- Byłem z Uberem.
Hinta popatrzył na mnie jakbym zdzielił go w twarz torebką pełną cegieł. Otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Wstał raptownie z mojego łóżka i podszedł do mnie żwawym krokiem.
- Jak to z Uberem? - warknął ostro, a mi po plecach przebiegły ciarki.
- Wrócił z Colorado. Wczoraj się spotkaliśmy... Zostałem u niego w domu na noc - odparłem cicho.
Mój brat zacisnął szczęki. Jego policzki aż poczerwieniały ze złości. Zastanawiałem się, czemu tak bardzo rozzłościł go fakt, że byłem z moim chłopakiem. Chyba miałem do tego prawo, prawda?
- Po tym jak cię zostawił? - syknął w końcu Hinta. - Nawet nie był z tobą na rozprawie - rzucił i zaczął chodzić po pokoju. - Więc niby dlaczego tak nagle się z nim spotkałeś?
- Bo chciałem się z nim spotkać. Pamiętam jak było... I nie zapomnę, ale to przecież po części nasza wina!
- Nasza? - zdziwił się. - Niby dlaczego nasza?
- Moja wina, bo nie powiedziałem mu o tobie. Twoja natomiast dlatego, że mi nie powiedziałeś o nim, kłamco! - powiedziałem coraz bardziej wściekły. Mój brzuch zaczął boleć, to samo głowa. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może mi wybuchnąć, a mózg rozbryznąć na ścianie pokoju.
- Ja kłamcą?! - ryknął Hinta, a ja aż podskoczyłem przestraszony. - Nigdy cię nie okłamałem! Po prostu nic nie mówiłem!
- Nie ma żadnej różnicy! - podniosłem głos. - To jest to samo co kłamstwo! Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś gejem jak ja i na dodatek wykorzystywałeś chłopaka w moim wieku!
- Nie mogłem! Przecież mówiłem, że się wstydziłem.
- Co z tego, Hinta-nii? Przecież to bez sensu. Gdybym wiedział, nie byłoby tej całej sytuacji z Uber. I może też z ... Davidem.
- Och, więc to teraz moja wina? - syknął.
- Nie! Nic takiego nie powiedziałem!
- Ale pewnie tak myślisz - prychnął. - Że twój bezużyteczny starszy brat cię okłamywał, oszukiwał i przez to David cię zgwałcił i niemal umarłeś.
Patrzyłem na niego bezradnie, nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć. Jego słowa całkowicie wmurowały mnie w ziemię.
Hinta gwałtownie podszedł do mnie i ścisnął za ramiona, a ja byłem pewien, że będę miał siniaki po jego mocnym i bolesnym uścisku.
- Nie musisz mi tego nawet mówić, bo widzę to w twoich oczach - warknął. - Tą pogardę, którą do mnie żywisz... Wiem o tym.
Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co on do mnie mówi. Czy on naprawdę myśli, że ja tak o nim sądzę? Czy on naprawdę wierzy w to co mówi?
- Hinta... przestań - szepnąłem. - Przecież wiesz, że to nie prawda...
- Ja już nie wiem co jest prawdą a co nie - prychnął. - Moje życie to gówno.
- Hinta! - wykrzyknąłem oburzony. - Nie mów takich rzeczy! ...
Zanim zdążyłem dodać coś jeszcze, mój przyszywany brat uderzył mnie w twarz. Potknąłem się w szoku i upadłem plecami na ziemię, ręką, która była złamana przez Davida, boleśnie uderzając w kant pobliskiej szafki. Przerażony wpatrywałem się w oczy wściekłego Hinty, przyciskając obolałą dłoń do piersi. Aniki nie wyglądał na skruszonego swoim zachowaniem.
- To ty lepiej nic już nie mów - warknął ostro. - Nigdy więcej nie spotkasz się z Uberem, jasne? Nigdy więcej!
- Nie możesz! Nie możesz mi zabronić. Hinta! - wyszeptałem.
- Oczywiście, że mogę - syknął wściekły. - Nie pozwolę mu, aby cię skrzywdził!
Jego twarz nagle złagodniała. Kucnął obok mnie i pogłaskał czule po policzku.
- Nie chcę byś cierpiał. To dla twojego dobra. Rodzice już się zgodzili.
- Ale... ale na co się zgodzili?
Hinta bez słowa patrzył mi w oczy. Potem wstał z kucek i wyjął z kieszeni klucz.
- Zostaniesz tu w swoim pokoju dopóki nie znajdziemy ci jakiejś dobrej szkoły z internatem za granicą. Nigdzie nie wychodzisz. Jeszcze dzisiaj zabezpieczymy twoje okna. Przykro mi, Matt. Musisz mnie zrozumieć.
Następnie posłał mi spojrzenie pełne cierpienia i cicho westchnął. Potem wyszedł z mojego pokoju. Usłyszałem dźwięk przekręcanego kluczyka. Wstałem raptownie i podbiegłem do drzwi. Szarpnąłem za klamkę, lecz na nic.
- Hinta! Hinta, wypuść mnie! Aniki, onegai! - krzyczałem. - Aniki!
Waliłem pięściami w drzwi, ale mimo tego rabanu nikt nie przyszedł na górę, by mi otworzyć. Byłem całkowicie wstrząśnięty zachowaniem mojego brata. Dlaczego? Dlaczego zmienił się tak nagle o sto osiemdziesiąt stopni?!
Z płaczem siedziałem pod drzwiami, całkowicie wyczerpany. Zmęczyłem się krzyczeniem, ręce mnie bolały od uderzeń.
Dlaczego, Hinta-nii?
_____________________________________________
Gomene, że tak krótko, ale pisałam trochę pod presją (-_-") Następny rozdział będzie dłuższy (chyba)
piątek, 27 grudnia 2013
poniedziałek, 9 grudnia 2013
027
Razem z Uberem siedzieliśmy na zimnym piasku i gapiliśmy się na niespokojne morze. Po tym pytaniu mojego chłopaka, w sprawie Davida, cichym głosem wszystko mu opowiedziałem. O wyroku i całej sprawie. Gdy skończyłem, Uber nie odezwał się ani słowem, tylko pustym wzrokiem gapił się na wodę. To trwało już dobre dziesięć minut.
- Cholerny... gnojek... - wysyczał wreszcie i poderwał się raptownie z piasku.
- E? - zdziwiłem się. - Uber? Co jest?
Chłopak wyglądał jakby gołą ręką miał zamiar złamać jakieś drzewo, albo cokolwiek innego, byleby rozładować swój gniew.
- Mam ochotę go zabić - wyznał mściwie. - Ugh!
Znów usiadł, ale tak raptownie, że sypnął na mnie piaskiem, który niestety dostał mi się za bandaże. Skrzywiłem się, co on szybko zauważył i złapał mnie za dłonie.
- Chodź, zmienimy ci opatrunki.
Wstaliśmy i trzymając się za ręce poszliśmy do tego pobliskiego centrum handlowego, gdzie Uber znalazł aptekę. Kupił potrzebne rzeczy i zaprowadził nas do toalety, gdzie zamknął drzwi na klucz i przy umywalce zaczął delikatnie zdejmować bandaże z moich dłoni. Gdy zobaczył krew, skrzywił się lekko jakby to jego bolało a nie mnie.
- To było na pewno lustro? - spytał cicho.
- Nie jestem aż tak głupi, baka! - prychnąłem i kopnąłem go w piszczel. - Chociaż przyznaję, miałem ochotę się zabić... ale teraz już nie - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się lekko.
Odwzajemnił uśmiech i skończył zmieniać mi opatrunki. Rany na dłoniach lekko mnie piekły, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Wracasz co Colorado? - spytałem, gdy szliśmy pomiędzy sklepami.
- Nie. Zostaję tutaj. Nie mam powodu do ucieczki.
- Och, czyli uciekałeś przede mną. To zacnie, milordzie - prychnąłem i wydąłem usta obrażony.
- Ej!
Odwróciłem się od niego i założyłem ręce na piersi. Parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem, cmokając w tył głowy przez czapkę.
- Nie bądź zły.... Przeprosiłem. Matt...
No dobra. Stwierdzam, że nie mogę się na niego długo wkurzać. Za bardzo go kochałem. Za bardzo za nim tęskniłem. Za bardzo go uwielbiałem.
Uśmiechnąłem się do niego i wzruszyłem ramionami, łapiąc go za rękę.
- Pójdziemy gdzieś? - zaproponowałem.
- Nie chcesz wracać do domu? Jest późno - zauważył.
Pokręciłem głową.
- Jeśli już, to tylko do ciebie.
Przez długi czas patrzył mi tylko w oczy. W końcu jeden kącik jego ust uniósł się ku górze i z uśmiechem odparł:
- Dobra, jeśli chcesz.
***
- Wow. Masz fajny pokój! - powiedziałem z podziwem.
- Normalny - parsknął śmiechem.
Jeszcze raz przesunąłem wzrokiem po nowoczesnej plazmie, najnowszej generacji DVD, laptopie, odtwarzaczu i innych takich, które musiały być cholernie drogie. Usiadłem na wygodnym łóżku z narzutą w paski i uśmiechnąłem się do Ubera.
- Więc co chcesz robić? - spytał.
- Um... Nie wiem. Wymyśl coś - odparłem ze śmiechem.
Więc skończyło się na tym, że leżeliśmy na jego łóżku i trzęśliśmy się ze śmiechu oglądając komedię American Pie. Może ten film i był dla facetów, był zboczony i głupi, ale jednak mnie śmieszył. Wszystkie części. Ubera najwyraźniej także.
Po obejrzeniu pięciu filmów na raz, sam nie wiem kiedy ale zasnąłem. Po prostu w jednej chwili się śmiałem, a już w drugiej ogarnęła mnie ciemność, w której byłem tylko ja. Uwielbiałem sen. Ale taki bez koszmarów. Niestety, dzisiaj do mojej podświadomości także wkradł się David.
Zerwałem się z łóżka do pozycji siedzącej. Byłem sam z Uberem, który także siedział, tyle że ze zmartwioną miną i wpatrywał się we mnie uważnie. W pokoju było ciemno i cicho.
- To tylko sen, Matt. Zwykły koszmar - powiedział zaniepokojony, gładząc mnie po ramieniu.
- Wiem - szepnąłem drżąco. - I wiem te, że czasem sen jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
***
Z samego rana następnego dnia, wstałem i cichaczem zostałem wyprowadzony z domu Ubera. Wyglądało to tak, jakby chłopak świetnie się bawił, abyśmy nie zostali przyłapani przez jego rodziców. Na końcu cmoknął mnie w nos i z uśmiechem pożegnał. Autobusem wróciłem do domu, zastanawiając się, czy zauważyli, że nie było mnie w domu.
Taaa. Tak, zauważyli...
- Matthiew! - wykrzyknęła moja matka i złapała mnie w ramiona, mocno do siebie tuląc.
- Gdzie byłeś?! - spytał wściekł ojciec. - Od zmysłów odchodziliśmy z twoją matką i siostrą!
- Gomene... To znaczy przepraszam. Musiałem pobyć trochę sam - skłamałem. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że was zamartwiałem...
Ojciec westchnął głęboko i powiedział, bym poszedł do pokoju odpocząć, a zaraz ktoś przyniesie mi jedzenie. Podziękowałem i szybko czmychnąłem na górę. Alleluja, nie zadawali zbędnych pytań.
