czwartek, 29 sierpnia 2013

008


Rozdział z dedykacją dla Neyasu -san. Witam i dziękuję za miły komentarz :) Mam nadzieję, że spodoba Ci się moja twórczość

Rozdział 8

                - Ja po prostu chcę zapomnieć choć na krótko chwilę.
                Po tych słowach wszystko nastąpiło falami. David podniósł się na łokciu i wsunął palce w moje włosy. Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Taak. Dalej bardzo na mnie działał. Bardziej niż przy naszym ostatnim razie.
                Nasze języki tańczyły ze sobą, a moje dłonie wędrowały po jego ciele, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Te delikatne mięśnie... silne barki. Och. Tęskniłem ze nimi.
                David przewrócił mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Zdjął z siebie koszulkę, a ja w świetle księżyca wpadającego przez okno widziałem tylko jeden jego bok.
                Podniosłem rękę i dotknąłem cienkich blizn na podbrzuszu. Przymknął oczy i westchnął, drżąc od mojego dotyku. Po chwili splótł obydwie nasze dłonie i uniósł je nad moją głowę. Pocałował mnie w policzki i usta, a potem gorącymi wargami zjechał niżej na szyję. Zaczął ssać moją skórę, pozostawiając gorące ślady.
                Jęknąłem, gdy całował mnie po torsie. Ach... Przyjemnie. Bardzo.
                Zsunął ze mnie spodnie i bokserki. Zarumieniłem się, gdy patrzył na mnie tak obnażonego w słabym świetle księżyca. Nachylił się i pocałował mnie tam na dole. Wygiąłem plecy w łuk i palcami jednej ręki uczepiłem się pościeli, a drugiej wplotłem we włosy Ubera.
                Boże... Tymi swoimi gorącymi ustami doprowadzał mnie do szaleństwa. Wiłem się pod nim i zagryzałem wargi, by nie krzyczeć. Nie chciałem nikogo obudzić z innych pokoi, o ile spali. Nie miałem pojęcia, czy ściany są cienkie, czy grube. Wolałem nie ryzykować i głośno nie krzyczeć.
                - N­-­­nnn... Ddavid...
                Byłem na granicy. Czujący to chłopak uśmiechnął się jedynie perfidnie i przyśpieszył, na co ja przestałem nawet oddychać.
                - Aaaach... O Boooże! - wyjęczałem i spazmatycznie zadrżałem, sapiąc z przyjemności.
                - Chyba ci się podobało - zauważył David, nachylając się nade mną.
                Patrzyłem na niego zamglonym wzrokiem, dalej drżąc i sapiąc. Obserwowałem jak rozpina rozporek i ściąga z siebie spodnie. Jego bokserki były w stanie typowego namiotu, co mnie tylko znowu podnieciło. O Boże. Ale ze mnie niewyżyty erotoman!
                David ściągnął bieliznę, a ja aż jęknąłem. Urósł nie tylko wzrostem... Milutko.
                Chłopak nachylił się i pocałował mnie w czoło, by uspokoić. Złapał moją nogę w kolanie i oparł na swoim ramieniu. To samo zrobił z drugą. Zacisnąłem palce na poduszce ponad moją głową i głośno westchnąłem, gdy naparł na mnie najpierw palcami, a po chwili czymś większym.
                Taaak... Był tak samo delikatny jak go zapamiętałem...
*
                Obudziłem się jak już świtało. David leżał koło mnie i obejmował nagim ramieniem, a nogę przerzucił przez moje biodra. Był ciężki.
                Pstryknąłem go w nos, na co jęknął zaskoczony i cofnął się.
                - Wstawaj, leniu - mruknąłem. - Idź do siebie, bo zaczną coś podejrzewać. Za godzinę jest śniadanie.
                - Nie chcęęęę - ziewnął. - Daj mi jeszcze pospać, plosseee!
                - Mowy nie ma, wstawaj!
                Burknął pod nosem i usiadł na łóżku, przecierając zaspane oczy.
                - A w nocy było tak milutko... - stęknął zawiedziony.
                - Ostrzegałem, nie obiecuj sobie niczego - przypomniałem. - To było tylko jednorazowy przypadek.
                Uniósł brwi i prychnął. Obrócił się do mnie i objął ramionami, cmokając w policzek.    - I tak cię dalej kocham - mruknął.
                Wywróciłem oczami. Bosh... Co za facet! Ale przyznaję, było milutko. I to... bardzo.
                Aż się zarumieniłem. Odwróciłem szybko głowę, by ukryć ten fakt przed przecierającym z zaspania oczy Davidem. Nie. I tak widział mnie już w nocy w bardzo krępującej sytuacji... chociaż robiliśmy to już wiele razy, gdy byliśmy parą jako młodsi. Ale, Ale! To dalej nie zmieniało faktu, że zawsze się zawstydzałem, okej?
                Nogą zepchnąłem Davida z łóżka. Krzyknął zaskoczony, gdy uderzył gołym tyłkiem o ziemie.
                - Czemu to zrobiłeś?! - syknął.
                - Bo mnie zdenerwowałeś.
                - Niby kiedy?! - zawołał z oburzeniem.
                - Ee... No właśnie teraz! - warknąłem zmieszany.
                - Ale kopnąłeś mnie wcześniej!
                - Przewidziałem przyszłość - mruknąłem.
                - Matt Hiteku! - zagrzmiał, ale dostał poduszką po łbie. - Aua!
                Klnąc pod nosem zaczął się zbierać. Z założonymi rękoma patrzyłem jak to robi, zerkając ukradkiem na blizny. Ech... Wariat. Czy on... mówił wczoraj prawdę? Całkowitą. Ale pomyślmy rzeczowo. Może i miał rację mówiąc, że nie będę chciał go znać, ale mógł chociaż spróbować. Fakt, Hinta go nienawidził, ale...
                Z zamyślenia wyrwał mnie lekki pocałunek w czoło. Zaskoczony podniosłem wzrok i popatrzyłem w oczy uśmiechniętego Ubera.
                - Zobaczymy się na śniadaniu, Mati. Nie unikaj mnie, dobrze?
                Pokiwałem jedynie głową, przyciskając kołdrę do nagiego ciała. David poczochrał mi włosy i wymknął się cicho z mojego pokoju.
                - Ba.. Baka - wyszeptałem zarumieniony.
                Podniosłem się i zamknąłem za Davidem drzwi. Na boso poszedłem do łazienki. W niemal każdym pokoju była prywatna, aby zapobiec podglądania. Moja, w moim nowym pokoju, nie różniła się niczym niż ta poprzednia.
                Wszedłem do kabiny prysznica i odkręciłem wodę. Była gorąca, ale przyzwyczaiłem się szybko do tej temperatury. Z westchnieniem lubości zmywałem z siebie zarówno jak i mój i Davida pot po przeżytej razem nocy. On zapewne zrobi to sami.
                Wysuszyłem się ręcznikiem i zerknąłem na zegarek. Pół godziny do śniadania. Tak więc ubrałem się w mundurek i zdjąłem pościel. Złożyłem ją w równą kostkę i zacząłem się zastanawiać, skąd wytrzasnąć nową. Wiedziałem, że dwa razy w miesiącu, gdy uczniowie wyjeżdżali do pobliskiego miasteczka, sprzątaczki zajmowały się tego typu sprawami... Ale ja miałem ubrudzoną pościel już pierwszego dnia nauki!!!
                Spakowałem odpowiednie książki do plecaka i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi, a klucz schowałem do kieszeni spodni.
                Zszedłem na dół, witając się po drodze z Jodie i Lili. Machali mi także jacyś chłopacy, chyba z mojej klasy. Nie pamiętałem ich imion.
                - Możemy przy tobie usiąść? - spytała Jodie i Lili, a także jakiś chłopak i jego dziewczyna.
                - Siadajcie - odparłem, ciesząc się, że nie będzie miejsca dla Davida.
                Gadając o nic nie znaczących rzeczach jedliśmy śniadanie. Panował gwar, ale jak to w szkole. Było fajnie. Do czasu gdy Lili nie wypaliła z tekstem:
                - Czyli David cię przeleciał?
                Wyplułem kawałki płatków na stół. Zacząłem się krztusić, a Lili z chytrym uśmieszkiem klepała mnie po plecach.
                - O czym ty gadasz? - pisnąłem.
                Lili kiwnęła na Jodie, a ta z kieszeni sweterka wyjęła dziesięć dolarów. Ta pierwsza śmiała się złośliwie.
                - Co wy robicie? - spytałem zaskoczony.
                - Założyli się, kiedy David spędzi z tobą noc - wytłumaczył chłopak naprzeciwko mnie.
                - ŻE CO??!! - wrzasnąłem na pół sali.
                - Ja zakładałam pierwszy tydzień - mruknęła Lili. - Jodie dawała ci trochę więcej czasu, no ale cóż. Ja miałam rację!
                Świdrowałem ją wzrokiem. Co za... cholerna idiotka!
                - Baka!!! - ryknąłem wściekły.
                Cała stołówka momentalnie ucichła.
                Ups...
*
                Chodziłem cały wściekły, odkąd tylko skończyłem jeść śniadanie w obecności Szurniętej Lili. Ugh...
                Davida nigdzie nie spotkałem. I dobrze, bo bym go chyba rozszarpał. Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Starałem się iść wtopiony w tłum, dzięki czemu nie zauważył mnie Uber i David.
                Po skończonych lekcjach, pół godziny przed obiadem, poszedłem do biblioteki. Chciałem przynajmniej ukradkowo popatrzeć na Bibliotekarza. Znałem jego imię i nazwisko, ale przypadło mi do gustu Bibliotekarz.
                Siedziałem przy jednym ze stołów i ukradkowo zerkałem na mężczyznę, który układał książki na półkach. Byłem smutny przez to, co wczoraj zobaczyłem, ale przecież to było do przewidzenia. Nie każdy jest homo. Większość populacji to jednak hetero, tak?
                Westchnąłem i przymknąłem zeszyt. Odchyliłem się w tył na krześle i zamknąłem oczy. Byłem zmęczony, co nie było dziwne po wyczerpującej nocy z Davidem... Tyłek mnie bolał, Bibliotekarz był hetero, a ja mam problem z Hintą i jego byłym, Uberem. Co to jest za życie, co?!
                No ja się pytam!
                W pewnym momencie lekko przysnąłem, ale szarpnięcie krzesła w tył szybko mnie wybudziło. Z krzykiem zacząłem się przewracać, ale w ostatniej chwili ktoś mnie złapał. Zaskoczony, lekko zdyszany, popatrzyłem w górę i napotkałem wzrok niebieskich oczy zza szkiełek okularów.
                - Pan Bibliotekarz - wyszeptałem.
                - Jesteś cały?


