niedziela, 29 września 2013

020

Więc napisałam. Nie wiem, czy coś takiego przez coś takiego mogło się stać, bo nie jestem lekarzem. I nie mam pod ręką lekarza, a internetu używam tylko do dodania rozdziału, więc nie sprawdziłam. Jeżeli się znacie i uważacie, że to niemożliwe, przepraszam. Mam nadzieję, że nie przesadziłam i rozdział się podoba. Aha, Brudny toster , proszę bardzo. Drukuj sobie, czy co tam chcesz i stawiaj na półce! Będę prze szczęśliwa. Ale uprzedzam, wyszło mu już tego opka 80 stron! OMFG. Właśnie obliczyłam, że na jeden rozdział przypadają cztery strony. Bosh, ale ze mnie kretynka...
I dodaję jeszcze narysowany przez siebie rysunek. Ktoś poznaje?

Rozdział 20

Nie wiem co mi się stało. W jednej chwili było wszystko dobrze. W drugiej wrzeszczałem, bo czułem Davida. Każdą komórką mojego ciała. Nie wiem jak, skoro go nie widziałem, ale wiedziałem, że on wtedy tam był.
Gdy Hinta starał się mnie uspokoić, do pomieszczenia wpadła lekarka z Lili. Nastolatka była zszokowana, kobieta od razu zawołała sanitariuszy, którzy przyszpilili mnie do ziemi i podali jakieś leki. Płakałem i wrzeszczałem. Po prostu...
Nie wiem. Nie potrafię tego określić.
Tak więc skończyło się na tym, że leżałem na łóżku, dosłownie do niego przykuty, skórzanymi pasami. Gapiłem się tępo w sufit.
- Zamknij się - wyszeptałem po raz kolejny.
Nie rozumiałem co się ze mną działo. Miałem urojenia. Co to jest? Jakaś cholerna schizofrenia?!
- Matt.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem Hinte stojącego w drzwiach sali. Przyglądał mi się ze zmarszczonym czołem, zapewne zastanawiając się, czy wezwać lekarza. Chyba go wystraszyłem tym swoim atakiem znienacka. Cóż, sam byłbym przerażony swoim wyczynianiem.
- Jak się czujesz? - spytał mój brat.
Wzruszyłem ramionami.
- Dobrze. Jest dobrze, Hinta.
Pokiwał głową i zacisnął szczękę. Potem wolnym krokiem zbliżył się do mojego łóżka i przysunął sobie krzesło, by na nim usiąść.
- Co się stało? Co ja... Dlaczego tak jest? - wyszeptałem.
Hinta przymknął oczy i zwiesił głowę.
O cholera.
Coś było nie tak.
- Gdy przyszedłeś do szpitala po tym jak David cię zgwałcił... lekarka nie zbadała cię dokładnie - zaczął tłumaczyć drżącym głosem. - Od pobicia, powstał skrzep krwi, który dostał się do mózgu. Uciska na którąś tam część... nie pamiętam jaką. Ale lekarze mówią, że przez nacisk na narząd... wydaje ci się, że widzisz coś czego nie ma. Że słyszysz coś, co nie istnieje. Masz po prostu urojenia od tego skrzepu w mózgu.
Gapiłem się na niego oniemiały. Że co? Że niby mam w mózgu coś co sprawia, że mam pieprzone urojenia?!
- O czym ty gadasz, Hinta? - wydusiłem z siebie. - Wiesz, że nienawidzę takich żartów!
- Nie żartuję! - powiedział wściekły. - Ta głupia suka, lekarka, źle cię zbadała! Gdyby zrobiła to dokładniej, nie byłoby teraz komplikacji!
- Jakich komplikacji? - szepnąłem. Mimowolnie drżałem na całym ciele.
Hinta schował twarz w dłoniach, opierając łokcie na kolanach. Gapiłem się na czubek jego głowy.
- Skrzep jest w miejscu, które jest bardzo wrażliwe. Lekarze mówią, że ta operacja może cię zabić. To jest szansa jeden do dziesięciu.
Popatrzył na mnie, uśmiechając się ze smutną ironią.
- Dają ci wybór. Umrzesz przez skrzep w mózgu, albo zabije cię próba uratowania.
Miałem szeroko otwarte oczy, nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Czy on sobie jaja robi? A może jestem w ukrytej kamerze? To nie jest żaden serial DrHouse! Przecież to nie mogło spotkać akurat mnie! To niemożliwe...
- Przecież... przecież jest szansa, że przeżyję, prawda?
- To jest tak niebezpieczne, że lekarze nie dają ci tego. Boją się...
Objął głowę dłońmi i zaszlochał. Widziałem łzy spływające po jego policzkach i skapujące na posadzkę. Patrzyłem na niego, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Nie potrafiłem... Nie chciałem uwierzyć w to wszystko. To było jak jakiś chory koszmar.
Sen, z którego nie mogłem się obudzić.
*
- Chcę tej operacji!
- Możesz umrzeć, Matt!
- Również mogę umrzeć przez ten pieprzony skrzep krwi, tato!
Gapiłem się rozwścieczony na ojca. Stał przy moim łóżku po prawej stronie z matką i dziwnie smutną Anabel. Po drugiej stronie stał lekarz o imieniu George i Hinta.
- Operacja faktycznie jest bardzo niebezpieczna, ale jeśli się uda, pański syn będzie żył normalnie - powiedział lekarz. - Póki ma skrzep, będzie miał urojenia. To będzie nasilało się z czasem. Potem te urojenia mogą stać się czymś poważniejszym. I pański syn umrze.
- Ile miałby czasu z tym czymś w głowie? - spytała Anabel lekarza. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem ją bez telefonu.
- To zależy - odparł z wahaniem.
- Ile? - warknęła, piorunując go wzrokiem.
- Jakieś dwa miesiące. Maksimum.
Ojciec głośno powiedział "kurwa". Matka, która w normalnych okolicznościach zaczęła by mu to wypominać, teraz stała cicho przy jego boku, pustym wzrokiem patrząc mi w oczy.
Anabel nagle zaczęła płakać. Lekarz mruknął coś pod nosem i wyszedł z sali. Moja siostra ryczała coraz głośniej, a makijaż zaczął się jej rozmywać.
- To nie fair! - wykrztusiła, ocierając łzy. - Dlaczego to wszystko się tak potoczyło?! Dlaczego ty, Matt?
Siedziałem cicho, bo nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Sam je sobie zadawałem. Tyle że to nie było takie łatwe. Wykraczało poza granice mojej inteligencji.
- Zabiję tego małego gnojka - syknął ojciec, pocierając zarośnięte policzki. - Jego ojca też...
Mimowolnie zadrżałem na wspomnienie Davida. Hinta to zauważył i posłał ojcu wściekłe spojrzenie. Ten zacisnął szczękę i wyszedł.
- Matthiew...
Popatrzyłem na mamę. Tylko ona mówiła do mnie pełnym imieniem. Matthiew. Jeszcze jakiś czas temu zacząłbym pyskować, żeby tak do mnie nie mówiła, ale teraz nie miałem na to siły. Na dodatek widziałem, że była na skraju załamania nerwowego. Jakby miała się za chwilę rozpłakać i nigdy nie przestać.
- Czemu tak nagle was obchodzę? - wypaliłem, zanim zdołałem ugryźć się w język.
- Nie mów tak - jęknęła Anabel, wycierając twarz chusteczką.
- Czemu? Taka jest prawda - wzruszyłem ramionami. - Pomiataliście mną. Traktowaliście jak piąte koło u wozu. Nawet Hinte traktowaliście lepiej ode mnie!
- Matt - zaczął mój przyszywany brat, łapiąc mnie za rękę, ale wyrwałem się.
- No co?! Może to nie prawda?! Zawsze obchodziły was pieniądze. To było na pierwszym miejscu. Mamo, wolałaś siedzieć na bankietach, u swoich bogatych przyjaciółek. Anabel, ty zrobiłaś z siebie cholerny plastik w skąpych ciuchach, kompletnie bez mózgu! Ojciec to sknera! Więc czemu nagle zacząłem was obchodzić?! - krzyczałem wściekły.
- Może nie byliśmy idealnymi rodzicami, ale teraz chcemy to naprawić! - powiedziała matka.
- Bo prawdopodobnie umrę? - prychnąłem. - Chcecie załatwić sobie odkupienie, za to jacy byliście? Żałosne.
- Matt! - fuknął Hinta.
- Wyjdźcie - szepnąłem, zaciskając powieki. - Wynocha! - ryknąłem.
Z ociąganiem wszyscy się wycofali. Ostatni był Hinta, który zatrzymał się w drzwiach, by na mnie popatrzeć.
- Chcę zobaczyć Ubera - wyznałem. - Błagam, sprowadź go tu do mnie.
Pokiwał głową i zamknął drzwi. Opadłem na niewygodne łóżko i wbiłem wzrok w biały sufit. Potem, nie wiedząc czemu, zacząłem się histerycznie śmiać. Śmiałem się i płakałem jednocześnie.
To było żałosne.

sobota, 28 września 2013

019

Gome! Naprawdę przepraszam, że nie dodawałam rozdziału, ale zacięłam się na rozmowie Matta i pielęgniarki. Dopiero teraz się przełamałam i napisałam. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż końcówka jak dla mnie jest zacnie dziwna. Dziękuję za wszystkie komentarze. Gupia ;-; - przepraszam, że dodałam rozdział tak późno. Moja wina! Katsumi - uwielbiam twoje komentarze. Szczerze powiedziawszy po ich przeczytaniu mam ogromny zaciesz na twarzy i wielką ochotę pisania. A ty, Anka, to się nie odzywaj. A. I mam takie pytanie. Czy to opowiadanie jest romantyczne, nie jest romantyczne, a może jest dramatem? Jeżeli można, to prosiłabym o wasze opinie. Ty Anka się nie odzywaj, bo ukatrupię! A, Gupia ;-;, jestem dziewczyną. 100%! Chyba, że o czymś nie wiem -_- I mam 14 lat. Ta. Mało. Jestem gówniarą, wiem. A ty ile masz? Pochwal się! O ile możesz :)

