korytarz, gdzie przechadzali się inni pacjenci, a także pielęgniarki. Starałem się wyglądać na pewnego siebie, aby nikt nie skapnął się, że zamierzam uciec.
Przystanąłem na zakręcie korytarza i przycisnąłem policzek do przyjemnie zimnej ściany. Nagle usłyszałem głos Bibliotekarza i mojej matki. Rozmawiali o mnie. Parę razy wyłapałem swoje imię, ale szeptali między sobą, więc ogólnego sensu ich rozmowy nie rozumiałem. W pewnym momencie mnie dostrzegli.
- Matthiew! - wykrzyknęła moja matka.
Moja ręka ześlizgnęła się ze ściany. Poczułem jak spadam w dół, widziałem zbliżającą się podłogę, lecz na szczęście w ostatniej chwili złapał mnie Bibliotekarz, ratując mnie przed bliskim spotkaniem z szarym linoleum.
- Co ty tu robisz? - spytał z sapnięciem i wziął mnie na ręce. - Zwariowałeś?
Wtuliłem twarz w jego szarą koszulkę i nie odpowiedziałem. Zaniósł mnie do mojej sali, kładąc na szpitalnym łóżku i nakrywając cienką kołdrą. Po paru sekundach do pomieszczenia wpadła moja matka w asyście lekarza i pulchnej pielęgniarki. Kobieta ubrana w biały uniform rzuciła się w moim kierunku i zaczęła mnie na nowo podłączać do tych wszystkich aparatur i kroplówek. Nie znałem się na tym, więc nie rozróżniałem tych wszystkich rzeczy, które znajdowały się w tym pomieszczeniu.
- Chciałeś uciec, synu, czy jak? - spytał mnie lekko oburzony lekarz. - To szkodzi twojemu zdrowiu!
Nie odpowiedziałem. Jedynie gapiłem się w jego szare, zwykłe oczy, które mnie bacznie obserwowały. Nie miałem siły ani ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a na pewno już nie z lekarzem. Miałem ich wszystkich już po dziurki w nosie!
- Doktorze, co się dzieje z moim synem? Macie już wyniki badań, prawda? - zapytała moja przejęta matka.
- Owszem, są już wyniki - odparł doktor i przeniósł wzrok ze mnie na nią. (Tutaj, drodzy czytelnicy, piszę bzdury -_- Nie mam pojęcia, czy tak naprawdę przez zaburzenia pnia mózgu może coś takiego się stać. Miałam to jakoś sprawdzić w internecie, ale zawsze wychodziło na to, że robiłam co innego. Jeżeli kogoś to naprawdę urazi, proszę napisać w komentarzach, postaram się poprawić.) - Wygląda na to, że pani syn ma zaburzenia pracy pnia mózgu. Przez to jego serce, oddech i ciśnienie krwi nie są w normie i nie pracują tak jak powinny. Na szczęście jest to tylko lekkie zaburzenie. Jeżeli stan jego pnia mózgu się pogorszy, pani syn może nawet umrzeć.
- O mój Boże - wyszeptała moja matka. - Czy... czy można coś z tym zrobić?
- Owszem - odparł lekarz. - Możemy przeprowadzić odpowiednią operację. Jednak nie jest ona tania...
- Zapłacę każdą cenę za wyzdrowienie mojego dziecka.
- Dobrze. W takim razie proszę za mną, omówimy szczegóły.
Mężczyzna wyszedł razem z moją matką i pielęgniarką, która skończyła swoją pracę. W moim tymczasowym pokoju został tylko Bibliotekarz, który z nieodgadniętą miną przypatrywał się mi.
- Masz mętlik w głowie, prawda? - spytał cicho.
Zaskoczony zmarszczyłem brwi, ale skinąłem głową. Miałem mętlik. Zamiast mózgu miałem papkę. Pogubiłem się w swoim życiu. Nigdy nie było tak źle jak teraz. No chociaż. Czy ja wiem? A gwałt Davida? To było okropne.
- Nie wiem co mam myśleć - szepnąłem i - sam nie wiedząc czemu - opowiedziałem mu co się wydarzyło.
Bibliotekarz przez cały mój wywód słuchał mnie, patrząc mi prosto w oczy. Nie odwracał wzroku, nie robił zakłopotanej miny. On po prostu siedział przy moim łóżku i słuchał. Uświadomiłem sobie, że naprawdę o niebo lepiej się poczułem, gdy mu to wszystko powiedziałem. Jakby kamień spadł mi z serce. Po prostu brakowało mi wygadania się przed kimś.
- Przepraszam, że musiał pan tego wszystkiego słuchać.