czwartek, 22 sierpnia 2013

Najpierw nie na temat, ale potem rozdział!

Hejka!
Zrobiłam właśnie coś, z czego jestem z siebie strasznie dumna i po prostu muszę się tym pochwalić. No po prostu muszę!
A co zrobiłam? Mianowicie nareszcie narysowałam z głowy coś, co przypomina niekrzywą, nie-kreaturę czegoś, tylko coś, w czym ja widzę sens, ludzie! :
Może i nie jest piękny, ale jednak i tak jest coś. Zawsze wychodziło mi coś dziwnego, w ogóle do niczego nie podobne, o ile rysowałam z głowy. A tu jednak pojawia się nadzieja! Zawsze rysowałam fanarty, np. takie jak te:
I tylko to mi wychodziło! Przynajmniej tak mówią koleżanki.
Tak wiem, jestem chwalipiętą. No ale po prostu duma z tego rysunku na samej górze mnie rozpiera. Tak po za tym, to jest główny bohater mojego innego opowiadania yaoi. Aniu, tak. to jest Alex. Po prostu właśnie pisałam i chciałam zacząć rysować coś zupełnie innego, gdy nagle pomyślałam o Alexie i ręka jakby sama mi się ruszała. W razie czego, to te krzywe coś na jego ciele to są blizny. Ta mała kropka na poliku też. Ania, ty nie wiesz, bo to są nowe.
OMFG. W mojej głowie powstał plan narysowania mangi o jego historii. Przerażające...

No, a teraz, gdy się już nachwaliłam, czas na rozdział. Trochę zagmatwałam, ale w kolejnych będzie wytłumaczenie. Chyba...

Rozdział 7

Na obiedzie usiadłem obok Szurniętej Lili. Po chwili dołączyły do nas jakieś dwie dziewczyny (Hodie i Karla) oraz wysoki chłopak, Dreco.
 Jedliśmy w dość miłej atmosferze. Po rozmowie z Hintą byłem optymistycznie nastawiony do życia i starałem się być uprzejmy. Podziękowałem mu za paralizator, ale nie powiedziałem dlaczego, chociaż starał się mnie wypytać, kogo zdążyłem już podpieczyć. On naprawdę ma mnie za takiego gościa? To aż boli!
Czułem na sobie wzrok Ubera, który siedział przy innej części, jedząc samotnie. David natomiast był otoczony korowodem dziewczyn, które chciały się do niego zbliżyć. z tego co widziałem, denerwowały go, chociaż nie mówił im tego wprost.
 Po obiedzie siedziałem w bibliotece i starałem się uczyć. Ale nie mogłem przez hałas. Nie żeby jakiś uczeń chałasował, co to to nie. Bibliotekarz upominał z chytrym uśmieszkiem. A potem sam brzdąkał w małą, dziecięcą gitarkę i bawił się małą piłką (skąd u licha on ją wytrzasnął?!)
W pewnym momencie musiałem przysnąć, bo śnił mi się David i nasze wspólne chwile(głownie te w łóżku. Moim lub jego). A obudził mnie natomiast jakiś dotyk na czole.
- Chłopczyku, wstawaj!
 Otworzyłem oczy i pisnąłem, podnosząc się, przez co zakorbiłem głową w nos bibliotekarza. Ten upadł kościstym tyłkiem na ziemię. Z nozdrzy poleciała mu krew, zakręcając się na jego podkręconych wąsach i koziej, rozdwojonej bródce. Oczy mu się niemal dosłownie kręciły.
- O mój Boże, przepraszam! Najmocniej przepraszam! - zacząłem gorączkowo, łapiąc go za rękę. Chciałem go podnieść na krzesło, ale nie zauważyłem, że jego głowa znajdowała się parę centymetrów pod ławką i w nią zakorbił.
- O mój Boże! - zawołałem wystraszony.
Zacząłem się rozglądać, ale nikogo oprócz nas nie było. Za oknem było już ciemno, a zegar na ścianie wybijał dwudziestą pierwszą. Szlag by to!!!
Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Zerknąłem w bok i pisnąłem przestraszony, bo jednak ktoś tu był. Owym kimś okazał się być wysoki, wysportowany dwudziestoparolatek. Był dość przystojny. Krótkie, ciemne włosy, niebieskie oczy schowane za przeźroczystym szkiełkiem okularów w cienkiej oprawce. Lekki zarost dopełniaj jego wygląd. Miał też na sobie ciemne dżinsy i czarny golf.
- A co pan tu robie, panie Sword? - spytał aksamitnym głosem, a moje serce aż przyśpieszyło.
- Ja... ugh... bawie... sssiięę - wyjęczał bibliotekarz.
- Sword? A nie nazywa się pan Lorens? - zdziwiłem się, patrząc na leżącego, zakrwawionego chudzielca z wąsami. - Nie jest pan bibliotekarzem?
- Ja nim jestem - usłyszałem w odpowiedzi od dwudziestoparolatka. - Ja jestem Max Lorens. On jest woźnym szkoły.
- Serio?!
 Prawdziwy bibliotekarz popatrzył na mnie, a ja głęboko się zarumieniłem. Co się ze mną dzieje, do cholery jasnej?! Ebanel, moja siostra, platynowa blondie, od razu zaczęłaby mi dokuczać.
 - Powinieneś iść do pokoju. Zamykam za chwilę - rzekł bibliotekarz, kucając przy woźnym.
- Ha- Hai! - zająknąłem się.
- Co? - zmarszczył brwi. - Czy ty właśnie szczeknąłeś?
Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Pewnie moje uszy też były czerwone.
- N-nie. To po japońsku znaczy "tak". H-A-I - przeliterowałem.
- Znasz japoński? - spytał, pukając Sworda w ramię.
 - Tylko trochę. Głównie w mowie, nie w piśmie. To dlatego, że moja matka to Japonka i mieszkałem w Tokio przez parę lat.
Popatrzył na mnie, studiując moją twarz i ogólnie całe ciało. Poczułem jak nogi mi miękną.
- Pół Japończyk? - mruknął w końcu. - Nie wyglądasz.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Bardziej poszedłem w ślady ojca. Moje japońskie korzenie tyczą się tylko nieco bledszej cery i rys twarzy.
Wzruszył ramionami.
- Idź już - powtórzył. - Zamykam.
Pokiwałem głową i zabrałem z blatu swoje zeszyty. Wybiegłem z biblioteki, nie patrząc za siebie, bo bałem się, że zrobię coś głupiego.
Dlaczego ten nieznajomy tak na mnie podziałał? Widziałem go po raz pierwszy w życiu, a już nogi mi miękły. Identycznie było podczas pierwszych chwil z Davidem. Czy.. Czy to może oznaczać, że się...
...zakochałem?!
Z wrażenia aż zatrzymałem się w miejscu. Serio? Czy właśnie tak mogło być? Bez jaj...
Wparowałem do swojego pokoju na najwyższym piętrze i rzuciłem się na łóżko w poszukiwaniu swojego telefonu. Wybrałem numer do swojego nauczyciela matematyki. Mimo, że uczył mnie w szkole, ja byłem do niego jakoś przywiązany. Czasem chodziłem do niego do domu i jadłem z nim, jego żoną i dziećmi posiłki. Był dla mnie jak prawdziwy ojciec, nie to co mój, snob jeden.
- Haaloo?
- Sensei, zakochałem się!!! - wypiszczałem w słuchawkę.
- Gówniarzu jeden, nie drzyj mi się prosto do ucha!
- I kto to mówi? - jęknąłem, masując prawą stronę głowy.
Zrelacjonowałem senseiowi to co się stało w bibliotece. Chodziłem oprzy okazji po pokoju i zdejmowałem z siebie ciuchy. Usiadłem w samych bokserkach na łóżku.
- To straszne, sensei - westchnąłem.
- No naprawdę - parsknął. - Dzieciaku, zakochałeś się w nieznajomym. Co by tu ci poradzić? Hmm... Może pójdź najpierw do lekarza i zbadaj się na głowę, CO!?
- Przepraszam, sensei, ale jestem po prostu podekscytowany...
- Chciałeś powiedzieć podniecony?
 - Sensei! - wykrzyknąłem w słuchawkę, czerwieniąc się ze złości.
- Nio cio?
W takich chwilach miałem po prostu ochotę rozwalić mu łeb. Ale nie... Spokojnie. Nie był wart pójścia do więzienia.
Więc po prostu rzuciłem słuchawką.
*
Pod prysznicem zaburczało mi w brzuchu. Cholera... Byłem głodny. Co tu poradzić?! Musiałem się ubrać i w papuciach iść do sklepiku, aby coś zjeść.
Wolnym krokiem przemierzałem spokojne korytarze szkoły. Rozmyślałem o bibliotekarzu, uśmiechając się sam do siebie. Musiałem wyglądać jak przygłup. Zarumieniony, uchachany. Heh.
Kupiłem sobie dwie bułki z kurczakiem. Mniam. Pychotka.
Wracając do pokoju, spotkałem Davida. Od razu mój nastrój się pogorszył. A już na pewno byłem wściekły wtedy, kiedy przyparł mnie do ściany i rękoma zablokował jakąkolwiek drogę ucieczki.
- Długo jeszcze masz zamiar mnie unikać? - spytał warknięciem.
- A jak myślisz? Po tym co mi zrobiłeś z Uberem?! - syknąłem.
- Byłem wściekły, że mnie odrzucasz! Przecież powiedziałem, że chcę być znowu z tobą.
 - A twój chłopak? Przecież to dla niego mnie zostawiłeś. Bo był starszy i doświadczony - wytknąłem mu.
- Zerwałem z nim po trzech tygodniach. Nie potrafiłem... Nie mogłem... Bo to nie byłeś ty! Kocham cię, Mati. Kocham jak nikogo innego.
Potrząsnąłem gniewnie głową.
- Na to już za późno. Zraniłeś mnie zbyt dotkliwie. Nawet nie wiesz jak to bolało!
 Złapał moją twarz w obydwie dłonie i popatrzył mi głęboko w oczy. Leciutko się rumienił.
- Wiem, ponieważ sam przeżywałem katusze. Karałem siebie na różne sposoby, że cię zostawiłem. Strasznie... Strasznie tego żałowałem...
Zmarszczyłem brwi, nic nie rozumiejąc.
- Karałeś? - szepnąłem.
Oparł się jedną ręką o ścianę obok mojej twarz, a drugą sięgnął do fioletowego t-shirtu. Podciągnął go, a ja zobaczyłem na jego płaskim, bladym brzuchu cienkie, długie blizny. Było ich dużo.
- Co ty zrobiłeś? - wykrztusiłem, dotykając opuszkami palców tych śladów. - Dlaczego?
- Bo zasługiwałem na karę - odparł, a po jego zarumienionych policzkach potoczyły się łzy. - Doskonale wiedziałem, że cię zraniłem, i że nie ma już dla nas szans, bo mi nie wybaczyć w tamtym czasie. Karałem siebie, chcą, bym cierpiał gorzej od ciebie. Raz ojciec wszedł do mojego pokoju, gdy się przebierałem. Zobaczył blizny i zrobił awanturę. Myślał, że to przez moich znajomych, dlatego wysłał mnie do tej szkoły.
Oparł czoło na moim ramieniu i objął mnie.
- Wiem, że mnie teraz pewnie nienawidzisz. Może masz już kogoś innego... Ale ja chcę się starać. Chcę być przy tobie w każdej chwili, nawet jeśli mam patrzeć na to, jak jesteś szczęśliwy u boku innego. Ja po prostu...
 Wsunął palce w moje włosy, drżąc od pohamowanego płaczu.
- Ja po prostu chcę patrzeć na twoją uśmiechniętą twarz, Matt! Nie chcę, byś ciągle był taki jak teraz. Zgorzkniały, niemiły. Chcę byś wrócił do siebie. Do mojego Mati...
Dalej mnie tulił, a ja stałem nieruchomo. Tak strasznie mnie zaskoczył. Słowami jak i czynami. To co zobaczyłem na jego brzuchu... Te blizny... Zrozumiałem, że nie byłem jednak jedynym, który tu cierpiał. Tylko... Dlaczego tak późno? Teraz, gdy prawdopodobnie zakochałem się w pięknym bibliotekarzu?
Moje dotychczas zwisające luźno ręce podniosły się i palcami chwyciłem koszulkę Davida. Zacisnąłem je, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
Uchyliłem na sekundę powieki, co było błędem. W uchylonych drzwiach do jakiegoś pomieszczenia po boku zobaczyłem bibliotekarza. Ale nie był sam. Tylko z moją nową, piękną nauczycielką od hiszpańskiego. Śmiali się z jakiegoś żartu, którego ja nie usłyszałem, bo byli za daleko, bo mnie nawet dostrzec. Trzymali się za ręce.
A więc to tak. Mój ukochany ma już swoją wybrankę. Zabolał mnie ten fakt, chociaż nie powinieniem. Przecież wiadome było, że nie musiał być homo. Wręcz przeciwnie. Większość facetów to jednak hetero, prawda? A ja... ja się głupi wygłupiłem, dzwoniąc do senseia i mówiąc, że się zakochałem. Może po prostu zaintrygowały mnie jego piękne oczy skryte za okularami i aksamitny głos?
Może tak naprawdę chciałem szukać szczęścia i czegoś jeszcze?
Ale teraz uświadomiłem sobie, że potrzebuję czegoś kompletnie innego.
Chciałem się całkowicie zatopić w rozkoszy, która przychodziła wraz z zapomnieniem w ramionach chłopaka.
Odsunąłem się od Davida i musnąłem wargami jego. Zaskoczony otworzył szerzej oczy. Zaplotłem nasze palce w mocnym uścisku i nie patrząc na uchyloną szparę gdzie był bibliotekarz i nauczycielka, pociągnąłem Davida w kierunku schodów, a następnie do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi za nami na klucz i popchnąłem chłopaka na miękkie łóżko.
- Tylko nie niczego sobie nie obiecuj! - powiedziałem, ściągając koszulkę i siadając na jego biodrach.
Pocałowałem go w usta.
- Ja po prostu chcę zapomnieć choć na krótką chwilę.