Rozdział 19

Śniłem koszmar, który przeżywał w kółko od nowa. Gwałcący mnie David. To było straszne. Wrzeszczałem przez sen, ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Tak strasznie... Tak strasznie się bałem, chciałem zakończyć to wszystko. Byłem gotowy się zabić.
Nawet... nawet myślałem o tym dość poważnie. Może tak byłoby lepiej? Zapomniałbym. Nie stwarzałbym żadnych problemów. Nigdy więcej...
Zamrugałem oczami, pozbywając się tych złych myśli. Znajdowałem się w szpitalu. Poznałem sale bo suficie i piszczeniu aparatur. Tylko... co ja tu robiłem? Czemu leżałem na łóżku, ubrany w szpitalną koszulę? Po tym jak się szarpałem z policjantem... nie pamiętam co było dalej.
Zacząłem się rozglądać. W sali nie byłem sam. W kącie przy jakichś papierach stała tamta pielęgniarka, którą pytałem o salę Davida. Podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się.
- Obudziłeś się. To dobrze. Zawołam panią doktor. Leż spokojnie.
Wyszła, a ja dotknąłem palcami rurki podpiętej do mojego nosa. Abym się nie udusił, jak spałem, czy coś takiego.
Do sali weszła lekarka. Ta sama, która mnie badała i wezwała policję. Byłem na nią wściekły. Wściekły na maksa. Miałem ochotę ją zabić.
- Witam! - powiedziała z gromkim uśmiechem, ale gdy nie odpowiedziałem, zbladła lekko. - Przepraszam. Wiem, że nie powinnam. Przepraszam.
- Pani nie powinna się wtrącać! - syknąłem wściekły. - Sam mogłem to załatwić.
- Nie dałbyś rady - prychnęła, sprawdzając moją kartę. - Stchórzyłbyś już na starcie.
- I co z tego?! - pisnąłem. Zacząłem płakać. - Chcę, żeby Uber był na wolności! Zrobię wszystko! Pani nic nie rozumie!
Zacząłem płakać. Siedziałem na szpitalnym łóżku, wtulając twarz w białą pościel, zalewając się łzami. Nie potrafiłem się powstrzymać. Po prostu miałem już dosyć. Okropne obrazy wspomnień związanych z Davidem były koszmarem. Łzy spływały mi po policzkach, całe moje ciało drżało. Od szlochów, ale także z niewytłumaczonego strachu.
To było za dużo. Za dużo!!!
Poczułem nagle jak ogarnia mnie senność. Uniosłem się i popatrzyłem zdziwiony na lekarkę. Właśnie wysuwała igłę od strzykawki z kroplówki.
- Środek uspokajający - rzekła cicho, uciekając wzrokiem. - Powinieneś się wyspać. Jak się obudzisz, policja będzie chciała z tobą porozmawiać. Musisz być na siłach.
- Ja... nie chcę spać - stęknąłem, mrugając oczami. - Nie chce mieć koszmarów...
- Będzie dobrze - zapewniła. - Po tym leku będziesz spał jak zabity. Nie będziesz świadom swoich snów.
- Chcę zobaczyć Ubera - wyszeptałem, zamykając oczy. Robiłem się coraz bardziej śpiący. - Chcę go zobaczyć...
Zamrugałem i popatrzyłem na młodą lekarkę. Stała z założonymi rękoma, wbijając wzrok w ścianę. Wstydziła się spojrzeć na mnie.
Wirowało mi w głowie. Czułem się jakbym spadał. A gdy uderzyłem w twardą ziemię, uświadomiłem sobie, że już śpię.
*
Słyszałem głosy. Obudziły mnie one, ale nie otwierałem oczu. Podsłuchiwałem. Rozpoznałem je. To był Hinta i lekarka. Rozmawiali o czymś. Mój brat był szczerze wkurzony. Ledwo co się powstrzymywał przed wrzeszczeniem na kobietę.
- Przecież go pani badała - wywarczał cicho, zapewne bojąc się, że mnie obudzi. Cóż, już za późno... - To wszystko pani wina!
- Matt wtedy nie wykazywał żadnych objawów - odparła spokojnie lekarka. - Wyglądało to tylko na zwykłe złamanie ręki i pobicie. Domyśliłam się, że mógł być zgwałcony, ale obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Nie przebadałam go tak dobrze.
- No właśnie! Gdyby pani odpowiednio zajęła się swoją pracą, Matt byłby zdrowy! Nie byłoby żadnych komplikacji! Może być pani pewna, że zgłoszę tą sprawę na policję!
- Ma pan prawo, ale niech mnie pan wys...
- Niech się pani zamknie! - krzyknął wściekły. - Proszę zejść mi z oczu, inaczej nie ręczę za siebie. I nie są to czcze pogruszki, jasne?
- Oczywiście.
Usłyszałem jej kroki. Wyszła, z lekkim trzaskiem zamykając drzwi mojej sali. Poczułem jak skraj szpitalnego łóżka się zapada, a Hinta łapie mnie za rękę. Pozwoliłem sobie na udawanie, że dopiero co się wybudzam. Nie chciałem denerwować mojego brata niepotrzebnymi pytaniami. A także po prostu nie miałem na to ochoty.
- Och, obudziłem cię? - spytał wystraszony, gdy zamrugałem i na niego popatrzyłem.
Mój przyszywany brat wyglądał niezbyt dobrze. Z worami pod oczami, ze zmierzwionymi włosami i zmęczonym spojrzeniem. Ubrany był w pomiętą koszulę i stare dżinsy.
- Nie... Nic się nie stało - mruknąłem. - Jest okej.
Pogłaskał mnie po głowie.
- Jak się czujesz?
- Otumaniony - wyznałem, a potem usiadłem na łóżku, podpierając się zdrową ręką. - Długo już tu jestem?
Westchnął i przetarł twarz dłońmi.
- Przyszedłeś do Davida tydzień temu - powiedział, a ja zdziwiony uniosłem brwi. - Straciłeś przytomność, gdy szarpałeś się z policjantem. Zasnąłeś na cztery dni. Potem się wybudziłeś, lekarka podała ci środek uspokajający. Obudziłeś się po trzech dniach.
- Wow. Długo spałem - zauważyłem zażenowany. - Czy... wiesz może...
- Przy jego sali stoi policjant, by nie uciekł - mruknął. - Postawiono mu już zarzuty. Nawet jego ojciec nic nie może wskórać, skoro twój tato się wkurzył, jak się dowiedział. Zrobiła się z tego ogromna sprawa.
- Rodzice... wiedzą? - wykrztusiłem.
- Tak. I są wściekli na Davida za to co ci zrobił.
Nosz jasna cholera. Ukrywałem przed nimi swoją orientację. Doskonale wiedziałem, że im by się to nie spodobało. Ojciec to homofob. Na dodatek sknera i ćwok! Miałby tylko kolejny powód do  nazywania mnie bezużytecznym gnojkiem.
- A co z Uberem? - spytałem.
- Twój ojciec się za nim wstawił na policji. Dał mu swoich najlepszych adwokatów. Jeszcze w tym tygodniu powinien wyjść.
Zwiesiłem głowę, całkowicie załamany i wyczerpany. Wszystko mnie bolało. Ciało fizyczne, jak i moja psychika. To mnie powoli zabijało.
Rozejrzałem się po sali. Dopiero teraz dostrzegłem wiele kwiatów i balonów, które obijały się o siebie nawzajem tuż pod sufitem. Wiele kartek z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia walały się po całej sali. Na wolnym krześle siedział postawiony misiek. Od razu wiedziałem, że jest od Lili. Cóż, tylko ona była zdolna do dania mi wielkiego puchatego misia z wydłubanymi oczami, w sztucznej(chyba sztucznej) krwii, z ząbkowanym nożem w ręce i wyszytym upiornym uśmiechem. Milutko.
- Wszyscy za tobą tęsknią. Odwiedzali cię, ale ciągle spałeś. Ta dziwna dziewczyna... Lili... przychodzi codziennie - powiedział Hinta.
- Ta. Jest dziwna - parsknąłem śmiechem. - Hej, czy to ona pomalowała mi gips?
- Nudziło jej się - przyznał.
To było widać. Mój niegdyś biały gips, teraz był cały w dziwnych malunkach. Jakieś potwory, dziwne słowa. Nawet znalazłem słówka po Japońsku. Musiałem przyznać, że Lili ma ogromny talent.
- Przyszedł dwa razy też jakiś mężczyzna. Niejaki Max Lorens. Znasz go?
Opadła mi szczęka. Bibliotekarz? Bibliotekarz tu był? Czemu? Przecież... Hej, to dziwne!
- Rodzice też byli. Nawet Anabel - powiedział Hinta. - Tata powinien dzisiaj jeszcze przyjść. Jest w sądzie, załatwia wyjście Ubera.
- Aż tak się zamartwia? - zdziwiłem się. - Jest zdolny do czegoś takiego?
Hinta lekko się zarumienił i odwrócił wzrok. Było to bynajmniej podejrzane.
- Co jest? Co się stało? - spytałem.
- Szczerze powiedziawszy to mu trochę wygarnąłem, jak przyjechał po tym jak go powiadomiłem, że jesteś w szpitalu. Trochę się pokłóciliśmy... Złamałem mu żebro.
Otworzyłem szeroko oczy.
- Co żeś zrobił? Pobiłeś ojca?
- To był wypadek. Po prostu byłem wściekły!
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. To było niemożliwe. Żeby Hinta kłócił się z tatą. Coś nowego. I świetnego zarazem. Przynajmniej on miał odwagę.
- Jak zareagował? Na wieść, że jego syn to gej? - szepnąłem po dłuższej chwili.
- Był wściekły... Ale przez to, że dowiedział się tak późno i to w takich okolicznościach. Nie był zły na ciebie. O wszystko obwinia Davida. Matka i Anabel powstrzymywały się od komentarzy. Podejrzewały, że możesz nie być hetero, więc to chyba nie był dla nich zbyt wielki szok.
Zmarszczyłem brwi. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Hinta się zaśmiał i poklepał mnie po ręce.
- Pójdę po coś do jedzenia. A ty się stąd nie ruszaj.
Pokiwałem głową. Gdy wyszedł, przestałem się uśmiechać, bo było to zbyt męczące. Nie miałem siły na uśmiechy. Byłem już zmęczony tym wszystkim.
Po raz kolejny dopadły mnie myśli, które krążyły głównie wokół samobójstwa. To by przecież wszystko ułatwiło. Życie dla mnie by się skończyło. Jestem pewny, że wielu osobom by ulżyło. Byłem żałośnie słaby. Męczyłem ludzi wokół siebie. Ciągle musieli się o mnie martwić. Ciągle sprawiałem kłopoty.
Tak być nie powinno.
"Gdybyś nie był tak strasznie zaślepiony i naiwny, sam byś odkrył, kim jestem naprawdę. "
"Po prostu miałem ochotę cię wyruchać!"
"Wiesz co ci powiem? Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Jesteś ode mnie uzależniony."
"Zabawię się z twoim ciałem tak jak tamtej nocy."
"Masz taką słabą psychikę, że wystarczy, że powiem jedno słowo, a znowu będziesz mój. "
- Zamknij się - szepnąłem sam do siebie. - Zamknij się, David.
"Jesteś żałosny."
"Będziesz błagał bym przestał, a gdy ja będę kontynuował, z bólu stracisz przytomność, słyszysz? "
- Błagam, daj mi spokój - wyszlochałem, wciskając twarz w poduszkę. - Zamknij się!
"Najpierw ty. Potem załatwię Ubera, tego brudasa. "
" Karałem siebie na różne sposoby, że cię zostawiłem. Strasznie... Strasznie tego żałowałem..."
" Kocham cię, Matti. Kocham jak nikogo innego."
- Dosyć! - wrzasnąłem w przestrzeń, zrywając się z łóżka i zataczając na podłodze. Igły powbijane mi w ręce odczepiły się gwałtownie, przez co otworzyły się rany. - Przestań!
Zawyłem, opadając na kolana na zimną posadzkę. Objąłem zdrową ręką się za głowę i zaszlochałem.
"I tak cię dalej kocham."
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
Do sali wpadł przerażony Hinta. Złapał mnie za ramiona, ale ja ciągle wrzeszczałem. Chciałem żeby David się wreszcie zamknął. Miałem dosyć jego słów, głosu. Czułem jego okropny dotyk na swoim ciele. Czułem jego pocałunki i smak. To było obrzydliwe.
Miałem dosyć. David tu był. Wiedziałem to. Jego obecność przytłaczała. Słyszałem jego drwiący śmiech.
" Nie spodziewałem się ciebie. Czyżby tamta noc ci się spodobała? Chcesz powtórkę z rozrywki?"
- DOSYĆ! ZAMKNIJ SIĘ!
Ale on nie chciał zniknąć.

poniedziałek, 23 września 2013

018

Rozdział z dedykacją dla Katsumi. Przepraszam, ale faktycznie zapomniałam cię informować. Teraz już będę! A przynajmniej się postaram. I obiecuję, że wymyślę coś z tym Bibliotekarzem. Specjalnie dla Ciebie!