Wszedłem do pokoju i stanąłem. Na moim łóżku siedział naprawdę wściekł Hinta. Zamknąłem za sobą drzwi.
- Gdzie byłeś? - spytał cicho.
- Nigdzie...
- Gdzie byłeś, do cholery?! - wrzasnął.
- Cholerny... gnojek... - wysyczał wreszcie i poderwał się raptownie z piasku.
- E? - zdziwiłem się. - Uber? Co jest?
Chłopak wyglądał jakby gołą ręką miał zamiar złamać jakieś drzewo, albo cokolwiek innego, byleby rozładować swój gniew.
- Mam ochotę go zabić - wyznał mściwie. - Ugh!
Znów usiadł, ale tak raptownie, że sypnął na mnie piaskiem, który niestety dostał mi się za bandaże. Skrzywiłem się, co on szybko zauważył i złapał mnie za dłonie.
- Chodź, zmienimy ci opatrunki.
Wstaliśmy i trzymając się za ręce poszliśmy do tego pobliskiego centrum handlowego, gdzie Uber znalazł aptekę. Kupił potrzebne rzeczy i zaprowadził nas do toalety, gdzie zamknął drzwi na klucz i przy umywalce zaczął delikatnie zdejmować bandaże z moich dłoni. Gdy zobaczył krew, skrzywił się lekko jakby to jego bolało a nie mnie.
- To było na pewno lustro? - spytał cicho.
- Nie jestem aż tak głupi, baka! - prychnąłem i kopnąłem go w piszczel. - Chociaż przyznaję, miałem ochotę się zabić... ale teraz już nie - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się lekko.
Odwzajemnił uśmiech i skończył zmieniać mi opatrunki. Rany na dłoniach lekko mnie piekły, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Wracasz co Colorado? - spytałem, gdy szliśmy pomiędzy sklepami.
- Nie. Zostaję tutaj. Nie mam powodu do ucieczki.
- Och, czyli uciekałeś przede mną. To zacnie, milordzie - prychnąłem i wydąłem usta obrażony.
- Ej!
Odwróciłem się od niego i założyłem ręce na piersi. Parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem, cmokając w tył głowy przez czapkę.
- Nie bądź zły.... Przeprosiłem. Matt...
No dobra. Stwierdzam, że nie mogę się na niego długo wkurzać. Za bardzo go kochałem. Za bardzo za nim tęskniłem. Za bardzo go uwielbiałem.
Uśmiechnąłem się do niego i wzruszyłem ramionami, łapiąc go za rękę.
- Pójdziemy gdzieś? - zaproponowałem.
- Nie chcesz wracać do domu? Jest późno - zauważył.
Pokręciłem głową.
- Jeśli już, to tylko do ciebie.
Przez długi czas patrzył mi tylko w oczy. W końcu jeden kącik jego ust uniósł się ku górze i z uśmiechem odparł:
- Dobra, jeśli chcesz.
***
- Wow. Masz fajny pokój! - powiedziałem z podziwem.
- Normalny - parsknął śmiechem.
Jeszcze raz przesunąłem wzrokiem po nowoczesnej plazmie, najnowszej generacji DVD, laptopie, odtwarzaczu i innych takich, które musiały być cholernie drogie. Usiadłem na wygodnym łóżku z narzutą w paski i uśmiechnąłem się do Ubera.
- Więc co chcesz robić? - spytał.
- Um... Nie wiem. Wymyśl coś - odparłem ze śmiechem.
Więc skończyło się na tym, że leżeliśmy na jego łóżku i trzęśliśmy się ze śmiechu oglądając komedię American Pie. Może ten film i był dla facetów, był zboczony i głupi, ale jednak mnie śmieszył. Wszystkie części. Ubera najwyraźniej także.
Po obejrzeniu pięciu filmów na raz, sam nie wiem kiedy ale zasnąłem. Po prostu w jednej chwili się śmiałem, a już w drugiej ogarnęła mnie ciemność, w której byłem tylko ja. Uwielbiałem sen. Ale taki bez koszmarów. Niestety, dzisiaj do mojej podświadomości także wkradł się David.
Zerwałem się z łóżka do pozycji siedzącej. Byłem sam z Uberem, który także siedział, tyle że ze zmartwioną miną i wpatrywał się we mnie uważnie. W pokoju było ciemno i cicho.
- To tylko sen, Matt. Zwykły koszmar - powiedział zaniepokojony, gładząc mnie po ramieniu.
- Wiem - szepnąłem drżąco. - I wiem te, że czasem sen jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
***
Z samego rana następnego dnia, wstałem i cichaczem zostałem wyprowadzony z domu Ubera. Wyglądało to tak, jakby chłopak świetnie się bawił, abyśmy nie zostali przyłapani przez jego rodziców. Na końcu cmoknął mnie w nos i z uśmiechem pożegnał. Autobusem wróciłem do domu, zastanawiając się, czy zauważyli, że nie było mnie w domu.
Taaa. Tak, zauważyli...
- Matthiew! - wykrzyknęła moja matka i złapała mnie w ramiona, mocno do siebie tuląc.
- Gdzie byłeś?! - spytał wściekł ojciec. - Od zmysłów odchodziliśmy z twoją matką i siostrą!
- Gomene... To znaczy przepraszam. Musiałem pobyć trochę sam - skłamałem. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że was zamartwiałem...
Ojciec westchnął głęboko i powiedział, bym poszedł do pokoju odpocząć, a zaraz ktoś przyniesie mi jedzenie. Podziękowałem i szybko czmychnąłem na górę. Alleluja, nie zadawali zbędnych pytań.
Wszedłem do pokoju i stanąłem. Na moim łóżku siedział naprawdę wściekł Hinta. Zamknąłem za sobą drzwi.
- Gdzie byłeś? - spytał cicho.
- Nigdzie...
- Gdzie byłeś, do cholery?! - wrzasnął.
sobota, 23 listopada 2013
026
- Matt, jesteś tam?
Odkąd usłyszałem
głos Ubera, nie poruszyłem się nawet na milimetr. Po prostu siedziałem
sparaliżowany, nie mogąc uwierzyć, że on do mnie zadzwonił.
- Matt?
- Je-jestem -
wyszeptałem. - Nie rozłączyłem się...
- To... to
dobrze, bo chcę z tobą porozmawiać - wytłumaczył dziwnym tonem.
- Więc słucham.
Naprawdę byłem
ciekaw, z jakiego powodu Uber specjalnie do mnie zadzwonił. Mam coś jego i
chciał to z powrotem? Jezu, jak ja tęskniłem za jego głosem... Ogólnie za nim
całym. Chciałem go przytulić, pocałować...
Ale on mnie
zostawił, gdy dowiedział się kim jest dla mnie Hinta. Wściekł się i wyjechał
bez słowa. Zachował się jak dupek, ale miał ku temu swoje powodu. Nie musiałem
go okłamywać, tak? Ale... mimo to, mógł przynajmniej zostać i powiedzieć mi
prosto w oczy, że mnie nienawidzi.
Nagle
uzmysłowiłem sobie, że Uber mówił do mnie już od jakiegoś czasu, ale ja
kompletnie go nie słuchałem.
- Em... Czy...
czy mógłbyś powtórzyć? - spytałem speszony.
- Mówiłem, że wróciłem
z Colorado na jakiś czas i chcę się z tobą spotkać. Bo to nie jest rozmowa na
telefon. Chcę się zobaczyć w cztery oczy - powtórzył zniecierpliwiony,
Zaniemówiłem na
chwilę.
- Chcesz...
chcesz się spotkać? Ze mną? - szepnąłem.
- Nie, ze Świętym
Mikołajem - warknął Uber, ale po chwili się zreflektował. - To znaczy...
przepraszam. Po prostu to dla mnie trudne. Czy możemy się spotkać? Jutro.
- Ha-hai. T-tak.
Gdzie i o której? - chrząknąłem.
- Na plaży, koło
Cytry Bar, o dziewiętnastej. Pasuje ci?
- Tak. Jak
najbardziej.
Zanim zdążyłem
coś jeszcze powiedzieć, Uber po prostu się rozłączył. Gapiłem się oniemiały na
telefon w zabandażowanej ręce, nie wierząc, że to może być prawda. On chciał
się ze mną spotkać? JUTRO?
Tylko czemu? Po
co wrócił z Colorado? O czym chciał pogadać? Co było tak ważne? Ja? ... Hm...
Nie, nie sądzę.
***
Oczywiście nikomu
nie powiedziałem, że zamierzam spotkać się z Uberem. Nikt nie musiał o tym
wiedzieć. To była... zbędna informacja.
Hinta dalej nie
odzywał się do mnie i unikał mojej osoby. Zresztą, nie dziwiłem mu się, bo po
tym co mu powiedziałem, miał prawo się gniewać. Każdy byłby zły. Ja także.
Złość jest rzeczą ludzką...
Przez cały dzień
byłem podenerwowany i niepewny. Zastanawiałem się nawet, czy Uber nie robił
sobie żartów. Może chciał mnie po prostu zdenerwować? Ośmieszyć?
W końcu pół
godziny przed spotkaniem ubrałem się w dżinsy, czarną koszulkę i szarą bluzę
oraz ciemne trampki. Zmieniłem opatrunek na obolałych rękach. Na szczęście
unikałem spotkań z rodzicami, więc nie widzieli bandaży. Nie chciałem
cholernych pytań.
Wymknąłem się z
domu. Nie spotkałem nikogo po drodze, więc nie wiedzieli, że wyszedłem. Do
miejsca spotkania miałem stosunkowo blisko, więc przeszedłem się na piechotę.
Na głowie miałem czarną czapkę z daszkiem, dzięki czemu słońce nie raziło mnie
w oczy. Miałem bardzo krótkie włosy, co wprawiało mnie w obrzydzenie, więc
niemal ciągle siedziałem w jakiejś czapce, by nie móc patrzeć na swoje
"łyse" oblicze. Zastanawiałem się, co powie na mój widok Uber.
Chłopak czekał
już na miejscu. Siedział przy małym stoliku koło okna i trzymał w dłoniach
szklankę z colą. Wziąłem głęboki oddech i niepewnym krokiem ruszyłem w jego kierunku.
Zauważyłem, że niemal w ogóle się nie zmienił. Jedynie schudł, a jego włosy
były jeszcze dłuższe, związane w kitkę. Miał na sobie czarne szorty i biały
podkoszulek z krótkim rękawkiem.
Podniósł wzrok i
napotkał moje spojrzenie. Zacisnął zęby i lekko się uśmiechnął. Bez słowa
usiadłem przed nim i przygryzłem wargę, chowając dłonie do kieszeni bluzy.
- Wię... Więc
chciałeś porozmawiać, tak? - spytałem drżącym głosem. - O czym?
Uber wziął
głęboki oddech i nerwowo zaczął obracać szklankę z colą w dłoniach.
- O tym... co się
stało. O nas... O Hincie - szepnął.
- O Hincie? -
zdziwiłem się. - Przecież już wiesz o nim wszystko. Byliście razem. Przy naszym
ostatnim spotkaniu... dowiedziałeś się.
Pokręcił
gwałtownie głową.
- Po prostu...
chcę wiedzieć czemu. Czemu ukrywałeś przede mną to, że on jest twoim bratem? Bo
nie rozumiem.
- Bo cię kochałem
- odpowiedziałem bez zastanowienia. - Na początku po prostu chciałem się
dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, bo przecież byłeś z nim na zdjęciu...
Ale potem nic nie mówiłem, bo po prostu się w tobie zakochałem.
Patrzyliśmy sobie
w oczy przez dłuższą chwilę. Widziałem, że Uber walczy z samym sobą.
- Przepraszam, że
nic nie powiedziałem - powiedziałem. - Bałem się, że jak się dowiesz, to
będziesz chciał się z nim spotkać i być z nim. Nie chciałem cię stracić.
Znów zacisnął
szczęki, ale także i dłonie.
- Wiem, że to
samolubne... Przepraszam.
- Nie
przepraszaj... chciałeś mnie. Rozumiem. Masz rację... pewnie gdybyś mi wtedy
powiedział, że znasz Hinte, zapewne chciałbym z nim znowu być. Teraz jest mi
obojętny. Nie obchodzi mnie. Ja...
Wziął ponownie
głęboki oddech i popatrzył mi prosto w oczy.
- Ja cię kocham,
Matt. Naprawdę.
Moje serce zabiło
mocniej. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może przebić żebra i wyskoczyć mi
z piersi. Te słowa z ust Ubera były dla mnie... cudownym dźwiękiem. Wpatrywałem
się w jego usta, które dopiero co to powiedziały i nie potrafiłem uwierzyć.
- Mówisz...
serio? Naprawdę mnie kochasz? - wyszeptałem.
Pokiwał wolno
głową.
- Tak. Wiesz...
śnisz mi się po nocach. Mam okropne wyrzuty sumienia, że zostawiłem cię w takim
momencie i wyjechałem do Colorado. Przepraszam. Po prostu musiałem to wszystko
sobie przemyśleć. Stchórzyłem, wiem... Jestem okropnym gnojem, przepraszam.
Wow, wow, wow.
I jeszcze raz wow.
Uber mnie kocha.
Wyznał mi miłość. Jezu, mam ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia. W każdej
chwili mogłem się też rozpłakać, to było możliwe. Ale całkowicie ze szczęścia.
To było… cudowne.
- Nie jesteś już
na mnie zły? – spytałem niepewnie.
- Już nie –
przyznał z lekkim uśmiechem. – Wtedy, gdy się dowiedziałem, oczywiście, że
byłem. Ale teraz… nie. Nie mogę być na ciebie zły. Bo mnie to aż boli.
Przez naprawdę długi czas bez słowa patrzyliśmy na siebie nawzajem. Teraz słowa były zbędne. Wiedzieliśmy, co każdy chciał sobie powiedzieć. To był taki... miedzy umysłowy kontakt. Trochę głupie... Ale szczere.- Przejdźmy się po plaży - zaproponowałem w końcu. - Pogadajmy na osobności.
Pokiwał głową i wstał. Ramię w ramię ruszyliśmy na plażę. Na piasku zdjąłem buty, on także. Szliśmy boso. Nagle Uber złapał mnie za obandażowaną dłoń.
- Co ci się stało? - spytał zdziwiony.
- Nic takiego - wzruszyłem ramionami i delikatnie wyrwałem swoją rękę. - Rozwaliłem lustro u siebie w łazience.
Przyglądał mi się bacznie.
- Naprawdę - zapewniłem. - Nie zrobiłem nic głupiego. Nie pociąłem sobie nadgarstki z powodu Davida. Jest okej.
- Właśnie - powiedział nagle. - Co z Davidem? Jaki ma wyrok?
________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Aktualnie jestem zajęta pisaniem pięciu opowiadań na raz, z czego tak jakby "podwójnie", więc nie wiem jakim cudem ja się wyrabiam w szkole, chociaż wczoraj dostałam oceny i nie są takie złe. Normalnie cud! Jeżeli rozdział się nie podobał, pisać szczerze!
niedziela, 17 listopada 2013
025
Dziękuję za cierpliwość i miłe słowa. Anka, ty *piip* a ostatnio mówiłaś, że nie lubisz moich opowiadań -_- Nie ogarniam twojego stanu. Rozdział z dedykacją dla Gupiej i Brudnej, a także Yuumi-chan :)
Ps. I sorki, że tak krótko.
Rozdział 25
Rozprawa była kontynuowana. Tym razem było o wiele spokojniej, bo David mnie ani razu nie sprowokował. Żadnym spojrzeniem ani nic. Po prostu ignorował mnie tak samo jak ja jego. Chyba znudziło mu się widok mojego przerażenia w oczach. Alleluja.
Oh, wrócił mi czarny humor.
Jeden krok do powrotu do starego życia...
Po wszystkim, rada i sędzia zastanawiali się naprawdę krótko, co mnie ostro zdziwiło. Nie tylko mnie, bo także moich bliskich. Nawet prokurator był zaskoczony.
- Niniejszym po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw oskarżony David Vaeka jest uznany za winnego - powiedział ciemnoskóry sędzia.
Uśmiechnąłem się szeroko, a za mną Hinta i Lili przybili razem piątki z głośnym okrzykiem radości. Nawet ojciec zaczął się wesoło śmiać.
- Z racji swojego młodego wieku winny zostaje skazany na pół roku więzienia o zaostrzonym rygorze w Miami, a także dwieście dni prac społecznych po swoim wyjściu.
Zamarłem.
Czy to były żarty?
David został skazany TYLKO na pół roku?! To nie mogła być prawda. Prokurator zapewniał mnie, że dostanie przynajmniej pięć lat! Więc czemu tak krótko?!
Czy...
Przerażony popatrzyłem na Davida. Uśmiechał się złośliwie. Też na mnie popatrzył i potarł palce w geście, który miał oznaczać kasę. Pieprzony sukinsyn... Zapłacił sędziemu! Jego ojciec przekupił sędziego, żeby ten wydał tak łagodny wyrok kary! Pół roku to było nic! David z uśmiechem odsiedzi swoje i wyjdzie na wolność. Ten czas przecież nie wpłynie na jego życie.
Jezu... Czemu, do cholery...?
- Zamykam rozprawę, do widzenia - mruknął mężczyzna i szybkim krokiem z teczkami pod pachą wyszedł z sali rozpraw.
- Co?! Nie, proszę poczekać! Ten wyrok jest zły! - wrzasnęła wściekła Lili. - Ale z pana oszust!
***
Nie odezwałem się ani słowem w drodze do domu. Hinta i rodzice byli tym mocno zmartwieni, ale wreszcie na schodach do swojego pokoju nie wytrzymałem i wydarłem się na nich, by w końcu dali mi święty spokój i się odwalili, bo mam ich dość. Stali osłupiali, a ja pobiegłem do sypialni. Zamknąłem się na klucz i położyłem na łóżku. Byłem zbyt zmęczony nawet na płacz.
Byłem pewny, że David i tak wyjdzie o wiele wcześniej niż pół roku. Jego ojciec był przecież wcześniej znanym komendantem policji. Miał znajomości. Dla niego wyciągnięcie syna z paki będzie bardzo łatwe. A wtedy David przyjdzie do mnie dokończyć to co zaczął.
Gdy zasnąłem, śniłem właśnie o tym.
Siedziałem sam w domu, bo rodzice wyjechali na urlop. Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Zobaczyłem uśmiechniętego Davida, który bez słowa wbił do środka i przystawił mnie do ściany. Zaczął brutalnie zdzierać ze mnie ciuchy, boleśnie wykręcając tą samą rękę, która złamał mi wcześniej. Leżałem zapłakany na zimnej posadzce w holu domu, czując na sobie i w sobie ciało Davida. Znów czułem ten sam ból, to samo upokorzenie. Znów uświadomiłem sobie, że wolałbym umrzeć niż żyć, bo śmierć byłaby o wiele łatwiejsza od życia z takimi wspomnieniami.
To było dla mnie za dużo.
Ocknąłem się późnym wieczorem, w ciemnym pokoju. Spanikowałem, bo miałem wrażenie, że widzę Davida. Chwiejąc się i zrzucając z szafek ozdobne figurki pobiegłem do swojej łazienki. Zapaliłem światło, ale jedyne co zobaczyłem w odbiciu lustra to twarz Davida. Wrzasnąłem wystraszony i uderzyłem. Ostre odłamki lustra z hukiem rozbiły się o ziemię.
Straciłem równowagę i upadłem, rękoma opierając się o podłogę. Szkło wbiło mi się w skórę, ale ja tego nie czułem, tylko jedynie widziałem krew, która zaczęła skapywać na białe kafelki.
Dyszałem ciężko, zaskoczony patrząc na zakrwawione dłonie. Uświadomiłem sobie, że Davida już nie ma. Nie ma go przy mnie, nie czuję go w sobie i ogólnie jest daleko ode mnie. Nie jest już zdolny do zrobienia mi krzywdy.
- Matt?! Coś się stało? Matt!
Drzwi od pokoju miałem zamknięte na klucz, więc dobijający się Hinta nie mógł dostać się do środka. Jeszcze raz omiotłem spojrzeniem zranione dłonie i krew na podłodze. Spanikowałem, podniosłem się, starając się wydobyć z ran odłami szkła. Zabolało, więc krzyknąłem. Zaskoczony zamarłem.
- Matt, do cholery! Otwórz te pieprzone drzwi! - wrzasnął Hinta po japońsku. - Matt!
Starałem się odkręcić wodę w kranie, ale jedynie do czego doszedłem to zakrwawienie stalowej gałki. W oczach piekły mnie łzy bólu.
- Matt, bo wyważę je! Kurwa, Matt! Co jest?!
Zacząłem płakać. Nie wiem czemu. Po prostu, nagle z oczy zaczęły spływać mi łzy. Usiadłem zapłakany na ziemi koło krwawych plam, dłonie opierając o drżące kolana. Hinta jeszcze parę razy ostrzegł mnie, że wyważy drzwi, aż faktycznie z okropnym łomotem to zrobił. Wpadł zaniepokojony do mojego pokoju i popatrzył w kierunku łazienki.
- Jezu, Matt! - krzyknął przerażony i podbiegł do mnie. - O matko...
Złapał pobliski ręcznik. Podłożył mi go pod ociekające krwią ręce, a potem podniósł do pozycji stojącej. Włożył mi dłonie pod zimną wodę, która od razu ze styknięciem z moją skórą zabarwiła się na czerwono.
- Co ci odwaliło? - szeptał wściekły Hinta. - Oszalałeś czy co? Coś ty zrobił?!
Delikatnie zaczął mi wyjmować większe kawałki szkła z ran.
- Przepraszam - wyszeptałem z płaczem. - Przepraszam, że jestem takim wielkim kłopotem... To wszystko moja wina... Przepraszam, Hinta...
- Co? - zdziwił się mój brat. - O czym ty mówisz? Za nic nie przepraszaj! Chyba zwariowałeś tak myśląc, Matt! - skarcił mnie.
Wybuchnąłem drżącym śmiechem. Stałem tak zapłakany, śmiejąc się histerycznie.
- Tak, masz rację! - wykrztusiłem. - Zwariowałem! Zwariowałem i mam dość. Najlepiej by było, gdybym umarł. Przyznaj, pewnie też tak sądzisz...
Hinta zamiast mi odpowiedzieć zamachnął się i mocno spoliczkował. Popatrzyłem na niego zaskoczony z piękącym prawym policzkiem.
Mój brat wyglądał na wściekłego jak nigdy. Furia dosłownie od niego biła.
- Nigdy nie waż się tak mówić! - warknął. - Nigdy! Zrozumiałeś?!
