czwartek, 24 kwietnia 2014

037

Ou, yeee... Nowy rozdział... Huray!... Zero entuzjazmu. Seeeerio...

Rozdział 37

Nie spotkałem Ubera przez kolejne dwa dni. Na szczęście, bo nie wiem, co bym mu zrobił. Zresztą, przyleciała Lili i ona także odgrażała się, że jeżeli zobaczy Ubera to zrobi mu z dupy jesień średniowiecza. Urocza osóbka, czyż nie?
Alex musiał wyjechać w delegację do New Jersey. Z trudem udało mi się go nakłonić żeby w ogóle przyjął to zlecenie. Za wszelką cenę chciał zostać w Nowym Jorku bo się o mnie martwił. To było słodkie, trzeba przyznać. Naprawdę lubiłem tego faceta.
Lili zatrzymała się w moim mieszkaniu. Uznała, że jeżeli Uber znowu do mnie przyjdzie, to ona mu otworzy. Starałem sobie to jakoś wyobrazić, ale w głowie widziałem tylko i wyłącznie wielką rzeź w wykonaniu Szalonej Lili i jej tasaka.
Tego wieczoru zostałem wezwany do księgarni w jakiejś nagłej sprawie. Lili wyszła na zakupy, więc zostawiłem jej krótką karteczkę na stoliku. Złapałem taksówkę i pojechałem do pracy. Jak się okazało, ktoś włamał się do księgarni już po zamknięciu, gdzie w środku była tylko Stephanie, która robiła wieczorne rozliczenie.
- Co tu się stało? - spytałem zszokowany, widząc policję przed budynkiem i karetkę, w której siedziała Stephanie. - Jezu, jesteś ranna?!
- Nic mi nie jest - uspokoiła mnie.
- Co się stało? Co się dzieje? - zapytałem, patrząc na rozbitą szybę księgarni i wielki bałagan w środku.
- Robiłam wieczorne rozliczenie - zaczęła tłumaczyć - gdy ktoś rozbił szybę cegłą. Byłam dość blisko, przez co szkło wbiło mi się w ramię - wskazała opatrunek. - Podczas gdy ja leżałam na ziemi całkowicie oszołomiona, paru zamaskowanych mężczyzn wbiegło do środka. Zaczęli wszystko rozwalać. Świetnie się przy tym bawili.
- Nie widziałaś ich twarzy?
- Powiedziałam przecież, że byli zamaskowani! - zniecierpliwiła się.
- P-przepraszam. Po prostu jestem w szoku... Dlaczego oni to zrobili.
Stephanie przygryzła dolną wargę. Podszedł do nas jakiś funkcjonariusz. Przywitał się ze mną i spytał:
- Czy ma pan jakichś wrogów?
- C-co? Co ja mam z tym wspólnego? - zdziwiłem się.
- Proszę odpowiedzieć.
- J-ja... Chyba jak każdy. Ktoś z sąsiadów mnie nie lubi, klienci, takie tam... Ale czemu pan pyta?
Policjant spojrzał na Stephanie, a potem podał mi jakąś foliową torebkę, w której była biała kartka z wydrukowanym napisem. Głosił on "Znalazłem cię"
- Jeden z tych mężczyzn przed odejściem podszedł do mnie i kazał mi to tobie przekazać - wytłumaczyła Stephanie drżącym głosem.
Zrobiło mi się nagle słabo. Poczułem jak uginają się pode mną kolana i niebezpiecznie zacząłem spadać w tył. Na szczęście podtrzymał mnie policjant.
- Dobrze się pan czuje? - spytał zaniepokojony, pomagając mi usiąść z tyłu karetki.
- T-tak. Po prostu jestem w szoku. - To było kłamstwo. Ja byłem cholernie przerażony. Cały się trzęsłem.
Funkcjonariusz jeszcze przez chwilę przypatrywał mi się razem ze Stephanie, aż w końcu spytał:
- A więc? Podejrzewa pan kogoś?
Przez chwilę patrzyłem na czarne litery i myślałem. Do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba. David. On już dawno wyszedł. Uciekłem do Nowego Jorku między innymi dlatego, aby mnie nie znalazł. Bałem się go.
- Nie - powiedziałem głucho. Sam nie wiem czemu skłamałem. Ale po prostu nie byłem wstanie wskazać Davida jako podejrzanego. - Nikt nie przychodzi mi do głowy. Przykro mi...
