Razem z Uberem siedzieliśmy na zimnym piasku i gapiliśmy się na niespokojne morze. Po tym pytaniu mojego chłopaka, w sprawie Davida, cichym głosem wszystko mu opowiedziałem. O wyroku i całej sprawie. Gdy skończyłem, Uber nie odezwał się ani słowem, tylko pustym wzrokiem gapił się na wodę. To trwało już dobre dziesięć minut.
- Cholerny... gnojek... - wysyczał wreszcie i poderwał się raptownie z piasku.
- E? - zdziwiłem się. - Uber? Co jest?
Chłopak wyglądał jakby gołą ręką miał zamiar złamać jakieś drzewo, albo cokolwiek innego, byleby rozładować swój gniew.
- Mam ochotę go zabić - wyznał mściwie. - Ugh!
Znów usiadł, ale tak raptownie, że sypnął na mnie piaskiem, który niestety dostał mi się za bandaże. Skrzywiłem się, co on szybko zauważył i złapał mnie za dłonie.
- Chodź, zmienimy ci opatrunki.
Wstaliśmy i trzymając się za ręce poszliśmy do tego pobliskiego centrum handlowego, gdzie Uber znalazł aptekę. Kupił potrzebne rzeczy i zaprowadził nas do toalety, gdzie zamknął drzwi na klucz i przy umywalce zaczął delikatnie zdejmować bandaże z moich dłoni. Gdy zobaczył krew, skrzywił się lekko jakby to jego bolało a nie mnie.
- To było na pewno lustro? - spytał cicho.
- Nie jestem aż tak głupi, baka! - prychnąłem i kopnąłem go w piszczel. - Chociaż przyznaję, miałem ochotę się zabić... ale teraz już nie - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się lekko.
Odwzajemnił uśmiech i skończył zmieniać mi opatrunki. Rany na dłoniach lekko mnie piekły, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Wracasz co Colorado? - spytałem, gdy szliśmy pomiędzy sklepami.
- Nie. Zostaję tutaj. Nie mam powodu do ucieczki.
- Och, czyli uciekałeś przede mną. To zacnie, milordzie - prychnąłem i wydąłem usta obrażony.
- Ej!
Odwróciłem się od niego i założyłem ręce na piersi. Parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem, cmokając w tył głowy przez czapkę.
- Nie bądź zły.... Przeprosiłem. Matt...
No dobra. Stwierdzam, że nie mogę się na niego długo wkurzać. Za bardzo go kochałem. Za bardzo za nim tęskniłem. Za bardzo go uwielbiałem.
Uśmiechnąłem się do niego i wzruszyłem ramionami, łapiąc go za rękę.
- Pójdziemy gdzieś? - zaproponowałem.
- Nie chcesz wracać do domu? Jest późno - zauważył.
Pokręciłem głową.
- Jeśli już, to tylko do ciebie.
Przez długi czas patrzył mi tylko w oczy. W końcu jeden kącik jego ust uniósł się ku górze i z uśmiechem odparł:
- Dobra, jeśli chcesz.
***
- Wow. Masz fajny pokój! - powiedziałem z podziwem.
- Normalny - parsknął śmiechem.
Jeszcze raz przesunąłem wzrokiem po nowoczesnej plazmie, najnowszej generacji DVD, laptopie, odtwarzaczu i innych takich, które musiały być cholernie drogie. Usiadłem na wygodnym łóżku z narzutą w paski i uśmiechnąłem się do Ubera.
- Więc co chcesz robić? - spytał.
- Um... Nie wiem. Wymyśl coś - odparłem ze śmiechem.
Więc skończyło się na tym, że leżeliśmy na jego łóżku i trzęśliśmy się ze śmiechu oglądając komedię American Pie. Może ten film i był dla facetów, był zboczony i głupi, ale jednak mnie śmieszył. Wszystkie części. Ubera najwyraźniej także.
Po obejrzeniu pięciu filmów na raz, sam nie wiem kiedy ale zasnąłem. Po prostu w jednej chwili się śmiałem, a już w drugiej ogarnęła mnie ciemność, w której byłem tylko ja. Uwielbiałem sen. Ale taki bez koszmarów. Niestety, dzisiaj do mojej podświadomości także wkradł się David.
Zerwałem się z łóżka do pozycji siedzącej. Byłem sam z Uberem, który także siedział, tyle że ze zmartwioną miną i wpatrywał się we mnie uważnie. W pokoju było ciemno i cicho.
- To tylko sen, Matt. Zwykły koszmar - powiedział zaniepokojony, gładząc mnie po ramieniu.
- Wiem - szepnąłem drżąco. - I wiem te, że czasem sen jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
***
Z samego rana następnego dnia, wstałem i cichaczem zostałem wyprowadzony z domu Ubera. Wyglądało to tak, jakby chłopak świetnie się bawił, abyśmy nie zostali przyłapani przez jego rodziców. Na końcu cmoknął mnie w nos i z uśmiechem pożegnał. Autobusem wróciłem do domu, zastanawiając się, czy zauważyli, że nie było mnie w domu.
Taaa. Tak, zauważyli...
- Matthiew! - wykrzyknęła moja matka i złapała mnie w ramiona, mocno do siebie tuląc.
- Gdzie byłeś?! - spytał wściekł ojciec. - Od zmysłów odchodziliśmy z twoją matką i siostrą!
- Gomene... To znaczy przepraszam. Musiałem pobyć trochę sam - skłamałem. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że was zamartwiałem...
Ojciec westchnął głęboko i powiedział, bym poszedł do pokoju odpocząć, a zaraz ktoś przyniesie mi jedzenie. Podziękowałem i szybko czmychnąłem na górę. Alleluja, nie zadawali zbędnych pytań.
Wszedłem do pokoju i stanąłem. Na moim łóżku siedział naprawdę wściekł Hinta. Zamknąłem za sobą drzwi.
- Gdzie byłeś? - spytał cicho.
- Nigdzie...
- Gdzie byłeś, do cholery?! - wrzasnął.
Więcej T-T
OdpowiedzUsuńPloooose T-T
Tak dawno nie pisałaś, a teraz gdy już coś jest to tak krótko ;-;
Pamiętaj o mojej żyrafie ;-;
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest bardzo dobry... cieszę się, ze wszystko dobrze się zaczyna układać między Mattem i Uberem... och Hinta zły....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Mimimi... Strasznie króciutko ;-; Ale ważne, że w ogóle jest! :D Nah! Tak miło się to czyta =^.^=
OdpowiedzUsuńWeny, chwili wytchnienia, czekolady i ciastek! :P