Skinąłem lekko głową, a Hinta z wściekłymi wypiekami na twarzy wrócił do czyszczenia ze szkła moich rąk. Gdy usunął ostatnie kawałki lustra, zdezynfekował rany wodą utlenioną i zabandażował. Krzywiłem się lekko przy każdym jego działaniu, ale to była moja kara.
Hinta bez słowa zaczął zmywać podłogę z krwi, a potem z twardą miną wyszedł z mojego pokoju, zamykając drzwi z rozwalonym zamkiem. Był na mnie wściekły. Chyba go rozumiałem. Nie potrzebnie mówiłem takie rzeczy. To była moja wina.
Siedziałem na swoim łóżku w oświetlonym pokoju, gapiąc się na obandażowane dłonie. Szczerze to bałem się teraz zasnąć. Nie chciałem ujrzeć twarzy Davida w snach. Bałem się. Po prostu byłem zbyt przerażony.
Ostrożnie przebrałem się w dresowe spodnie i za dużą bluzę. Usiadłem przed swoim komputerem na biurku i włączyłem go. Odpaliłem wyszukiwarkę i zacząłem przeglądać strony z opowiadaniami. Przeczytałem paronasto rozdziałową historię o dziewczynie zakochanej w swoim najlepszym przyjacielu i kolejne opowiadanie o parze gejów, dość długie, by zająć mi dobre parę godzin nocy.
Gdy następnego dnia zszedłem na dół do kuchni, gdzie kszątała się nasza kucharka i sprzątaczka, wyglądałem jak zombie. Pani Mariette od razu zaczęła mówić coś po Hiszpańsku, wymachując hohlą i wyciągając z lodówki różne składniki, z których zrobiła mi śniadanie. Pani Judyth natomiast zmartwiła się widząc moje dłonie i wory pod oczami, ale zbyłem ją.
Około godziny dziewiątej do kuchni wszedł Hinta, który na mój widok zacisnął jedynie zęby i przywitał się z panią Mariettą. Dalej był na mnie zły. Spóściłem wzrok na swoje zabandażowane dłonie i zabrałem jedzenie do swojego pokoju. Zjadłem do końca i znów usiadłem przed komputerem.
- Paniczu - pani Judyth zapukała do moich drzwi. - Telefon do panicza.
- Wejdź - westchnąłem. Dzwoniła pewnie Lili, by zapytać jak się czuję. Ostatnio zrobiła się w stosunku do mnie strasznie opiekuńcza.
Kobieta podała mi słuchawkę telefonu i wycofała się z pokoju.
- Moshi Moshi? - powiedziałem.
- Cześć, Matt. To ja, Uber.
Ps. I sorki, że tak krótko.
Rozdział 25
Rozprawa była kontynuowana. Tym razem było o wiele spokojniej, bo David mnie ani razu nie sprowokował. Żadnym spojrzeniem ani nic. Po prostu ignorował mnie tak samo jak ja jego. Chyba znudziło mu się widok mojego przerażenia w oczach. Alleluja.
Oh, wrócił mi czarny humor.
Jeden krok do powrotu do starego życia...
Po wszystkim, rada i sędzia zastanawiali się naprawdę krótko, co mnie ostro zdziwiło. Nie tylko mnie, bo także moich bliskich. Nawet prokurator był zaskoczony.
- Niniejszym po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw oskarżony David Vaeka jest uznany za winnego - powiedział ciemnoskóry sędzia.
Uśmiechnąłem się szeroko, a za mną Hinta i Lili przybili razem piątki z głośnym okrzykiem radości. Nawet ojciec zaczął się wesoło śmiać.
- Z racji swojego młodego wieku winny zostaje skazany na pół roku więzienia o zaostrzonym rygorze w Miami, a także dwieście dni prac społecznych po swoim wyjściu.
Zamarłem.
Czy to były żarty?
David został skazany TYLKO na pół roku?! To nie mogła być prawda. Prokurator zapewniał mnie, że dostanie przynajmniej pięć lat! Więc czemu tak krótko?!
Czy...
Przerażony popatrzyłem na Davida. Uśmiechał się złośliwie. Też na mnie popatrzył i potarł palce w geście, który miał oznaczać kasę. Pieprzony sukinsyn... Zapłacił sędziemu! Jego ojciec przekupił sędziego, żeby ten wydał tak łagodny wyrok kary! Pół roku to było nic! David z uśmiechem odsiedzi swoje i wyjdzie na wolność. Ten czas przecież nie wpłynie na jego życie.
Jezu... Czemu, do cholery...?
- Zamykam rozprawę, do widzenia - mruknął mężczyzna i szybkim krokiem z teczkami pod pachą wyszedł z sali rozpraw.
- Co?! Nie, proszę poczekać! Ten wyrok jest zły! - wrzasnęła wściekła Lili. - Ale z pana oszust!
***
Nie odezwałem się ani słowem w drodze do domu. Hinta i rodzice byli tym mocno zmartwieni, ale wreszcie na schodach do swojego pokoju nie wytrzymałem i wydarłem się na nich, by w końcu dali mi święty spokój i się odwalili, bo mam ich dość. Stali osłupiali, a ja pobiegłem do sypialni. Zamknąłem się na klucz i położyłem na łóżku. Byłem zbyt zmęczony nawet na płacz.
Byłem pewny, że David i tak wyjdzie o wiele wcześniej niż pół roku. Jego ojciec był przecież wcześniej znanym komendantem policji. Miał znajomości. Dla niego wyciągnięcie syna z paki będzie bardzo łatwe. A wtedy David przyjdzie do mnie dokończyć to co zaczął.
Gdy zasnąłem, śniłem właśnie o tym.
Siedziałem sam w domu, bo rodzice wyjechali na urlop. Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Zobaczyłem uśmiechniętego Davida, który bez słowa wbił do środka i przystawił mnie do ściany. Zaczął brutalnie zdzierać ze mnie ciuchy, boleśnie wykręcając tą samą rękę, która złamał mi wcześniej. Leżałem zapłakany na zimnej posadzce w holu domu, czując na sobie i w sobie ciało Davida. Znów czułem ten sam ból, to samo upokorzenie. Znów uświadomiłem sobie, że wolałbym umrzeć niż żyć, bo śmierć byłaby o wiele łatwiejsza od życia z takimi wspomnieniami.
To było dla mnie za dużo.
Ocknąłem się późnym wieczorem, w ciemnym pokoju. Spanikowałem, bo miałem wrażenie, że widzę Davida. Chwiejąc się i zrzucając z szafek ozdobne figurki pobiegłem do swojej łazienki. Zapaliłem światło, ale jedyne co zobaczyłem w odbiciu lustra to twarz Davida. Wrzasnąłem wystraszony i uderzyłem. Ostre odłamki lustra z hukiem rozbiły się o ziemię.
Straciłem równowagę i upadłem, rękoma opierając się o podłogę. Szkło wbiło mi się w skórę, ale ja tego nie czułem, tylko jedynie widziałem krew, która zaczęła skapywać na białe kafelki.
Dyszałem ciężko, zaskoczony patrząc na zakrwawione dłonie. Uświadomiłem sobie, że Davida już nie ma. Nie ma go przy mnie, nie czuję go w sobie i ogólnie jest daleko ode mnie. Nie jest już zdolny do zrobienia mi krzywdy.
- Matt?! Coś się stało? Matt!
Drzwi od pokoju miałem zamknięte na klucz, więc dobijający się Hinta nie mógł dostać się do środka. Jeszcze raz omiotłem spojrzeniem zranione dłonie i krew na podłodze. Spanikowałem, podniosłem się, starając się wydobyć z ran odłami szkła. Zabolało, więc krzyknąłem. Zaskoczony zamarłem.
- Matt, do cholery! Otwórz te pieprzone drzwi! - wrzasnął Hinta po japońsku. - Matt!
Starałem się odkręcić wodę w kranie, ale jedynie do czego doszedłem to zakrwawienie stalowej gałki. W oczach piekły mnie łzy bólu.
- Matt, bo wyważę je! Kurwa, Matt! Co jest?!
Zacząłem płakać. Nie wiem czemu. Po prostu, nagle z oczy zaczęły spływać mi łzy. Usiadłem zapłakany na ziemi koło krwawych plam, dłonie opierając o drżące kolana. Hinta jeszcze parę razy ostrzegł mnie, że wyważy drzwi, aż faktycznie z okropnym łomotem to zrobił. Wpadł zaniepokojony do mojego pokoju i popatrzył w kierunku łazienki.
- Jezu, Matt! - krzyknął przerażony i podbiegł do mnie. - O matko...
Złapał pobliski ręcznik. Podłożył mi go pod ociekające krwią ręce, a potem podniósł do pozycji stojącej. Włożył mi dłonie pod zimną wodę, która od razu ze styknięciem z moją skórą zabarwiła się na czerwono.
- Co ci odwaliło? - szeptał wściekły Hinta. - Oszalałeś czy co? Coś ty zrobił?!
Delikatnie zaczął mi wyjmować większe kawałki szkła z ran.
- Przepraszam - wyszeptałem z płaczem. - Przepraszam, że jestem takim wielkim kłopotem... To wszystko moja wina... Przepraszam, Hinta...
- Co? - zdziwił się mój brat. - O czym ty mówisz? Za nic nie przepraszaj! Chyba zwariowałeś tak myśląc, Matt! - skarcił mnie.
Wybuchnąłem drżącym śmiechem. Stałem tak zapłakany, śmiejąc się histerycznie.
- Tak, masz rację! - wykrztusiłem. - Zwariowałem! Zwariowałem i mam dość. Najlepiej by było, gdybym umarł. Przyznaj, pewnie też tak sądzisz...
Hinta zamiast mi odpowiedzieć zamachnął się i mocno spoliczkował. Popatrzyłem na niego zaskoczony z piękącym prawym policzkiem.
Mój brat wyglądał na wściekłego jak nigdy. Furia dosłownie od niego biła.
- Nigdy nie waż się tak mówić! - warknął. - Nigdy! Zrozumiałeś?!
Skinąłem lekko głową, a Hinta z wściekłymi wypiekami na twarzy wrócił do czyszczenia ze szkła moich rąk. Gdy usunął ostatnie kawałki lustra, zdezynfekował rany wodą utlenioną i zabandażował. Krzywiłem się lekko przy każdym jego działaniu, ale to była moja kara.
Hinta bez słowa zaczął zmywać podłogę z krwi, a potem z twardą miną wyszedł z mojego pokoju, zamykając drzwi z rozwalonym zamkiem. Był na mnie wściekły. Chyba go rozumiałem. Nie potrzebnie mówiłem takie rzeczy. To była moja wina.
Siedziałem na swoim łóżku w oświetlonym pokoju, gapiąc się na obandażowane dłonie. Szczerze to bałem się teraz zasnąć. Nie chciałem ujrzeć twarzy Davida w snach. Bałem się. Po prostu byłem zbyt przerażony.
Ostrożnie przebrałem się w dresowe spodnie i za dużą bluzę. Usiadłem przed swoim komputerem na biurku i włączyłem go. Odpaliłem wyszukiwarkę i zacząłem przeglądać strony z opowiadaniami. Przeczytałem paronasto rozdziałową historię o dziewczynie zakochanej w swoim najlepszym przyjacielu i kolejne opowiadanie o parze gejów, dość długie, by zająć mi dobre parę godzin nocy.
