czwartek, 22 sierpnia 2013

Najpierw nie na temat, ale potem rozdział!

Hejka!
Zrobiłam właśnie coś, z czego jestem z siebie strasznie dumna i po prostu muszę się tym pochwalić. No po prostu muszę!
A co zrobiłam? Mianowicie nareszcie narysowałam z głowy coś, co przypomina niekrzywą, nie-kreaturę czegoś, tylko coś, w czym ja widzę sens, ludzie! :
Może i nie jest piękny, ale jednak i tak jest coś. Zawsze wychodziło mi coś dziwnego, w ogóle do niczego nie podobne, o ile rysowałam z głowy. A tu jednak pojawia się nadzieja! Zawsze rysowałam fanarty, np. takie jak te:
I tylko to mi wychodziło! Przynajmniej tak mówią koleżanki.
Tak wiem, jestem chwalipiętą. No ale po prostu duma z tego rysunku na samej górze mnie rozpiera. Tak po za tym, to jest główny bohater mojego innego opowiadania yaoi. Aniu, tak. to jest Alex. Po prostu właśnie pisałam i chciałam zacząć rysować coś zupełnie innego, gdy nagle pomyślałam o Alexie i ręka jakby sama mi się ruszała. W razie czego, to te krzywe coś na jego ciele to są blizny. Ta mała kropka na poliku też. Ania, ty nie wiesz, bo to są nowe.
OMFG. W mojej głowie powstał plan narysowania mangi o jego historii. Przerażające...

No, a teraz, gdy się już nachwaliłam, czas na rozdział. Trochę zagmatwałam, ale w kolejnych będzie wytłumaczenie. Chyba...