Rozdział 18

David pół leżał, pół siedział na szpitalnym łóżku. Głowę miał obandażowaną, ogromny opatrunek na połowie twarzy. Dolną wargę rozciętą do mięsa. Prawą rękę miał na temblaku, a kostkę po tej samej stronie usztywnioną.
Ledwo co go poznałem przez te siniaki na twarzy. Ale to nie był komentarz w złym sensie. On sobie na to wszystko zasłużył. Dobrze mu tak!
Odwrócił w moją stronę twarz i popatrzył na mnie zdumiony, jakby nie mógł uwierzyć, że tu stoję. Potem szyderczo się uśmiechnął, a ja poczułem zawroty głowy i usłyszałem panicznie wyjący alarm głęboko we mnie, który mówił mi, żebym uciekał.
- Proszę, proszę - zaszydził David, a mnie przeszedł dreszcz. - Nie spodziewałem się ciebie. Czyżby tamta noc ci się spodobała? Chcesz powtórkę z rozrywki?
Zacisnąłem zęby. Poczułem się jak małe, bezbronne dziecko. Przed oczami migały mi obrazy tamtej nocy jak na wyświetlanym filmie. Ale powtarzałem sobie w kółko: robisz to dla Ubera, Matt. Robisz to dla Ubera.
- Nie schlebiaj sobie, gnoju - warknąłem. - Nie przyszedłem tu po to, by wspominać.
Zmrużył oczy, a potem lekko się skrzywił. Ale mimo to dalej na twarzy miał ten swój nowo odkryty przeze mnie uśmieszek szydercy.
- Heh, czyli chodzi o tego kretyna Ubera, prawda? - sarknął. - Widzisz co mi zrobił? Zwołał swoich kumpli i napadł na mnie. Jest jakimś psycholem czy co?
- Zasłużyłeś sobie na to - szepnąłem drżąco. - A co ty mi zrobiłeś, David? Zgwałciłeś. Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś do tego zdolny, a jednak. Tylko dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? Dlaczego dopiero teraz, gdy zyskałem siłę, by z tobą skończyć? Zezłościłeś się, czy co?
- To nie twoja sprawa... - zaczął, ale z krzykiem mu przerwałem.
- To moja sprawa, David! Zgwałciłeś mnie. Ja ci ufałem, a ty to zaufanie zniszczyłeś. Po raz kolejny!
- Wielkie mi mecyje - prychnął. - O co ci chodzi? Gdybyś nie był tak strasznie zaślepiony i naiwny, sam byś odkrył, kim jestem naprawdę.
- Ja cię kochałem! - ryknąłem wściekły, ze łzami w oczach. - Byłeś dla mnie wszystkim! Skoro cię kochałem, to też ci ufałem! Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego mi to zrobiłeś?!
- Bo miałem taką ochotę! - wrzasnął. - Bo jeden Vinnie mi nie wystarczał, a ty mi się napatoczyłeś po tym co zrobiłeś na oczach wszystkich z tym skurwielem! Po prostu miałem ochotę cię wyruchać!
Opierałem się plecami o ścianę. Po policzkach toczyły mi się łzy. Czemu on mi to zrobił... Co za cholerny gnojek... Tak strasznie... Tak strasznie mnie to bolało...
- Zadowolony jesteś? - powiedział już spokojny David. - Usłyszałeś to co chciałeś, kochany Matti?
- Nie nazywaj mnie tak - wyszeptałem. - Nie masz prawa...
- Mam. Wiesz co ci powiem? - spytał, a potem zaśmiał się złośliwie. - Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Jesteś ode mnie uzależniony. Masz taką słabą psychikę, że wystarczy, że powiem jedno słowo, a znowu będziesz mój.
Zacisnąłem oczy, starając się miarowo oddychać. Nie chciałem tego słuchać.
- A wiesz co z tobą zrobię, jak tylko wyzdrowieję? - zapytał cicho, gardłowo. - Zabawię się z twoim ciałem tak jak tamtej nocy. A nawet bardziej. Zobaczysz, będzie o wiele lepiej. Obiecuję ci, że nie zapomnisz o tym.
Z mojego gardła wydobył się szloch. NIE CHCIAŁEM TEGO SŁUCHAĆ!!!
- David... wycofaj oskarżenie Ubera... proszę... - wyszlochałem, nie patrząc na niego.
Usłyszałem jak się śmieje.
- Chyba żartujesz, mój mały Matti. Nigdy w życiu tego nie zrobię. Chyba że...
Stężałem, ale podniosłem głowę i popatrzyłem na niego przez łzy. Uśmiechał się wrednie.
- Chyba że zechcesz się ze mną teraz zabawić. W bardzo miły... sposób. Chyba wiesz co mam na myśli? - spytał.
Zamrugałem z niedowierzaniem.
Cały drżałem. Moje kolana były jak z waty. Po policzkach toczyły się łzy, które spływały po szyi i wchłaniały się w czarny szalik. Mogłem się założyć, że wyglądam na mega żałośnie. Ale co mogłem na to poradzić?
Nie potrafiłem się uspokoić. Moje ciało... mój umysł... byłem jak sparaliżowany przez wręcz piekący strach. Przez ten tydzień starałem się zapomnieć, a teraz stałem trzy metry od Davida.
Czemu? Czemu to się tak skończyło? Dlaczego faktycznie wcześniej nie ujrzałem prawdziwego Davida, który był tym chorym psychicznie sadystą?
Kochałem go. A raczej tą jego drugą, sztuczną wersję. Tą, którą stworzył na potrzeby zniewolenia mnie. Byłem żałosny, że się na to nabrałem. Że nie dostrzegłem niczego dziwnego?
Dlaczego dopiero dzięki Uberowi wszystko to zrozumiałem?
I znów tak było; za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
Zacząłem się zastanawiać, co by powiedziały poszczególne osoby o tym, co proponuje mi teraz David.
Uber zapewne złapałby mnie za ramiona i starał się mnie przekonać, że to głupi pomysł.
Hinta, walnął by mnie w głowę i mocno przytulił.
Lili kazałaby mi pewnie potraktować Davida nożem lub paralizatorem.
Anabel nazwałaby mnie kompletnym kretynem i wróciłaby do pisania esemesów.
Matka by się do mnie w ogóle nie odezwała.
Ojciec kazałby mi zachować się jak mężczyzna i przyjąć wszystko na klatę.
StCloob zacząłby hohować i nie powiedziałby nic pożytecznego.
Bibliotekarz pewnie by milczał.
Mój nauczyciel od matematyki patrzyłby na mnie przez długi czas, a potem odszedł.
Byłem faktycznie żałosny. Chciałem ratować Ubera. Musiałem to robić, skoro on siedzi teraz przeze mnie. Z mojej winy.
- Co... co chcesz bym zrobił?
*
To było obrzydliwe. Znowu czułem się jak tydzień temu. Teraz, klęcząc przed łóżkiem Davida, niemal szlochałem, ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Dla Ubera. Żeby mój psychiczny eks wreszcie odpuścił. Zeby Uber miał dobrą przyszłość.
David mocniej zacisnął zdrową dłoń na moich włosach i bardziej przysunął moją twarz do swojego krocza. Panicznie zaciskałem oczy, prawie się krztusiłem, ale starałem się powstrzymać odruch wymiotny.
Czułem się, jakbym był w strzępkach. Może David miał rację, że faktycznie byłem od niego uzależniony. Naiwny i słaby... Faktycznie taki byłem. Teraz już o tym wiedziałem. Byłem tego świadom.
Nagle ktoś szarpnął na klamkę drzwi. David odsunął mnie od siebie gwałtownym ruchem, przez co wylądowałem na ziemi na tyłku. Poprawił się na szpitalnym łóżku z widocznym niezadowoleniem, że ktoś mu przerwał. Przyciskałem dłoń do ust, jakbym starał się zetrzeć jego smak.
- Panie Veaka, proszę otworzyć - usłyszeliśmy męski głos. - Policja, musimy pana przesłuchać.
David popatrzył na mnie groźnie.
- Wstawaj. Tylko nie myśl sobie, że to koniec - warknął. - Powiedz coś policji, a cię zabiję. Otwórz im i zjeżdżaj.
Podniosłem się na drżących nogach i lekko chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi. Otworzyłem dwóm policjantom. Pokiwałem im, rzuciłem niewyraźnie do widzenia i chciałem odejść, ale wysoki Afroamerykanin złapał mnie za ramię i przytrzymał. Zdziwiony zbladłem. Potem za jego plecami dostrzegłem tą feralną lekarkę.
- Przepraszam, Matt - powiedziała głową. - Musiałam im zgłosić to co zrobił ci ten chłopak.
- Miała pani tego nie robić! - krzyknąłem spanikowany, szamotając się z policjantem. - Puśćcie mnie!
- Spokojnie, chłopcze - powiedział. - Jesteśmy tu dla twojego dobra.
- Nie prawda! - wrzasnąłem na cały korytarz. - Puść mnie!
Szarpałem się z nim, płacząc jednocześnie. Cholerna lekarka. Zniszczyła wszystko. Teraz Uber na pewno nie wyjdzie! SZLAG!
Ale przez to szamotanie jedynie zasłabłem. Moje ruchy zrobiły się powolniejsze, wszystko wokół zaczęło robić się niewyraźne.
- Matt, Matt, co ci jest? - spytała zaniepokojona lekarka. - Matt?! Przynieście nosze! Przynieście nosze, do cholery jasne!
Bolało. Wszystko mnie bolało. Całe ciało. Szczególnie brzuch. Miałem ochotę zawinął się w kłębek i zasnąć, zapomnieć. Jakby to wszystko było głupim snem. Tego chciałem. Pragnąłem zapomnieć.
Czy to tak wiele? Naprawdę?
Ostatnim co zobaczyłem i poczułem był ten ciemnoskóry policjant, który niósł mnie w ramionach.

017

Uch, muszę stwierdzić, że ten rozdział dla mnie jest jakiś dziwny. Taki lekko bez sensu. Czekam na wasze komentarze, proszę o wytyczne i tym podobne. Z góry dziękuję!

Rozdział 17

Odpoczywałem u mojego brata cały tydzień. Siniaki zeszły, już nie krzywiłem się przy siadaniu na twardych krzesłach. Hinta wziął sobie wolne, więc chodziliśmy na spacery, do kina i zoo. Świetnie się z nim bawiłem. Jak za dawnych czasów. Nie wierzyłem, jak ten Hinta mógł być jednocześnie tym, który zranił Ubera i go wykorzystywał do swoich celów. Przecież to niewiarygodne!
Mimo że czułem, że mój brat chce ze mną rozmawiać na temat Davida, ja nic nie mówiłem. Po prostu wypierałem się faktu, że znałem kiedykolwiek jakiegoś Davida Veaka. Nie krzyczałem po nocach, chociaż budziłem się zlany potem. To było coś o czym chciałem jak najszybciej zapomnieć.
Rozmyślałem o Uberze. I to dużo. Nie wiedziałem co o tym mam sądzić, ale tym się nie przejmowałem. Miałem nadzieję, że jak wrócę to z nim szczerze porozmawiam.
Ale jak zadzwoniła do mnie Szurnięta Lili, uświadomiła mi, że tak nie będzie.
- Wywalili Ubera ze szkoły - oświadczyła, gdy tylko odebrałem.
- Że co? - spytałem zaskoczony. - Niby dlaczego?!
- Wybył ze szkoły, bo zadzwonił do niego jakiś kumpel. Jak mi potem wyznał, szukał przez te parę dni Davida razem z przyjaciółmi. Gdy go znalazł, cóż... pobili jego i Vinniego do nieprzytomności. Są w szpitalu, a Uber na policji. Swoich kumpli nie chce wydać, więc policja zatrzymała tylko jego. StCloob go wywalił z głośnym "HO, HO, HO!".
Z wrażenia aż usiadłem na kanapie. Zdziwiony Hinta posłał mi zaniepokojone spojrzenie.
- Jest na policji? - wydukałem.
- Ta. Zatrzymali go za pobicie z jakimś tam skutkiem. Nie wiem, nie znam się!
- O mój Boże... - wyszeptałem. - W jakim komisariacie on teraz jest? Muszę do niego pojechać!
- Rodzice Davida wkurzyli się i jakoś zmusili komendanta o nie wpuszczanie nikogo oprócz jego rodziców. Adwokat nawet nie może przyjść!
- Ale oni tak nie mogą!
- No przecież wiem! Najlepiej będzie jak przyjedziesz do szkoły i pogadasz z dyrektorem. Może on coś wskóra!
- Dobra, jeszcze dzisiaj wrócę. A ty postaraj się czegoś dowiedzieć.
- Ale czego?
- Nie wiem, czegokolwiek! - wrzasnąłem w słuchawkę.
Rzuciłem telefonem i pobiegłem do pokoju gościnnego by się zacząć pakować. Hinta szedł za mną, pytając się, co jest grane. Zdenerwowany mu wszystko wytłumaczyłem i poprosiłem, by zadzwonił po szofera.
Tak na marginesie muszę stwierdzić, że trudno się pakuje, gdy masz rękę w gipsie.
Byłem roztrzęsiony jak nigdy dotąd. Czy on naprawdę to zrobił? Naprawdę pobił Davida? Dla mnie? Przecież to bez sensu. Jakiegokolwiek. To nie ma sensu! Dlaczego? Czemu to zrobił?
- Szofer będzie za dziesięć minut. Spakowałeś wszystkie rzeczy? Matt! Uspokój się!
Złapał mnie za drżące ramiona i kazał usiąść na łóżku.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wymyślimy coś. Obiecuję.
- Ale, Hinta... on pobił Davida... on leży w szpitalu - wyjęczałem. - Ojciec Davida nie odpuści tak łatwo, przecież wiesz!
- Wymyślę coś. Matt, obiecuję ci, że Uber wyjdzie z więzienia.
Pokiwałem głową. Wstałem z łóżka i z pomocą Hinty ubrałem kurtkę. Zniósł mi bagaż na dół, do auta. Uściskał mocno i pożegnał.
Jadąc autem, zastanawiałem się, jak to teraz będzie. Czy David się wyliże? Nie żeby mnie obchodziło jego zdrowie, ale tu chodziło o Ubera. Przecież nie mógł iść do więzienia w tak młodym wieku! Miał dopiero siedemnaście lat! Nie! To niemożliwe.
To wszystko moja wina.
Nagle to sobie uświadomiłem. Bo to faktycznie była moja wina. Gdyby nie ja, David nigdy by mnie nie zgwałcił, a Uber nie siedziałby teraz za kratkami. Beze mnie było by im o wiele łatwiej. Szlag. To wszystko moja wina!
Oparłem głowę o zimną szybę auta.
- Wszystko dobrze, paniczu? - spytał szofer, patrząc we wstecznie lusterko.
- Tak. Jestem tylko zmęczony.
- Może się panicz prześpi? - zaproponował. - Dam koc i poduszkę.
Pokiwałem głową, a on zjechał na pobocze. Wyjął z bagażnika miękki koc i białą poduszkę. Ułożyłem się wygodnie i szybko zasnąłem. Było mi ciepło i przyjemnie.
*
Obudził mnie szofer, gdy już byliśmy na miejscu. Poprosiłem go, by zaniósł mi bagaż do pokoju. Zgodził się bez szemrania, lekko się uśmiechając pod nosem. Podziękowałem mu i dałem sto dolarów napiwku. Lubiłem tego starszego pana. Nigdy nie narzekał, chociaż miał ze mną wiele nieprzyjemnych sytuacji. A mimo to mi ciągle pomagał.
Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją w kąt pokoju. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do gabinetu dyrektora. Ponoć w nim mieszkał, więc ucieszyłem się, gdy usłyszałem kroki, jak tylko zacząłem się dobijać do drzwi.
- Ho, ho, ho! - zaćwierkał niczym wróbel (że co?!). - Kto tam? - spytał słodkim, niewinnym głosem.
- E... Matt Hiteku? - odparłem niepewny.
- Ach, to ty. Myślałem, że szkolna pielęgniarka wreszcie przyjęła moje zaproszenie do zabawy. Ale cóż, jest inaczej. Trudno. Wchodź.
Przez chwilę gapiłem się na jego różową pidżamę w HelloKitty. On tak na serio, czy robi sobie żarty? Aż mnie zemdliło.
- O co chodzi, ho, ho, ho? - spytał, siadając za masywnym biurkiem.
Nachyliłem się w jego kierunku.
- O Ubera Slowe - powiedziałem. - Wyrzucił go pan ze szkoły. Chcę, aby unieważnił pan ten czyn. Uber nic nie zrobił!
- Pobił naszego ulubionego ucznia - wzruszył ramionami, drapiąc się po białej brodzie.
- Ulubionego ma pan na myśli bogatego? - warknąłem wściekły.
- Chłopcze, licz się ze słowami.
- David zasłużył sobie na takie coś! Nie żałuję, że Uber go pobił, ale nie może go pan wyrzucić. Uber nie ponosi winy!
- Pobił go - powtórzył. - Nie chce wydać współwinnych.
- Bo ma honor! Nie wpakuje swoich przyjaciół w kłopotu! Niech go pan zrozumie! Zrobił to dla mnie! - wykrzyczałem.
Dyrektor StCloob zmarszczył brwi i podrapał się po opasłym brzuchu. W jego pidżamie brakowało jednego guzika.
- A co masz na myśli mówiąc, że zrobił to dla ciebie, drogi młody Hiteku? - spytał.
Westchnąłem. Zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobię, wyjawiając mu prawdę. Wreszcie uznałem, że tak. Tak będzie lepiej, bo zrobię to dla Ubera.
Wszystko jednym tchem mu wytłumaczyłem. Patrzył na mnie zdziwiony, ale słuchał. Na końcu miał bardzo zdumioną minę.
- Taka jest prawda - jęknąłem.
- Nie wiedziałem, że z niego taki niedojrzały gnojek - wyznał dyrektor.
- Tak, ja też. Musi pan stanąć po stronie mojej i Ubera. On po prostu chciał sprawiedliwości.  Nic po za tym - powiedziałem ze łzami w oczach. - Niech go pan zrozumie!
- Co najwyżej to mogę o nim poręczyć - wytłumaczył lekko speszony. Już nie hohował. - To nie jest takie łatwe jak myślisz. Musiałbyś namówić Davida, by wycofał oskarżenie.
- Słucham?
- Pójdź do niego i pogadaj z nim. Zaszantażuj albo coś. Niech wycofa oskarżenie na Ubera. Tyle. To powinno poskutkować.
*
Nie powinienem tego robić, ale jednak rano wstałem i zamiast na lekcje pojechałem taksówką do szpitala. Całą noc głowiłem się nad tym czy zrobić to. Bałem się spojrzeć Davidowi w oczy. Bałem się jego słów. I czynów.
Ale jednak zmobilizowałem się i pojechałem do szpitala. Trząsłem się lekko pod presją, ale trzymałem się mocno i prosto.
- Leży u was David Veaka - powiedziałem do krępej, ciemnoskórej pielęgniarki. - W której sali?
- Jesteś jego przyjacielem? - spytała, a ja z ociąganiem pokiwałem głową. - W nocy wybudził się z krótkiej śpiączki, przed chwilą był na badaniach. Leży w pokoju 217, powinien już nie spać.
Podziękowałem i sztywnym krokiem ruszyłem w kierunku sali 217. Zapach szpitala mnie przytłaczał. Nie lubiłem tego typu miejsc. Nie wiem czemu, może po prostu przez to, że jest tu ciągle obecna śmierć.
- Matt Hiteku, prawda? Miałeś przyjść dopiero po miesiącu.
Wzdrygnąłem się i popatrzyłem na lekarkę. Ach, to ta, która badała mnie tydzień temu.
- Ja... przyszedłem do kogoś... - mruknąłem cicho pod nosem.
Kobieta przyglądnęła mi się podejrzliwie.
- Jak tam siniaki?
- Dobrze. Zeszły. Dziękuję za maść - powiedziałem.
- Nie ma za co. Uważaj na rękę, żeby się źle nie zrosła.
Pokiwałem głową i zacisnąłem zdrową dłoń w pięść. Lekarka zmarszczyła brwi.
- Do kogo przyszedłeś? - spytała.
- David... David Veaka - chrząknąłem.
Uniosła brwi i podparła się rękoma na biodrach. Przyglądała mi się przez długą chwilę.
- On został pobity - zauważyła. - I to brutalnie. Czy ma to coś wspólnego... z tym co się TOBIE stało? - spytała z naciskiem.
Zacisnąłem zęby i kiwnąłem lekko głową.
- Przyszedłem z nim porozmawiać, by zniósł oskarżenie.
- Czyli to on... - mruknęła pod nosem. - Mam wezwać policję?
- N-nie! Sam sobie poradzę, tak sądzę. Chcę z nim tylko porozmawiać. Chyba nic mi nie zrobi - wzruszyłem ramionami.
Lekarka pokiwała głową, ale nie wyglądała na przekonaną. Poklepała mnie po ramieniu i odeszła do innego pacjenta.
Wziąłem głęboki oddech i stanąłem przed drzwiami 217. Przygryzłem dolną wargę.
Potem nacisnąłem klamkę.

niedziela, 22 września 2013

016

Przepraszam za długą przerwę, ale miałam w domy wprowadzony stan wojenny z moją rodzinką. Mój ojciec jest pogięty. Naprawdę. A wiecie o co poszło? O jego tapetę na telefonie. Chciałam ją zobaczyć, on zaczął na mnie się wydzierać i dostałam labe. Totalna masakra -_- "Ale rodzica się nie wybiera, prawda?"