Jeśli się przełamię, to napiszę scenę +18. Ale taką nie mocno hard, bo potem będę się bała Ance spojrzeć w oczy, chociaż ona jest bardziej zboczona! Aniu, pamiętasz? Biała plama na stole w kuchni?

006

Z dedykacją dla Gupia ;-; i Brudny toster (brudny, ale fajny, nie?)


Rozdział 6

Lekcje były okropne. Wszyscy nauczyciele szybko uwinęli się z przywitaniem, a potem już tylko wzory, równania i inne takie. Łatwo nie będzie. Ale obiecałem sobie, że jakoś dam radę. Byłem mądry (chyba).
 Na przerwach między zajęciami zaczepiali mnie różni ludzie. Głównie to były dziewczyny, które wypytywały mnie skąd jestem i tym podobne. Jedna nawet, tuż przed matematyką, podeszła do mnie i poprosiła o rozmowę w ustronnym miejscu. Wiedziałem doskonale do czego zmierza.
- Jestem Jodie - powiedziała lekko zarumieniona, gdy weszliśmy do niemal pustej biblioteki.
- Matt Hiteku - odparłem z delikatnym uśmiechem. Może po zerwaniu z Davidem stałem się wredny, ale jednak dla dziewczyn, szczególnie tak nieśmiałych na jaką wyglądała Jodie, byłem miły i opanowany. Nie miałem zamiaru jej straszyć.
- Wiem - pokiwała głową. - W szkole dużo się o tobie już mówi, chociaż to dopiero pierwszy dzień nauki.
 Zmarszczyłem zdziwiony brwi.
- A co mówią? - zagadnąłem.
- No głównie, że jesteś chłopakiem, a wyglądasz jak dziewczyna.
Ta. Spodziewałem się tego.
- I też to, że podobasz się swojej płci - wyszeptała.
Uber i David. Zabije.
- Jesteś gejem? - spytała jednym tchem, rumieniąc się jeszcze bardziej.
Miałem do wyboru dwie opcje. Skłamać lub powiedzieć prawdę i mieć to wszystko już za sobą. Wybrałem to drugie.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a usta uchyliły. Wyglądała... słodko.
- Whoah! Naprawdę?! I nie wstydzisz się tego mi mówić?
- Właśnie sobie uświadomiłem, że gdybym powiedział "nie", musiałbym wszystkich oszukiwać i się ukrywać ze swoją orientacją. A nie chcę żyć w ciągłym strachu, że ktoś mnie nakryje... O mój Boże... Jak ja mądrze mówię!
Jodie pokiwała głową na znak, że się ze mną zgadza. Miła jest.
*
Po zakończonych lekcjach poszedłem do gabinetu dyrektora, tak jak mi kazał. I co zastałem? Mikołaja uprawiającego jogę.
- Och, Matt! - zawołał dyrektor, wyginając nogę pod niemożliwym kątem. Aż mu coś chrupnęło w stawie. - Jak tam zajęcia?
Chrup.
- Dobrze...
Chrupu, chrup!
- To miło, ho, ho, ho! - zaśmiał się. CHRUP. - Klucze masz na moim biurku. Tak jak prosiłeś, masz jednoosobowy pokój. Jest na samej górze męskiej części. Mało tam osób, chyba z tobą tylko cztery, więc będziesz miał dużo spokoju.
Strzyknęło mu w karku, na co on aż zaskowyczał, ale po chwili już śmiał się tym swoim typowym Ho, ho, ho.
 Wyminąłem tą wielką kulę na cienkiej karimacie i zabrałem kluczyk z jego dużego biurka. Podziękowałem uprzejmie i wyszedłem z gabinetu, modląc się, o siłę do Boga.
Jak dotąd myślałem, że spotkało mnie szczęście, bo Uber i David dali mi spokój na czas zajęć, ale jak wszedłem do pokoju, moje wielkie happy wyparowało.
- Matt, pogadajmy - zaproponował Uber.
Z zawziętą miną go minąłem i podszedłem do swojej szafki.
- Naprawdę nie wiem, co mi wczoraj odbiło. David mnie wkurzył. Ja... Z natury jestem taki, że uwielbiam rywalizować. Po prostu... Ej, co ty robisz?
Właśnie chowałem ciuchy do wyjętej walizki. Uber zaskoczony podszedł bliżej i złapał mnie za rękę.
- Co ty robisz? - spytał znowu.
- Pakuję się, nie widać? - warknąłem, szarpiąc się.
- Czemu?
- Przenoszę się! Nie mam zamiaru być w jednym pokoju z takim gburem jak ty, Uber.
Wyrwałem rękę i powróciłem do pakowania swoich rzeczy. Byłem wściekły. Na cały świat. Fakt, że odkryłem, iż Uber był chłopakiem Hinty znów uderzył mi do głowy. Czemu? Dlaczego nic mi nie powiedział?! No czemu?!
- Matt! - zawołał Uber. - Przecież nikt nie każe ci się przenosić! Możemy przecież się unikać. Nie będę cię już nagabywał, obiecuję.
Popatrzyłem na niego morderczym wzrokiem, że aż się wzdrygnął.
- Wolę nie ryzykować - syknąłem, podchodząc do biurka i zabierając swoje książki. - Tak jak mówiłem, nie chcę znać kogoś takiego jak ty, który wykorzystuje słabszych i na...
Przerwałem, bo Uber złapał mnie za kark i odwrócił do siebie. Odchylając moją głowę w tył, wpił się w moje usta. Zadrżałem mimowolnie, bo mi się podobało jak całował.
 - Lubisz to, prawda? - szepnął, puszczając mnie. Obydwoje lekko dyszeliśmy. - Więc nie gadaj o wykorzystywaniu.
- Robisz to bez mojego pozwolenia! - krzyknąłem i kopnąłem go w krocze. Zgiął się w pół i zajęczał, łapiąc się za genitalia.
- Moje jajka... - powiedział piszczącym głosem.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj, baka!(każdy wie co to Baka, prawda, prawda? dop.aut.)
Zgarnąłem ostatnie rzeczy i rzuciłem na biurko kluczyk do tego pokoju. Złapałem walizkę i wyszedłem, zostawiając jęczącego o swoich jądrach Ubera.
Nie było mi go żal. Ani trochę. Irytował mnie i denerwował. Był z niego taki duży, upierdliwy plankton. Baka, baka, i jeszcze raz BAKA!
Wpadłem na najwyższy szczyt części męskiej i zacząłem szukać swojego pokoju. Faktycznie panowała tu cisza, nie tak jak gwar piętro niżej. Moje drzwi znajdowały się na samym końcu. Włożyłem kluczy, i przekręciłem.
 Mój nowy pokój miał duże wymiary. Widać było, że był stworzony dla odludków z dużych rodzin tak jak ja. Miałem biurko przy oknie, po obydwu jego stronach szafki. Łóżko było szersze niż to na dole, z pachnącą, zieloną pościelą. Dwie małe komódki były przyozdobione tykającym zegarkiem i pustą ramką na zdjęcie. Pod stopami miałem czystą, ciemnozieloną wykładzinę. Ściany miały kolor śnieżnobiały, bez ozdób.
Uznałem, że będzie mi tu fajnie.
Po rozpakowaniu usiadłem na miękkim łóżku. Aż chciało się zasnąć. Tyle że za dziesięć minut obiad, a ja chciałem jeszcze zadzwonić do Hinty.
- Moshi Moshi?(nie mam pojęcia czy dobrze piszę, coś mnie naszło, za błędy przepraszam dop. aut.) - odezwał się po trzecim sygnale.
- Aniki!
Z Hintą często rozmawiałem mieszanką angielskiego i japońskiego. No cóż. Różni rodzice, tak? Moja matka to Japonka, ojciec Amerykanin. Dwie różne kultury, człowieku.
- Cześć, nii-chan - zaśmiał się. - Jak tam szkoła?
- Okropna! - jęknąłem. - Totalna masakra, aniki.
- Czemu? - spytał zdziwiony. Był chyba w pracy, bo w tle słyszałem gwar i stukot szklanek.
- Bo jest tu David!
 Zapadła cisza. Mogłem sobie tylko wyobrazić minę Hinty. Kiedy David mnie zostawił, musiałem powstrzymywać przyszywanego brata, by nie poszedł do niego i nie zabił.
- Uczy się w tej samej szkole? - spytał cicho.
- Hai! To okropne. A wiesz co on wymyślił? - I opowiedziałem mu o naszym spotkaniu i o tym co mi powiedział.
- A to ...
 Nie dokończył, bo pewnie jego rozmowie przysłuchiwała się jego szefowa. Kiedyś ją poznałem. Była to patyczkowata kobieta z hakiem zamiast nosem.
- A czy po za tym... jest wszystko ok? - burknął.
Otworzyłem usta z zamiarem powiedzenia mu o Uberze, ale z mojego gardła nie wydobyło się żadne słowo. Chciałem pogadać z Hintą o tym chłopaku w cztery oczy. To nie była rozmowa na telefon. Musiałem się dowiedzieć, dlaczego mnie okłamywał, ale dopiero wtedy, gdy będzie na mnie patrzył.
- Tak, aniki - szepnąłem. - Wszystko ok.

