niedziela, 18 sierpnia 2013

005

Przepraszam, że tak krótko, ale piszę to spod stacji benzynowej trzysta km od Wrocławia bo utknęliśmy. Całe auto nam się rypło, bo mój tata rozwalił moduł odprawiający całą elektronikę. Wszystko poszło w pizdu! Anka, mam zdjęcia jak tata na środku ulicy leży pod samochodem i go naprawia :) P.S Wyglądamy jak żule. Rozbici, mój brat leży na kacu parę metrów od samochodu. Ale za to takie bogate żule z rozwalonym autem i kuchenką turystyczną.

Rozdział 5

Zasnąłem na podłodze w łazience. Gdy się obudziłem, siedziałem wtulony bokiem w Ubera, który nakrył mnie kocem i przyciskał do siebie, lekko pochrapując. Gwałtownie się od niego odsunąłem. Na szczęście się nie obudził.
Wstałem z zimnej podłogi i po cichu wymknąłem się z łazienki. Zerknąłem na zegarek. Piąta rano. Za dwie godziny każdy powinien już schodzić na śniadanie, a o ósmej zaczynały się zajęcia. Nie byłem wypoczęty, ale nie chciałem też spać.
Zacząłem szykować sobie rzeczy na zajęcia, gdy Uber się obudził i wszedł do pokoju, ziewając gromko.
- Eto... Matt?
Bez słowa go minąłem i zatrzasnąłem drzwi od łazienki. Wiedziałem, że właśnie się w nie wpatruje, dlatego jakimś cudem trudno mi było się rozebrać do naga. Czułem się jakbym był pod jakąś presją. Masakra.
Wziąłem zimny, pobudzający prysznic. Potem wyszedłem z kabiny i stojąc na puchatym ręczniku, nadal nagi, gapiłem się na swoje ociekające wodą ciało w odbiciu lustra.
- Jesteś żałosny, Matt - mruknąłem sam do siebie. - Powinieneś o tym wiedzieć, draniu.
Wysuszyłem włosy, ogólnie całego siebie. Ubrałem czystą bieliznę, proste spodnie, białą, wyprasowaną koszulę z krótkim rękawkiem, zawiązałem krawat i narzuciłem na siebie szary sweter z logo szkoły na piersi po stronie serca. Do tego jeszcze założyłem swoje stare, ukochane trampki.
Wyszedłem z łazienki. Uber właśnie pakował swoje książki do zniszczone, połatanej torby na ramię. Ja bez swoją i wymaszerowałem z pokoju, chociaż do śniadania było jeszcze pół godziny. Miałem po prostu zamiar pójść do dyrektora i z nim pogadać, aby przeniósł mnie do innego pokoju. Najlepiej jak bym był sam.
 Zapukałem w masywne drzwi, ozdobione wyrytymi wizerunkami reniferów i skrzatów. Ta. Ten gościu miał nie po kolei w głowie. Seeeerio.
- Proszę wejść!
Wkroczyłem hardym krokiem do gabinetu dyrektora i stanąłem tuż przy jego biurku, wpatrując się w oblicze Świętego Mikołaja.
- O co chodzi, kochaniutki, ho, ho, ho? - zapytał, klepiąc się po masywnym brzuchu.
- Chciałbym prosić o przeniesienie do innego pokoju. Najlepiej, jakbym mieszkał sam.
- A jak się nazywasz?
- Matt Hiteku - westchnąłem.
- Ach, Hiteku! - zawołał. - No tak. Znam twojego ojca. Ho, ho, ho. Równy gość. Ho, ho, ho. A ty jesteś jego synem, prawda? Dobrze, dobrze. Dostaniesz przeniesienie. Przyjdź do mnie po lekcacj, a dam ci klucze, dobrze?
Pokiwałem zdziwiony głową. Łatwo poszło.
Wyszedłem z jego gabinetu i powolnym krokiem skierowałem się do jadalni Hogwartu. Byłem na miejscu jako pierwszy, ale nikt się mnie nie czepiał. Nałożyłem sobie płatków i mleka. Jadłem wolno, bo było jeszcze trochę czasu do lekcji.
- Matt.
Podniosłem głowę i zobaczyłem Szurniętą Lili. Nie uśmiechała się, była chyba smutna.
- Mogę się przysiąść? - spytała, stawiając koło mnie tackę.
Wzruszyłem ramionami. Chyba nie zamierzała się ze mną bawić w "doktora" (Anka, ty zboku cholerny jeden! Wstydź się za siebie! dop. aut.)
- Mam okropny dzień - wyznała smętnie.
- Czemu? - mruknąłem z płatkami w buzi.
- Bo goniłam w nocy moją współlokatorkę by się pobawić, a nie mogłam jej dogonić - odparła niemal płacząc.
 Parsknąłem śmiechem, opluwając stół płatkami i siedzącą przede mną blondynkę płaską jak decha.
Nie mogłem się powstrzymać aby nie chichotać jak głupi. Ludzie wchodzący do jadalni patrzyli na mnie dziwacznie. No cóż, nie dziwię się. Musiałem wyglądać co najmniej debilnie.
- Do której klasy będziesz chodził? - spytała Szurnięta Lili piętnaście minut później.
- Do klasy pana Trevora - odparłem lekko chichocząc.
- Och, to tak jak ja! - zawołała radośnie. - Możemy razem siedzieć na wszystkich przedmiotach?
Zastanowiłem się. Jak na razie to z klasy znałem tylko ją. I jakoś nie chciało mi się zapoznawać innych.
- Tak. Jasne. To będzie fajne - odparłem.
Uśmiechnęła się radośnie, mrużąc lekko oczy.
- Dziękuję!
Wzruszyłem znowu ramionami, powracając do jedzenia. Dziewczyna, którą oplułem patrzyła na mnie gniewnie, ale po chwili uśmiechnęła się, tak samo jak i ja,
 Odniosłem miskę. W drzwiach minąłem się z Davidem, który na mój widok niepewnie się uśmiechnął.
Nawet na niego nie popatrzyłem.

2 komentarze:

  1. Historia bardzo mi się podoba. Muszę przyznać że naprawdę się rozkręcasz. c:

    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem jedno. Zakochałam się <3
    Taa...szkoła psychicznie chorych to coś dla mnie...
    (no i może dla osoby powyżej..tak o ciebie mi chodzi Brudny tosterze). Świetna historia, trzymaj tak dalej i w miarę szybko dodawaj rozdziały, bo będę cię straszyć w nocy. Szacun c:

    OdpowiedzUsuń