Rozdział 16

- Wy... wyjeżdżasz? - zająknął się Uber.
Pokiwałem głową.
Staliśmy na dziedzińcu szkoły, czekając aż przyjedzie po mnie szofer. Cała nasza trójką, Uber, Lili i ja, byliśmy poubierani w wiele warstw ciuchów, aby było nam ciepło. Gips mnie trochę uwierał, ale było dosyć dobrze.
- Tak. Do brata - odparłem, a z moich ust wydobył się obłok pary.
- Masz brata? - zdziwiła się Lili.
- Tak. I jeszcze siostrę, ale ona nie uznaje mnie za członka rodziny, więc mam tylko brata.
- I jedziesz do niego? - spytał cicho Uber, zaciskając dłonie na kurtce moro.
Skinąłem, nerwowo bawiąc się zamkiem walizki.
- Tak. Powiedziałem mu co się stało i uznałem, że fajnie będzie do niego pojechać, by odpocząć.
- Ale wrócisz?
Uśmiechnąłem się.
- Tak. Na pewno. Mam powód, by wrócić, więc tak będzie. Obiecuję.
Zrobiłem krok w jego stronę i uniosłem się trochę na palcach, by pocałować go w policzek. W słabym świetle nocy i starych szkolnych lamp zobaczyłem jak na jego twarzy wykwita rumieniec.
- Uber, co ty, prawiczek?
Parsknąłem śmiechem na uwagę Lili. Ta to ma wyczucie czasu. Uwielbiam ją.
Około trzech metrów dalej zatrzymało się auto. Westchnąłem i zrobiłem krok w tył.
- Będę dzwonił, obiecuję.
Szofer w garniturze i śmiesznej czapce podszedł do mnie.
- Paniczu - powiedział z lekkim ukłonem. Zabrał ode mnie walizkę i schował do bagażnika auta.
- Pa - mruknąłem do moich przyjaciół i wsiadłem do nagrzanego auta. Pomachałem im przez szybę. Uber się uśmiechnął, a w ręce Lili błysnął...
... nóż?
Normalka.
*
Siedziałem w salonie mieszkania Hinty. Było to największe pomieszczenie. Mieściła się tutaj plazma, dwa regały zawalone książkami różnych gatunków, kredens, stolik do kawy, ogromna kanapa i piękny, rzeźbiony kominek. Teraz siedząc skulony gapiłem się na płomienie owego rzeźbienia. Gdy tylko przed dwudziestoma minutami wszedłem do mieszkania Hinty, ten od razu mnie przytulił i zaprowadził do salonu, ciągle przyglądając mi się ze strachem, jakbym miał się zaraz stłuc lub połamać. Cóż, ten stan rzeczy miałem już chyba za sobą. Dwie doby po wypadku, wspomnienie Davida wywoływało u mnie odruch wymiotny i okropne drżenie ciała. Ale nie płakałem. I nie miałem zamiaru.
Do salonu wszedł Hinta z dwoma kubkami parującego kakao. Usiadł obok mnie i podał do zdrowej ręki jeden z nich. Podziękowałem i zsunąłem nogi z kanapy na drewnianą podłogę.
Hinta był dokładnie taki z wyglądu, jak opisał go Uber. Z charakteru to samo.
- Dobrze się czujesz? - spytał mój brat, dotykając dłonią mojego czoła. - Może zadzwonię po doktora żeby cię zbadał?
- Byłem już w szpitalu, aniki - westchnąłem. - A czuję się dobrze. Obolały... ale jest dobrze.
Przygryzł dolną wargę i odstawił kubek na stolik. Schował twarz w dłoniach.
- Przysięgam, że go zabiję, jeśli kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Jest już martwy - wyszeptał niewyraźnie.
- Hinta, daj spokój - warknąłem. - Chcę zapomnieć. A dorywanie go, zabijanie i tym podobne po prostu tylko mi przypomni. Najlepiej będzie jak zacznę udawać, że to nigdy się nie wydarzyło.
- Żartujesz sobie? Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie KIEDYKOLWIEK zapomnieć? To niemożliwe! - wykrzyknął wściekły. - On cię zgwałcił, Matt. To nigdy nie zniknie z twojej pamięci.
- Skąd wiesz?! Psycholog, czy kto? - sarknąłem.
- Matt - powiedział ostrzegawczo, marszcząc brwi.
- Dobra, przepraszam - westchnąłem. - Po prostu jestem zmęczony. Zmęczony myśleniem o nim i o tym wszystkim. Po prostu... daj mi trochę czasu. Proszę, aniki. Parę dni.
Odwrócił wzrok i wlepił go w ogień w kominku. Upiłem łyk ciepłego kakao i odstawiłem kubek na stolik. Przymknąłem na chwilę oczy i przemyślałem jeszcze raz to, o czym miałem zamiar pogadać z Hintą. A raczej o kim. O Uberze. To było już postanowione, ale nie wiedziałem jaka będzie jego reakcja. Wszystko przyjdzie z czasem.
- Kim dla ciebie jest Uber Slowe?
Zamarł przestraszony, a ja obserwowałem jak jego skóra na twarzy blednie. Odwrócił się wolno w moim kierunku z przerażeniem w oczach.
- Skąd... skąd o nim wiesz? - wykrztusił, zaciskając dłonie w pięści.
- Chodzi ze mną do szkoły. To mój nowy przyjaciel.
Przymknął oczy i zwiesił głowę.
- Nie chciałem, żebyś się dowiedział - jęknął zrezygnowany. - Uber miał być moją tajemnicą.
- Dlaczego? - spytałem zdenerwowany. - Czemu nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego musiałem się o tym wszystkim dowiedzieć dopiero od obcego mi jeszcze wtedy chłopaka?! Hinta, do cholery jasnej!
- Przepraszam! - zawołał. - Przepraszam, że nie chciałem ci powiedzieć! Ale zrozum, nie mogłem. On jest w twoim wieku. Gdy zaczęliśmy ze sobą być, on miał piętnaście lat! Pięć lat młodszy ode mnie! Dziecko, rozumiesz?! Nie mogłem ci powiedzieć, że umawiam się z twoim rówieśnikiem.
- Czemu? - szepnąłem. - Przecież bym zrozumiał. Nie miałbym nic przeciwko, Hinta! Przecież go kochałeś! ... Bo kochałeś... prawda?
Mój przyszywany brat zamiast mi odpowiedzieć, wbił wzrok w swoje splecione palce. Aż oniemiałem.
- Hinta... odezwij się. Odpowiedz - zażądałem. - Hinta!
Poderwał się z miejsca i z płonącymi ze wściekłości oczami zaczął krążyć po mieszkaniu.
- Co chcesz wiedzieć, co?! Że wykorzystywałem Ubera, bo jego ojciec był szefem firmy, w której chciałem pracować? Że chodziło jedynie o to, aby być blisko tego człowieka, by zyskać w jego oczach jako przyjaciel i korepetytor jego synalka? Chcesz wiedzieć, jakim byłem sukinsynem, wykorzystując dziecko?
Siedziałem jak sparaliżowany i gapiłem się na niego. Przystanął i potarł dłońmi twarz.
- Byłem żałosny. Ale zdałem sobie z tego sprawę wtedy, kiedy było już za późno. Jego ojciec się dowiedział. Nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Ale ja nie chciałem dłużej tego ciągnąć. Rzuciłem Ubera i wróciłem tutaj. Bo nie było sensu, by dalej udawać.
- Hinta... - szepnąłem.
- Nie chciałem, byś wiedział jakim gnojem wtedy byłem. Chowałem to wszystko przed tobą i resztą, bo się wstydziłem. Chyba rozumiesz, prawda? Nie mogłem pozwolić na coś takiego. Wtedy straciłbym twoje zaufanie. A nie chciałem.
Ukucnął przede mną i złapał moją zdrową, prawą rękę w swoje dłonie.
- Kocham cię, Matt i nie chcę cię zranić. Za nic w świecie. Już i tak za dużo wycierpiałeś. Nie chcę patrzeć na twoje łzy.
- Czyli Uber... był dla ciebie nikim?
Pokiwał lekko głową.
- Czyli nie będziesz zły, jeśli dla mnie będzie kimś ważnym?
Zaskoczony otworzył usta niczym ryba.
- He? Że co?
Zarumieniłem się zdenerwowany i poprawiłem się na kanapie.
- Pytam się, czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, abym zaczął spotykać się z Uberem.
Siedział osłupiały i gapił się na mnie nie rozumiejąc.
- Bo on ponoć jest zakochany we mnie, Hinta. Ciągle mi to powtarza. Ja... ja nie wiem co do niego czuję, ale na pewno jest to sympatia. To na pewno. Lubię go.
Wzruszyłem ramieniem. Ciągle byłem zarumieniony, ale już nie tak bardzo.
- Ty... i ty... nie jesteś zszokowany? Tym, kim się okazałem? - wyszeptał Hinta.
- Wiesz, sądzę, że to trochę nie fair z twojej strony, ale raczej dziewięćdziesiąt procent populacji Ziemi także by coś takiego zrobiła, żeby zyskać wymarzone zatrudnienie. W pewnym sensie cię rozumiem, ale z drugiej strony mam ochotę cię zdzielić.
Parsknął, ale to parsknięcie zatuszował kaszlnięciem. Ale z niego głupi kłamca.
- Jesteś niemożliwy - sapnął. - Zawsze taki byłeś. Niby delikatny, jakbyś zaraz miał się rozpłakać, a potem nagle wyjeżdżasz z takimi tekstami. To nie jest normalne. Powinieneś się leczyć, braciszku.
Uśmiechnąłem się.
- Nie musisz mi tego mówić, bo sam o tym wiem, naprawdę. Lata praktyki robią swoje, kochany. To chyba normalne, prawda?
- Niezbyt.
- Baka.
Zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
- Przygotuję ci kąpiel. Wypij do końca.
- Hai, hai.
Wstał i odszedł, a ja rozsiadłem się na kanapie. Chociaż dobrze to ukrywałem, to faktycznie byłem naprawdę zszokowany wyznaniem Hinty. Uwiódł Ubera tylko do swoich celów? Kurcze, to niewiarygodne. Nigdy bym go o coś takiego nie posądził!
Mój przyjaciel ze szkoły o tym nie wiedział. I dobrze, bo chyba źle by przyjął fakt, że Hinta to mój brat. Szczerze powiedziawszy to bałem się, że kiedyś się dowie, a wtedy mnie znienawidzi. Ale jednak miałem nadzieję, że do tego czasu Uber rozkocha mnie w sobie do szaleństwa.

środa, 18 września 2013

015

Rozdział trochę dłuższy niż 14. Obiecuję, że już w kolejnym, czyli 16, dowiecie się co łączyło Ubera i Hintę. Matt przeprowadzi poważną rozmowę z bratem. I obiecuję, że David zapłaci za to co zrobił głównemu bohaterowi.
Dziękuję za pozytywne komentarze. Dodajecie mi sił.
Ach, i jeszcze jedno! Liczba wyświetleń bloga niedługo dobije 1000! Nigdy tak nie miałam! To prawdziwy szok. Ale wszystko zawdzięczam wam! Dziękuję i rozdział dedykuje Wam wszystkim. Jesteście kochani.

