czwartek, 24 kwietnia 2014

037

Ou, yeee... Nowy rozdział... Huray!... Zero entuzjazmu. Seeeerio...

Rozdział 37

Nie spotkałem Ubera przez kolejne dwa dni. Na szczęście, bo nie wiem, co bym mu zrobił. Zresztą, przyleciała Lili i ona także odgrażała się, że jeżeli zobaczy Ubera to zrobi mu z dupy jesień średniowiecza. Urocza osóbka, czyż nie?
Alex musiał wyjechać w delegację do New Jersey. Z trudem udało mi się go nakłonić żeby w ogóle przyjął to zlecenie. Za wszelką cenę chciał zostać w Nowym Jorku bo się o mnie martwił. To było słodkie, trzeba przyznać. Naprawdę lubiłem tego faceta.
Lili zatrzymała się w moim mieszkaniu. Uznała, że jeżeli Uber znowu do mnie przyjdzie, to ona mu otworzy. Starałem sobie to jakoś wyobrazić, ale w głowie widziałem tylko i wyłącznie wielką rzeź w wykonaniu Szalonej Lili i jej tasaka.
Tego wieczoru zostałem wezwany do księgarni w jakiejś nagłej sprawie. Lili wyszła na zakupy, więc zostawiłem jej krótką karteczkę na stoliku. Złapałem taksówkę i pojechałem do pracy. Jak się okazało, ktoś włamał się do księgarni już po zamknięciu, gdzie w środku była tylko Stephanie, która robiła wieczorne rozliczenie.
- Co tu się stało? - spytałem zszokowany, widząc policję przed budynkiem i karetkę, w której siedziała Stephanie. - Jezu, jesteś ranna?!
- Nic mi nie jest - uspokoiła mnie.
- Co się stało? Co się dzieje? - zapytałem, patrząc na rozbitą szybę księgarni i wielki bałagan w środku.
- Robiłam wieczorne rozliczenie - zaczęła tłumaczyć - gdy ktoś rozbił szybę cegłą. Byłam dość blisko, przez co szkło wbiło mi się w ramię - wskazała opatrunek. - Podczas gdy ja leżałam na ziemi całkowicie oszołomiona, paru zamaskowanych mężczyzn wbiegło do środka. Zaczęli wszystko rozwalać. Świetnie się przy tym bawili.
- Nie widziałaś ich twarzy?
- Powiedziałam przecież, że byli zamaskowani! - zniecierpliwiła się.
- P-przepraszam. Po prostu jestem w szoku... Dlaczego oni to zrobili.
Stephanie przygryzła dolną wargę. Podszedł do nas jakiś funkcjonariusz. Przywitał się ze mną i spytał:
- Czy ma pan jakichś wrogów?
- C-co? Co ja mam z tym wspólnego? - zdziwiłem się.
- Proszę odpowiedzieć.
- J-ja... Chyba jak każdy. Ktoś z sąsiadów mnie nie lubi, klienci, takie tam... Ale czemu pan pyta?
Policjant spojrzał na Stephanie, a potem podał mi jakąś foliową torebkę, w której była biała kartka z wydrukowanym napisem. Głosił on "Znalazłem cię"
- Jeden z tych mężczyzn przed odejściem podszedł do mnie i kazał mi to tobie przekazać - wytłumaczyła Stephanie drżącym głosem.
Zrobiło mi się nagle słabo. Poczułem jak uginają się pode mną kolana i niebezpiecznie zacząłem spadać w tył. Na szczęście podtrzymał mnie policjant.
- Dobrze się pan czuje? - spytał zaniepokojony, pomagając mi usiąść z tyłu karetki.
- T-tak. Po prostu jestem w szoku. - To było kłamstwo. Ja byłem cholernie przerażony. Cały się trzęsłem.
Funkcjonariusz jeszcze przez chwilę przypatrywał mi się razem ze Stephanie, aż w końcu spytał:
- A więc? Podejrzewa pan kogoś?
Przez chwilę patrzyłem na czarne litery i myślałem. Do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba. David. On już dawno wyszedł. Uciekłem do Nowego Jorku między innymi dlatego, aby mnie nie znalazł. Bałem się go.
- Nie - powiedziałem głucho. Sam nie wiem czemu skłamałem. Ale po prostu nie byłem wstanie wskazać Davida jako podejrzanego. - Nikt nie przychodzi mi do głowy. Przykro mi...
***
Mogłem wrócić do domu dopiero po krótkim przesłuchaniu. Szedłem ciemnym chodnikiem, wpatrzony w czubki swoich butów. Drżałem na samą myśl o Davidzie. Cholera.
Czemu to wszystko znowu się dzieje?
Nie patrzyłem przed siebie, przez co wychodząc zza zakrętu wpadłem na kogoś.
- Och, sorry... O, Matt - powiedział zdziwiony Uber. Rozglądnął się w poszukiwaniu Alexa, ale go nie dostrzegł. Mimo to zastrzegł:
- To wypadek, że na siebie wpadliśmy. Wcale cię nie śledzę.
