Przepraszam za długą przerwę, ale miałam w domy wprowadzony stan wojenny z moją rodzinką. Mój ojciec jest pogięty. Naprawdę. A wiecie o co poszło? O jego tapetę na telefonie. Chciałam ją zobaczyć, on zaczął na mnie się wydzierać i dostałam labe. Totalna masakra -_- "Ale rodzica się nie wybiera, prawda?"
Rozdział 16
- Wy... wyjeżdżasz? - zająknął się Uber.
Pokiwałem głową.
Staliśmy na dziedzińcu szkoły, czekając aż przyjedzie po mnie szofer. Cała nasza trójką, Uber, Lili i ja, byliśmy poubierani w wiele warstw ciuchów, aby było nam ciepło. Gips mnie trochę uwierał, ale było dosyć dobrze.
- Tak. Do brata - odparłem, a z moich ust wydobył się obłok pary.
- Masz brata? - zdziwiła się Lili.
- Tak. I jeszcze siostrę, ale ona nie uznaje mnie za członka rodziny, więc mam tylko brata.
- I jedziesz do niego? - spytał cicho Uber, zaciskając dłonie na kurtce moro.
Skinąłem, nerwowo bawiąc się zamkiem walizki.
- Tak. Powiedziałem mu co się stało i uznałem, że fajnie będzie do niego pojechać, by odpocząć.
- Ale wrócisz?
Uśmiechnąłem się.
- Tak. Na pewno. Mam powód, by wrócić, więc tak będzie. Obiecuję.
Zrobiłem krok w jego stronę i uniosłem się trochę na palcach, by pocałować go w policzek. W słabym świetle nocy i starych szkolnych lamp zobaczyłem jak na jego twarzy wykwita rumieniec.
- Uber, co ty, prawiczek?
Parsknąłem śmiechem na uwagę Lili. Ta to ma wyczucie czasu. Uwielbiam ją.
Około trzech metrów dalej zatrzymało się auto. Westchnąłem i zrobiłem krok w tył.
- Będę dzwonił, obiecuję.
Szofer w garniturze i śmiesznej czapce podszedł do mnie.
- Paniczu - powiedział z lekkim ukłonem. Zabrał ode mnie walizkę i schował do bagażnika auta.
- Pa - mruknąłem do moich przyjaciół i wsiadłem do nagrzanego auta. Pomachałem im przez szybę. Uber się uśmiechnął, a w ręce Lili błysnął...
... nóż?
Normalka.
*
Siedziałem w salonie mieszkania Hinty. Było to największe pomieszczenie. Mieściła się tutaj plazma, dwa regały zawalone książkami różnych gatunków, kredens, stolik do kawy, ogromna kanapa i piękny, rzeźbiony kominek. Teraz siedząc skulony gapiłem się na płomienie owego rzeźbienia. Gdy tylko przed dwudziestoma minutami wszedłem do mieszkania Hinty, ten od razu mnie przytulił i zaprowadził do salonu, ciągle przyglądając mi się ze strachem, jakbym miał się zaraz stłuc lub połamać. Cóż, ten stan rzeczy miałem już chyba za sobą. Dwie doby po wypadku, wspomnienie Davida wywoływało u mnie odruch wymiotny i okropne drżenie ciała. Ale nie płakałem. I nie miałem zamiaru.
Do salonu wszedł Hinta z dwoma kubkami parującego kakao. Usiadł obok mnie i podał do zdrowej ręki jeden z nich. Podziękowałem i zsunąłem nogi z kanapy na drewnianą podłogę.
Hinta był dokładnie taki z wyglądu, jak opisał go Uber. Z charakteru to samo.
- Dobrze się czujesz? - spytał mój brat, dotykając dłonią mojego czoła. - Może zadzwonię po doktora żeby cię zbadał?
- Byłem już w szpitalu, aniki - westchnąłem. - A czuję się dobrze. Obolały... ale jest dobrze.
Przygryzł dolną wargę i odstawił kubek na stolik. Schował twarz w dłoniach.
- Przysięgam, że go zabiję, jeśli kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Jest już martwy - wyszeptał niewyraźnie.
- Hinta, daj spokój - warknąłem. - Chcę zapomnieć. A dorywanie go, zabijanie i tym podobne po prostu tylko mi przypomni. Najlepiej będzie jak zacznę udawać, że to nigdy się nie wydarzyło.
- Żartujesz sobie? Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie KIEDYKOLWIEK zapomnieć? To niemożliwe! - wykrzyknął wściekły. - On cię zgwałcił, Matt. To nigdy nie zniknie z twojej pamięci.