Rozdział 7

Na obiedzie usiadłem obok Szurniętej Lili. Po chwili dołączyły do nas jakieś dwie dziewczyny (Hodie i Karla) oraz wysoki chłopak, Dreco.
 Jedliśmy w dość miłej atmosferze. Po rozmowie z Hintą byłem optymistycznie nastawiony do życia i starałem się być uprzejmy. Podziękowałem mu za paralizator, ale nie powiedziałem dlaczego, chociaż starał się mnie wypytać, kogo zdążyłem już podpieczyć. On naprawdę ma mnie za takiego gościa? To aż boli!
Czułem na sobie wzrok Ubera, który siedział przy innej części, jedząc samotnie. David natomiast był otoczony korowodem dziewczyn, które chciały się do niego zbliżyć. z tego co widziałem, denerwowały go, chociaż nie mówił im tego wprost.
 Po obiedzie siedziałem w bibliotece i starałem się uczyć. Ale nie mogłem przez hałas. Nie żeby jakiś uczeń chałasował, co to to nie. Bibliotekarz upominał z chytrym uśmieszkiem. A potem sam brzdąkał w małą, dziecięcą gitarkę i bawił się małą piłką (skąd u licha on ją wytrzasnął?!)
W pewnym momencie musiałem przysnąć, bo śnił mi się David i nasze wspólne chwile(głownie te w łóżku. Moim lub jego). A obudził mnie natomiast jakiś dotyk na czole.
- Chłopczyku, wstawaj!
 Otworzyłem oczy i pisnąłem, podnosząc się, przez co zakorbiłem głową w nos bibliotekarza. Ten upadł kościstym tyłkiem na ziemię. Z nozdrzy poleciała mu krew, zakręcając się na jego podkręconych wąsach i koziej, rozdwojonej bródce. Oczy mu się niemal dosłownie kręciły.
- O mój Boże, przepraszam! Najmocniej przepraszam! - zacząłem gorączkowo, łapiąc go za rękę. Chciałem go podnieść na krzesło, ale nie zauważyłem, że jego głowa znajdowała się parę centymetrów pod ławką i w nią zakorbił.
- O mój Boże! - zawołałem wystraszony.
Zacząłem się rozglądać, ale nikogo oprócz nas nie było. Za oknem było już ciemno, a zegar na ścianie wybijał dwudziestą pierwszą. Szlag by to!!!
Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Zerknąłem w bok i pisnąłem przestraszony, bo jednak ktoś tu był. Owym kimś okazał się być wysoki, wysportowany dwudziestoparolatek. Był dość przystojny. Krótkie, ciemne włosy, niebieskie oczy schowane za przeźroczystym szkiełkiem okularów w cienkiej oprawce. Lekki zarost dopełniaj jego wygląd. Miał też na sobie ciemne dżinsy i czarny golf.
- A co pan tu robie, panie Sword? - spytał aksamitnym głosem, a moje serce aż przyśpieszyło.
- Ja... ugh... bawie... sssiięę - wyjęczał bibliotekarz.
- Sword? A nie nazywa się pan Lorens? - zdziwiłem się, patrząc na leżącego, zakrwawionego chudzielca z wąsami. - Nie jest pan bibliotekarzem?
- Ja nim jestem - usłyszałem w odpowiedzi od dwudziestoparolatka. - Ja jestem Max Lorens. On jest woźnym szkoły.
- Serio?!
 Prawdziwy bibliotekarz popatrzył na mnie, a ja głęboko się zarumieniłem. Co się ze mną dzieje, do cholery jasnej?! Ebanel, moja siostra, platynowa blondie, od razu zaczęłaby mi dokuczać.
 - Powinieneś iść do pokoju. Zamykam za chwilę - rzekł bibliotekarz, kucając przy woźnym.
- Ha- Hai! - zająknąłem się.
- Co? - zmarszczył brwi. - Czy ty właśnie szczeknąłeś?
Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Pewnie moje uszy też były czerwone.
- N-nie. To po japońsku znaczy "tak". H-A-I - przeliterowałem.
- Znasz japoński? - spytał, pukając Sworda w ramię.
 - Tylko trochę. Głównie w mowie, nie w piśmie. To dlatego, że moja matka to Japonka i mieszkałem w Tokio przez parę lat.
Popatrzył na mnie, studiując moją twarz i ogólnie całe ciało. Poczułem jak nogi mi miękną.
- Pół Japończyk? - mruknął w końcu. - Nie wyglądasz.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Bardziej poszedłem w ślady ojca. Moje japońskie korzenie tyczą się tylko nieco bledszej cery i rys twarzy.
Wzruszył ramionami.
- Idź już - powtórzył. - Zamykam.
Pokiwałem głową i zabrałem z blatu swoje zeszyty. Wybiegłem z biblioteki, nie patrząc za siebie, bo bałem się, że zrobię coś głupiego.
Dlaczego ten nieznajomy tak na mnie podziałał? Widziałem go po raz pierwszy w życiu, a już nogi mi miękły. Identycznie było podczas pierwszych chwil z Davidem. Czy.. Czy to może oznaczać, że się...
...zakochałem?!
Z wrażenia aż zatrzymałem się w miejscu. Serio? Czy właśnie tak mogło być? Bez jaj...
Wparowałem do swojego pokoju na najwyższym piętrze i rzuciłem się na łóżko w poszukiwaniu swojego telefonu. Wybrałem numer do swojego nauczyciela matematyki. Mimo, że uczył mnie w szkole, ja byłem do niego jakoś przywiązany. Czasem chodziłem do niego do domu i jadłem z nim, jego żoną i dziećmi posiłki. Był dla mnie jak prawdziwy ojciec, nie to co mój, snob jeden.
- Haaloo?
- Sensei, zakochałem się!!! - wypiszczałem w słuchawkę.
- Gówniarzu jeden, nie drzyj mi się prosto do ucha!
- I kto to mówi? - jęknąłem, masując prawą stronę głowy.
Zrelacjonowałem senseiowi to co się stało w bibliotece. Chodziłem oprzy okazji po pokoju i zdejmowałem z siebie ciuchy. Usiadłem w samych bokserkach na łóżku.
- To straszne, sensei - westchnąłem.
- No naprawdę - parsknął. - Dzieciaku, zakochałeś się w nieznajomym. Co by tu ci poradzić? Hmm... Może pójdź najpierw do lekarza i zbadaj się na głowę, CO!?
- Przepraszam, sensei, ale jestem po prostu podekscytowany...
- Chciałeś powiedzieć podniecony?
 - Sensei! - wykrzyknąłem w słuchawkę, czerwieniąc się ze złości.
- Nio cio?