SZOK!

Hejka! Z góry dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Aż szok, bo myślałam, że jedyną czytelniczką będzie moja droga przyjaciółka. (tak, wiem, jestem lizuską). Będę starała się pisać rozdziały jak najczęściej. O ile to możliwie, to w ciągu jednego tygodnia będą pojawiać się przynajmniej dwa. O ile nie skończy mi się wena i net. I o ile mojemu ojcu coś nie strzeli do łba i znowu z dnia na dzień oświadczy, że wyjeżdżamy na tydzień.
Jeszcze raz dziękuję.

niedziela, 18 sierpnia 2013

005

Przepraszam, że tak krótko, ale piszę to spod stacji benzynowej trzysta km od Wrocławia bo utknęliśmy. Całe auto nam się rypło, bo mój tata rozwalił moduł odprawiający całą elektronikę. Wszystko poszło w pizdu! Anka, mam zdjęcia jak tata na środku ulicy leży pod samochodem i go naprawia :) P.S Wyglądamy jak żule. Rozbici, mój brat leży na kacu parę metrów od samochodu. Ale za to takie bogate żule z rozwalonym autem i kuchenką turystyczną.

Rozdział 5

Zasnąłem na podłodze w łazience. Gdy się obudziłem, siedziałem wtulony bokiem w Ubera, który nakrył mnie kocem i przyciskał do siebie, lekko pochrapując. Gwałtownie się od niego odsunąłem. Na szczęście się nie obudził.
Wstałem z zimnej podłogi i po cichu wymknąłem się z łazienki. Zerknąłem na zegarek. Piąta rano. Za dwie godziny każdy powinien już schodzić na śniadanie, a o ósmej zaczynały się zajęcia. Nie byłem wypoczęty, ale nie chciałem też spać.
Zacząłem szykować sobie rzeczy na zajęcia, gdy Uber się obudził i wszedł do pokoju, ziewając gromko.
- Eto... Matt?
Bez słowa go minąłem i zatrzasnąłem drzwi od łazienki. Wiedziałem, że właśnie się w nie wpatruje, dlatego jakimś cudem trudno mi było się rozebrać do naga. Czułem się jakbym był pod jakąś presją. Masakra.
Wziąłem zimny, pobudzający prysznic. Potem wyszedłem z kabiny i stojąc na puchatym ręczniku, nadal nagi, gapiłem się na swoje ociekające wodą ciało w odbiciu lustra.
- Jesteś żałosny, Matt - mruknąłem sam do siebie. - Powinieneś o tym wiedzieć, draniu.
Wysuszyłem włosy, ogólnie całego siebie. Ubrałem czystą bieliznę, proste spodnie, białą, wyprasowaną koszulę z krótkim rękawkiem, zawiązałem krawat i narzuciłem na siebie szary sweter z logo szkoły na piersi po stronie serca. Do tego jeszcze założyłem swoje stare, ukochane trampki.
Wyszedłem z łazienki. Uber właśnie pakował swoje książki do zniszczone, połatanej torby na ramię. Ja bez swoją i wymaszerowałem z pokoju, chociaż do śniadania było jeszcze pół godziny. Miałem po prostu zamiar pójść do dyrektora i z nim pogadać, aby przeniósł mnie do innego pokoju. Najlepiej jak bym był sam.
 Zapukałem w masywne drzwi, ozdobione wyrytymi wizerunkami reniferów i skrzatów. Ta. Ten gościu miał nie po kolei w głowie. Seeeerio.
- Proszę wejść!
Wkroczyłem hardym krokiem do gabinetu dyrektora i stanąłem tuż przy jego biurku, wpatrując się w oblicze Świętego Mikołaja.
- O co chodzi, kochaniutki, ho, ho, ho? - zapytał, klepiąc się po masywnym brzuchu.
- Chciałbym prosić o przeniesienie do innego pokoju. Najlepiej, jakbym mieszkał sam.
- A jak się nazywasz?
- Matt Hiteku - westchnąłem.
- Ach, Hiteku! - zawołał. - No tak. Znam twojego ojca. Ho, ho, ho. Równy gość. Ho, ho, ho. A ty jesteś jego synem, prawda? Dobrze, dobrze. Dostaniesz przeniesienie. Przyjdź do mnie po lekcacj, a dam ci klucze, dobrze?
Pokiwałem zdziwiony głową. Łatwo poszło.
Wyszedłem z jego gabinetu i powolnym krokiem skierowałem się do jadalni Hogwartu. Byłem na miejscu jako pierwszy, ale nikt się mnie nie czepiał. Nałożyłem sobie płatków i mleka. Jadłem wolno, bo było jeszcze trochę czasu do lekcji.
- Matt.
Podniosłem głowę i zobaczyłem Szurniętą Lili. Nie uśmiechała się, była chyba smutna.
- Mogę się przysiąść? - spytała, stawiając koło mnie tackę.
Wzruszyłem ramionami. Chyba nie zamierzała się ze mną bawić w "doktora" (Anka, ty zboku cholerny jeden! Wstydź się za siebie! dop. aut.)
- Mam okropny dzień - wyznała smętnie.
- Czemu? - mruknąłem z płatkami w buzi.
- Bo goniłam w nocy moją współlokatorkę by się pobawić, a nie mogłam jej dogonić - odparła niemal płacząc.
 Parsknąłem śmiechem, opluwając stół płatkami i siedzącą przede mną blondynkę płaską jak decha.
Nie mogłem się powstrzymać aby nie chichotać jak głupi. Ludzie wchodzący do jadalni patrzyli na mnie dziwacznie. No cóż, nie dziwię się. Musiałem wyglądać co najmniej debilnie.
- Do której klasy będziesz chodził? - spytała Szurnięta Lili piętnaście minut później.
- Do klasy pana Trevora - odparłem lekko chichocząc.
- Och, to tak jak ja! - zawołała radośnie. - Możemy razem siedzieć na wszystkich przedmiotach?
Zastanowiłem się. Jak na razie to z klasy znałem tylko ją. I jakoś nie chciało mi się zapoznawać innych.
- Tak. Jasne. To będzie fajne - odparłem.
Uśmiechnęła się radośnie, mrużąc lekko oczy.
- Dziękuję!
Wzruszyłem znowu ramionami, powracając do jedzenia. Dziewczyna, którą oplułem patrzyła na mnie gniewnie, ale po chwili uśmiechnęła się, tak samo jak i ja,
 Odniosłem miskę. W drzwiach minąłem się z Davidem, który na mój widok niepewnie się uśmiechnął.
Nawet na niego nie popatrzyłem.