- Skąd wiesz?! Psycholog, czy kto? - sarknąłem.
- Matt - powiedział ostrzegawczo, marszcząc brwi.
- Dobra, przepraszam - westchnąłem. - Po prostu jestem zmęczony. Zmęczony myśleniem o nim i o tym wszystkim. Po prostu... daj mi trochę czasu. Proszę, aniki. Parę dni.
Odwrócił wzrok i wlepił go w ogień w kominku. Upiłem łyk ciepłego kakao i odstawiłem kubek na stolik. Przymknąłem na chwilę oczy i przemyślałem jeszcze raz to, o czym miałem zamiar pogadać z Hintą. A raczej o kim. O Uberze. To było już postanowione, ale nie wiedziałem jaka będzie jego reakcja. Wszystko przyjdzie z czasem.
- Kim dla ciebie jest Uber Slowe?
Zamarł przestraszony, a ja obserwowałem jak jego skóra na twarzy blednie. Odwrócił się wolno w moim kierunku z przerażeniem w oczach.
- Skąd... skąd o nim wiesz? - wykrztusił, zaciskając dłonie w pięści.
- Chodzi ze mną do szkoły. To mój nowy przyjaciel.
Przymknął oczy i zwiesił głowę.
- Nie chciałem, żebyś się dowiedział - jęknął zrezygnowany. - Uber miał być moją tajemnicą.
- Dlaczego? - spytałem zdenerwowany. - Czemu nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego musiałem się o tym wszystkim dowiedzieć dopiero od obcego mi jeszcze wtedy chłopaka?! Hinta, do cholery jasnej!
- Przepraszam! - zawołał. - Przepraszam, że nie chciałem ci powiedzieć! Ale zrozum, nie mogłem. On jest w twoim wieku. Gdy zaczęliśmy ze sobą być, on miał piętnaście lat! Pięć lat młodszy ode mnie! Dziecko, rozumiesz?! Nie mogłem ci powiedzieć, że umawiam się z twoim rówieśnikiem.
- Czemu? - szepnąłem. - Przecież bym zrozumiał. Nie miałbym nic przeciwko, Hinta! Przecież go kochałeś! ... Bo kochałeś... prawda?
Mój przyszywany brat zamiast mi odpowiedzieć, wbił wzrok w swoje splecione palce. Aż oniemiałem.
- Hinta... odezwij się. Odpowiedz - zażądałem. - Hinta!
Poderwał się z miejsca i z płonącymi ze wściekłości oczami zaczął krążyć po mieszkaniu.
- Co chcesz wiedzieć, co?! Że wykorzystywałem Ubera, bo jego ojciec był szefem firmy, w której chciałem pracować? Że chodziło jedynie o to, aby być blisko tego człowieka, by zyskać w jego oczach jako przyjaciel i korepetytor jego synalka? Chcesz wiedzieć, jakim byłem sukinsynem, wykorzystując dziecko?
Siedziałem jak sparaliżowany i gapiłem się na niego. Przystanął i potarł dłońmi twarz.
- Byłem żałosny. Ale zdałem sobie z tego sprawę wtedy, kiedy było już za późno. Jego ojciec się dowiedział. Nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Ale ja nie chciałem dłużej tego ciągnąć. Rzuciłem Ubera i wróciłem tutaj. Bo nie było sensu, by dalej udawać.
- Hinta... - szepnąłem.
- Nie chciałem, byś wiedział jakim gnojem wtedy byłem. Chowałem to wszystko przed tobą i resztą, bo się wstydziłem. Chyba rozumiesz, prawda? Nie mogłem pozwolić na coś takiego. Wtedy straciłbym twoje zaufanie. A nie chciałem.
Ukucnął przede mną i złapał moją zdrową, prawą rękę w swoje dłonie.
- Kocham cię, Matt i nie chcę cię zranić. Za nic w świecie. Już i tak za dużo wycierpiałeś. Nie chcę patrzeć na twoje łzy.
- Czyli Uber... był dla ciebie nikim?
Pokiwał lekko głową.
- Czyli nie będziesz zły, jeśli dla mnie będzie kimś ważnym?
Zaskoczony otworzył usta niczym ryba.
- He? Że co?
Zarumieniłem się zdenerwowany i poprawiłem się na kanapie.
- Pytam się, czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, abym zaczął spotykać się z Uberem.
Siedział osłupiały i gapił się na mnie nie rozumiejąc.
- Bo on ponoć jest zakochany we mnie, Hinta. Ciągle mi to powtarza. Ja... ja nie wiem co do niego czuję, ale na pewno jest to sympatia. To na pewno. Lubię go.