- Nie, nie przepraszaj - powiedział. - Wszystko jest dobrze. Ja rozumiem jak się czujesz. Sam tak kiedyś miałem... Ale to zbyt długa historia, bym mógł ci ją opowiedzieć - dodał z uśmiechem. - Gdyby Lili się dowiedziała o czym my tu rozmawiamy, byłaby zazdrosna, nie sądzisz?
Uśmiechnąłem się lekko.
- Fakt. Ma pan absolutną rację.
- No widzisz - zaśmiał się. Po chwili spytał:
- Ulżyło ci, prawda?
- I to jak. Dziękuję. Ja...
Zanim skończyłem drzwi od sali się otworzyły. Stanął w nich Uber z zaniepokojoną miną.
- Dzień dobry, proszę pana - mruknął do Bibliotekarza.
- Och... W takim razie ja już będę się zbierał. - Bibliotekarz podniósł się z krzesła i założył płaszcz. Pogłaskał mnie po głowie, a ja uśmiechnąłem się kącikiem ust. Ten mężczyzna był aniołem. - Trzymaj się, Matt. Następnym razem przyjadę z Lili.
- Dobrze.
- Do widzenia, Uber - powiedział do mojego chłopaka i wyszedł. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Uber usiadł na krześle schował twarz w dłonie.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem... Gdy wybiegłeś tak nagle... miałem same straszne myśli - wyszeptał. - Bałem się, że zrobisz sobie krzywdę. Szukałem cię razem z Hintą. Potem zadzwoniła do niego twoja matka i powiedziała, że straciłeś przytomność... Co ty robiłeś u Davida w więzieniu?!
Podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Chciał ze mną porozmawiać.
- I ty się na to zgodziłeś? - syknął. - Po tym co ci zrobił?!
- Zrozumiałem co zrobiłem dopiero gdy się tam znalazłem. Pogadaliśmy. Nic strasznego...
- W takim razie dlaczego zemdlałeś, huh?!
Zacisnąłem zęby i wycedziłem:
- Porozmawiaj sobie z moim lekarzem.
Uber wstał gwałtownie z krzesła i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Wyglądał na zdenerwowanego i zdesperowanego jednocześnie.
- Czemu ty mi to robisz? - spytał ostro, wymachując rękoma wokół siebie. - Dlaczego zachowujesz się jak małe dziecko?! Jesteś już niemal dorosły, Matt! Opamiętaj się, proszę. Ja zwariuję jeśli...
- W takim razie zerwijmy.
- Słucham?
- Zerwijmy - powtórzyłem głośno.
- C-co...? Co ty pieprzysz?! Niby dlaczego mamy ze sobą zerwać?!
- Skoro się męczysz w moim towarzystwie... Przeszkadza ci przecież moje zachowanie dziecka. Skoro jestem dla ciebie takim utrapieniem, zerwijmy.
- Matt... My dopiero co...
Popatrzyłem mu w jego zszokowane oczy i powtórzyłem:
- Zerwij ze mną. Inaczej będę cię cały czas ranił. Nie chcę być już tobą, Uber. To dla mnie za ciężkie - wyznałem. - Te wszystkie zagadki, zawiłości... Ja mam mętlik w głowie. Nie wiem co robić, co mam myśleć. Ja już nie daję rady, wiesz?
Westchnąłem ciężko i schowałem twarz w dłonie.
- Zastanawiam się, czy moje życie byłoby lepsze gdybym cię nie spotkał.
- Matt, proszę cię...
- Przepraszam, Uber. Naprawdę cię przepraszam - załkałem, a z oczu popłynęły mi łzy. - Tylko po prostu... ja już dłużej tak nie mogę. To dla mnie za trudne. Chcę być normalnym chłopakiem. Chcę mieć zwyczajną rodzinę, chłopaka. Przepraszam, Uber...
- Matt, ja cię błagam. Nie każ mi się zostawiać. Ja cię kocham!
Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Uber jest bliski płaczu. Lecz nic nie mogłem na to poradzić.
- Proszę, nie utrudniaj tego wszystkiego. Odejdź, zostaw mnie - wyszeptałem drżąco. - Wiem jakim jestem śmieciem. Nie zasługuję na miłość. Ja po prostu jestem na to wszystko za słaby.
Wytarłem łzy i położyłem się na boku, zaciskając powieki. Słyszałem jak oddech Ubera przyśpiesza i staje się nieregularny. Uświadomiłem sobie, że on płacze. Nie chciałem patrzeć na jego łzy. Wiedziałem, że go raniłem. Ale inaczej nie potrafiłem. Musiałem go od siebie odsunąć, by już nigdy nikogo nie ranić, a także żeby nigdy nie być już ranionym.
Wyglądało na to, że jestem zwykłym skurwielem.
Uber wyszedł po pięciu minutach płaczu i patrzenia na mnie.
...
Przez kolejne pięć lat nie widziałem go ani razu na oczy.