Rozdział 15

- Idź na obiad. Burczy ci w brzuchu, dziecko - powiedziała pielęgniarka, gdy weszliśmy do szkoły. Po tych słowach odeszła.
Popatrzyłem przestraszony na Lili.
- Nie chcę. Wolę głodować.
Położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie było go dzisiaj na śniadaniu. Wyjechał. Nie wiem gdzie. Tak powiedział wszystkim Vinnie. Że wyjechał. Musisz coś zjeść. Chodź, będę tuż obok ciebie.
Przezwyciężyłem chęć ucieczki tylko dlatego, że byłem okropnie głodny i burczało mi w brzuchu. Poczłapałem za Szurniętą Lili, przyciskając dłoń w gipsie na temblaku do piersi. Ludzie nas mijali. Dzięki Bogu nikt nic nie podejrzewał, nikt nie zatrzymywał się, by na mnie popatrzeć lub ze mną porozmawiać.
- Chcę zjeść na uboczu - mruknąłem do Lili, gdy weszliśmy do zatłoczonej stołówki.
Kiwnęła zrezygnowana głową. Chyba chciała usiąść z Jodie.
- Przepraszam - szepnąłem zawstydzony.
- Nieważne - odparła z westchnieniem. - Chodźmy na koniec stołu Wyrzutków.
To coś takiego w ogóle istniało w tej szkole?
Ale gdy popatrzyłem na Lili, zrozumiałem, że chciała mnie po prostu rozśmieszyć. Nie wyszło jej.
Kurcze. Dzisiejszego dnia w ogóle nie zachowywała się jak Szurnięta Lili. Aż szok. Ale chyba nie robiła wokół siebie cyrku tylko dlatego, że ja byłem w takim stanie. Poobijany, cały w siniakach i ze złamaną ręką.
Usiedliśmy przy najmniej zaludnionym stoliku. Zacząłem jeść, dziękując Bogu za coś tak wspaniałego jak jedzenie. Uczucie, które wypełniało mój żołądek było po prostu cudowne.
Wciągnąłem się do rozmowy z Lili, która gadała na byle jakie tematy. Na przykład teraz mówiła mi o tym jak pan Trevor rozwalił tablicę multimedialną. Byłem jej wdzięczny, że stara się zająć mnie czymkolwiek innym niż rozmyślaniu o Davidzie.
Na mnie padł jakiś cień. Zamarłem przerażony, ale usłyszałem głos Ubera. Nie Davida.
- Hej, Matt, co ci się stało w rękę? - spytał zaskoczony, patrząc na gips.
Wziąłem głęboki oddech i odstawiłem widelec. Kiwnąłem na Lili, która podniosła się z miejsca i odeszła, taksując Ubera podejrzliwym spojrzeniem, jakby starała się ocenić, czy jest w stanie mi coś zrobić. Uznała, że nie, więc usiadła przy Jodie, która od razu zajęła ją rozmową.
Uber zajął miejsce Lili. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, czekając na wytłumaczenia.
- No więc? - rzucił w końcu, nabierając do ust frytki.
- David mi ją złamał - wydusiłem z siebie.
Uber zakrztusił się i wypluł nieprzeżyte jedzenie. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Że co?! - warknął po chwili. - Jak?
Pokręciłem głową.
- Pogadamy po obiedzie - szepnąłem, wpychając sobie w usta porcję sałatki.
Jedliśmy tak, jakby ktoś nas gonił. Gdy skończyliśmy, obydwoje wstaliśmy i wyszliśmy ze stołówki. Ja czułem na sobie wzrok Vinniego. To było straszne. Czy David powiedział mu to co mi zrobił? A może wspólnie to wymyślili?
Za dużo pytań.
Za mało odpowiedzi.
*
Weszliśmy do mojego pokoju. Łóżko dalej było nagie, bez pościeli i dziwnie puste. Usiadłem na jego krawędzi i cicho westchnąłem, masując sobie skronie prawą ręką.
Uber do mnie podszedł. Chciał mi poczochrać włosy, ale gdy tylko jego palce dotknęły mojej głowy, ja podskoczyłem jak oparzony i wycofałem się jak najdalej od niego w głąb pokoju, niepohamowanie drżąc. Chłopak stał oniemiały, a gdy zdał sobie sprawę z tego, dlaczego tak zareagowałem, zbladł mocno.
- Nie mów mi, że on... - wyszeptał. - Niemożliwe...
- Też sądziłem, że nie jest do tego zdolny - przyznałem, czując jak do oczu napływają mi łzy. Ja ciągle dzisiaj płakałem! Jak baba!
Oparłem się o ścianę i cicho zaszlochałem.
- Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem. Wykręcił mi rękę i ją złamał. Mówił wiele... okropnych słów. Potem, gdy przestał mówić, jaki to jestem żałosny, on... Nie potrafiłem się bronić. Był zbyt silny!
Płacząc, zacząłem mu opowiadać co się stało wczorajszego dnia. Słuchał mnie w kompletnej ciszy, zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy pałały wściekłością. Nie dziwiłem się. Sam byłem wściekły. Ale także i zrozpaczony jednocześnie. Nie potrafiłem wytłumaczyć swoich odczuć. Po prostu wszystko się we mnie kłębiło. Strach. Nienawiść. Zdrada. Ból. Rozpacz.
Nawet nie wiem kiedy Uber nagle znalazł się przy mnie i mocno obejmował. Tego dotyku się nie bałem. Gdy w szpitalu chciał mnie zbadać mężczyzna, myślałem, że ucieknę. Tak się przestraszyłem, że miałem wrażenie, że znowu jest noc.
Tyle że przy Uberze było inaczej. Jego się nie obawiałem. Nie wiem czemu. Instynkt? Na początku naszej znajomości był z niego ostry psychol.
Ale teraz jakby się uspokoił.
- To moja wina - szepnął nagle, ciągle mnie do siebie przytulając. - Gdyby, nie wymyślił tego głupiego zerwania przy wszystkich, nic by ci nie zrobił.
- Ale dzięki tobie pokazał mi swoją prawdziwą twarz! Gdyby to się nie stało, byłoby tylko gorzej, Uber. Ciągle bym był zaślepiony - wydukałem, zaciskając zdrową dłoń na jego nadgarstku. - Tu wina leży tylko i wyłącznie po stronie Davida.
Westchnął i przeczesał rozpuszczone włosy.
- Nie masz zamiaru nikomu powiedzieć, prawda? - spytał.
Pokręciłem głową.
- Nie. Boję się.
Oparł policzek o czubek mojej głowy.
- Tak, tak. Rozumiem. Ale nie obiecuję, że ja mu nic nie zrobię, jak go jeszcze kiedykolwiek spotkam - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nic. Mówiłem sam do siebie. Nie martw się.
Zamknąłem oczy i z błogim uczuciem zasnąłem w jego ramionach.
Nie dręczyły mnie koszmary, chociaż tego obawiałem się najbardziej. Bałem się, że będę się budził co nocy z krzykiem, cały zlany potem. Ale jednak tak nie było. Przypuszczałem, że to był wpływ obecności Ubera. Dziana mnie kojąco. To było miłe. Naprawdę. Czułem, że przy nim jestem dzwnie bezpieczny.
Rano Uber starał się mnie namówić do tego, bym opuścił lekcje. Nie miałem takiego zamiaru. Już i tak moja wczorajsza nieobecność przysporzyła mi kłopotów. Nie chciałem mieć zaległości, chociaż w zakątkach mojej psychiki ciągle dzwonił ten głupi, czerwony alarm, który kazał zaszyć mi się gdzieś w ciemnościach i nigdy się nie pojawiać.
- Na pewno czujesz się na siłach? - Uber zadawał ciągle to samo pytanie, gdy siedzieliśmy w stołówce i jedliśmy. Tak jak Lili powiedziała, David zniknął. Czyżby się bał, żę go wydam i postanowił uciec?
- Dam radę - westchnąłem. - Tak sądzę.
- Będę się nim opiekować - wybełkotała Lili z buzią pełną płatków. - Będzie bezpieczny. Tak sądzę.
- Tak sądzisz? - spytałem sceptycznie.
Pokiwała jedynie głową i słodko się uśmiechnęła. Wywróciłem oczami. Dziwna dziewczyna.
Na lekcjach udało mi się jakoś skupić. Maść, którą podarowała mi lekarka działała i już niemal bez bólu mogłem siedzieć na drewnianych krzesłach w sali. Przynajmniej jeden plus. Ale to nie zmieniało faktu, że to wszystko było i tak strasznie okropne...
Po zajęciach zaszyłem się w swoim pokoju. Usiadłem na świeżo posłanym łóżku i wybrałem numer Hinty. Chciałem z nim pogadać. Wygadać się mu. Był przecież moim bratem, tak? Powinien wiedzieć o rzeczach, które mnie spotykają. Nawet o tych najgorszych.
- Moshi Moshi?
- Miałeś rację co do Davida.
Cisza. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem się nie rozłączył, ale rozmowa dalej trwała.
- Co zrobił? - usłyszałem w końcu. Miał cichy i gardłowy głos. Był wściekły.
- Złamał mi rękę i...  i... domyśl się. Nie powiem tego na głos - szepnąłem, czując, że mogę się zaraz załamać.
- Co za popieprzony skurwiel! - wrzasnął w słuchawkę Hinta. - Niech no ja go tylko spotkam! Zajebię gnoja, rozumiesz?! Skopię go tak, że własna matka go nie pozna! Zabiję go gołymi rękoma!
Ucichł, zapewne przyciskając dłoń do ust. W tle słyszałem krzyki oburzonej kobiety. Pewnie jego szefowej.
- Jak się czujesz? - spytał po chwili, gdy się uspokoił.
- Wszystko mnie boli i boję się... czasami... ale mam wsparcie. Nie jestem sam - wzruszyłem ramionami, myśląc o Uberze i Lili. Zacząłem się zastanawiać, czy nie powiedzieć mu o tym pierwszym.
- Przyjadę do ciebie. Zabiorę cię stamtąd. Powiedziałeś komuś?
- Iie - mruknąłem po japońsku. - Boję się, aniki. Nie dam rady.
- Kurwa - sapnął do słuchawki. - Przepraszam - zreflektował się. - Nie ważne. Zrywam się z pracy i po ciebie jadę. Jak go tylko zobaczę, zabiję.
- Zniknął. Nie ma go już w szkole - wytłumaczyłem, bawiąc się gipsem. Swędziała mnie pod nim skóra. - Zniknął jeszcze tej samej nocy... Mam propozycję. Może to ja do ciebie przyjadę na parę dni? Nie będziesz musiał przerywać pracy, a ja chcę pobyć trochę poza szkołą. Chcę odreagować. Muszę... zapomnieć.
Wiedziałem, że teraz zapewne gryzie kciuk. To był jego nawyk, gdy się zastanawiał.
- Dobrze. Zadzwonię do dyrektora i cię usprawiedliwię. Jeszcze dzisiaj wieczorem przyjedzie po ciebie szofer. Przyśle tego z waszego domu, bo ma bliżej. Przywiezie ciebie do mnie. Pasuje ci?
- Tak, aniki. Będzie świetnie - szepnąłem szczęśliwy, podkurczając nogi pod brodę.
- Zacznij się pakować. Niedługo się spotkamy.
- Dobra.
Rozłączyłem się i mimowolnie uśmiechnąłem. Kochałem Hintę. Był mi bardzo bliski. Pakując swoje rzeczy do małej walizki, obiecałem sobie, że porozmawiam z nim o Uberze. Musiałem to zrobić.
Właśnie miałem zamiar iść na kolację, gdy zadzwonił telefon. Tata. Mój ojciec do mnie dzwonił.
Zmarszczyłem brwi i odebrałem.
- Moshi Moshi? - spytałem niepewnie.
- Mów po angielsku, dzieciaku. Jesteśmy w Ameryce, nie Japonii - wywarczał w słuchawkę.
- Gom... To znaczy przepraszam - droczyłem go.
Fuknął oburzony.
- Dzwonił do mnie twój brat. Jedziesz do niego, tak? A co z nauką?
- Spokojnie, nadrobię. I tak wyprzedzam materiał - skłamałem. W rozmowie z ojcem zawsze gładko mi to szło. To było aż żałosne.
- Dobrze. Nauczyciele nie będą się czepiać? Zapłaciłem za twoje wykształcenie, tak? Nie będę marnować na ciebie pieniędzy.
- Hai, hai.
Miałem ochotę wrzasnąć w słuchawkę: nikt nie kazał ci mnie zapisywać do tej zasranej szkoły! Ale się powstrzymałem. Mój ojciec był skąpym gnojem. Na pewno mnie w ogóle nie kochał. Po prostu zapłodnił moją matkę i stworzył niestety mnie. To był jego poważny błąd. Kiedyś w złości tak do mnie krzyknął. Znienawidziłem go jeszcze bardziej.
Ale jednak rodzica się nie wybiera, tak?