Wzruszyłem ramieniem. Ciągle byłem zarumieniony, ale już nie tak bardzo.
- Ty... i ty... nie jesteś zszokowany? Tym, kim się okazałem? - wyszeptał Hinta.
- Wiesz, sądzę, że to trochę nie fair z twojej strony, ale raczej dziewięćdziesiąt procent populacji Ziemi także by coś takiego zrobiła, żeby zyskać wymarzone zatrudnienie. W pewnym sensie cię rozumiem, ale z drugiej strony mam ochotę cię zdzielić.
Parsknął, ale to parsknięcie zatuszował kaszlnięciem. Ale z niego głupi kłamca.
- Jesteś niemożliwy - sapnął. - Zawsze taki byłeś. Niby delikatny, jakbyś zaraz miał się rozpłakać, a potem nagle wyjeżdżasz z takimi tekstami. To nie jest normalne. Powinieneś się leczyć, braciszku.
Uśmiechnąłem się.
- Nie musisz mi tego mówić, bo sam o tym wiem, naprawdę. Lata praktyki robią swoje, kochany. To chyba normalne, prawda?
- Niezbyt.
- Baka.
Zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
- Przygotuję ci kąpiel. Wypij do końca.
- Hai, hai.
Wstał i odszedł, a ja rozsiadłem się na kanapie. Chociaż dobrze to ukrywałem, to faktycznie byłem naprawdę zszokowany wyznaniem Hinty. Uwiódł Ubera tylko do swoich celów? Kurcze, to niewiarygodne. Nigdy bym go o coś takiego nie posądził!
Mój przyjaciel ze szkoły o tym nie wiedział. I dobrze, bo chyba źle by przyjął fakt, że Hinta to mój brat. Szczerze powiedziawszy to bałem się, że kiedyś się dowie, a wtedy mnie znienawidzi. Ale jednak miałem nadzieję, że do tego czasu Uber rozkocha mnie w sobie do szaleństwa.
niedziela, 22 września 2013
środa, 18 września 2013
015
Rozdział trochę dłuższy niż 14. Obiecuję, że już w kolejnym, czyli 16, dowiecie się co łączyło Ubera i Hintę. Matt przeprowadzi poważną rozmowę z bratem. I obiecuję, że David zapłaci za to co zrobił głównemu bohaterowi.
Dziękuję za pozytywne komentarze. Dodajecie mi sił.
Ach, i jeszcze jedno! Liczba wyświetleń bloga niedługo dobije 1000! Nigdy tak nie miałam! To prawdziwy szok. Ale wszystko zawdzięczam wam! Dziękuję i rozdział dedykuje Wam wszystkim. Jesteście kochani.
Rozdział 15
- Idź na obiad. Burczy ci w brzuchu, dziecko - powiedziała pielęgniarka, gdy weszliśmy do szkoły. Po tych słowach odeszła.
Popatrzyłem przestraszony na Lili.
- Nie chcę. Wolę głodować.
Położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie było go dzisiaj na śniadaniu. Wyjechał. Nie wiem gdzie. Tak powiedział wszystkim Vinnie. Że wyjechał. Musisz coś zjeść. Chodź, będę tuż obok ciebie.
Przezwyciężyłem chęć ucieczki tylko dlatego, że byłem okropnie głodny i burczało mi w brzuchu. Poczłapałem za Szurniętą Lili, przyciskając dłoń w gipsie na temblaku do piersi. Ludzie nas mijali. Dzięki Bogu nikt nic nie podejrzewał, nikt nie zatrzymywał się, by na mnie popatrzeć lub ze mną porozmawiać.
- Chcę zjeść na uboczu - mruknąłem do Lili, gdy weszliśmy do zatłoczonej stołówki.
Kiwnęła zrezygnowana głową. Chyba chciała usiąść z Jodie.
- Przepraszam - szepnąłem zawstydzony.
- Nieważne - odparła z westchnieniem. - Chodźmy na koniec stołu Wyrzutków.
To coś takiego w ogóle istniało w tej szkole?
Ale gdy popatrzyłem na Lili, zrozumiałem, że chciała mnie po prostu rozśmieszyć. Nie wyszło jej.
Kurcze. Dzisiejszego dnia w ogóle nie zachowywała się jak Szurnięta Lili. Aż szok. Ale chyba nie robiła wokół siebie cyrku tylko dlatego, że ja byłem w takim stanie. Poobijany, cały w siniakach i ze złamaną ręką.