sobota, 10 sierpnia 2013

004

Rozdział 4
- AAAAAAAAA!!!!!
 Wybiegłem z pokoju Szurniętej Lili. Wolałem być przy Uberze i Davidzie. Nigdy więcej. Nigdy więcej nie wejdę do damskiej części. Niiiiiiiigdyyyyyy!!!
Pobiegłem do swojego pokoju. Na szczęście Uber dalej latał po szkole. Tak więc usiadłem na łóżku, uzbrojony w paralizator. Dobrze być przygotowany, prawda? Kurcze, Hinta o mnie dba. Naprawdę.
Westchnąłem i zerknąłem w bok. Ghhh! Uber zrobił taki burdel, że nawet na moim biurku były jego rzeczy. Wśród sterty książek i kartek dostrzegłem jego gacie. Boże, co za fleja...
Opuszkami palców rzuciłem jego jaskrawo zielone gatki mu na łóżko. Potem zacząłem przenosić książki. Gdy podnosiłem jakiś zeszyt, z jego wnętrza wypadła koperta, która się rozkleiła. Chyliłem się po nią i zamarłem zaskoczony.
Z rozklejonej koperty wypadło zdjęcie. Był na niej Uber. I... Hinta, mój przyszywany brat. Na fotografii miał jakieś osiemnaście lat, a Uber trzynaście, czyli był w moim wieku. Tylko... co Hinta tam robił? Skąd się znali?
Na zdjęciu młody, uśmiechnięty od ucha do ucha Uber obejmował jedną ręką wyższego od siebie, też uśmiechniętego Hinte, który czochrał mu włosy. Wyglądał na zadowolonego i szczęśliwego. Stali na balkonie, z widokiem na morze.
Szczerze powiedziawszy to nie rozumiałem tego wszystkiego. Uber i Hinta? Czemu są razem na zdjęciu?
- Acha! Tu jesteś! - wykrzyknął mój współlokator, wpadając do pokoju. - Mam cię!
Uśmiechał się, ale gdy zobaczył co trzymam w ręce, przestał zaskoczony i zatrzymał się metr ode mnie.
- Eto... Co robisz? - spytał niepewnie.
- Przez przypadek wypadło, gdy zbierałem twoje rzeczy - odparłem. - Kto to jest? - zapytałem, wskazując na Hinte. Chciałem go sprawdzić.
 Uber przez chwilę się wahał, czy powiedzieć mi prawdę. Zastanawiałem się, czy Hinta mu kiedyś o mnie mówił, skoro się znają.
- To mój przyjaciel. Mój... były chłopak. Zerwaliśmy dwa miesiące temu.
Dosłownie mnie zamurowało. Że co? Że niby Hinta to gej? Przecież nigdy mi tego nie mówił! Gdy ja użalałem się nad swoją orientacją, on mnie wysłuchiwał. Dlaczego nic mi nie powiedział?!
A na dodatek, dlaczego nie wiedziałem o Uberze? Oni byli razem? Od kiedy? Przecież Hinta był o pięć lat starszy od nas obydwoje.
- Poznaliśmy się krótko przed zrobieniem tego zdjęcia. Zaczęliśmy chodzić ze sobą, gdy skończyłem piętnaście lat - wytłumaczył Uber. - Nie przeszkadza ci fakt, że jestem gejem, prawda? Sam nim jesteś - dodał nieco pewniej.
- Nie interesuje mnie to - warknąłem zirytowany, rzucając w niego zdjęciem i kopertą. - Denerwujesz mnie. Ty i David.
- Przecież to twój eks. Eks musi denerwować - zachichotał.
Piorun mnie trzasnął dosłownie.
- Skąd wiesz?! - pisnąłem wściekle.
- Powiedział mi, gdy cię goniliśmy. Próbował mnie namówić, bym dał ci spokój, bo chce cię odzyskać. Ale nie. Po moim trupie - dodał z szyderczym uśmieszkiem, podchodząc do mnie. - Nie oddam cię mu.
Taaak. Paralizator to dobry pomysł.
*
Po południu odbył się niezapowiedziany apel. Czekaliśmy w rzędach na przyjście dyrektora. Na moje nieszczęście, za mną ustawili się Uber i David. Stałem w pierwszym rzędzie, przez co byłem wystawiony na spojrzenia nauczycieli.
Podskoczyłem, gdy ktoś szczypnął mnie w tyłek. Odwróciłem się i uderzyłem z plaskacza Ubera. Zaskoczony przycisnął dłoń do policzka, podczas gdy ludzie obok chichotali. Szczególnie dziewczyny.
- Czemu ja oberwałem, skoro to on? - spytał szeptem.
Zmroziłem go spojrzeniem, dając mu do zrozumienia, że jak wrócimy do pokoju to dostanie paralizatorem w tyłek.
 Odwróciłem się i wlepiłem wzrok w nauczyciela w-fu, wysokiego, wysportowanego młodego mężczyznę. Był nawet przystojny. Miał fajną kozią bródkę i mały, srebrny kolczyk w brwi. Nosił czarny dres. Pewnie będzie miał fajne lekcje. Wydawał się miły, na dodatek ciągle się uśmi...
- Za co?! - pisnął Uber, tym razem z drugim czerwonym policzkiem.
- Nie łap mnie za sutki! - syknąłem, a wokół nas zaczęli się śmiać. Jakiś chłopak obok mnie niemal płakał.
Wściekły, z wypiekami na twarzy zwróciłem się w kierunku wejścia, przez które wreszcie wszedł dyre... Święty Mikołaj?!
- Ho, ho, ho! - wysapał dyrektor StCloob. - Wesołych Świąt, ho, ho, ho!
Że co, kurna?
 Dyrektor StCloob miał na sobie czerwony strój mikołaja, nawet z czapeczką. Miał białą brodę, włosy i pucołowate policzki. Dosłownie jak Święty Mikołaj prosto z Bieguna.
Zaczął swoją przemowę, co chwile wtrącając swoje "ho, ho, ho", co bawiło wielu ludzi. Mnie także. Nie zwracałem nawet uwagi na Ubera i Davida, którzy otwarcie mnie macali. Kij z tym. Pewnie już cała szkoła wie, że jestem gejem. Po co mam się ukrywać, co?!
Święty Mikołaj skończył mówić i dosłownie sturlał się z podium i z jadalni. Bez jaj...
 Gdy wychodziłem przez drzwi, wpadłem na małą osóbkę. Krzyknąłem, bo była to Szalona Lili z Tasakiem, teraz bez, na szczęście.
- Lili - pisnąłem zdenerwowany. - Taki zbieg okoliczności!
- Uciekłeś - powiedziała smutno. - Dlaczego?
- A bo zapomniałem, że muszę coś załatwić - zaśmiałem się. - Przepraszam!
 Wyminąłem ją i uciekłem do pokoju, gdzie czekał na mnie Uber i David. Wciągnęli mnie do środka i przycisnęli do podłogi. Obydwoje uśmiechali się chytrze. Co jest grane? Mają ochotę na trójkącik czy co? Dlaczego mi to robią?
David nachylił się i pocałował mnie w usta. Uber natomiast podwinął mi koszulkę. To było... obrzydliwe.
Zacząłem nagle płakać. Powody? Właśnie mnie molestują. Miałem ochotę uciec. Dlaczego David robi coś takiego? Przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Nawet podczas seksu był delikatny i spokojny. A teraz co? Zamierzał mnie zgwałcić? Z Uberem, który romansował z moim ukochanym bratem?
- Oi, Matt - powiedział nagle Uber, wystraszony cofając ręce.
 Gdy zobaczyli moje łzy, raptownie się odsunęli. Skorzystałem z okazji i obydwoje spoliczkowałem, uciekając do łazienki. Zamknąłem drzwi na zamek i drżąc na całym ciele oparłem się o drewno.
- Matt, przepraszam! - powiedział David, pukając w drzwi. - Proszę, otwórz. Przepraszam...
- Odejdź - wykrztusiłem, wycierając łzy. - Odejdźcie, obydwoje!
- Matt - usłyszałem głos Ubera.
- Wynocha! - krzyknąłem. - Wyjdźcie z tego pokoju! Obydwoje!
Przez chwilę panowała cisza za drzwiami. W końcu usłyszałem jak odchodzą, zamykając pokój. Ja schowałem głowę między nogami i zacząłem znowu płakać, nie zwracając uwagi na mijający czas.

piątek, 9 sierpnia 2013

003

Na początku notka do mojej głupiej przyjaciółki. Jesteś baka. Ale i tak cię Lubię. Głębokie? Co to ma znaczyć? Skoro nie zakumałaś... Geez. Ten rozdział jest dla Ciebie. Ciekawe czy spodoba ci się Lili :)

Rozdział 3

- Ugh... Przestań! - zawołałem. - Puszczaj mnie!
Tyle że Uber mnie nie słuchał. Widać było, że ma niezłą zabawę. Kompletny idiota. Działał na mnie. No przecież byłem gejem, tak? Dotyk faceta... Jest to coś co lubię. Bez wyjątków. Nie wiem czemu.
Wyrwałem jedną rękę z uścisku chłopaka. Zaskoczony zamarł, a ja rąbnąłem go prawym sierpowym.
- Uber, ty dupku!
Odleciał w tył i zarył głową o biurko. Mimo to uśmiechał się jak głupi.
- Ha - sapnął. - Ha ha ha ha ha! - wybuchł głośnym śmiechem.
- I co cię tak bawi?
Nie odpowiedział, bo ciągle się śmiał. Dosłownie tarzał się po ziemi. Irytujący... Wściekły wstałem i zacząłem go deptać. Piszczał z bólu, ale i tak chichotał i płakał.
W końcu wziąłem książkę z biurka i rzuciłem mu w twarz. Wrzasnął zaskoczony, a z jego nosa poleciała krew.
- To bolało! - jęknął.
- Trudno - odparłem, kopiąc go w żebra.
I ten kopniak był błędem, bo Uber złapał mnie za kostkę i przewrócił na ziemię. Nachylał się na de mną z chytrym uśmiechem.
- Nie trzeba było tego robić - szepnął, a mnie szlag jasny trafił.
- Uber, lubisz ostrą zabawę, co?
Przechylił głowę w bok i skinął.
 - W takim razie żryj to! - wrzasnąłem i dotknąłem jego tyłka paralizatorem.
 Pisnął i zaczął się trząść. Padł na bok, a ja odsunąłem się od niego. Ta. Paralizator to był dobry pomysł. Dzięki ci, Hinta.
 Wstałem z ziemi i okrążyłem drgającego Ubera. Z jego ust poleciała strużka śliny. Ohyda...
 Zaburczało mi w brzuchu. Zerknąłem na zegarek i stwierdziłem, że jest już pora śniadania. Z westchnieniem zszedłem na dół. Po drodze mijałem śmiejących się nastolatków. Nowi już znaleźli kumpli. A ja co? Swojego byłego i śliniącego się psychola. Milutko.
 W jadalni panował gwar. Ta. To było jedyne pomieszczenie, które w szkole od wewnątrz przypominało Hogwart. Dosłownie identyko. No, może bez świeczek pod sufitem.
 Usiadłem przy stole i nałożyłem sobie trochę płatków. Potem zalałem je mlekiem. Jadłem, żując powolnie. Było za głośno, ale musiałem wytrzymać. Wystarczy zjeść i sobie pójść.
- Maaaaaatiii!
 Popatrzyłem w górę i pisnąłem przestraszony, zderzając się głową z Davidem. Ten upadł na ziemię, a ja trzymałem się za obolałe czoło.
- Nie rób tak! Nie nachylaj się, idioto!
- Oi, dlaczego? - spytał zdziwiony. - Nie lubisz, kiedy nazywam cię Mati?
- Ugh, baka!
Odwróciłem się do swojej porcji jedzenia i zacząłem jeść jakby od tego zależało moje życie. David w tym czasie się podniósł i usiadł obok mnie.
Wczoraj był smutny i załamany moją odmową. Dzisiaj uśmiechał się i grał głupka. Czyli było tak, jak jeszcze byliśmy parą.
Teraz nie chciałem, by cokolwiek nas łączyło.
- Oi, śmieciu, przesuń się.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem Ubera, który mordował spojrzeniem Davida.
- A to niby czemu, kurduplu? - spytał przymilnie mój eks.
Eee... Jego riposta była błędna, bo Uber był chyba od niego wyższy...
- Bo to ja będę siedział koło Matta - odparł grobowym głosem.
Ludzie w okół patrzyli się na nas dziwnie. No cóż. Dla postronnego obserwatora, wyglądało to mniej więcej tak:
Chłopak (ja) siedzący ze szczęką na ziemi. Dwaj kolejni (siedzący David i stojący Uber) mordujący się wzrokiem, na dodatek z ciężką aurą.
- To co, pedałku, odsuniesz się, czy mam ci przywalić? - szepnął ten stojący, nachylając się lekko.
- A spróbuj tylko, to złamię ci rękę, gówniarzu - odparł David, dalej się uśmiechając.
Korzystając z okazji, że chcą się zamordować, zacząłem się od nich oddalać. Milimetr po milimetrze, kroczek po kroczku. Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości, zacząłem biec. Zanim wybiegłem z jadalni, usłyszałem podwójny ryk:
- Matt Hiteku!!!
Uciekałem przed Uberem i Davidem, którzy gonili mnie po całej szkole. To było takie żałosne, że w pewnym momencie zacząłem uciekać z płaczem. Ludzie w okół patrzyli na mnie z ulitowaniem, podczas gdy ja ich wymijałem, a Uber i mój eks wrzeszczeli, bym się zatrzymał.
Już gdy to miałem zrobić bo byłem zbyt zmęczony, ktoś złapał mnie za rękę i szarpnął w bok. Wpadłem do jakiegoś pokoju, a ktoś zamknął drzwi. Zdyszany upadłem tyłkiem na ziemię.
- Dz-dziękuję - wysapałem, patrząc na mojego wybawce.
Była to drobna dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu. Miała długie do pasa bujne, czarne loki i szare, olśniewające oczy. Wyglądała na taką niewinną, nieskalaną. Ideał prawdziwego faceta. Gdybym nie był gejem, zapewne zacząłbym się za nią uganiać.
- O-och... Jestem... Matt Hiteku - przedstawiłem się, podając jej rękę.
- Miło mi - odparła słodkim głosikiem, uśmiechając się brzoskwiniowymi usteczkami. - Jestem Lili Uosatu.
- Uosatu? - spytałem zaskoczony.
- Mój ojciec jest Japończykiem.
- A u mnie na odwrót - stwierdziłem. - Jeszcze raz dziękuję za ratunek.
- Nie ma za co - zachichotała.
 Uklękła przede mną, pomiędzy moimi nogami.
 - Ale skoro już tu jesteś - dodała słodkim głosem - to może chcesz się ze mną pobawić?
- Huh? - przechyliłem głowę w bok. - Niby w co?
Dalej uśmiechając się jak anioł, podniosła dłoń. Trzymała w niej ogromny nóż rzeźnicki.
- W doktora.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

002

Mam nadzieję, że jak na razie początek się podoba. Jeszcze konkretnie nie wiem o co chodzi w tym wszystkim, bo wszystko wymyślam na poczekaniu. Ale wiadome jest jedno. To je jeno Yaoi :)

Rozdział 2

Zaskoczony przez chwilę stałem po prostu i nic nie robiłem. David wsunął mi język w usta i zaczął penetrować moje podniebienie. Był strasznie zachłanny, taki gorący... Czyli taki jakiego go zapamiętałem.
Oderwałem się od niego, rozglądając się panicznie w okół na szczęście nikogo nie było, nie licząc zezowatej staruszki, ale ta stała plecami do nas.
- Odbiło ci? - syknąłem. - W szkole jeszcze nikt nie wie, że jestem homo. I nie mam zamiaru tego zmieniać!
Zarumieniony wydął usta.
- Jak ze sobą byliśmy to całowałeś mnie publicznie - wytknął mi.
- Mieliśmy po piętnaście lat i na dodatek robiliśmy różne dziwne rzeczy.
- Takie jak u Dereka?
 Och. Miał na myśli sytuację na imprezie u naszego dobrego kumpla, Dereka, gdzie graliśmy w pokera. Jako że graliśmy w parach, razem z Davidem przegrałem. Dlatego musieliśmy rozebrać się do naga i przemaszerować przez ulicę. Ta, zrobiłem to. Zasłaniałem się kawałkiem krzaka, a David kartonem z napisem "Zbieram na dom dla mojego małego przyjaciela", który zabrał bezdomnemu z psem.
- Albo podczas zakończenia podstawówki?
 Wtedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Podstawówka była tak znienawidzona przez uczniów ostatnich klas, że na koniec pożegnaliśmy srogich nauczycieli niemal nadzy i dość wybuchowo. Dosłownie. Ja miałem na sobie tylko czarne spodenki do pływania, krawat i sandały. David i reszta chłopców podobnie. Wysadziliśmy w powietrze blok sportowy. Rzecz jasna ojciec Davida był wtedy jeszcze oficerem policji, więc wszystko dobrze się dla nas skończyło.
- Tak. Byliśmy wtedy głupi - mruknąłem. - Co nie zmienia faktu, że nie możesz mnie całować publicznie, jasne? A po za tym, nie chcę cię jak na razie znać.
- Dlaczego? - jęknął zrezygnowany.
Popatrzyłem na niego jak na chorego umysłowo. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem na górę, do części męskiej. Wszedłem do swojego pokoju. Na szczęście Ubera nie było.
 Rzuciłem się na łóżko i schowałem twarz w poduszkę. David... Że też musiał się znów w moim życiu pojawić. Głupi samolub. Nawet nie wie, jak bardzo cierpiałem i trudno mi było bez niego. Tęskniłem. Strasznie. 
Przewróciłem się na bok i wlepiłem wzrok w ścianę.
Nie mogłem dać mu szansy. Nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy... Chociaż można się wykąpać... Ale nie. Nie mogę i już. Nie chcę już cierpieć. Przez zdradę Davida zrobiłem się zgorzkniały i wredny dla ludzi. Nikt mnie nie obchodził. A wcześniej byłem miły. Miałem dużo przyjaciół. Ale jak David odszedł, ja się załamałem. Zmieniłem nastawienie do świata.
 Łzy cisnęły mi się do oczu. Zignorowałem piekące uczucie i zacisnąłem powieki, starając się zasnąć. Tyle że nie mogłem. Mój umysł za bardzo pracował. Mijamy minuty, a ja dalej leżałem bezczynnie. Nawet kiedy było już ciemno, a Uber wrócił do pokoju, ja tylko udawałem, że śpię. 
*
Z samego rana obudził mnie średniej częstotliwości hałas. Zasnąłem zaledwie godzinę wcześniej, więc przerywanie mojego snu mocno mnie zirytowało. Na dodatek Uber puścił jakiś metal.
- Odbiło ci, idioto? - fuknąłem zaspany, na siedzącego przy biurku chłopaka.
 Uber jedynie zerknął na mnie kątem oka i wrócił do lektury książki. Na dodatek podgłosnił muzykę jeszcze bardziej. Wściekły zerwałem się z łóżka i rąbnąłem pięścią w jego odtwarzacz, który natychmiastowo się wyłączył, a szkiełko w nim pękło. Uber złapał mnie za ramię i powalił na ziemię, przyciskając mnie biodrami. Siedział mi okrakiem na brzuchu, kolanami dotykając moich ramion, a ręce boleśnie wykręcając.
- Złaź ze mnie! - zawołałem piskliwie. - To boli!
- Rozwaliłeś mi odtwarzacz - odparł spokojnie.
- Bo obudziłeś mnie z samego rana, idioto!
Uber wzruszył ramionami. Patrzył na mnie niby to spokojnym wzrokiem, ale wiedziałem, że jest wkurzony. Chyba nawet mocniej niż ja, ale się opanowywał. Wyglądał tak strasznie... seksownie.
 Ta nagła myśl szczerze mnie przeraziła. Otworzyłem szeroko oczy, zaciskając dłonie w pięści. Starałem się odepchnąć od siebie Ubera, ale nie miałem jak. Był zbyt silny i ciężki na dodatek.
- Uber, błagam. Zejdź ze mnie - wycedziłem.
- Ech? Czemu? - spytał zaskoczony, odchylając się w tył. - Och...
Gdy się tak odchylił, natrafił pośladkami na moją erekcję. Otworzył szerzej oczy, tak jak ja wcześniej, ale po chwili uśmiechnął się chytrze i sięgnął ręką do mojego krocza. Mój oddech przyśpieszył nagle, czując jego dotyk.
- Lubisz chłopców, Matt? - spytał z dziwnym wyrazem twarzy, wsuwając palce za pasek moich spodni i bokserek. - Podniecam cię teraz?