Gdy następnego dnia zszedłem na dół do kuchni, gdzie kszątała się nasza kucharka i sprzątaczka, wyglądałem jak zombie. Pani Mariette od razu zaczęła mówić coś po Hiszpańsku, wymachując hohlą i wyciągając z lodówki różne składniki, z których zrobiła mi śniadanie. Pani Judyth natomiast zmartwiła się widząc moje dłonie i wory pod oczami, ale zbyłem ją.
Około godziny dziewiątej do kuchni wszedł Hinta, który na mój widok zacisnął jedynie zęby i przywitał się z panią Mariettą. Dalej był na mnie zły. Spóściłem wzrok na swoje zabandażowane dłonie i zabrałem jedzenie do swojego pokoju. Zjadłem do końca i znów usiadłem przed komputerem.
- Paniczu - pani Judyth zapukała do moich drzwi. - Telefon do panicza.
- Wejdź - westchnąłem. Dzwoniła pewnie Lili, by zapytać jak się czuję. Ostatnio zrobiła się w stosunku do mnie strasznie opiekuńcza.
Kobieta podała mi słuchawkę telefonu i wycofała się z pokoju.
- Moshi Moshi? - powiedziałem.
- Cześć, Matt. To ja, Uber.
piątek, 8 listopada 2013
024
Rozdział 24
- Oskarżyciel, Matt Hiteku, proszę wstać.
Posłusznie wstałem, chociaż nogi miałem jak z waty. Trzęsłem się na samą myśl, by zeznawać przeciwko Davidowi. To było dla mnie tak strasznie... upokarzające.
- Proszę opowiedzieć o dniu, w którym zostałeś zmuszony do współżycia seksualnego przez oskarżonego - poprosił mnie sąd.
Zagryzłem wargę i odetchnąłem drżąco. Z tyłu Hinta szepnął, abym był spokojny i mówił. Tak też zrobiłem, chociaż mój mózg wzbraniał się od tego. Zbierało mi się na wymioty, gdy opowiadałem o tamtym dniu i nocy. Szczególnie, że David uśmiechał się kpiąco i parskał co chwilę. Irytował mnie. Denerwował.
A także mocno przerażał.
- Dziękuję, możesz usiąść - powiedział sędzia, zapisując sobie coś. - Teraz swoje zeznanie złoży oskarżony. Proszę wstać.
David arogancko podniósł się z krzesła. Patrzył na sędzie wyzywająco, dalej kpiąco uśmiechnięty.
- Proszę opowiedzieć o tym samym dniu, co poszkodowany.
- Poszkodowany? - parsknął chłopak. - Ten gnojek sam się o to prosił.
Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając wzrok w swoje kolana. Nie. Nie dam się mu sprowokować. Nie tym razem.
Nigdy więcej.
- Sam mnie zwodził. Matt zachowywał się w stosunku do mnie kokieteryjnie, jeśli tak to można nazwać. Robił wszystko specjalnie, byleby mnie sprowokować - zapewniał David, ciągle na mnie patrząc.
Usłyszałem jak Szurnięta Lili wciąga powietrze z sykiem, a mój ojciec cicho przeklina. Moja siostra natomiast przysięgała, że zabije Davida.
- Jeśli ktoś ma być tutaj poszkodowany, to tylko ja. Pewnie od samego początku obmyślał plan ze swoim kochasiem, by mnie zniszczyć - powiedział do sędziego z przekonaniem. - Obydwoje wiedzieli, że mój ojciec to wysoko postawiona osoba, więc jeżeli udupią jego syna, on straci wiarygodność i szacunek.
Miałem ochotę płakać. Czy on mówił serio? Czemu on musi być takim zakłamanym gnojem? Zgwałcił mnie, a teraz udaje zasrane niewiniątko. A po minach przysięgłych i sędziego, wnioskowałem, że są bardziej przychylni jego zeznaniom.
Błagam, nie...
- Matt Hiteku to fałszywa menda, wysoki sądzie - powiedział David.
- Proszę bez takich odnoszeń! - fuknął sędzia. - To jest sala rozpraw, nie jakiś bar!
- Tak, przepraszam - rzekł, udając skruszonego. - Tylko to przez te nerwy. Zdenerwowanie faktem, że jestem oskarżony o coś, czego nie zrobiłem.
- Nie zrobiłeś?! - wrzasnęła Lili na całą salę. - Sam się przed chwilą do tego przyznałeś, kapciu!
- Proszę o ciszę! - krzyknął sędzia.
- Ale to prawda! To David jest zakłamanym szują!
- SPOKÓJ!!! - ryknął.
Lili z oburzeniem usiadła na swoim miejscu. I tak miała szczęście, że nie wywalili jej z sali rozpraw.
David kontynuował swój monolog, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że mam ostro przesrane i chyba zaraz zemdleję lub zwymiotuję.
Zacząłem rozmyślać o Uberze. Ciekawe co teraz robił. Czy znalazł już sobie nowego chłopaka?
Żałowałem, że go tak długo okłamywałem. To nie miało sensu tak szczerze powiedziawszy. A mimo to, po prostu bałem się, że jeżeli wyjawię mu kim jest dla mnie Hinta, to on będzie chciał się z nim przeze mnie spotkać.
Byłem żałosny, to trzeba przyznać. Sam to wiedziałem. Kompletny kretyn, który ślepo wierzył swojemu eks, choremu psychicznie Davidowi. Kto by był na tyle pojebany, aby znowu wejść do tej samej rzeki?
Tylko i wyłącznie ja.
***
Po tym jak mój przyszywany brat nie wytrzymał i zaczął wrzeszczeć na Davida, sędzia zarządził piętnastominutową przerwę, aby wszyscy ochłonęli. Wyszedłem z sali z wielką ulgą wymalowaną na twarzy. Zanim ktoś zdołał mnie zatrzymać, pobiegłem do męskiej toalety na pierwszy piętrze. Wpadłem do jednej z wygodnych kabin i zamknąłem się na zamek.
Usiadłem na zamkniętym sedesie i schowałem twarz w dłonie. Za dużo. Za dużo emocji jak na jeden dzień w tak krótkim czasie. Cholera. Głowa zaczynała mnie boleć.
Chciałem znaleźć się w ramionach Ubera. Chciałem, by mnie przytulił i zapewnił, że jestem dla niego ważny.
Ale to tylko moje marzenia. Wiadome było, że Uber wyjechał do Colorado i już nie wróci dla mojego (kolejnego szczerze mówiąc) kaprysu.
Na początku naszej znajomości byłem nim zirytowany. Szczególnie jego zachowaniem. Ale z czasem zacząłem się do niego przekonywać, chociaż nie chciałem. TO było coś, na co nie miałem wpływu. Okazało się to zgubne, bo tylko zniszczyłem nam obydwojgu życie. Przez moje cholerne kaprysy, on się pogubił, ja też. Szczególnie z tą sprawą z Hintą.
Co lubiłem, a raczej kochałem w Uberze?
Najbardziej te jego przekonania i to jak się starał. To, jak strzelał fochy, rumienił się czasem zakłopotany i śmiał się z moich nieudanych kawałów. Mimo, że nie musiał, pobił z kumplami Davida, przez co wylądował w więzieniu. A to wszystko dla mnie.
Nigdy nie zapomnę jego wściekłego spojrzenia i oszołomionego wyrazu twarzy, gdy wykrzyknąłem, że Hinta to mój brat. Miał prawo być na mnie zły. Tylko nie rozumiałem, czemu wyjechał bez słowa. Czemu chociaż nie przyszedł do mnie, by zwyzywać. Sama jego obecność by mnie ucieszyła.
- Matt, jesteś tu?
Podniosłem się i wyszedłem z kabiny. Hinta ze zmartwioną miną do mnie podszedł i mocno przytulił.
- Dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? - odparłem sarkastycznie.
- Matt, przestań...
- Przepraszam - westchnąłem. - Po prostu chcę już jechać do domu. Chcę mieć to za sobą.
Mój przyszywany brat pokiwał głową i poprawił mi czapkę na głowie. Potem poklepał po policzku. Ciągle patrzył na mnie jakbym miał zaraz zemdleć lub umrzeć.
- Nie musisz się o mnie martwić - powiedziałem.
- Muszę. Chcę. I będę - odparł ostro. - Jesteś moim braciszkiem. Zawsze będę się o ciebie martwił, mały.
- Nie jestem mały - powiedziałem ze słabym uśmiechem.
- Oczywiście, że jesteś - zaśmiał się.
Przytulił mnie, a potem wyszliśmy z męskiej toalety. Poszliśmy na górę. Dotarliśmy na miejsce akurat w momencie, gdy byliśmy proszeni o wejście.
________________________________
Gome, że tak krótko, ale w końcu się przełamałam i napisałam. Nie mam pojęcia czy jest dobre, czy złe. Jak dla mnie, raczej to drugie -_-
- Oskarżyciel, Matt Hiteku, proszę wstać.
Posłusznie wstałem, chociaż nogi miałem jak z waty. Trzęsłem się na samą myśl, by zeznawać przeciwko Davidowi. To było dla mnie tak strasznie... upokarzające.
- Proszę opowiedzieć o dniu, w którym zostałeś zmuszony do współżycia seksualnego przez oskarżonego - poprosił mnie sąd.
Zagryzłem wargę i odetchnąłem drżąco. Z tyłu Hinta szepnął, abym był spokojny i mówił. Tak też zrobiłem, chociaż mój mózg wzbraniał się od tego. Zbierało mi się na wymioty, gdy opowiadałem o tamtym dniu i nocy. Szczególnie, że David uśmiechał się kpiąco i parskał co chwilę. Irytował mnie. Denerwował.
A także mocno przerażał.
- Dziękuję, możesz usiąść - powiedział sędzia, zapisując sobie coś. - Teraz swoje zeznanie złoży oskarżony. Proszę wstać.
David arogancko podniósł się z krzesła. Patrzył na sędzie wyzywająco, dalej kpiąco uśmiechnięty.
- Proszę opowiedzieć o tym samym dniu, co poszkodowany.
- Poszkodowany? - parsknął chłopak. - Ten gnojek sam się o to prosił.
Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając wzrok w swoje kolana. Nie. Nie dam się mu sprowokować. Nie tym razem.
Nigdy więcej.
- Sam mnie zwodził. Matt zachowywał się w stosunku do mnie kokieteryjnie, jeśli tak to można nazwać. Robił wszystko specjalnie, byleby mnie sprowokować - zapewniał David, ciągle na mnie patrząc.
Usłyszałem jak Szurnięta Lili wciąga powietrze z sykiem, a mój ojciec cicho przeklina. Moja siostra natomiast przysięgała, że zabije Davida.
- Jeśli ktoś ma być tutaj poszkodowany, to tylko ja. Pewnie od samego początku obmyślał plan ze swoim kochasiem, by mnie zniszczyć - powiedział do sędziego z przekonaniem. - Obydwoje wiedzieli, że mój ojciec to wysoko postawiona osoba, więc jeżeli udupią jego syna, on straci wiarygodność i szacunek.
Miałem ochotę płakać. Czy on mówił serio? Czemu on musi być takim zakłamanym gnojem? Zgwałcił mnie, a teraz udaje zasrane niewiniątko. A po minach przysięgłych i sędziego, wnioskowałem, że są bardziej przychylni jego zeznaniom.
Błagam, nie...
- Matt Hiteku to fałszywa menda, wysoki sądzie - powiedział David.
- Proszę bez takich odnoszeń! - fuknął sędzia. - To jest sala rozpraw, nie jakiś bar!
- Tak, przepraszam - rzekł, udając skruszonego. - Tylko to przez te nerwy. Zdenerwowanie faktem, że jestem oskarżony o coś, czego nie zrobiłem.
- Nie zrobiłeś?! - wrzasnęła Lili na całą salę. - Sam się przed chwilą do tego przyznałeś, kapciu!
- Proszę o ciszę! - krzyknął sędzia.
- Ale to prawda! To David jest zakłamanym szują!
- SPOKÓJ!!! - ryknął.
Lili z oburzeniem usiadła na swoim miejscu. I tak miała szczęście, że nie wywalili jej z sali rozpraw.
David kontynuował swój monolog, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że mam ostro przesrane i chyba zaraz zemdleję lub zwymiotuję.
Zacząłem rozmyślać o Uberze. Ciekawe co teraz robił. Czy znalazł już sobie nowego chłopaka?
Żałowałem, że go tak długo okłamywałem. To nie miało sensu tak szczerze powiedziawszy. A mimo to, po prostu bałem się, że jeżeli wyjawię mu kim jest dla mnie Hinta, to on będzie chciał się z nim przeze mnie spotkać.
Byłem żałosny, to trzeba przyznać. Sam to wiedziałem. Kompletny kretyn, który ślepo wierzył swojemu eks, choremu psychicznie Davidowi. Kto by był na tyle pojebany, aby znowu wejść do tej samej rzeki?
Tylko i wyłącznie ja.
***
Po tym jak mój przyszywany brat nie wytrzymał i zaczął wrzeszczeć na Davida, sędzia zarządził piętnastominutową przerwę, aby wszyscy ochłonęli. Wyszedłem z sali z wielką ulgą wymalowaną na twarzy. Zanim ktoś zdołał mnie zatrzymać, pobiegłem do męskiej toalety na pierwszy piętrze. Wpadłem do jednej z wygodnych kabin i zamknąłem się na zamek.
Usiadłem na zamkniętym sedesie i schowałem twarz w dłonie. Za dużo. Za dużo emocji jak na jeden dzień w tak krótkim czasie. Cholera. Głowa zaczynała mnie boleć.
Chciałem znaleźć się w ramionach Ubera. Chciałem, by mnie przytulił i zapewnił, że jestem dla niego ważny.
Ale to tylko moje marzenia. Wiadome było, że Uber wyjechał do Colorado i już nie wróci dla mojego (kolejnego szczerze mówiąc) kaprysu.
Na początku naszej znajomości byłem nim zirytowany. Szczególnie jego zachowaniem. Ale z czasem zacząłem się do niego przekonywać, chociaż nie chciałem. TO było coś, na co nie miałem wpływu. Okazało się to zgubne, bo tylko zniszczyłem nam obydwojgu życie. Przez moje cholerne kaprysy, on się pogubił, ja też. Szczególnie z tą sprawą z Hintą.
Co lubiłem, a raczej kochałem w Uberze?
Najbardziej te jego przekonania i to jak się starał. To, jak strzelał fochy, rumienił się czasem zakłopotany i śmiał się z moich nieudanych kawałów. Mimo, że nie musiał, pobił z kumplami Davida, przez co wylądował w więzieniu. A to wszystko dla mnie.
Nigdy nie zapomnę jego wściekłego spojrzenia i oszołomionego wyrazu twarzy, gdy wykrzyknąłem, że Hinta to mój brat. Miał prawo być na mnie zły. Tylko nie rozumiałem, czemu wyjechał bez słowa. Czemu chociaż nie przyszedł do mnie, by zwyzywać. Sama jego obecność by mnie ucieszyła.
- Matt, jesteś tu?
Podniosłem się i wyszedłem z kabiny. Hinta ze zmartwioną miną do mnie podszedł i mocno przytulił.
- Dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? - odparłem sarkastycznie.
- Matt, przestań...
- Przepraszam - westchnąłem. - Po prostu chcę już jechać do domu. Chcę mieć to za sobą.
Mój przyszywany brat pokiwał głową i poprawił mi czapkę na głowie. Potem poklepał po policzku. Ciągle patrzył na mnie jakbym miał zaraz zemdleć lub umrzeć.
- Nie musisz się o mnie martwić - powiedziałem.
- Muszę. Chcę. I będę - odparł ostro. - Jesteś moim braciszkiem. Zawsze będę się o ciebie martwił, mały.
- Nie jestem mały - powiedziałem ze słabym uśmiechem.
- Oczywiście, że jesteś - zaśmiał się.
Przytulił mnie, a potem wyszliśmy z męskiej toalety. Poszliśmy na górę. Dotarliśmy na miejsce akurat w momencie, gdy byliśmy proszeni o wejście.
________________________________
Gome, że tak krótko, ale w końcu się przełamałam i napisałam. Nie mam pojęcia czy jest dobre, czy złe. Jak dla mnie, raczej to drugie -_-
poniedziałek, 21 października 2013
Gome!
Ohayo! Muszę z przykrością stwierdzić, że mam kompletne zacięcie na pisanie. Brak weny. To wina szkoły. Za dużo nauki, przez co w ogóle nie mam czasu i ochoty pisać. Gome! Ale chętnie skorzystam z waszych propozycji. Jeśli macie jakieś pomysły na kolejny rozdział, chętnie je przyjmę! Tak więc czekam na wasze pomysły i jeszcze raz przepraszam.
czwartek, 10 października 2013
023
A więc, po pierwsze: przepraszam za wszystkie niezgodności medyczne i sądowe(chociaż takich momentów nie ma tutaj za wiele...). Nie znam się na takich typu sprawach, więc staram się jak najlogiczniej sama to jakoś napisać. Rzecz jasna nie wiem, czy to ma sens, no ale... Proszę o wyrozumiałość!
Po drugie podziękowania i krótkie komki do komentarzy w rozdziale 22:
Anka, jesteś głupia i już cię nie kocham, chociaż nie, chcem iść na twoje urodziny, więc cię kocham, ale nadal jesteś głupia!
Junko Sakai - dziękuję za miły komentarz :)
Katsumi - tak, wiem, że jest dużo niewiadomych, ale chylę się już do tego czasu, gdzie będzie wszystko spokojnie tłumaczone. Co do Ubera... hm. Przekonaj się sama :D
Gupia ;-; - chętnie, chętnie, zapraszam cię do siebie na Żyrafie. Może spodoba się mojemu Bambusowemu Czołgowi!
No i po trzecie:
Miłego czytania :)
Rozdział 23
Mrugałem oczami, starając się odsunąć od siebie przeraźliwą biel światła. Na początku widziałem czarne kropki, które z każdą sekundą przybierały coraz to bardziej wyraźniejszy kształt. W końcu potrafiłem dostrzec szczegóły nowej sali szpitalnej, w której leżałem. Była większa od mojej poprzedniej, wyposażona w więcej różnych dziwacznych sprzętów, z małą kanapą pod oknem. Na stolikach po prawej stronie stały świeże kwiaty i stos nowych kartek z życzeniami powrotu do zdrowia.
Starałem się usiąść, ale zakręciło mi się lekko w głowie. Jęknąłem i dotknąłem swojej czaszki dłonią. Zamarłem zaskoczony, bo zamiast swoich ciemnoblond włosów napotkałem ciasno przylegający do skóry bandaż.
Powoli przesunąłem się w nogi łóżka i wziąłem do ręki swoją kartę. Napisane na niej było, że dwa dni temu przeszedłem operację usunięcia skrzepu krwi w mózgu.
Czyli... usunęli mi go i dalej żyłem? Nie umarłem?
Zachciało mi się płakać i śmiać jednocześnie. Ze szczęścia rzecz jasna. No bo to była dobra nowina. Żyłem. Oszukałem Śmierć!
Siedziałem przez niecałe pięć minut sam w sali, gdy zacząłem się nagle zastanawiać, co zrobił Uber po tym jak straciłem przytomność. Słyszałem jak wykrzykuje moje imię. To dzięki jego głosowi wyrwałem się z tej nicości.
Tylko gdzie on jest? Znienawidził mnie za moje kłamstwa?
Westchnąłem i pogłaskałem się po głowie. Kurcze, ogolili mnie na łyso. Będę wyglądać jak kretyn.
Drzwi do sali nagle się otworzyły. Z progu pokoju patrzyła na mnie Lili ze łzami w oczach i Pan Bibliotekarz, trzymając w ręce kwiaty. Na mój widok zmieszał się trochę, a Szurnięta Lili rzuciła się na mnie, mocno ściskając.
- Ueee! - zapłakała. - Tak się martwiłam!
Płakała mi w ramię, a Bibliotekarz położył kwiaty w nogach łóżka.
- Dobrze, że się wybudziłeś - stwierdził rzeczowym tonem. - Dyrektor nas powiadomił o twoim nagłym... wypadku i potrzebie operacji. Nie mogliśmy przyjechać od razu.Przepraszamy.
- Nie, nic się nie stało - zapewniłem energicznie. - To... nic takiego. Nie musieliście.
- Owszem, musieliśmy - potrząsnęła głową zapłakana Lili. - Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Nie mogę cię zostawić samego!
Uśmiechnąłem się lekko.
- Arigato - szepnąłem.
- Nie wiem co to znaczy, ale chyba coś miłego - parsknęła Lili, wycierając łzy.
Bibliotekarz rzucił jeszcze parę krótkich uwag i zdań, a potem chyłkiem się wycofał, mówiąc, że zaczeka na Lili w aucie. To on ją tu przywiózł i miał ją odwieźć.
- Tak się cieszę, że mnie odwiedziłaś - zapewniłem ją. - To miłe.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Tak, tak - mruknęła. - Po prostu strasznie się bałam, że możesz umrzeć... To było okropne uczucie.
Przez parę minut rozmawialiśmy. Lili zdawała mi krótki raport na temat tego co się dzieje w szkole. O tym, że Jodie znalazła sobie chłopaka, dyrektor oszalał, bo chodził w różowym kimono(damskim) a reszta nauczycieli przejmowali się moim stanem. Ponoć do szkoły wrócił też Vinnie.
- A... co z Davidem? - spytałem cicho.
- Policja czeka tylko i wyłącznie na twoje zeznania - powiedziała. - Jesteś kluczowym oskarżycielem. Twój ojciec zrobił ogromną aferę na cały stan - wyznała konspiracyjnym szeptem. - Nie zamierza puścić mu tego płazem.
- Ja też nie. Chcę żeby zgnił w więzieniu za to co mi zrobił - wyszeptałem. - To gnój. To wszystko jego wina.
Lili pokiwała głową. A potem spytała co się wydarzyło między mną a Uberem.
- On... dowiedział się o Hincie. A co? - zmarszczyłem brwi.
- Cóż... przyszedł do szkoły, nawet się ze mną nie przywitał, od razu poszedł do dyrektora.
- Po co? - zdziwiłem się.
- On rzuca szkołę, Matt. Przeprowadza się do Colorado.
*
Kolejne dni byłem jak zombie. Ludzie przychodzili mnie odwiedzić, uśmiechali się, żartowali, a ja jedynie odpowiadałem im półgębkiem. Nie chciałem jeść, bo nie miałem ochoty. Hinta, który był przy mnie cały czas, na siłę wmuszał we mnie jedzenie. Lekarze mnie badali, ale ja nie słuchałem ich gadań. Byłem zamulony, leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit.