Usiedliśmy przy najmniej zaludnionym stoliku. Zacząłem jeść, dziękując Bogu za coś tak wspaniałego jak jedzenie. Uczucie, które wypełniało mój żołądek było po prostu cudowne.
Wciągnąłem się do rozmowy z Lili, która gadała na byle jakie tematy. Na przykład teraz mówiła mi o tym jak pan Trevor rozwalił tablicę multimedialną. Byłem jej wdzięczny, że stara się zająć mnie czymkolwiek innym niż rozmyślaniu o Davidzie.
Na mnie padł jakiś cień. Zamarłem przerażony, ale usłyszałem głos Ubera. Nie Davida.
- Hej, Matt, co ci się stało w rękę? - spytał zaskoczony, patrząc na gips.
Wziąłem głęboki oddech i odstawiłem widelec. Kiwnąłem na Lili, która podniosła się z miejsca i odeszła, taksując Ubera podejrzliwym spojrzeniem, jakby starała się ocenić, czy jest w stanie mi coś zrobić. Uznała, że nie, więc usiadła przy Jodie, która od razu zajęła ją rozmową.
Uber zajął miejsce Lili. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, czekając na wytłumaczenia.
- No więc? - rzucił w końcu, nabierając do ust frytki.
- David mi ją złamał - wydusiłem z siebie.
Uber zakrztusił się i wypluł nieprzeżyte jedzenie. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Że co?! - warknął po chwili. - Jak?
Pokręciłem głową.
- Pogadamy po obiedzie - szepnąłem, wpychając sobie w usta porcję sałatki.
Jedliśmy tak, jakby ktoś nas gonił. Gdy skończyliśmy, obydwoje wstaliśmy i wyszliśmy ze stołówki. Ja czułem na sobie wzrok Vinniego. To było straszne. Czy David powiedział mu to co mi zrobił? A może wspólnie to wymyślili?
Za dużo pytań.
Za mało odpowiedzi.
*
Weszliśmy do mojego pokoju. Łóżko dalej było nagie, bez pościeli i dziwnie puste. Usiadłem na jego krawędzi i cicho westchnąłem, masując sobie skronie prawą ręką.
Uber do mnie podszedł. Chciał mi poczochrać włosy, ale gdy tylko jego palce dotknęły mojej głowy, ja podskoczyłem jak oparzony i wycofałem się jak najdalej od niego w głąb pokoju, niepohamowanie drżąc. Chłopak stał oniemiały, a gdy zdał sobie sprawę z tego, dlaczego tak zareagowałem, zbladł mocno.
- Nie mów mi, że on... - wyszeptał. - Niemożliwe...
- Też sądziłem, że nie jest do tego zdolny - przyznałem, czując jak do oczu napływają mi łzy. Ja ciągle dzisiaj płakałem! Jak baba!
Oparłem się o ścianę i cicho zaszlochałem.
- Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem. Wykręcił mi rękę i ją złamał. Mówił wiele... okropnych słów. Potem, gdy przestał mówić, jaki to jestem żałosny, on... Nie potrafiłem się bronić. Był zbyt silny!
Płacząc, zacząłem mu opowiadać co się stało wczorajszego dnia. Słuchał mnie w kompletnej ciszy, zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy pałały wściekłością. Nie dziwiłem się. Sam byłem wściekły. Ale także i zrozpaczony jednocześnie. Nie potrafiłem wytłumaczyć swoich odczuć. Po prostu wszystko się we mnie kłębiło. Strach. Nienawiść. Zdrada. Ból. Rozpacz.
Nawet nie wiem kiedy Uber nagle znalazł się przy mnie i mocno obejmował. Tego dotyku się nie bałem. Gdy w szpitalu chciał mnie zbadać mężczyzna, myślałem, że ucieknę. Tak się przestraszyłem, że miałem wrażenie, że znowu jest noc.
Tyle że przy Uberze było inaczej. Jego się nie obawiałem. Nie wiem czemu. Instynkt? Na początku naszej znajomości był z niego ostry psychol.
Ale teraz jakby się uspokoił.
- To moja wina - szepnął nagle, ciągle mnie do siebie przytulając. - Gdyby, nie wymyślił tego głupiego zerwania przy wszystkich, nic by ci nie zrobił.
- Ale dzięki tobie pokazał mi swoją prawdziwą twarz! Gdyby to się nie stało, byłoby tylko gorzej, Uber. Ciągle bym był zaślepiony - wydukałem, zaciskając zdrową dłoń na jego nadgarstku. - Tu wina leży tylko i wyłącznie po stronie Davida.
Westchnął i przeczesał rozpuszczone włosy.
- Nie masz zamiaru nikomu powiedzieć, prawda? - spytał.
Pokręciłem głową.
- Nie. Boję się.
Oparł policzek o czubek mojej głowy.
- Tak, tak. Rozumiem. Ale nie obiecuję, że ja mu nic nie zrobię, jak go jeszcze kiedykolwiek spotkam - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nic. Mówiłem sam do siebie. Nie martw się.
Zamknąłem oczy i z błogim uczuciem zasnąłem w jego ramionach.
Nie dręczyły mnie koszmary, chociaż tego obawiałem się najbardziej. Bałem się, że będę się budził co nocy z krzykiem, cały zlany potem. Ale jednak tak nie było. Przypuszczałem, że to był wpływ obecności Ubera. Dziana mnie kojąco. To było miłe. Naprawdę. Czułem, że przy nim jestem dzwnie bezpieczny.
Rano Uber starał się mnie namówić do tego, bym opuścił lekcje. Nie miałem takiego zamiaru. Już i tak moja wczorajsza nieobecność przysporzyła mi kłopotów. Nie chciałem mieć zaległości, chociaż w zakątkach mojej psychiki ciągle dzwonił ten głupi, czerwony alarm, który kazał zaszyć mi się gdzieś w ciemnościach i nigdy się nie pojawiać.
- Na pewno czujesz się na siłach? - Uber zadawał ciągle to samo pytanie, gdy siedzieliśmy w stołówce i jedliśmy. Tak jak Lili powiedziała, David zniknął. Czyżby się bał, żę go wydam i postanowił uciec?
- Dam radę - westchnąłem. - Tak sądzę.
- Będę się nim opiekować - wybełkotała Lili z buzią pełną płatków. - Będzie bezpieczny. Tak sądzę.
- Tak sądzisz? - spytałem sceptycznie.
Pokiwała jedynie głową i słodko się uśmiechnęła. Wywróciłem oczami. Dziwna dziewczyna.
Na lekcjach udało mi się jakoś skupić. Maść, którą podarowała mi lekarka działała i już niemal bez bólu mogłem siedzieć na drewnianych krzesłach w sali. Przynajmniej jeden plus. Ale to nie zmieniało faktu, że to wszystko było i tak strasznie okropne...
Po zajęciach zaszyłem się w swoim pokoju. Usiadłem na świeżo posłanym łóżku i wybrałem numer Hinty. Chciałem z nim pogadać. Wygadać się mu. Był przecież moim bratem, tak? Powinien wiedzieć o rzeczach, które mnie spotykają. Nawet o tych najgorszych.
- Moshi Moshi?
- Miałeś rację co do Davida.
Cisza. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem się nie rozłączył, ale rozmowa dalej trwała.
- Co zrobił? - usłyszałem w końcu. Miał cichy i gardłowy głos. Był wściekły.
- Złamał mi rękę i... i... domyśl się. Nie powiem tego na głos - szepnąłem, czując, że mogę się zaraz załamać.
- Co za popieprzony skurwiel! - wrzasnął w słuchawkę Hinta. - Niech no ja go tylko spotkam! Zajebię gnoja, rozumiesz?! Skopię go tak, że własna matka go nie pozna! Zabiję go gołymi rękoma!
Ucichł, zapewne przyciskając dłoń do ust. W tle słyszałem krzyki oburzonej kobiety. Pewnie jego szefowej.
- Jak się czujesz? - spytał po chwili, gdy się uspokoił.
- Wszystko mnie boli i boję się... czasami... ale mam wsparcie. Nie jestem sam - wzruszyłem ramionami, myśląc o Uberze i Lili. Zacząłem się zastanawiać, czy nie powiedzieć mu o tym pierwszym.
- Przyjadę do ciebie. Zabiorę cię stamtąd. Powiedziałeś komuś?
- Iie - mruknąłem po japońsku. - Boję się, aniki. Nie dam rady.
- Kurwa - sapnął do słuchawki. - Przepraszam - zreflektował się. - Nie ważne. Zrywam się z pracy i po ciebie jadę. Jak go tylko zobaczę, zabiję.
- Zniknął. Nie ma go już w szkole - wytłumaczyłem, bawiąc się gipsem. Swędziała mnie pod nim skóra. - Zniknął jeszcze tej samej nocy... Mam propozycję. Może to ja do ciebie przyjadę na parę dni? Nie będziesz musiał przerywać pracy, a ja chcę pobyć trochę poza szkołą. Chcę odreagować. Muszę... zapomnieć.
Wiedziałem, że teraz zapewne gryzie kciuk. To był jego nawyk, gdy się zastanawiał.