***
Mogłem wrócić do domu dopiero po krótkim przesłuchaniu. Szedłem ciemnym chodnikiem, wpatrzony w czubki swoich butów. Drżałem na samą myśl o Davidzie. Cholera.
Czemu to wszystko znowu się dzieje?
Nie patrzyłem przed siebie, przez co wychodząc zza zakrętu wpadłem na kogoś.
- Och, sorry... O, Matt - powiedział zdziwiony Uber. Rozglądnął się w poszukiwaniu Alexa, ale go nie dostrzegł. Mimo to zastrzegł:
- To wypadek, że na siebie wpadliśmy. Wcale cię nie śledzę.
Westchnąłem tylko i go wyminąłem. Niestety Uber złapał mnie za rękę i przytrzymał w miejscu.
- Ej, Matt, co się dzieje? - zapytał zdziwiony, widząc moją minę. - Coś się stało?
- Nieważne.
- Oczywiście, że ważne! - prychnął. - Pokłóciłeś się z tym swoim facetem?
Patrzyłem mu prosto w oczy. Uber był taki... żałosny. Tak wyglądał przynajmniej w moich oczach. Zmieniony, żałosny facet, który nie potrafi sobie odpuścić.
- To wszystko twoja wina, wiesz? - wypaliłem nagle. - I nie, nie pokłóciłem się z Alexem. Przepraszam, że cię rozczarowałem.
Wyrwałem swoją ręką z uścisku, ale wtedy Uber złapał mnie za obydwa ramiona.
- O czym ty gadasz?! - zdenerwował się. - Niby jaka moja wina? Co ja takiego zrobiłem?
- Pojawiłeś się w moim życiu - wytłumaczyłem gorzko. - Znowu. Teraz, kiedy myślałem, że jest wszystko wspaniale, ty musiałeś się pojawić. Zniszczyłeś wszystko, wiesz? Wszystko. Nienawidzę cię za to. W moich oczach jesteś żałosny. - Powiedziałem mu to, co o nim myślałem. To wszystko było prawdą.
Uber wyglądał jakby poraził go prąd. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedziałem. Puścił moje ramiona i odsunął się. Przygryzłem dolną wargę i wyminąłem go. Cały czas idąc do przodu, ani razu się nie odwróciłem.
Mimo to wiedziałem, że Uber wpatruje się we mnie. Czułem na sobie jego gorący wzrok.
Gdy wróciłem do mieszkania, na kanapie w salonie siedziała Lili. Wydawała się być trochę... zdenerwowana. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem płaszcz, jednocześnie siadając obok niej.
- Ja... Ja nie wiem co to znaczy, ale z pewnością nic dobrego - powiedziała i podała mi białą kartkę z nadrukiem identycznym jak na kartce z księgarni. Znalazłem cię. - Gdy wróciłam z zakupów to było przyklejone do drzwi. Matt... czy coś się dzieje?
Zacisnąłem zęby i zwinąłem dłonie w pięści, gniotąc w dłoniach kartkę. Cichym, niemal syczącym głosem powiedziałem jej co się stało z księgarni.
- Dobra, teraz to już całkowicie nie jest normalne, Matt - uznała i wstała z kanapy. Zaczęła krążyć po pomieszczeniu, nerwowo skubiąc wargę. Lili rzadko kiedy bywa zdenerwowana, więc to już wymagało uwagi. - Musimy zadzwonić do Alexa.
- Nie! - powiedziałem szybko. - Alex nie może się teraz dowiedzieć. Powiem mu jak wróci - dodałem szybko, widząc jej morderczy wzrok. - Lili, jeżeli teraz do niego zadzwonię, on wszystko rzuci i przyleci tutaj jak najszybciej. Nie chcę, by stracił pracę. Ja... Nic mi nie będzie. Naprawdę - zapewniłem.
Lili westchnęła i przeczesała palcami czarne loki.
- Myślisz... myślisz, że to ON? - spytała cicho.
- Może. Raczej tak... Idź spać Lili. Jutro rano wszystko jeszcze raz obgadamy. Jestem zmęczony.
- O-okej. Jakby się coś działo, jestem tutaj cały czas, uzbrojona i niebezpieczna.
Zaśmiałem się i poczochrałem jej włosy. Potem poszedłem do sypialni, gdzie rozebrałem się i ległem na łóżko. Nie miałem siły myśleć nawet o prysznicu. Chciałem po prostu zasnąć.
...A może i nawet nigdy więcej się nie obudzić...