Bo nie miałem na nic siły i ochoty.
Odkąd dowiedziałem się, że Uber się przeprowadza, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Po prostu nie wierzyłem w to. Nie wierzyłem, że był na mnie tak zły, że aż mnie zostawił. Hinta starał się ponoć z nim skontaktować, ale on nie odbierał, a jego rodzina nie przekazywała żadnych rozmów.
Dobijało mnie to...
Hinta kupił mi parę fajnych czapek, bo zgadł, że nie będę chciał chodzić z łysą głową, a na dodatek tak zalecali lekarze. By było mi ciepło. Jak się okazało, rodzice w ostatniej chwili zgodzili się na tą operację. Gdyby nie to, umarłbym. Na szczęście przerazili się i podpisali odpowiednie papiery.
Anabel odwiedzała mnie codziennie. Nawet po oświadczeniu, że nie umrę, nie przestała się mną nagle przejmować. Jakby ją i rodzinkę oświeciło. Ale mimo to miałem wszystko gdzieś.
- Matt, musisz jeść. Musisz żyć dalej - mówił do mnie Hinta. - Nie mogę patrzeć jak się tak marnujesz. Proszę cię, Matt...
Odwiedziła mnie policja i prokurator. Powiadomili mnie o dacie rozprawy. Stawiłem się na niej, w tym samym dniu co wypisali mnie ze szpitala.
Hinta, rodzice i Lili otaczali mnie ściśle, jakby bali się, że zaraz spadnie na mnie meteoryt i umrę im w tej chwili. Wszyscy byliśmy ubrani w ciemne, eleganckie ciuchy. Ja miałem na sobie dżinsy i koszulę z krawatem, a na głowie ciemną czapkę z pomponem. Stałem gapiąc się w czubki swoich butów, gdy wprowadzili wściekłego Davida.
Wyglądał... marnie. Chudszy, z średnio widocznymi sprawkami pobicia, z ręką i kostką w gipsie. Gdy mnie dostrzegł, zaśmiał się szyderczo i zatrzymał.
- Myślisz, że mnie zamkną? - prychnął, a Hinta po mojej prawej zacisnął dłonie w pięści. - Chyba sobie żartujesz. Jeszcze dzisiaj będę wolny. Jeszcze dzisiaj cię dorwę.
- Ty mały gnoju - syknął mój ojciec, zamachując się, ale uprzedziła go Lili.
Po korytarzu rozniosło się głośne plaśnięcie. Na policzku Davida widniał czerwony ślad ręki mojej Szurniętej przyjaciółki. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Niemal widziałem parę lecącą jej z uszu.
- Ty... Nie pieprz mi tutaj! - krzyknęła na cały korytarz. - Jesteś głupim kapciem, a kapcie i dzieci głosu nie mają! Więc morda, pasztecie!
Policjant złapał zdziwionego Davida za skute dłonie i pociągnął w kierunku sali. Zerknąłem na Lili, która dalej wyglądała na rozwścieczoną i bąknąłem ciche "dziękuję".
Wezwali nas na salę. Weszliśmy, każdy z nas podenerwowany, ale ja najbardziej. Starałem się zaprzątać swój umysł czymś kompletnie innym. Na przykład wspominałem to, co powiedzieli mi lekarze, gdy przyszli mnie zbadać już po operacji.
- No, chłopcze, masz szczęście - powiedział jakiś starszy mężczyzna z wąsikiem ala Adolf Hitler. - Naprawdę wielkie szczęście.
- Musimy wykonać jeszcze parę dokładnych badań zanim w ogóle zaczniemy rozmyślać nad tym, czy cię wypuścić do domu - dodał inny lekarz, o wiele młodszy od Adolfa. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie będziemy cię tu zatrzymywać.
- Możesz mieć migreny, zawroty głowy i inne dolegliwości tego typu. To się zdarza - mruknął Hitler. - Nie obawiaj się tego, ale jeśli to będzie się nasilało, to będzie zbyt uciążliwe, musisz się z tym zgłosić do nas.
- Nie będziesz miał już tych urojeń, więc powinieneś mieć łatwiejsze życie.
Łatwiejsze życie, ta?
Bez jaj.
Usiadłem na wygodnym krześle przy prokuratorze. Po drugiej stronie siedział David, który gromił mnie wzrokiem, chociaż jego adwokat szeptał mu coś na ucho. Ojciec mojego eks siedział za nim i rozmawiał z ludźmi, których nigdy w życiu nie widziałem na oczy.
Czekaliśmy na sędzie. Gapiłem się na swoje dłonie, byleby nie na Davida. Myślałem o czymś kompletnie innym, byle by tylko sobie nie przypominać tych okropnych scen.
Byłem żałosny. Wiedziałem to doskonale...
- Proszę wstać, sędzia Arthur U'Witckiel idzie - krzyknął na całą sale jakiś strażnik.
Posłusznie wstaliśmy. Na swoim miejscu usiadł ciemnoskóry sędzia. Rozłożył jakieś teczki i przesunął znudzonym wzrokiem po nas wszystkim.
- Proszę usiąść. Otwieram sprawę oskarżonego o gwałt i pobicie Davida Veaka.
Po drugie podziękowania i krótkie komki do komentarzy w rozdziale 22:
Anka, jesteś głupia i już cię nie kocham, chociaż nie, chcem iść na twoje urodziny, więc cię kocham, ale nadal jesteś głupia!
Junko Sakai - dziękuję za miły komentarz :)
Katsumi - tak, wiem, że jest dużo niewiadomych, ale chylę się już do tego czasu, gdzie będzie wszystko spokojnie tłumaczone. Co do Ubera... hm. Przekonaj się sama :D
Gupia ;-; - chętnie, chętnie, zapraszam cię do siebie na Żyrafie. Może spodoba się mojemu Bambusowemu Czołgowi!
No i po trzecie:
Miłego czytania :)
Rozdział 23
Mrugałem oczami, starając się odsunąć od siebie przeraźliwą biel światła. Na początku widziałem czarne kropki, które z każdą sekundą przybierały coraz to bardziej wyraźniejszy kształt. W końcu potrafiłem dostrzec szczegóły nowej sali szpitalnej, w której leżałem. Była większa od mojej poprzedniej, wyposażona w więcej różnych dziwacznych sprzętów, z małą kanapą pod oknem. Na stolikach po prawej stronie stały świeże kwiaty i stos nowych kartek z życzeniami powrotu do zdrowia.
Starałem się usiąść, ale zakręciło mi się lekko w głowie. Jęknąłem i dotknąłem swojej czaszki dłonią. Zamarłem zaskoczony, bo zamiast swoich ciemnoblond włosów napotkałem ciasno przylegający do skóry bandaż.
Powoli przesunąłem się w nogi łóżka i wziąłem do ręki swoją kartę. Napisane na niej było, że dwa dni temu przeszedłem operację usunięcia skrzepu krwi w mózgu.
Czyli... usunęli mi go i dalej żyłem? Nie umarłem?
Zachciało mi się płakać i śmiać jednocześnie. Ze szczęścia rzecz jasna. No bo to była dobra nowina. Żyłem. Oszukałem Śmierć!
Siedziałem przez niecałe pięć minut sam w sali, gdy zacząłem się nagle zastanawiać, co zrobił Uber po tym jak straciłem przytomność. Słyszałem jak wykrzykuje moje imię. To dzięki jego głosowi wyrwałem się z tej nicości.
Tylko gdzie on jest? Znienawidził mnie za moje kłamstwa?
Westchnąłem i pogłaskałem się po głowie. Kurcze, ogolili mnie na łyso. Będę wyglądać jak kretyn.
Drzwi do sali nagle się otworzyły. Z progu pokoju patrzyła na mnie Lili ze łzami w oczach i Pan Bibliotekarz, trzymając w ręce kwiaty. Na mój widok zmieszał się trochę, a Szurnięta Lili rzuciła się na mnie, mocno ściskając.
- Ueee! - zapłakała. - Tak się martwiłam!
Płakała mi w ramię, a Bibliotekarz położył kwiaty w nogach łóżka.
- Dobrze, że się wybudziłeś - stwierdził rzeczowym tonem. - Dyrektor nas powiadomił o twoim nagłym... wypadku i potrzebie operacji. Nie mogliśmy przyjechać od razu.Przepraszamy.
- Nie, nic się nie stało - zapewniłem energicznie. - To... nic takiego. Nie musieliście.
- Owszem, musieliśmy - potrząsnęła głową zapłakana Lili. - Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Nie mogę cię zostawić samego!
Uśmiechnąłem się lekko.
- Arigato - szepnąłem.
- Nie wiem co to znaczy, ale chyba coś miłego - parsknęła Lili, wycierając łzy.
Bibliotekarz rzucił jeszcze parę krótkich uwag i zdań, a potem chyłkiem się wycofał, mówiąc, że zaczeka na Lili w aucie. To on ją tu przywiózł i miał ją odwieźć.
- Tak się cieszę, że mnie odwiedziłaś - zapewniłem ją. - To miłe.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Tak, tak - mruknęła. - Po prostu strasznie się bałam, że możesz umrzeć... To było okropne uczucie.
Przez parę minut rozmawialiśmy. Lili zdawała mi krótki raport na temat tego co się dzieje w szkole. O tym, że Jodie znalazła sobie chłopaka, dyrektor oszalał, bo chodził w różowym kimono(damskim) a reszta nauczycieli przejmowali się moim stanem. Ponoć do szkoły wrócił też Vinnie.
- A... co z Davidem? - spytałem cicho.
- Policja czeka tylko i wyłącznie na twoje zeznania - powiedziała. - Jesteś kluczowym oskarżycielem. Twój ojciec zrobił ogromną aferę na cały stan - wyznała konspiracyjnym szeptem. - Nie zamierza puścić mu tego płazem.
- Ja też nie. Chcę żeby zgnił w więzieniu za to co mi zrobił - wyszeptałem. - To gnój. To wszystko jego wina.
Lili pokiwała głową. A potem spytała co się wydarzyło między mną a Uberem.
- On... dowiedział się o Hincie. A co? - zmarszczyłem brwi.
- Cóż... przyszedł do szkoły, nawet się ze mną nie przywitał, od razu poszedł do dyrektora.
- Po co? - zdziwiłem się.
- On rzuca szkołę, Matt. Przeprowadza się do Colorado.
*
Kolejne dni byłem jak zombie. Ludzie przychodzili mnie odwiedzić, uśmiechali się, żartowali, a ja jedynie odpowiadałem im półgębkiem. Nie chciałem jeść, bo nie miałem ochoty. Hinta, który był przy mnie cały czas, na siłę wmuszał we mnie jedzenie. Lekarze mnie badali, ale ja nie słuchałem ich gadań. Byłem zamulony, leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit.
Bo nie miałem na nic siły i ochoty.
Odkąd dowiedziałem się, że Uber się przeprowadza, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Po prostu nie wierzyłem w to. Nie wierzyłem, że był na mnie tak zły, że aż mnie zostawił. Hinta starał się ponoć z nim skontaktować, ale on nie odbierał, a jego rodzina nie przekazywała żadnych rozmów.
Dobijało mnie to...
Hinta kupił mi parę fajnych czapek, bo zgadł, że nie będę chciał chodzić z łysą głową, a na dodatek tak zalecali lekarze. By było mi ciepło. Jak się okazało, rodzice w ostatniej chwili zgodzili się na tą operację. Gdyby nie to, umarłbym. Na szczęście przerazili się i podpisali odpowiednie papiery.