wtorek, 17 września 2013

014

Przepraszam, jeśli uznacie, że ten rozdział jest słaby i ogólnie głupi. Po prostu dzisiejszy dzień był dla mnie okropny, totalnie bezsensowny. Jeszcze raz przepraszam. 

Rozdział 14

Czułem się brudny. Na ciele i umyśle. Chociaż jego już nie było, ja wciąż czułem te obrzydliwe dłonie na swoim ciele. Miałem ochotę wymiotować, gdy tylko przypominałem sobie jego dotyk.
Byłem zbrukany.
W nocy straciłem przytomność. Dzięki Bogu, bo nie wiem, czy bym wytrzymał, skoro po przebudzeniu całe moje ciało boleśnie pulsowało w rytm tętna i bicia serca. Gdy leżąc nagi w skotłowanej pościeli przypomniałem sobie wszystkie szczegóły wczorajszego wieczora, nie potrafiłem powstrzymać szlochu. Płakałem, leżąc na boku i przyciskając złamaną rękę do torsu.
Nie wiem ile czasu mi minęło na zastanawianiu się, dlaczego po prostu wczoraj mnie nie zabił. Tłukłem się z myślą, że powinienem umrzeć. Że nie powinno mnie tu już być. Przecież i tak nikogo nie obchodzę. Cały świat miał mnie głęboko w dupie.
Ciągle czułem na sobie jego dotyk, zapach i okropny pot zmieszany z inną substancją. Brzydziłem się własnego ciała.
Dlaczego?
Dlaczego nigdy nie zauważyłem, jaki jest naprawdę? Czemu ślepo mu we wszystko wierzyłem. Tak jak mówił, jestem po prostu naiwny.
Żałosny.
Szczerze powiedziawszy to się bałem, że on wróci i będzie chciał znów zrobić mi krzywdę, chociaż byłem pewien, że tego bym nie wytrzymał. Nigdy w życiu. Nie chciałem przeżywać tego samego co wczoraj.
*
Pukanie do drzwi mojego pokoju wyrwało mnie z niespokojnego snu, który był przepełniony samymi koszmarami. Wzdrygnąłem się przestraszony, że to może David wrócił, ale uświadomiłem sobie, że przecież nie pukałby, prawda?
- Matt, to ja - usłyszałem słodki głosik Szalonej Lili. - Nauczycielka kazała mi do ciebie przyjść i zobaczyć co ci jest. Jesteś tam? Matt?
Zapukała znowu.
- Lili, wejdź - wychrypiałem, krzywiąc się z bólu.
Drzwi się uchyliły i zobaczyłem czuprynę dziewczyny. Na mój widok wydała cichy krzyk i wbiegła do środka.
- Jezu! Matt!
Złapała mnie za rękę, niestety tą złamaną, czyli lewą, co przyjąłem z wrzaskiem bólu. Przerażona też krzyknęła, upadając tyłkiem o ziemię. Spódniczka od mundurka zadarła się i widziałem jej różowe majtki.
Przycisnęła drżącą dłoń do ust.
- Boże... Kto ci to... Matko Boska.... Pójdę po nauczy...
- Nie! - zawołałem spanikowany, starając się usiąść. - Błagam, Lili, nie. Proszę...
Mówiąc, niemal szlochałem. Czułem się upokorzony, że dziewczyna widzi mnie w takim stanie, a nie przeżyłbym, gdyby zobaczył mnie ktoś jeszcze.
- Błagam, po prostu mi pomóż wstać i pójść do łazienki. Proszę - jęknąłem do oszołomionej nastolatki.
Z trudem się podniosła i do mnie podeszła. Dziwne. Myślałem, że jest typem, który lubi krew i ogólnie straszne rzeczy. Kurcze, przy naszym pierwszym spotkaniu chciała się ze mną pobawić w doktora z tasakiem! To nie było normalne.
Wsparty na jej ramieniu poszedłem do łazienki. Każdy krok sprawiał, że chciałem jęczeć z bólu, ale zaciskałem zęby. Lili drżała ze strachu, bo wciąż była w szoku. Pomogła mi wejść do kabiny, niechcący dotykając mojej lewej ręki. Syknąłem cicho, a ona jak oparzona cofnęła dłonie.
- Poczekaj w pokoju, proszę - wydusiłem z zamkniętymi oczami. - Nadal potrzebuję pomocy.
Pokiwała jedynie głową i wyszła. Odkręciłem zdrową ręką gorącą wodę. Myjąc się, krzywiłem się z bólu, aż w pewnym momencie znowu wybuchłem płaczem, widząc siniaki na biodrach, po wewnętrznej stronie ud i na talii. Nie potrafiłem inaczej zareagować. Po prostu byłem za słaby. Za słaby na życie.
- Lili, musisz mi pomóc - powiedziałem na tyle głośno, by mnie usłyszała.
Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Po raz kolejny powtarzałem sobie, jaki to jestem żałosny, prosząc o pomoc Lili. Upokarzające było to, że widziała mnie w takim stanie, po tym jak chłopak, którego kochałem przez długi czas, mnie zgwałcił. Nie mówiła tego na głos, ale doskonale wiedziałem, że domyśla się kto mi to wszystko zrobił.
- Musimy iść z tą ręką do pielęgniarki - powiedziała nieco już uspokojona Lili, gdy siedziałem ubrany na łóżku, z którego wcześniej musiała zgarnąć zakrwawioną i pobrudzoną pościel.
- Nie. Nie chcę, by jakikolwiek uczeń mnie widział - pokręciłem głową.
- Trwają lekcje - zapewniła. - Przejdziemy tak, by nikt nic nie zobaczył, obiecuję. Po prostu pozwól sobie pomóc, Matt. Nic ci nie zrobię.
*
Rękę miałem złamaną tuż pod łokciem. Tak jak podejrzewałem. Pielęgniarka rzecz jasna mnie wypytywała w drodze do szpitala, ale ja siedziałem cicho, nic nie mówiąc. Lili także nic nie mówiła.
Po tym jak zeszliśmy na dół i pokazaliśmy kobiecie moją rękę, od razu wsadziła mnie do auta by pojechać do szpitala. Lili zrobiła jej awanturę, że pojedzie razem ze mną. Bardzo jej za to w myślach dziękowałem.
Idąc przez korytarze, ciągle oglądałem się za siebie z obawy, że gdzieś tam czai się David, który zaraz na mnie wyskoczy i zrobi jeszcze większą krzywdę. Na szczęście tak nie było. Faktycznie dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki niezauważeni.
Siedziałem teraz na kozetce w szpitalu, z lewą ręką w gipsie. Przede mną siedziała młoda lekarka.
- Matt, tak? - spytała, uśmiechając się przyjaźnie. - Powiesz mi, jak to się stało, że masz złamaną rękę?
Nie odpowiedziałem, jedynie dalej wlepiałem wzrok w gips.
- Wiem, że nie zrobiłeś sobie tego sam - rzekła. - Masz na ciele siniaki.
Zacisnąłem zdrową rękę w pięść, co nie uszło uwadze młodej lekarki.
- Powiedz, ktoś zrobił ci krzywdę, prawda? - zapytała delikatnie. - Czy ktoś zmusił cię?
Nie potrafiłem nie kiwnąć głowę. Kobieta otworzyła lekko szerzej oczy, ale zaraz potem odzyskała rezon.
- Czy to któryś z nauczycieli? - pokręciłem głową. - Uczeń?
Tutaj zamarłem, bo przypomniałem sobie, co powiedział mi David. Że mi nie popuści, jeśli kiedykolwiek komuś powiem.
- Nie! To nie tak! Ja spadłem ze schodów! Potknąłem się i spadłem! Nikt mi nic nie zrobił! - zacząłem krzyczeć przerażony, patrząc błagalnie na zaskoczoną lekarkę. - Ja sobie to sam zrobiłem! Nikt mnie do niczego nie zmusił!
- Spokojnie, spokojnie! - złapała mnie za rękę i uspokajająco pogłaskała palcami. - Spokojnie. Jesteśmy tu tylko ja i ty. Nie musisz kłamać. Możesz powiedzieć mi prawdę. Sprawca się o tym nie dowie, obiecuję. Dostanie tylko to, na co zasłużył. Nie musi wiedzieć, że to ty to powiedziałeś.
- Domyśli się - wyszlochałem, a z moich oczu poleciały łzy. - Nie mogę. Nie mogę... Ja się boję...
Wydałem z siebie zduszony szloch, obejmując się zdrowym ramieniem. Drżałem przerażony, a przed oczami stały mi obrazy poprzedniego wieczoru.
- Nie mogę...
- Spokojnie, Matt, spokojnie.
Pogłaskała mnie po głowie, czekając aż się uspokoję. Gdy to nastało, usiadła na swoim miejscu i zaczęła szukać czegoś w szufladzie zagraconego biurka.
- Proszę - podała mi wizytówkę. - To numer do mojej przyjaciółki. Jest psychologiem. Zadzwoń do niej i porozmawiaj. Pomoże ci to, naprawdę.
Schowałem karteczkę do spodni, krzywiąc się, co kobieta zauważyła. Po chwili szukania podała mi tubkę jakiegoś leku.
- Smaruj tym trzy razy dziennie siniaki. Pozwoli znieść ból i ślady szybciej znikną.
Pokiwałem głową. Wstałem powoli, a ona poklepała mnie po ramieniu.
- Przemyśl to, żeby zawiadomić odpowiednie organy. Ten ktoś musi za to zapłacić, wiesz o tym. Wróć tu za miesiąc.
- Dziękuję - wymamrotałem i wyszedłem.

niedziela, 15 września 2013

013

Na samym początku dziękuję za wspaniałe komentarze Gupia ;-;, i Brudny toster. Czytając je, ciągle miałam uśmiech na twarzy. Cudownie jest mieć takie czytelniczki. Co do rozdziału, to mam nadzieję, że się podoba. Nie lubię już Davida za to, co teraz zrobił. Znienawidziłam własną postać. Ale ze mnie kretynka. Mam nadzieję, że nie przesadziłam. Ma ktoś jakiś pomysł, co może być w kolejnym rozdziale? Chętnie skorzystam z pomocy! 

Rozdział 13

Szedłem właśnie do biblioteki, gdy nagle Uber wypadł zza zakrętu i złapał mnie za golf, by mocno pocałować. Byliśmy na środku korytarza, wśród innych uczniów, więc nieco mnie to zaskoczony. Co ja piszę! Boże, to był dla mnie ogromny szok!
- Co ty...? - jęknąłem, odsuwając się na chwilę.
- Zaraz zobaczysz.
Znów mnie do siebie przyciągnął, a jakaś dziewczyna zrobiła nam zdjęcie. Kij z tym, miałem to szczerze powiedziawszy gdzieś. Naprawdę.
Po pięciu sekundach za plecami Ubera zobaczyłem Davida. Stał z opadniętą szczęką, a obok niego stał Vinnie. Obydwoje gapili się na nas oniemiali. Ha. A więc Uber dlatego mnie całował. A więc  jego plan miał się powieść. Spontaniczność, ta? Na oczach uczniów, na środku korytarza?
Mi pasuje.
Złapałem go za kark i wciąż patrząc kątem oka na Davida, pogłębiłem pocałunek. David zbladł, patrząc jak Uber wkłada rękę pod mój czarny golf. Mimowolnie zadrżałem, bo jednak dotyk nastolatka na mnie podziałał. W szczególności, że jego dłoń tak bardzo delikatnie gładziła mój brzuch, że doprowadzał mnie do szaleństwa.
Nie zdziwiłbym się, gdy nagle wpadł na pomysł, by mnie przy wszystkich przelecieć. Zresztą, nie miałbym nic przeciwko temu. Byłem w TYM nastroju. A Uber dotykał mnie z taką wprawą, że aż się przeraziłem.
Ale nie wyglądało na to, że chłopak ma zamiar to zrobić. Chyba się powstrzymywał. Czułem to w jego pocałunku. Był chaotyczny i namiętny.
Spontaniczny.
W końcu odsunąłem się od niego, dysząc ciężko. Popatrzyłem mu w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem. Niemal niewidocznie wzruszył ramionami. Cofnął ręce i pozwolił mi się odwrócić w kierunku dalej oniemiałego Davida.
- Chyba zrozumiałeś, co nie? Koniec z nami. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Że... co?
- Ułomny jesteś? - prychnąłem. - Przeliteruje ci. K-o-n-i-e-c  z  n-a-m-i. Teraz rozumiesz?
- Nie możesz! - sapnął, czerwieniąc ze złości. - Zrywasz ze mną dla tego... tego... brudasa?!
- Może. Wygląda na to, że wolę jego, co nie? - mruknąłem, uśmiechając się do Ubera, który idealnie odgrywał swoją rolę.
Znów popatrzyłem na Davida, który chyba nie dowierzał temu co widzi.
- Ale, hej, nie smuć się. Możemy być przyjaciółmi - wzruszyłem ramionami od niechcenia. - Pasuje ci to?
- Po... powaliło cię?! - wrzasnął na cały korytarz. Wszyscy uczniowie gapili się na tą scenę. - Odsuń się od tego gnoja! Zrobił ci pranie mózgu!
- Nie. On tylko otworzył mi oczy, David.
Złapałem Ubera za rękę i pociągnąłem w kierunku biblioteki. Gdy znaleźliśmy się za drzwiami, uśmiechnąłem się do niego. Serce waliło mi jak szalone, ale nie wiedziałem dlaczego. Czy z zadowolenia, czy z przerażenia a może jeszcze czegoś innego. Ale, kogo to obchodzi? To było cudowne uczucie!
- Dziękuję. Od razu zrobiło mi się lepiej.
Uber wzruszył ramionami.
- Taka była umowa, prawda? Chciałeś z nim zerwać, tak aby był załamany. Mogę się założyć, że teraz wypłakuje się w ramię Vinniemu.
Parsknąłem śmiechem.
- Ta, może tak. Jeszcze raz dziękuję.
Kiwnął głową, a potem poczochrał mi włosy.
- Dobra, idę do pokoju. Muszę się pouczyć.
- Ty i nauka? - parsknąłem. - Uważaj, bo uwierzę!
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieeeszne - prychnął i przeszedł obok mnie.
Westchnąłem i usiadłem przy stoliku. Naprawdę czułem się dobrze, gdy całowałem Ubera na oczach Davida. Faktycznie, to dobrze wpłynęło na moją psychikę. Teraz to ja zadałem cios temu chłopakowi, a nie na odwrót. Kamień z serca.
To nie ja cierpiałem.
*
Siedziałem w bibliotece do kolacji. Bibliotekarz poprosił mnie o pomoc przy katalogowaniu książek. Ucieszyłem się, bo na coś się wreszcie przydałem.
- I tak tu ciągle przesiadujesz, więc mi przynajmniej pomóż - powiedział mężczyzna, podając mi jakieś kartki. Mam nadzieję, że nie zauważył moich rumieńców.
Gdy skończyliśmy robotę, poszedłem zjeść. Usiadłem obok Lili. Ubera nigdzie nie było. Davida nawet nie szukałem wzrokiem. Miałem go gdzieś.
Zjadłem i poszedłem do siebie. Rozebrałem się do naga i stanąłem pod prysznicem, rozkoszując się gorącym prysznicem. Dobrze mi to zrobiło, szczególnie w tak zimny dzień, ale muszę przyznać, że nie brakło atrakcji. Chociaż według mnie David zasłużył sobie na coś więcej niż zerwanie na środku korytarza wśród innych uczniów., Ale, hej!, nie będę wybrzydzał. Działo się to faktycznie szybko, ale bardzo skutecznie.
Wytarłem się ręcznikiem i owinąłem się nim w pasie. Wyszedłem z łazienki i stanąłem jak wryty, widząc wściekłego Davida przy drzwiach. Chował właśnie kluczyk od nich do tylnej kieszeni dżinsów.
- Co ty tu robisz? - spytałem zaskoczony. - Wynoś się.
- Chyba cię pogięło - wykrztusił i podszedł do mnie.
Zrobiłem krok w tył, ale natrafiłem na drzwi od łazienki. David złapał mnie za lewą rękę i mocno wykręcił. Krzyknąłem z bólu i przerażenia, ale doskonale wiedziałem, że nikt mi nie pomoże. Na tym piętrze mieszkało jeszcze czworo uczniów, ale nigdy ich nie widziałem na oczy. Zrobiłem nawet kiedyś test. Krzyczałem o pomoc, a nikt nawet nie zapukał do drzwi.
Patrząc w te wściekłe oczy mojego byłego chłopaka, uświadomiłem sobie, że chyba popełniłem błąd i wiedziałem, że David tej nocy nie będzie obchodził się ze mną tak delikatnie jak zawsze.
Wiedziałem, że chłopak ma zamiar zrobić mi krzywdę.
- Co w nim jest takiego, co?! Jest lepszy w łóżku ode mnie? Przyznaj się, przeleciał cię? I jaki jest? - wysyczał mi prosto w twarz.
- David, puść! Boli - wyjęczałem, starając się nie ruszać, bo bałem się, że zaraz złamie mi rękę. - Puść!
Ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Jego oczy pałały wściekłością. Nigdy go takiego nie widziałem. Szczerze powiedziawszy to się go panicznie bałem. Przerażał mnie jak nigdy.
- Wiesz co ci powiem? Jesteś żałosny - warknął. - I naiwny. Można tobą manipulować jak dzieckiem. Wierzyłeś w każde moje kłamstwo. Każde, rozumiesz?
Oddychałem głęboko, starając się odsunąć od siebie ogromny ból promieniujący z wykręconej ręki.
- Co... co masz na myśli? - stęknąłem.
- Wierzyłeś, że cię kochałem. Kiedykolwiek. A ja mówiłem te słowa tylko i wyłącznie dlatego, że wiedziałem, że potem mi ulegniesz. W łóżku jesteś potulny jak baranek. Całkowicie uzależniony od partnera...
Wbił mi w ciało paznokcie, a ja poczułem kolejną falę bólu.
- Uwierzyłeś, kiedy powiedziałem ci, że to blizny zrobiłem sobie za karę - zaśmiał się szyderczo. - A wiesz skąd mam je tak naprawdę? To on mi je zrobił. Nawet nie wiesz jak przyjemnie było nam razem w łóżku. Może jest sadystą, ale potrafi zadać ci taki ból, że błagasz tylko i wyłącznie o więcej. Do pięt mu nie dorastasz!
Ścisnął moją rękę, a ja poczułem chrupnięcie. Zabolało tak strasznie, że z oczu poleciały mi gorące łzy. Zaciskałem zęby, starając się nie krzyczeć.
- Tak łatwo cię wykorzystywać... omamić. Nie rozumiałeś tego. Nawet Hinta mnie przejrzał, a gdy cię namawiał, byś ze mną skończył, ty dalej byłeś zaślepiony. Żałosne. Nigdy nie spotkałem takiego kretyna jak ty.
Puścił moją rękę, ale złapał za włosy i pociągnął w kierunku łóżka. Jęczałem cicho, dalej zaciskając zęby. W myślach panicznie starałem się wymyślić sposób, by uciec od wściekłego Davida. Wyglądało na to, że nie zamierzał stanąć na złamaniu mi ręki. Chciał więcej.
- Upokorzyłeś mnie przy połowie szkoły! - krzyknął, uderzając mnie z liścia w twarz. Zobaczyłem mroczki przed oczami, a w ustach rdzawy smak krwi. - Nie pozwolę sobie na takie zachowanie z twojej strony!
Zerwał ze mnie ręcznik i pociągnął za włosy, odchylając moją głowę w tył.
- Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? - syknął. - Chyba żartujesz. Zrobię ci takie rzeczy, że pożałujesz, że się urodziłeś. Będziesz błagał bym przestał, a gdy ja będę kontynuował, z bólu stracisz przytomność, słyszysz? Nie zostawię tego ot tak. Najpierw ty. Potem załatwię Ubera, tego brudasa.
Zacisnął dłoń na mojej szyi, a ja rozpaczliwie walczyłem o powietrze.
- Spróbujcie tylko komuś o tym powiedzieć, a ja zrobię z wami to samo co teraz, ale sto razy gorzej. Zrozumiałeś, Matt? Zabiję cię. Będziesz błagał, bym przestał.
Łokciem nacisnął złamaną rękę. Zawyłem z bólu, ale wiedziałem, że to go tylko podnieciło. Byłem przerażony. W myślach wrzeszczałem o pomoc. Nie powstrzymywałem łez. Pozwalałem im swobodnie lecieć. Mój mózg był otępiały z bólu.
W czasie, gdy ja modliłem się, by ktoś przyszedł mi na pomoc, David spełniał swoje pogróżki.
Dokładnie.
Nie wiem kiedy, nie obchodzi mnie to, ale chyba Bóg wysłuchał moich modlitw, bo zemdlałem, dzięki czemu przynajmniej na ten czas nie czułem okropnego bólu i rozczarowania, które sprawił mi David.