środa, 16 kwietnia 2014

036

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się będzie podobał.
Chciałabym polecić blog mojej kochanej Yumi-chan, która wspiera mnie jak nikt inny : http://opowiadania-yaoi-autorstwa-yumi-chan.blogspot.com . Taka mała reklama. Naprawdę uważam, że świetnie pisze. A najciekawsze jest to, że ja wiem, że ona się dopiero rozkręca.
Ten rozdział z dedykacją właśnie dla Ciebie, Yumi-chan!

Rozdział 36

- Że co proszę? - wyrwało mi się. Uber wydawał się całkowicie spokojny i pewny swoich słów. Jego mina była wręcz kamienna. - Uber, o czym ty gadasz? Nie zostawię dla ciebie Alexa! - zdenerwowałem się.
- Wszystko się może jeszcze zmienić - odpadł mężczyzna i wzruszył ramionami. -  Podobnie jak było z Davidem.
Stężałem. Ja naprawdę od bardzo dawna starałem się nie myśleć ani o Davidzie ani o przeszłości. Zostawiłem to za sobą. Nienawidziłem powracać do tych wspomnień. Mimo że minęło już ponad pięć lat od zgwałcenia mnie przez Davida, to czasem nie potrafiłem powstrzymać odruchu wymiotnego po przypomnieniu sobie tego wszystkiego.
Moje przemyślenia trwały jakiś ułamek sekundy. Gdy już miałem odpyskować Uberowi, nagle koło mnie przeszedł Alex, a jego zaciśnięta prawa pięść wylądowała prosto na policzku mojego eks. Zanim zdążyłem zareagować, mój chłopak po raz drugi uderzył go w twarz tą samą pięścią, a także kopnął go kolanem w brzuch. Uber zgiął się w pół i poleciał w tył. Uderzył o przeciwległą ścianę. Przycisnął dłoń do nosa, z którego obficie leciała krew. Był zaskoczony gwałtownością Alexa. Ja także. Jeszcze nigdy nie widziałem, by kogoś uderzył.
Alex nachylił się nad Uberem. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałem jego twarzy, ale zapewne była przerażająca.
- Te, zasrany pajacu - odezwał się Alex grobowym głosem. - Odezwij się do mojego chłopaka jeszcze chociażby słowem, to skopię ci dupę tak mocno, że rodzona matka cię nie pozna. Spieprzaj z tąd w podskokach, albo nie ręczę za siebie.
Wstał i wrócił do mieszkania. Zrobiłem krok w tył, a on złapał drzwi. Zanim je zamknął, powiedział chłodnym głosem do Ubera:
- Jeżeli jeszcze raz cię zobaczę chociażby jakieś trzydzieści metrów od Matta to cię zabiję.
Zatrzasnął drzwi i pozamykał wszystkie zamki. Odwrócił się do mnie i oparł czoło na moim ramieniu. Objął mnie i przytulił.
- Przepraszam - westchnął. - Poniosło mnie. Nie powinienem się przy tobie unosić.
- Um... nie. Nic się nie stało. To nie twoja wina. Jeszcze chwila a sam bym mu przywalił.
Przytuliłem się do niego całym ciałem i pocałowałem w obojczyk. Alex zamruczał jak zadowolony kotek i wsunął dłonie pod moją koszulkę.
- Hmm... Kociaku, może byśmy się tak przenieśli do sypialni...? - spytał.
- Nie-e - odparłem, śmiejąc się lekko pod nosem. - Jeśli to zrobimy, nie będę mógł jutro chodzić, a mam sporo do załatwienia na mieście.
- Bu.
- Haha, nie narzekaj! - parsknąłem i odsunąłem się od niego.
***
Przez wizytę Ubera w moim mieszkaniu w nocy byłem niespokojny. Wzmianka o Davidzie sprawiła, że ta osoba przyśniła mi się. Obudziłem się w środku nocy, zlany potem, z łzami w oczach, wrzeszcząc wniebogłosy. Alex także już nie spał, obejmując mnie ramionami od tyłu.
- Ci... cii... Już spokojnie, Matt. Spokojnie. To tylko sen... Tyyyylko sen.
Gładził mnie po mokrych włosach i czole, chaotycznie składając krótkie, uspokajające pocałunki na mojej szyi i ramionach. Drżałem cały, nie mogąc się uspokoić. Przed oczami wciąż miałem twarz Davida, a na ciele czułem jego dotyk. To było naprawdę okropne.
- Uuu - zawyłem i odepchnąłem od siebie Alexa. Zacząłem drapać się po ramionach i brzuchu, jakbym chciał zdrapać z siebie te okropne wspomnienia.
- Matt, przestań! - wykrzyknął Alex. - Przestań, robisz sobie krzywdę!
- Nie - załkałem zaciskając oczy i zwijając się w kłębek. - Przestań, David... Proszę...
Alex złapał mnie za ramiona i zmusił do otwarcia oczu. Wtedy powiedział ostro:
- Matt, Davida już nie ma! Popatrz mi w oczy! To jestem ja, nie on. Dotknij mnie, upewnij się, jeżeli chcesz. Jestem przy tobie, ochronię cię. Proszę, nie bój się, Matt. Proszę, nie płacz...
Przytulił mnie do siebie i zaczął lekko kołysać. Po chwili przestałem płakać, ale nie drżeć. Objąłem Alexa w pasie i wtuliłem twarz w jego tors.
Gdy ponownie zasnąłem, nie miałem już koszmarów. Rano się obudziłem, wciąż leżąc wtulony w Alexa. Mężczyzna nie spał. Przez cały czas wpatrywał się we mnie niespokojnym wzrokiem.
- P-przepraszam za noc - wydukałem, odgarniając włosy z twarzy. - Ja...
- To nie twoja wina - przerwał mi. - Nie jesteś niczemu winny. Koniec tematu, Matt. Mówię całkowicie serio.
Pocałował mnie delikatnie i wstał z łóżka. Podążałem wzrokiem za jego zwinnymi ruchami, gdy ubierał koszulkę i dresy. Alex niemal zawsze spał w samych bokserkach. Ja się od niego tego nauczyłem.
Alex posłał mi czuły uśmiech i pocałował mnie w czoło, głaszcząc po głowie.
- Zrobię ci śniadanie. Weź prysznic.
- Yhm - mruknąłem.
Mężczyzna wyszedł a ja wstałem i ruszyłem do łazienki. Stanąłem przed dużym lustrem i popatrzyłem na swoje odbicie. Po moim wczorajszym napadzie zostały mi ślady. Czerwone szramy od paznokci znajdowały się na moich ramionach i przedramionach, a także na brzuchu i piersi.
- Kuso - syknąłem i zdjąłem bokserki, potem wszedłem pod prysznic. Gorąca woda całkowicie mnie zbudziła.

- Na śniadanie nale... huh? Co jest?
Alex był zdziwiony ponieważ wszedłem nagle do kuchni i zamiast usiąść przy stole, podszedłem do niego i mocno przytuliłem od tyłu. Po chwili odwrócił się do mnie i odwzajemnił uścisk.
- Naprawdę, Matt - zaśmiał się. - Nie jesteś dziś sobą. Siadaj i jedz.
- Przepraszam - wymamrotałem.
- Nie masz za co - westchnął.
- Ale jednak...
- Kociaku, siadaj i jedz.
Posłuchałem go. Wolałem nie ryzykować jakiejkolwiek kłótni. Nie chciałem tego.
***
Rozstaliśmy się o godzinie dziesiątej. Ja musiałem iść do urzędy, a Alex miał wolne. Pojechał do siebie, obiecując, że będzie na mnie wieczorem czekać razem z zamówioną kolacją.
Gdy załatwiłem to co potrzebowałem załatwić, poszedłem do pierwszej lepszej knajpki i zjadłem lunch. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Gdy odebrałem, usłyszałem pełen podniecenia głos:
- Kyaa! Max mi się oświadczył!
Zakrztusiłem się kanapką. Gdy zdołałem normalnie oddychać, spytałem zdławionym głosem:
- Bibliotekarz?
- Ej, on już od dawna nie pracuje jako bibliotekarz! - obruszyła się Lili. - Przecież wiesz, że Max teraz jest tym całym prezesem w firmie swojego ojca. Jezu, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy poprosił mnie wczoraj o rękę.
- No właśnie słyszę. Hm. Tylko dziwię się, że Max dalej wytrzymuje wszystkie twoje perwersje.
- Matt, bo zrobię ci krzywdę - zagroziła grobowo. Ale potem dodała ucieszona:
- Max lubi moje perwersje. Jak każdy facet.
- Ech, nie mogę uwierzyć, że jesteś z facetem starszym od siebie. Max ma szczęście, że ma tak młodą narzeczoną, wiesz?
- Ej, to tylko dziesięć lat różnicy. Nie aż tak dużo, znam pary z różnicą wieku czterdzieści lat.
- No tak, ale wiesz, ja się podkochiwałem w tym facecie.
- Ale mi go nie odbierzesz, prawda? - spytała słodko. - Bo wtedy znajdę cię i wykastruje.
- Też cię uwielbia, Lili.
- No wiem, frajerze.
Parsknąłem śmiechem. Upiłem łyk wody i rzuciłem niby od niechcenia:
- Wiesz, spotkałem wczoraj Ubera.
Tym razem to ona brzmiała jakby się czymś dławiła.
 - Słucham? - pisnęła zszokowana. - Ja-jakim cudem?
- Wygląda na to, że mieszka tu w Nowym Jorku. Spotkaliśmy się przez przypadek u mnie w pracy i...
Wytłumaczyłem jej wszystko od początku, nie pomijając nawet nocy. Lili była dla mnie jak siostra. Anabel pod żadnym względem nie mogła się z nią równać. Zarówno z charakteru i wyglądu Lili była o niebo lepsza od mojej biologicznej siostry.
Lili przez te pięć lat zmieniła się równie mocno co ja. Była wysoka, wcześniej długie czarne loki, teraz miała krótko obcięte, słodko okalając jej twarzyczkę z zarysami japońskich korzeni. Szare oczy należały już do kobiety, która wie czego chce i pragnie najbardziej w życiu. Może i dalej była lekko psychiczna, ale dalej w pewien sposób zabawna. Gdy Lili skończyła szkołę, na jaw wyszedł jej związek z Maxem. Jej rodzicie nie mieli nic przeciwko, więc pozwolili jej zamieszkać z Lorensem, pod warunkiem, że dalej będzie się uczyć i pójdzie na studia. Lili kochała Maxa. Widać było, że jest szczęśliwa u boku swojego partnera. Tak samo było ze mną i Alexem.
- Mogę cię odwiedzić? Przyjechałabym do ciebie, może po drodze spotkałabym Ubera i skopałabym mu tyłek... Co ty na to?
- Hm. Brzmi fajnie - odparłem.
- Okeeey. Przylecę najbliższym samolotem. Dam ci znać jak wyląduję. Pójdziemy na zakupy, te sprawy - zaświergotała radośnie. - Pomożesz mi w wyborze sukni ślubnej.
- Nie lepiej, by zrobiła to jakaś kobieta?
- Ale ja chcę ciebie!
- Haha, rozumiem - zaśmiałem się. - Czekam z niecierpliwością, szalona kobieto.
- Okej!

sobota, 5 kwietnia 2014

035

O jejuśku. Dość dużo ostatnio piszę. Chyba uderzyłam się w głowę... Nowe rozdzialiki są także na blogu z Wojną ! Zapraszam do czytania c:

Rozdział 35

- Och, widzę, że noc była całkiem ekscytująca - powiedziała do mnie Stephanie następnego dnia, gdy układałem książki na półkach. - Masz malinkę na szyi.
- Nie moja wina, że Alex uwielbia robić mi takie ślady, nawet jeśli się nie kochamy - odparłem ostro.
- To rozpuść włosy - zaproponowała Bella. - Masz związane w wysokiego kuca włosy, które idealnie by zasłoniły malinkę. Czemu tego nie zrobisz?
- Ponieważ wpadają mi do oczu.
Stephanie i Bella zachichotały jak małe dziewczynki. Skończyłem swoją robotę i poszedłem do kasy.
Przez kolejne dwadzieścia minut użerałem się z dwoma młodymi dziewczynami, które bezwstydnie próbowały zaprosić mnie na jakąś imprezę. Kiedy odmówiłem, obydwie zaczęły się skarżyć na jakość książek i ogólnie nażekać jak dwa naburmuszone bachory. I pomyśleć, że ja także byłem w takim wieku.
Aż ciary przechodzą po plecach.
Na przerwie pogadałem z Alexem. Opowiedział mi o tym jak jego szef zbeształ go za wygląd w pracy. No cóż, nie zdziwiłem się. Idąc dzisiaj rano do pracy, Alex ubrał wyświechtane dżinsy, szare trampki, a na górną część ciała założył białą koszulę z czerwonym krawatem i czarną marynarkę. Ten idiota za grosz nie miał poczucia stylu. Nie żebym ja miał, ale jednak jego głupota w temacie mody aż raziła po oczach.
Skończyliśmy rozmawiać dopiero gdy ustaliliśmy, że przyjedzie do mnie do pracy jakoś tak po dziewiętnastej i zjemy razem kolacje przyrządzoną przeze mnie. Zażyczył sobie lasagne.
Wróciłem do sklepu, lecz tym razem miałem dyżur w informacji. Nie było za dużo ruchu, więc po prostu grałem na komputerze w pasjansa. Typowa gra znudzonego pracownika.
Musiałem przerwać, bo podszedł do mnie klient.
- Przepraszam, gdzie znajdę dział z książkami Stephena Kinga?
Podniosłem wzrok i zamarłem. Przede mną stał dorosły Uber Slowe.
Chłopak, nie pomyłka, mężczyzna, zmienił się przed te pięć lat. Teraz miał krótkie włosy zaczesane do tyłu. W lewym uchu tkwił jeden kolczyk - nazywany chyba tunelem. Rysy jego twarzy zmężniały, szczęka stała się jeszcze bardziej wyrazista. Był tego samego wzrostu co pięć lat temu, ale ciało miał bardziej wysportowane. Ubrany był w dżinsy i czarną bluzę z podwiniętymi rękawami, więc mogłem dostrzec tatuaż w postaci płomieni i różnych dziwnych zawijasów na jego lewym przedramieniu.
- Hej, słyszysz mnie? - Z zamyślenia i głębokiego szoku wyrwało mnie jego natarczywe machanie ręką przed moimi oczami. - Szukam książek Stephena Kinga - powiedział i na chwilę się zamyślił, cały czas obserwując mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
Uber Slowe mnie nie pamiętał. Ha! Jeśli mu o sobie nie przypomnę, on po prostu sobie wyjdzie i będziemy żyć tak jakby to się nigdy nie zdarzyło.
- Już, proszę za mną - powiedziałem i wyszedłem zza lady informacji, kierując się do odpowiedniego działu.
- Hej, czy my się przypadkiem nie znamy? - spytał nagle. Moje serce biło jak oszalałe. - Kojarzysz mi się z moim starym przyjacielem... Masz może na imię Matthiew?
- Nie - odparłem ostro. - Tutaj są wszystkie książki Stephena Kinga. W razie jakichkolwiek pytań, proszę podejść do informacji. Miłego dnia.
Zrobiłem krok w bok. Uber wciąż mi się przyglądał. Już gdy miałem odejść, podbiegł do mnie Brian.
- Panie Hiteku, kierowniczka prosiła, by zajął się pan rozliczeniem za tamten tydzień, gdy skończy pan dyżur na informacji.
Kurwa.
***
- Hi... Hiteku? Matt Hiteku?! - wydusił Uber, gdy Brian odbiegł. - Hej, czekaj no, Matt! - powiedział, łapiąc mnie za ramię, bo widział, że zamierzam uciec gdzie pieprz rośnie. - Jezu! To naprawdę ty!