Anabel odwiedzała mnie codziennie. Nawet po oświadczeniu, że nie umrę, nie przestała się mną nagle przejmować. Jakby ją i rodzinkę oświeciło. Ale mimo to miałem wszystko gdzieś.
- Matt, musisz jeść. Musisz żyć dalej - mówił do mnie Hinta. - Nie mogę patrzeć jak się tak marnujesz. Proszę cię, Matt...
Odwiedziła mnie policja i prokurator. Powiadomili mnie o dacie rozprawy. Stawiłem się na niej, w tym samym dniu co wypisali mnie ze szpitala.
Hinta, rodzice i Lili otaczali mnie ściśle, jakby bali się, że zaraz spadnie na mnie meteoryt i umrę im w tej chwili. Wszyscy byliśmy ubrani w ciemne, eleganckie ciuchy. Ja miałem na sobie dżinsy i koszulę z krawatem, a na głowie ciemną czapkę z pomponem. Stałem gapiąc się w czubki swoich butów, gdy wprowadzili wściekłego Davida.
Wyglądał... marnie. Chudszy, z średnio widocznymi sprawkami pobicia, z ręką i kostką w gipsie. Gdy mnie dostrzegł, zaśmiał się szyderczo i zatrzymał.
- Myślisz, że mnie zamkną? - prychnął, a Hinta po mojej prawej zacisnął dłonie w pięści. - Chyba sobie żartujesz. Jeszcze dzisiaj będę wolny. Jeszcze dzisiaj cię dorwę.
- Ty mały gnoju - syknął mój ojciec, zamachując się, ale uprzedziła go Lili.
Po korytarzu rozniosło się głośne plaśnięcie. Na policzku Davida widniał czerwony ślad ręki mojej Szurniętej przyjaciółki. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Niemal widziałem parę lecącą jej z uszu.
- Ty... Nie pieprz mi tutaj! - krzyknęła na cały korytarz. - Jesteś głupim kapciem, a kapcie i dzieci głosu nie mają! Więc morda, pasztecie!
Policjant złapał zdziwionego Davida za skute dłonie i pociągnął w kierunku sali. Zerknąłem na Lili, która dalej wyglądała na rozwścieczoną i bąknąłem ciche "dziękuję".
Wezwali nas na salę. Weszliśmy, każdy z nas podenerwowany, ale ja najbardziej. Starałem się zaprzątać swój umysł czymś kompletnie innym. Na przykład wspominałem to, co powiedzieli mi lekarze, gdy przyszli mnie zbadać już po operacji.
- No, chłopcze, masz szczęście - powiedział jakiś starszy mężczyzna z wąsikiem ala Adolf Hitler. - Naprawdę wielkie szczęście.
- Musimy wykonać jeszcze parę dokładnych badań zanim w ogóle zaczniemy rozmyślać nad tym, czy cię wypuścić do domu - dodał inny lekarz, o wiele młodszy od Adolfa. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie będziemy cię tu zatrzymywać.
- Możesz mieć migreny, zawroty głowy i inne dolegliwości tego typu. To się zdarza - mruknął Hitler. - Nie obawiaj się tego, ale jeśli to będzie się nasilało, to będzie zbyt uciążliwe, musisz się z tym zgłosić do nas.
- Nie będziesz miał już tych urojeń, więc powinieneś mieć łatwiejsze życie.
Łatwiejsze życie, ta?
Bez jaj.
Usiadłem na wygodnym krześle przy prokuratorze. Po drugiej stronie siedział David, który gromił mnie wzrokiem, chociaż jego adwokat szeptał mu coś na ucho. Ojciec mojego eks siedział za nim i rozmawiał z ludźmi, których nigdy w życiu nie widziałem na oczy.
Czekaliśmy na sędzie. Gapiłem się na swoje dłonie, byleby nie na Davida. Myślałem o czymś kompletnie innym, byle by tylko sobie nie przypominać tych okropnych scen.
Byłem żałosny. Wiedziałem to doskonale...
- Proszę wstać, sędzia Arthur U'Witckiel idzie - krzyknął na całą sale jakiś strażnik.
Posłusznie wstaliśmy. Na swoim miejscu usiadł ciemnoskóry sędzia. Rozłożył jakieś teczki i przesunął znudzonym wzrokiem po nas wszystkim.
- Proszę usiąść. Otwieram sprawę oskarżonego o gwałt i pobicie Davida Veaka.
poniedziałek, 7 października 2013
022
Gome! Przepraszam, że musicie czekać na nowe rozdziały, ale po prostu nie mam czasu na pisanie. Obiecuję, że postaram się pisać częściej. Już niedługo dodam też nowy rozdział Z miłością jak na wojnie. Pozdrawiam i miłego czytania.
Rozdział 22
-
Hinta? To ... ty?
Uber
gapił się z szeroko otwartymi oczami na mojego przyszywanego brata. W jego
oczach widziałem bezgraniczne zaskoczenie, jak i zarazem szok.
-
Ja... lepiej już pójdę - mruknął Hinta.
Co... Nie! Hinta!
Jak
oparzony poderwał się z klęczek i rzucił w kierunku Japończyka. Złapał go za
ramię i przytrzymał, patrząc na niego z wypiekami na twarzy.
Przez
dobrą chwilę nikt się nie odezwał. Cisza w sali przerywana była tylko
piszczeniem aparatur, a także stłumionych przed dopiero co zamknięte drzwi
dźwięków z korytarza szpitala. Wiedziałem, że przyszedł ten czas, czas na
wyjaśnienia. Chciałem to odwlekać jak najdłużej... może nawet przez
wieczność... ale teraz wszystko przepadło. Zrujnowane.
-
Co tu się dzieje? - wyszeptał Uber. - Nie rozumiem... Wy się znacie?
Z
pytaniem zwrócił się do mnie. Marszczył niezrozumiale brwii, ciągle trzymając
za ramię Hinte, jakby bał się, że młody mężczyzna może zaraz uciec.
-
To...
Nie
potrafiłem mu odpowiedzieć. Głos mi się załamał. Po prostu... bałem się. Chyba
tak to można określić. Tylko... nie
mogłem się już teraz wycofać. Stało się. Hinta się pojawił, a ja nie potrafiłem
udawać. Nie miałem na to siły.
-
To mój brat - odpowiedział za mnie Hinta.
Dosłownie
miałem wrażenie, że słyszę taki mistyczny gąg, który zapowiada koniec świata.
Apokalipsę.
Uber
zaczął drżeć, sam nie wiem czemu. Z szoku? Przerażenia?
-
To... twój... b-brat? - wykrztusił, zaciskając palce na kurtce Hinty. - O
czym... o czym ty pieprzysz?! - krzyknął.
Przygryzłem
dolną wargę. Rozbolała mnie głowa, zacząłem czuć, że powinienem zawołać lekarza
lub pielęgniarkę, by dali mi jakieś tabletki. Pogarszało mi się. Czułem to bez
badań i opiń innych.
-
Jak to: to twój brat?! - wydusił Uber, wbijając we mnie niezrozumiały wzrok.
-
Hinta to mój przyszywany brat! - wrzasnąłem. - Czego w tym stwierdzeniu nie
rozumiesz?!
Puścił
ramię swojego eks.
-
Ty... czemu? Czemu nic mi nie powiedziałeś? - wyszeptał drżąco, robiąc w moim
kierunku chwiejny krok. - Czemu mnie oszukiwałeś?
-
Bo na początku sam nic nie rozumiałem. Nie miałem pojęcia, że Hinta jest homo.
Dla mnie samego to był szok. Ukrywałem to, bo chciałem najpierw zrozumieć. Gdy
Hinta wszystko mi wyjaśnił, nie chciałem ci mówić, bo się bałem. Nie wiem
czemu, ale po prostu się bałem... - wytłumaczyłem. - Nie chciałem cię stracić,
Uber.
-
Dlatego... Dlatego mnie okłamywałeś?! Czy ty sobie jaja robisz?! MATT!
Zacisnąłem
zęby i powieki.
-
Nie moja wina! Byłeś inny! Nie potrafię ci tego wytłumaczyć! Po prostu... ja...
j-ja...
Nagle
zaczęło kręcić mi się w głowie. Obraz przed oczami stopniowo mi się rozmazywał,
a głos przerażonego Hinty dobiegał do mnie jakby z oddali. Zamiast tego, w
głowie narastało mi przeraźliwe piszczenie. To było tak denerwujące, że
myślałem, że zwariuję. Bolała mnie głowa. Tak strasznie bolała...
Osunąłem
się w bok. Jako że siedziałem na krawędzi, zacząłem spadać na ziemię. Walnąłem
w nią, a ból uderzył mnie tak gwałtownie... że straciłem przytomność.
*
Ciemność...
Dosłownie
wszędzie ciemność.
Unosiłem
się w nicości. Nie czułem, nie słyszałem, NIE ROZUMIAŁEM. Gdzie ja jestem?
Czemu tu jestem? Co się ze mną stało? Gdzie Uber? A Hinta?
Starałem
się wytężyć umysł, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, co się
stało. Ostatnim, co pamiętałem, to było to jak Hinta wchodzi do sali. A co
dalej? Czy Uber dowiedział się kim jest jego eks?
Rozpaczliwie
starałem się odsunąć od siebie wszechogarniającą ciemność. Chciałem się
poruszyć, obejrzeć za siebie... Ale nie mogłem. Nie potrafiłem. To było zbyt
wiele.
Uber...
Chciałem
go znowu zobaczyć. Miałem przytulić, pocałować. Tak bardzo za nim tęskniłem.
Tak bardzo się cieszyłem, gdy wpadł do mojej sali. Nie chciałem, by mnie
zostawiał. Nie mógł mnie zostawić. To byłoby zbyt przerażające.
Ale
mimo to czułem, że coś jest nie tak. Skoro wszedł do mojej sali Hinta, to na
pewno musiało się coś wydarzyć. Tylko co. Czy Uber... czy Uber jak się
dowiedział to się wściekł? Czy zwyzywał mnie? Czy powiedział, że nie chce mnie
już więcej zobaczyć?
Tęskniłem.
Po
tym co zrobił mi David, na pewno nigdy już nie będę taki jak dawniej.
Wiedziałem, że gwałt potrafi zrobić swoje. W mojej poprzedniej szkole była
jedna dziewczyna, która była zgwałcona. Od tamtego wydarzenia, zamknęła się w
sobie. Bała się tak samo, jak ja się bałem.
Wcześniej
nie rozumiałem. Albo lepiej - nie chciałem rozumieć. Tak. To było raczej to.
Wytężyłem
znowu swój umysł. Wydostań się, powtarzałem sobie w myślach. Wydostań się z tej
cholernej nicości... Matt... Matt... Matt!
-
MATT!
Czyjś
wrzask. Tak głęboki, rozdzierający... Och.
Znałem
ten głos.
To
był Uber.
Przeraźliwe
pikanie znowu się pojawiło. Narastało z każdą sekundą. Denerwujące...
-
MATT!!!
Zaczerpnąłem
gwałtownie powietrza, a moje ciało mimowolnie się uniosło, otwierając raptownie
oczy. Białe światło uderzyło mnie w oczy, na chwilę oślepiło. Piszczenie
osiągnęło najwyższy poziom.
Słyszałem...
Czułem...
...Uber...
Subskrybuj:
Posty (Atom)