W takich chwilach miałem po prostu ochotę rozwalić mu łeb. Ale nie... Spokojnie. Nie był wart pójścia do więzienia.
Więc po prostu rzuciłem słuchawką.
*
Pod prysznicem zaburczało mi w brzuchu. Cholera... Byłem głodny. Co tu poradzić?! Musiałem się ubrać i w papuciach iść do sklepiku, aby coś zjeść.
Wolnym krokiem przemierzałem spokojne korytarze szkoły. Rozmyślałem o bibliotekarzu, uśmiechając się sam do siebie. Musiałem wyglądać jak przygłup. Zarumieniony, uchachany. Heh.
Kupiłem sobie dwie bułki z kurczakiem. Mniam. Pychotka.
Wracając do pokoju, spotkałem Davida. Od razu mój nastrój się pogorszył. A już na pewno byłem wściekły wtedy, kiedy przyparł mnie do ściany i rękoma zablokował jakąkolwiek drogę ucieczki.
- Długo jeszcze masz zamiar mnie unikać? - spytał warknięciem.
- A jak myślisz? Po tym co mi zrobiłeś z Uberem?! - syknąłem.
- Byłem wściekły, że mnie odrzucasz! Przecież powiedziałem, że chcę być znowu z tobą.
 - A twój chłopak? Przecież to dla niego mnie zostawiłeś. Bo był starszy i doświadczony - wytknąłem mu.
- Zerwałem z nim po trzech tygodniach. Nie potrafiłem... Nie mogłem... Bo to nie byłeś ty! Kocham cię, Mati. Kocham jak nikogo innego.
Potrząsnąłem gniewnie głową.
- Na to już za późno. Zraniłeś mnie zbyt dotkliwie. Nawet nie wiesz jak to bolało!
 Złapał moją twarz w obydwie dłonie i popatrzył mi głęboko w oczy. Leciutko się rumienił.
- Wiem, ponieważ sam przeżywałem katusze. Karałem siebie na różne sposoby, że cię zostawiłem. Strasznie... Strasznie tego żałowałem...
Zmarszczyłem brwi, nic nie rozumiejąc.
- Karałeś? - szepnąłem.
Oparł się jedną ręką o ścianę obok mojej twarz, a drugą sięgnął do fioletowego t-shirtu. Podciągnął go, a ja zobaczyłem na jego płaskim, bladym brzuchu cienkie, długie blizny. Było ich dużo.
- Co ty zrobiłeś? - wykrztusiłem, dotykając opuszkami palców tych śladów. - Dlaczego?
- Bo zasługiwałem na karę - odparł, a po jego zarumienionych policzkach potoczyły się łzy. - Doskonale wiedziałem, że cię zraniłem, i że nie ma już dla nas szans, bo mi nie wybaczyć w tamtym czasie. Karałem siebie, chcą, bym cierpiał gorzej od ciebie. Raz ojciec wszedł do mojego pokoju, gdy się przebierałem. Zobaczył blizny i zrobił awanturę. Myślał, że to przez moich znajomych, dlatego wysłał mnie do tej szkoły.
Oparł czoło na moim ramieniu i objął mnie.
- Wiem, że mnie teraz pewnie nienawidzisz. Może masz już kogoś innego... Ale ja chcę się starać. Chcę być przy tobie w każdej chwili, nawet jeśli mam patrzeć na to, jak jesteś szczęśliwy u boku innego. Ja po prostu...
 Wsunął palce w moje włosy, drżąc od pohamowanego płaczu.
- Ja po prostu chcę patrzeć na twoją uśmiechniętą twarz, Matt! Nie chcę, byś ciągle był taki jak teraz. Zgorzkniały, niemiły. Chcę byś wrócił do siebie. Do mojego Mati...
Dalej mnie tulił, a ja stałem nieruchomo. Tak strasznie mnie zaskoczył. Słowami jak i czynami. To co zobaczyłem na jego brzuchu... Te blizny... Zrozumiałem, że nie byłem jednak jedynym, który tu cierpiał. Tylko... Dlaczego tak późno? Teraz, gdy prawdopodobnie zakochałem się w pięknym bibliotekarzu?
Moje dotychczas zwisające luźno ręce podniosły się i palcami chwyciłem koszulkę Davida. Zacisnąłem je, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
Uchyliłem na sekundę powieki, co było błędem. W uchylonych drzwiach do jakiegoś pomieszczenia po boku zobaczyłem bibliotekarza. Ale nie był sam. Tylko z moją nową, piękną nauczycielką od hiszpańskiego. Śmiali się z jakiegoś żartu, którego ja nie usłyszałem, bo byli za daleko, bo mnie nawet dostrzec. Trzymali się za ręce.
A więc to tak. Mój ukochany ma już swoją wybrankę. Zabolał mnie ten fakt, chociaż nie powinieniem. Przecież wiadome było, że nie musiał być homo. Wręcz przeciwnie. Większość facetów to jednak hetero, prawda? A ja... ja się głupi wygłupiłem, dzwoniąc do senseia i mówiąc, że się zakochałem. Może po prostu zaintrygowały mnie jego piękne oczy skryte za okularami i aksamitny głos?
Może tak naprawdę chciałem szukać szczęścia i czegoś jeszcze?
Ale teraz uświadomiłem sobie, że potrzebuję czegoś kompletnie innego.
Chciałem się całkowicie zatopić w rozkoszy, która przychodziła wraz z zapomnieniem w ramionach chłopaka.
Odsunąłem się od Davida i musnąłem wargami jego. Zaskoczony otworzył szerzej oczy. Zaplotłem nasze palce w mocnym uścisku i nie patrząc na uchyloną szparę gdzie był bibliotekarz i nauczycielka, pociągnąłem Davida w kierunku schodów, a następnie do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi za nami na klucz i popchnąłem chłopaka na miękkie łóżko.
- Tylko nie niczego sobie nie obiecuj! - powiedziałem, ściągając koszulkę i siadając na jego biodrach.
Pocałowałem go w usta.
- Ja po prostu chcę zapomnieć choć na krótką chwilę.

Jeśli się przełamię, to napiszę scenę +18. Ale taką nie mocno hard, bo potem będę się bała Ance spojrzeć w oczy, chociaż ona jest bardziej zboczona! Aniu, pamiętasz? Biała plama na stole w kuchni?

1 komentarz:

  1. Hejo! ^^
    Wpadłem na twojego bloga tak gdzieś wczoraj wieczorem i jak zacząłem czytać to przestać nie moge *-* Genialne! Już się doczekać nie mogę kolejnego rozdziału :3
    Czekam na dalszy ciąg
    Weny~!
    A i jeśli możesz to informuj mnie o nowych rozdzialach :D

    OdpowiedzUsuń