- I co z tego? - warknąłem. - Jestem w pracy, sorry, ale nie mogę rozmawiać.
- Jaja sobie robisz? Matt, porozmawiaj ze mną, proszę!
Popatrzyłem na niego. Miał zdesperowany wyraz twarzy.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Zerwaliśmy pięć lat temu. Nie ma o czym rozmawiać, Uber.
- Oczywiście, że jest! - oburzył się, a jego uścisk na moim ramieniu stał się jeszcze silniejszy. - Ja... chciałbym znów się z tobą przyjaźnić. Znów z tobą być. Ty tego nie chcesz?
Patrzyłem na niego jak na kretyna. Między mną a nim już nic nie było. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Chciałem o nim zapomnieć!
A on mi proponował ponowne zejście się.
- Uber, jeśli nie puścisz mojej ręki, kopnę cię w jaja tak mocno, że chirurdzy przez tydzień będą ci je wyciągać z dupy.
Zaskoczony mężczyzna puścił mnie i zrobił krok w bok. Chciał coś powiedzieć, lecz ja się szybko oddaliłem.
- Matt! MATT!
Zamknąłem się w pokoju dla personelu i usiadłem zdenerwowany na kanapie. KUSO! Głupi Uber.
Zresztą, co on robił w Nowym Jorku? Mieszkał tu? Boże, dlaczego mnie tak każesz? Co ja ci takie zrobiłem Panie?
***
Wieczorem przy kolacji z Alexem opowiedziałem mu o zaistniałej sytuacji z Uberem. Przyjął to na spokojnie. On mi ufał i nie mógł mnie podejrzewać o zdradę. Po prostu nie mógł!
Mimo to, wiedziałem, że pod maską spokojnego gościa aż w nim się gotuje. Z niewiadomych mi powodów nie lubił Ubera. Nie chciał, bym miał z nim coś wspólnego teraz, gdy jestem z nim. Chciał, bym myślał tylko i wyłącznie o nim. Był o mnie zazdrosny, nawet jeśli tego nie pokazywał.
Zadzwonił dzwonek. Popatrzyłem na Alexa. Nie spodziewałem się żadnych gości. Cholera. Podejrzewałem, że to był Uber. No i oczywiście miałem rację.
- Mogę otworzyć za ciebie - zaproponował Alex.
- Nie - odparłem ostro. - Obydwoje jesteście zaborczy. Jeszcze mi się tu na siebie rzucicie!
- Kto zaborczy?! Że niby ja? - oburzył się.
- Idź do kuchni pozmywaj naczynia. W razie czego cię zawołam. Okej?
- No okej - westchnął i poczłapał na boso do kuchni. Po chwili usłyszałem cichy szum wody.
Wziąłem głęboki oddech. Potem otworzyłem drzwi. Uber uśmiechał się od ucha do ucha.
- Wyglądasz jak kompletny debil, Uber - powitałem go z miłym uśmiechem.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Aż tak bardzo nie chcesz mnie widzieć? - spytał po chwili, gdy lekko posmutniał.
- Tak. Jesteś przeszłością. A ja zniszczyłem most, który łączy mnie z przeszłością, czyli również i z tobą - wytłumaczyłem spokojnie.
- A rodzina?
- Z nikim nie utrzymuje kontaktów. No, może z prawie nikim.
Uniósł brwi, ale nie kontynuowałem swojej wypowiedzi. Za to spytałem:
- Skąd masz mój adres.
- Och, twoja szefowa mi go dała, gdy podałem się za twojego starszego, zmartwionego brata.
- Hm. Sprytnie - przyznałem.
- Hej, Matt, pozwól mi wejść, co? - poprosił. - Pogadamy na spokojnie.
- Nie.
- No weź - zaskomlał.
- NIE ROZUMIESZ SŁOWA NIE?! - spytałem twardo.
Jego wzrok powędrował nagle ponad moim ramieniem. Wpatrywał się w Alexa, który nagle znikąd pojawił się dwa metry ode mnie, a kamiennym wyrazem twarzy, z rękoma splecionymi na piersi.
- Matt nie jest sam, więc cie nie wpuści. Daj sobie koleś spokój i spieprzaj w podskokach - powiedział spokojnie. Aż mi po plecach przeszły ciarki. Gdy Alex mówił tak spokojnie i na dodatek miał taką minę, oznaczało to to, że jest na maksa wkurzony. Wtedy najlepiej się go słuchać i nie wchodzić mu w paradę.
- A ty to niby kto? - warknął Uber.
- Jestem aktualnym chłopakiem Matta - odparł i położył mi rękę na ramieniu. Jak władczo, przeszło mi przez myśl.
- Jesteś z nim? - spytał mnie Uber. Kiwnąłem głową. - Dlatego nie chcesz ze mną być? - Kolejne kiwnięcie. - Jeśli go zlikwiduję, to będziesz ze mną?
- Że co proszę?