Westchnąłem tylko i go wyminąłem. Niestety Uber złapał mnie za rękę i przytrzymał w miejscu.
- Ej, Matt, co się dzieje? - zapytał zdziwiony, widząc moją minę. - Coś się stało?
- Nieważne.
- Oczywiście, że ważne! - prychnął. - Pokłóciłeś się z tym swoim facetem?
Patrzyłem mu prosto w oczy. Uber był taki... żałosny. Tak wyglądał przynajmniej w moich oczach. Zmieniony, żałosny facet, który nie potrafi sobie odpuścić.
- To wszystko twoja wina, wiesz? - wypaliłem nagle. - I nie, nie pokłóciłem się z Alexem. Przepraszam, że cię rozczarowałem.
Wyrwałem swoją ręką z uścisku, ale wtedy Uber złapał mnie za obydwa ramiona.
- O czym ty gadasz?! - zdenerwował się. - Niby jaka moja wina? Co ja takiego zrobiłem?
- Pojawiłeś się w moim życiu - wytłumaczyłem gorzko. - Znowu. Teraz, kiedy myślałem, że jest wszystko wspaniale, ty musiałeś się pojawić. Zniszczyłeś wszystko, wiesz? Wszystko. Nienawidzę cię za to. W moich oczach jesteś żałosny. - Powiedziałem mu to, co o nim myślałem. To wszystko było prawdą.
Uber wyglądał jakby poraził go prąd. Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedziałem. Puścił moje ramiona i odsunął się. Przygryzłem dolną wargę i wyminąłem go. Cały czas idąc do przodu, ani razu się nie odwróciłem.
Mimo to wiedziałem, że Uber wpatruje się we mnie. Czułem na sobie jego gorący wzrok.
Gdy wróciłem do mieszkania, na kanapie w salonie siedziała Lili. Wydawała się być trochę... zdenerwowana. Zmarszczyłem brwi i zdjąłem płaszcz, jednocześnie siadając obok niej.
- Ja... Ja nie wiem co to znaczy, ale z pewnością nic dobrego - powiedziała i podała mi białą kartkę z nadrukiem identycznym jak na kartce z księgarni. Znalazłem cię. - Gdy wróciłam z zakupów to było przyklejone do drzwi. Matt... czy coś się dzieje?
Zacisnąłem zęby i zwinąłem dłonie w pięści, gniotąc w dłoniach kartkę. Cichym, niemal syczącym głosem powiedziałem jej co się stało z księgarni.
- Dobra, teraz to już całkowicie nie jest normalne, Matt - uznała i wstała z kanapy. Zaczęła krążyć po pomieszczeniu, nerwowo skubiąc wargę. Lili rzadko kiedy bywa zdenerwowana, więc to już wymagało uwagi. - Musimy zadzwonić do Alexa.
- Nie! - powiedziałem szybko. - Alex nie może się teraz dowiedzieć. Powiem mu jak wróci - dodałem szybko, widząc jej morderczy wzrok. - Lili, jeżeli teraz do niego zadzwonię, on wszystko rzuci i przyleci tutaj jak najszybciej. Nie chcę, by stracił pracę. Ja... Nic mi nie będzie. Naprawdę - zapewniłem.
Lili westchnęła i przeczesała palcami czarne loki.
- Myślisz... myślisz, że to ON? - spytała cicho.
- Może. Raczej tak... Idź spać Lili. Jutro rano wszystko jeszcze raz obgadamy. Jestem zmęczony.
- O-okej. Jakby się coś działo, jestem tutaj cały czas, uzbrojona i niebezpieczna.
Zaśmiałem się i poczochrałem jej włosy. Potem poszedłem do sypialni, gdzie rozebrałem się i ległem na łóżko. Nie miałem siły myśleć nawet o prysznicu. Chciałem po prostu zasnąć.
...A może i nawet nigdy więcej się nie obudzić...

4 komentarze:

  1. Wiesz, jakie jest moje zdanie...ale jedno napisać muszę...za krótko. ZA KRÓTKO! K-R-Ó-T-K-O! Rozumiem masz dużo pracy i w ogóle, ale na serio troszki dłużej proszę c: Czekam na ciąg dalszy (na wojnę też), weny i powodzenia w zaspokajaniu mojej żądzy twych dzieł...pa c:
    - Gupia ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. ;;-; oj dawno tu nie byłam... ;-; jezu biedny matt ;-; bosz jaki gupi david :< alex taki w niewiedzy... haha jaki przestraszony uber xd jezu biedny matt ;;;;;______;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak wgl to kocham cię i sposób w jaki piszesz. Ja tego nie czytam, ja to pożeram! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    czyżby za sprawą zdarzenia w księgarni jak i mieszkania stał David, czy tak naprawdę to dzieło Ubera, Lili jest wspaniałą przyjaciółką, słowa Mata bardzo zraniły Ubera
    weny
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń