piątek, 4 października 2013

021

Brudny toster jesteś... straszna. W pozytywnym sensie. Rzecz jasna.... Ale jednak. To ile ty masz lat, że tak dużo wiesz? Trzydzieści?! Wow. Aż mi szczęka opadła przy czytaniu twojego komentarza. Chyba że... Wujek Google i Ciocia Wikipedia poszły w ruch? Ale chyba nie, prawda?
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze i cierpliwość. Wiem, że skończyłam w głupim momencie i powinnam dodać rozdział szybciej i lepiej, ale jestem zawalona sprawdzianami i terminami . Gome!

Rozdział 21

Ojcu udało się wyciągnąć Ubera z więzienia, a Davida do niego wysłać. Ucieszyła mnie ta wiadomość. Z obydwu powodów. Nie wiem, co radowało mnie bardziej.
Lili siedziała na moim łóżku i głośno opowiadała mi o tym, jak to chciała pobawić się w doktora z Jodie, ale ta uciekła do męskiego pokoju. Była tym faktem naprawdę przygnębiona. To mnie bawiło.
- Bibliotekarz o ciebie pytał - powiedziała w pewnym momencie. - Już po raz kolejny.
Uniosłem brwi.
- Mówił czemu?
Pokręciła głową, a jej czarne loki fruwały wokół jej twarzy.
- Nie-e. Po prostu pytał, a potem uciekł pod pretekstem ułożenia książek. Czyżby kolejne gej?
- Nie sądzę - mruknąłem. - Ma dziewczynę. Nauczycielka Hiszpańskiego.
- E? Niemożliwe - zaprzeczyła, patrząc na mnie zdziwiona. - Przecież ona ma męża i małe dziecko!
Zaskoczony wydałem z siebie głośne "och, nie wiedziałem". No bo to była prawda. Naprawdę o tym nie wiedziałem. Myślałem, że ona kręci z Bibliotekarzem, a on z nią. Dziwne. Nie widziałem na jej palcu obrączki...
- Gdzie twój brat? - spytała  Lili. - Słodki jest, chociaż po tym co mi o nim i Uberze powiedziałeś to... no wiesz...
- Tak, wiem. Hinta pojechał załatwić jakąś ważną sprawę związaną ze swoją pracą. Nie chciał mnie zostawiać, ale kazałem mu iść.
- Hm. Słodko. Chociaż osobiście wolę go w tej wredniejszej wersji - uśmiechnęła się szyderczo.
Przez blisko kolejne pół godziny gadaliśmy o różnych rzeczach. Wiedziałem, że chce, abym jak najmniej myślał o tej swojej dolegliwości. O fakcie, że mogę umrzeć. W każdej chwili przez pogorszenie się mojego stanu.
Wiedziałem, że każdy kiedyś umrze. Na mnie po prostu przyszedł czas.
Ta, tyle że takie coś mówi się w filmach lub książkach. Ja się cholernie bałem. Jak nigdy dotąd. Nawet wtedy, jak David... to tamten strach nie może się liczyć z tym. Byłem świadomi nadciągających dni śmierci. Bałem się być słaby.
Gdy Lili sobie poszła, bo podawali mi jakieś leki, siedziałem na łóżku i bezczynnie gapiłem się w zagipsowaną rękę. Kurde.
Nagle ktoś otworzył z rozmachem drzwi od sali. Podniosłem zdziwiony głowę i głucho krzyknąłem, gdy dobrze znany mi chłopak zamknął mnie w swoim stalowym uścisku, lekko dysząc.
- Matt... O mój Boże... Matt... Przepraszam, że mnie przy tobie nie było. Przepraszam... - szeptał gorączkowo, ciągle mnie do siebie tuląc.  Byłem tak zaskoczony, że nic nie mówiłem.
Uber odsunął się lekko i delikatnie pocałował w czoło. Potem w policzki, nos i na końcu musnął moje usta. Przed moimi oczami pojawił się obraz Davida, ale zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Wypuścili mnie. Twój ojciec rozmawiał z moim, a potem jeszcze z policją. Przepraszam, że nie byłem przy tobie - stęknął ze łzami w oczach. - Powinienem być, a nie byłem. Jestem kompletnym kretynem...
Znów mnie pocałował, tym razem mocniej. Kiedy go od siebie odsunąłem, byłem cały zarumieniony.
- Cieszę się... że tu jesteś - wyznałem cichym szeptem.
Zamrugał, jakby chciał się pozbyć nieistniejących już łez. Pogłaskał mnie po głowie.
- Twój ojciec... powiedział mi, co ci jest. Powiedział, że... że ty... - przerwał, całkowicie niezdolny do dokończenia zdania. - Przepraszam.
- Ale to nie twoja wina - zapewniłem. - Tu tylko i wyłącznie zawinił D-David.
- Tylko gdybym był przy tobie... gdybym nie wymyślił tego, byś zerwał z nim na oczach ludzi... - załkał głucho. - To wszystko moja wina!
Klęcząc obok mojego łóżka, schował twarz w dłoniach. Jego ramiona lekko drżały od powstrzymywanego płaczu. Więzienie chyba mu nie posłużyło, bo był załamany. Dosłownie. Widziałem to w jego oczach i wyrazie twarzy. To mnie lekko... zaskoczyło.
- Uber, wszystko dobrze. Nic mi nie jest...
- Nic ci nie jest?! - wybuchł tak gwałtownie, że aż podskoczyłem i popatrzyłem na niego szczerze przerażony. - Możesz umrzeć, Matt, a ty mówisz, że nic ci nie jest?!
Serce waliło mi jak oszalałe, gdy tak gapiłem się w jego oczy. Przypomniał mi się David, na co od razu zacząłem drżeć, a do oczu napłynęły mi łzy.
- Matt, nie możesz mówić, że nic ci nie jest, skoro tak naprawdę jest! - wykrzyknął. - Ty...
- Proszę o ciszę! - wysyczała pielęgniarka, która nagle wpadła do mojej sali. - Bez krzyków, chłopcze, bo cię wyproszę. Siłą, jeśli będzie trzeba.
A potem odwróciła się i łypiąc na nas groźnie odeszła, nie zamykając za sobą drzwi, więc widziałem lekki ruch na korytarzu.
Uber popatrzył na mnie z powrotem.
- Nie możesz, Matt... Nie możesz umrzeć - wypalił nagle. - Nie wiem co ja bez ciebie zrobię. Po prostu nie wiem. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Kocham cię. Doskonale o tym wiesz...
Pokiwałem lekko głową, niezdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Gardło miałem zbyt ściśnięte.
Uber złapał moją zdrową rękę i splótł nasze palce. Potem ucałował wierzch mojej dłoni i zamknął oczy.
- Kocham cię, więc mnie nie zostawiaj. Nawet nie próbuj.
Miałem się ochotę popłakać. Czemu zdałem sobie sprawę z moich i jego uczuć tak dobrze dopiero teraz w obliczu śmierci? Dlaczego akurat wtedy, gdy prawdopodobnie umrę?
"Ponieważ jesteś żałosny", szepnął mi w umyśle głos Davida.
Nie. Nie teraz. Odejdź, ty cholerne urojenie. Nie chcę cię słuchać.
"Jesteś naiwny. Zrobisz wszystko ci ci każę"
Zacisnąłem oczy i zęby.
- Matt, coś się stało? - spytał zaniepokojony Uber, dotykając mojego policzka.
Pokręciłem wolno głową.
Urojenia. To tylko urojenia. Jego tutaj nie ma. I nie będzie. To tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. Nic po za tym, naprawdę.
- Wezwać lekarza? - wyszeptał przestraszony Uber, ciągle trzymając moją rękę w kurczowym uścisku.
- Nie - odparłem słabo. - Nie musisz. Zaraz mi przejdzie.
Spokojnie klęczał koło łóżka i czekał. Minęło. Po dziesięciu minutach. Przez cały ten czas cichy głos Davida w mojej głowie podszeptywał mi okropne słowa. Kim jestem dla niego i dla całego świata. Jaki jestem żałosny. Głupi.
Gdy zniknął, popatrzyłem na Ubera, który przyglądał mi się z niepokojem.
- To... przez to coś w mojej głowię - powiedziałem przepraszająco.
- Urojenia? - zagadnął cicho. - Twój ojciec mi mówił.
Pokiwałem głową.
- A jakie one są? - spytał, nie mogą się powstrzymać, chociaż widziałem w jego oczach, że żałował, że zapytał.
- Słyszę Davida. Jego głos i słowa.
Jęknął i przymknął oczy.
- To moja wina - powtórzył po raz kolejny.
- Nie, nie, Uber. To nie twoja win...
Jednak nie dane było mi się znowu z nim sprzeczać, bo do sali ktoś wszedł. Ktoś, kto nie był tu najmilej teraz widziany. Nie w tej sytuacji.
- Och... Szlag - szepnął intruz.
Uber gapił się na niego oniemiały. W końcu puścił moją dłoń i wyszeptał:
- Hinta?

3 komentarze:

  1. WOW *o* tak przez cały rozdział sobie myślałam 'co by było jakby Hinta przyszedł i spodkałby się z Uberem?' A tu takie zaskoczenie *u* jejuuu zżeraf mnie ciekawość co będzie dalej :D więc mam nadzieję że szybko (oczywiście w mirę możliwości bo wiadomo szkoła, nauka itd) dodasz nowy rozdział :DDD Weny!!! :333

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah, no i się spełniło xDD Uber zobaczył Hinte... i co się stanie? Boooziu, to się taki pocieszny chłopak okazał... nie pozwalam go skrzywdzić! :3 ... i Matt'a też nie. Wybacz, ale moja psychika po 2 dniach zajęć chwilowo nie... funkcjonuje i nie stać mnie na coś bardziej kreatywnego ^__^ Gome. Ale cieszę się, że Uber wyszedł... i że ten !@#$%^& trafił do pierdla i teraz trzymam kciuki za to żeby Matt wyzdrowiał :) Uh... no i co na to Hinta.. a i Bibliotekarz ... kurde, mam teraz dylemat... BIBLIOTEKARZ jest WOLNY! ...3-kącik? XD Kurde... jak tu wymyślić coś żeby każdemu było dobrze i nikogo nie skrzywdzić ? XDD Weeeeny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaaa! w takim momencie! jesteś okrutna! aż mam ochotę cię udusić ale wtedy nie dowiem się co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń