piątek, 9 sierpnia 2013

003

Na początku notka do mojej głupiej przyjaciółki. Jesteś baka. Ale i tak cię Lubię. Głębokie? Co to ma znaczyć? Skoro nie zakumałaś... Geez. Ten rozdział jest dla Ciebie. Ciekawe czy spodoba ci się Lili :)

Rozdział 3

- Ugh... Przestań! - zawołałem. - Puszczaj mnie!
Tyle że Uber mnie nie słuchał. Widać było, że ma niezłą zabawę. Kompletny idiota. Działał na mnie. No przecież byłem gejem, tak? Dotyk faceta... Jest to coś co lubię. Bez wyjątków. Nie wiem czemu.
Wyrwałem jedną rękę z uścisku chłopaka. Zaskoczony zamarł, a ja rąbnąłem go prawym sierpowym.
- Uber, ty dupku!
Odleciał w tył i zarył głową o biurko. Mimo to uśmiechał się jak głupi.
- Ha - sapnął. - Ha ha ha ha ha! - wybuchł głośnym śmiechem.
- I co cię tak bawi?
Nie odpowiedział, bo ciągle się śmiał. Dosłownie tarzał się po ziemi. Irytujący... Wściekły wstałem i zacząłem go deptać. Piszczał z bólu, ale i tak chichotał i płakał.
W końcu wziąłem książkę z biurka i rzuciłem mu w twarz. Wrzasnął zaskoczony, a z jego nosa poleciała krew.
- To bolało! - jęknął.
- Trudno - odparłem, kopiąc go w żebra.
I ten kopniak był błędem, bo Uber złapał mnie za kostkę i przewrócił na ziemię. Nachylał się na de mną z chytrym uśmiechem.
- Nie trzeba było tego robić - szepnął, a mnie szlag jasny trafił.
- Uber, lubisz ostrą zabawę, co?
Przechylił głowę w bok i skinął.
 - W takim razie żryj to! - wrzasnąłem i dotknąłem jego tyłka paralizatorem.
 Pisnął i zaczął się trząść. Padł na bok, a ja odsunąłem się od niego. Ta. Paralizator to był dobry pomysł. Dzięki ci, Hinta.
 Wstałem z ziemi i okrążyłem drgającego Ubera. Z jego ust poleciała strużka śliny. Ohyda...
 Zaburczało mi w brzuchu. Zerknąłem na zegarek i stwierdziłem, że jest już pora śniadania. Z westchnieniem zszedłem na dół. Po drodze mijałem śmiejących się nastolatków. Nowi już znaleźli kumpli. A ja co? Swojego byłego i śliniącego się psychola. Milutko.
 W jadalni panował gwar. Ta. To było jedyne pomieszczenie, które w szkole od wewnątrz przypominało Hogwart. Dosłownie identyko. No, może bez świeczek pod sufitem.
 Usiadłem przy stole i nałożyłem sobie trochę płatków. Potem zalałem je mlekiem. Jadłem, żując powolnie. Było za głośno, ale musiałem wytrzymać. Wystarczy zjeść i sobie pójść.
- Maaaaaatiii!
 Popatrzyłem w górę i pisnąłem przestraszony, zderzając się głową z Davidem. Ten upadł na ziemię, a ja trzymałem się za obolałe czoło.
- Nie rób tak! Nie nachylaj się, idioto!
- Oi, dlaczego? - spytał zdziwiony. - Nie lubisz, kiedy nazywam cię Mati?
- Ugh, baka!
Odwróciłem się do swojej porcji jedzenia i zacząłem jeść jakby od tego zależało moje życie. David w tym czasie się podniósł i usiadł obok mnie.
Wczoraj był smutny i załamany moją odmową. Dzisiaj uśmiechał się i grał głupka. Czyli było tak, jak jeszcze byliśmy parą.
Teraz nie chciałem, by cokolwiek nas łączyło.
- Oi, śmieciu, przesuń się.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem Ubera, który mordował spojrzeniem Davida.
- A to niby czemu, kurduplu? - spytał przymilnie mój eks.
Eee... Jego riposta była błędna, bo Uber był chyba od niego wyższy...
- Bo to ja będę siedział koło Matta - odparł grobowym głosem.
Ludzie w okół patrzyli się na nas dziwnie. No cóż. Dla postronnego obserwatora, wyglądało to mniej więcej tak:
Chłopak (ja) siedzący ze szczęką na ziemi. Dwaj kolejni (siedzący David i stojący Uber) mordujący się wzrokiem, na dodatek z ciężką aurą.
- To co, pedałku, odsuniesz się, czy mam ci przywalić? - szepnął ten stojący, nachylając się lekko.
- A spróbuj tylko, to złamię ci rękę, gówniarzu - odparł David, dalej się uśmiechając.
Korzystając z okazji, że chcą się zamordować, zacząłem się od nich oddalać. Milimetr po milimetrze, kroczek po kroczku. Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości, zacząłem biec. Zanim wybiegłem z jadalni, usłyszałem podwójny ryk:
- Matt Hiteku!!!
Uciekałem przed Uberem i Davidem, którzy gonili mnie po całej szkole. To było takie żałosne, że w pewnym momencie zacząłem uciekać z płaczem. Ludzie w okół patrzyli na mnie z ulitowaniem, podczas gdy ja ich wymijałem, a Uber i mój eks wrzeszczeli, bym się zatrzymał.
Już gdy to miałem zrobić bo byłem zbyt zmęczony, ktoś złapał mnie za rękę i szarpnął w bok. Wpadłem do jakiegoś pokoju, a ktoś zamknął drzwi. Zdyszany upadłem tyłkiem na ziemię.
- Dz-dziękuję - wysapałem, patrząc na mojego wybawce.
Była to drobna dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu. Miała długie do pasa bujne, czarne loki i szare, olśniewające oczy. Wyglądała na taką niewinną, nieskalaną. Ideał prawdziwego faceta. Gdybym nie był gejem, zapewne zacząłbym się za nią uganiać.
- O-och... Jestem... Matt Hiteku - przedstawiłem się, podając jej rękę.
- Miło mi - odparła słodkim głosikiem, uśmiechając się brzoskwiniowymi usteczkami. - Jestem Lili Uosatu.
- Uosatu? - spytałem zaskoczony.
- Mój ojciec jest Japończykiem.
- A u mnie na odwrót - stwierdziłem. - Jeszcze raz dziękuję za ratunek.
- Nie ma za co - zachichotała.
 Uklękła przede mną, pomiędzy moimi nogami.
 - Ale skoro już tu jesteś - dodała słodkim głosem - to może chcesz się ze mną pobawić?
- Huh? - przechyliłem głowę w bok. - Niby w co?
Dalej uśmiechając się jak anioł, podniosła dłoń. Trzymała w niej ogromny nóż rzeźnicki.
- W doktora.

1 komentarz:

  1. Zabawa w doktora... Jakoś inaczej mi się to kojaży ale spx... Wiem, zboczona jestem

    OdpowiedzUsuń