- Dobrze. Zadzwonię do dyrektora i cię usprawiedliwię. Jeszcze dzisiaj wieczorem przyjedzie po ciebie szofer. Przyśle tego z waszego domu, bo ma bliżej. Przywiezie ciebie do mnie. Pasuje ci?
- Tak, aniki. Będzie świetnie - szepnąłem szczęśliwy, podkurczając nogi pod brodę.
- Zacznij się pakować. Niedługo się spotkamy.
- Dobra.
Rozłączyłem się i mimowolnie uśmiechnąłem. Kochałem Hintę. Był mi bardzo bliski. Pakując swoje rzeczy do małej walizki, obiecałem sobie, że porozmawiam z nim o Uberze. Musiałem to zrobić.
Właśnie miałem zamiar iść na kolację, gdy zadzwonił telefon. Tata. Mój ojciec do mnie dzwonił.
Zmarszczyłem brwi i odebrałem.
- Moshi Moshi? - spytałem niepewnie.
- Mów po angielsku, dzieciaku. Jesteśmy w Ameryce, nie Japonii - wywarczał w słuchawkę.
- Gom... To znaczy przepraszam - droczyłem go.
Fuknął oburzony.
- Dzwonił do mnie twój brat. Jedziesz do niego, tak? A co z nauką?
- Spokojnie, nadrobię. I tak wyprzedzam materiał - skłamałem. W rozmowie z ojcem zawsze gładko mi to szło. To było aż żałosne.
- Dobrze. Nauczyciele nie będą się czepiać? Zapłaciłem za twoje wykształcenie, tak? Nie będę marnować na ciebie pieniędzy.
- Hai, hai.
Miałem ochotę wrzasnąć w słuchawkę: nikt nie kazał ci mnie zapisywać do tej zasranej szkoły! Ale się powstrzymałem. Mój ojciec był skąpym gnojem. Na pewno mnie w ogóle nie kochał. Po prostu zapłodnił moją matkę i stworzył niestety mnie. To był jego poważny błąd. Kiedyś w złości tak do mnie krzyknął. Znienawidziłem go jeszcze bardziej.
Ale jednak rodzica się nie wybiera, tak?
Dziękuję za pozytywne komentarze. Dodajecie mi sił.
Ach, i jeszcze jedno! Liczba wyświetleń bloga niedługo dobije 1000! Nigdy tak nie miałam! To prawdziwy szok. Ale wszystko zawdzięczam wam! Dziękuję i rozdział dedykuje Wam wszystkim. Jesteście kochani.
Rozdział 15
- Idź na obiad. Burczy ci w brzuchu, dziecko - powiedziała pielęgniarka, gdy weszliśmy do szkoły. Po tych słowach odeszła.
Popatrzyłem przestraszony na Lili.
- Nie chcę. Wolę głodować.
Położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie było go dzisiaj na śniadaniu. Wyjechał. Nie wiem gdzie. Tak powiedział wszystkim Vinnie. Że wyjechał. Musisz coś zjeść. Chodź, będę tuż obok ciebie.
Przezwyciężyłem chęć ucieczki tylko dlatego, że byłem okropnie głodny i burczało mi w brzuchu. Poczłapałem za Szurniętą Lili, przyciskając dłoń w gipsie na temblaku do piersi. Ludzie nas mijali. Dzięki Bogu nikt nic nie podejrzewał, nikt nie zatrzymywał się, by na mnie popatrzeć lub ze mną porozmawiać.
- Chcę zjeść na uboczu - mruknąłem do Lili, gdy weszliśmy do zatłoczonej stołówki.
Kiwnęła zrezygnowana głową. Chyba chciała usiąść z Jodie.
- Przepraszam - szepnąłem zawstydzony.
- Nieważne - odparła z westchnieniem. - Chodźmy na koniec stołu Wyrzutków.
To coś takiego w ogóle istniało w tej szkole?
Ale gdy popatrzyłem na Lili, zrozumiałem, że chciała mnie po prostu rozśmieszyć. Nie wyszło jej.
Kurcze. Dzisiejszego dnia w ogóle nie zachowywała się jak Szurnięta Lili. Aż szok. Ale chyba nie robiła wokół siebie cyrku tylko dlatego, że ja byłem w takim stanie. Poobijany, cały w siniakach i ze złamaną ręką.
Usiedliśmy przy najmniej zaludnionym stoliku. Zacząłem jeść, dziękując Bogu za coś tak wspaniałego jak jedzenie. Uczucie, które wypełniało mój żołądek było po prostu cudowne.
Wciągnąłem się do rozmowy z Lili, która gadała na byle jakie tematy. Na przykład teraz mówiła mi o tym jak pan Trevor rozwalił tablicę multimedialną. Byłem jej wdzięczny, że stara się zająć mnie czymkolwiek innym niż rozmyślaniu o Davidzie.
Na mnie padł jakiś cień. Zamarłem przerażony, ale usłyszałem głos Ubera. Nie Davida.
- Hej, Matt, co ci się stało w rękę? - spytał zaskoczony, patrząc na gips.
Wziąłem głęboki oddech i odstawiłem widelec. Kiwnąłem na Lili, która podniosła się z miejsca i odeszła, taksując Ubera podejrzliwym spojrzeniem, jakby starała się ocenić, czy jest w stanie mi coś zrobić. Uznała, że nie, więc usiadła przy Jodie, która od razu zajęła ją rozmową.
Uber zajął miejsce Lili. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, czekając na wytłumaczenia.
- No więc? - rzucił w końcu, nabierając do ust frytki.
- David mi ją złamał - wydusiłem z siebie.
Uber zakrztusił się i wypluł nieprzeżyte jedzenie. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Że co?! - warknął po chwili. - Jak?
Pokręciłem głową.
- Pogadamy po obiedzie - szepnąłem, wpychając sobie w usta porcję sałatki.
Jedliśmy tak, jakby ktoś nas gonił. Gdy skończyliśmy, obydwoje wstaliśmy i wyszliśmy ze stołówki. Ja czułem na sobie wzrok Vinniego. To było straszne. Czy David powiedział mu to co mi zrobił? A może wspólnie to wymyślili?
Za dużo pytań.
Za mało odpowiedzi.
*
Weszliśmy do mojego pokoju. Łóżko dalej było nagie, bez pościeli i dziwnie puste. Usiadłem na jego krawędzi i cicho westchnąłem, masując sobie skronie prawą ręką.
Uber do mnie podszedł. Chciał mi poczochrać włosy, ale gdy tylko jego palce dotknęły mojej głowy, ja podskoczyłem jak oparzony i wycofałem się jak najdalej od niego w głąb pokoju, niepohamowanie drżąc. Chłopak stał oniemiały, a gdy zdał sobie sprawę z tego, dlaczego tak zareagowałem, zbladł mocno.
- Nie mów mi, że on... - wyszeptał. - Niemożliwe...
- Też sądziłem, że nie jest do tego zdolny - przyznałem, czując jak do oczu napływają mi łzy. Ja ciągle dzisiaj płakałem! Jak baba!
Oparłem się o ścianę i cicho zaszlochałem.
- Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem. Wykręcił mi rękę i ją złamał. Mówił wiele... okropnych słów. Potem, gdy przestał mówić, jaki to jestem żałosny, on... Nie potrafiłem się bronić. Był zbyt silny!
Płacząc, zacząłem mu opowiadać co się stało wczorajszego dnia. Słuchał mnie w kompletnej ciszy, zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy pałały wściekłością. Nie dziwiłem się. Sam byłem wściekły. Ale także i zrozpaczony jednocześnie. Nie potrafiłem wytłumaczyć swoich odczuć. Po prostu wszystko się we mnie kłębiło. Strach. Nienawiść. Zdrada. Ból. Rozpacz.
Nawet nie wiem kiedy Uber nagle znalazł się przy mnie i mocno obejmował. Tego dotyku się nie bałem. Gdy w szpitalu chciał mnie zbadać mężczyzna, myślałem, że ucieknę. Tak się przestraszyłem, że miałem wrażenie, że znowu jest noc.
Tyle że przy Uberze było inaczej. Jego się nie obawiałem. Nie wiem czemu. Instynkt? Na początku naszej znajomości był z niego ostry psychol.
Ale teraz jakby się uspokoił.
- To moja wina - szepnął nagle, ciągle mnie do siebie przytulając. - Gdyby, nie wymyślił tego głupiego zerwania przy wszystkich, nic by ci nie zrobił.
- Ale dzięki tobie pokazał mi swoją prawdziwą twarz! Gdyby to się nie stało, byłoby tylko gorzej, Uber. Ciągle bym był zaślepiony - wydukałem, zaciskając zdrową dłoń na jego nadgarstku. - Tu wina leży tylko i wyłącznie po stronie Davida.
Westchnął i przeczesał rozpuszczone włosy.
- Nie masz zamiaru nikomu powiedzieć, prawda? - spytał.
Pokręciłem głową.
- Nie. Boję się.
Oparł policzek o czubek mojej głowy.
- Tak, tak. Rozumiem. Ale nie obiecuję, że ja mu nic nie zrobię, jak go jeszcze kiedykolwiek spotkam - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nic. Mówiłem sam do siebie. Nie martw się.
Zamknąłem oczy i z błogim uczuciem zasnąłem w jego ramionach.
Nie dręczyły mnie koszmary, chociaż tego obawiałem się najbardziej. Bałem się, że będę się budził co nocy z krzykiem, cały zlany potem. Ale jednak tak nie było. Przypuszczałem, że to był wpływ obecności Ubera. Dziana mnie kojąco. To było miłe. Naprawdę. Czułem, że przy nim jestem dzwnie bezpieczny.
Rano Uber starał się mnie namówić do tego, bym opuścił lekcje. Nie miałem takiego zamiaru. Już i tak moja wczorajsza nieobecność przysporzyła mi kłopotów. Nie chciałem mieć zaległości, chociaż w zakątkach mojej psychiki ciągle dzwonił ten głupi, czerwony alarm, który kazał zaszyć mi się gdzieś w ciemnościach i nigdy się nie pojawiać.
- Na pewno czujesz się na siłach? - Uber zadawał ciągle to samo pytanie, gdy siedzieliśmy w stołówce i jedliśmy. Tak jak Lili powiedziała, David zniknął. Czyżby się bał, żę go wydam i postanowił uciec?
- Dam radę - westchnąłem. - Tak sądzę.
- Będę się nim opiekować - wybełkotała Lili z buzią pełną płatków. - Będzie bezpieczny. Tak sądzę.
- Tak sądzisz? - spytałem sceptycznie.
Pokiwała jedynie głową i słodko się uśmiechnęła. Wywróciłem oczami. Dziwna dziewczyna.
Na lekcjach udało mi się jakoś skupić. Maść, którą podarowała mi lekarka działała i już niemal bez bólu mogłem siedzieć na drewnianych krzesłach w sali. Przynajmniej jeden plus. Ale to nie zmieniało faktu, że to wszystko było i tak strasznie okropne...
Po zajęciach zaszyłem się w swoim pokoju. Usiadłem na świeżo posłanym łóżku i wybrałem numer Hinty. Chciałem z nim pogadać. Wygadać się mu. Był przecież moim bratem, tak? Powinien wiedzieć o rzeczach, które mnie spotykają. Nawet o tych najgorszych.
- Moshi Moshi?
- Miałeś rację co do Davida.
Cisza. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem się nie rozłączył, ale rozmowa dalej trwała.
- Co zrobił? - usłyszałem w końcu. Miał cichy i gardłowy głos. Był wściekły.
- Złamał mi rękę i... i... domyśl się. Nie powiem tego na głos - szepnąłem, czując, że mogę się zaraz załamać.
- Co za popieprzony skurwiel! - wrzasnął w słuchawkę Hinta. - Niech no ja go tylko spotkam! Zajebię gnoja, rozumiesz?! Skopię go tak, że własna matka go nie pozna! Zabiję go gołymi rękoma!
Ucichł, zapewne przyciskając dłoń do ust. W tle słyszałem krzyki oburzonej kobiety. Pewnie jego szefowej.
- Jak się czujesz? - spytał po chwili, gdy się uspokoił.
- Wszystko mnie boli i boję się... czasami... ale mam wsparcie. Nie jestem sam - wzruszyłem ramionami, myśląc o Uberze i Lili. Zacząłem się zastanawiać, czy nie powiedzieć mu o tym pierwszym.
- Przyjadę do ciebie. Zabiorę cię stamtąd. Powiedziałeś komuś?
- Iie - mruknąłem po japońsku. - Boję się, aniki. Nie dam rady.
- Kurwa - sapnął do słuchawki. - Przepraszam - zreflektował się. - Nie ważne. Zrywam się z pracy i po ciebie jadę. Jak go tylko zobaczę, zabiję.
- Zniknął. Nie ma go już w szkole - wytłumaczyłem, bawiąc się gipsem. Swędziała mnie pod nim skóra. - Zniknął jeszcze tej samej nocy... Mam propozycję. Może to ja do ciebie przyjadę na parę dni? Nie będziesz musiał przerywać pracy, a ja chcę pobyć trochę poza szkołą. Chcę odreagować. Muszę... zapomnieć.
Wiedziałem, że teraz zapewne gryzie kciuk. To był jego nawyk, gdy się zastanawiał.
- Dobrze. Zadzwonię do dyrektora i cię usprawiedliwię. Jeszcze dzisiaj wieczorem przyjedzie po ciebie szofer. Przyśle tego z waszego domu, bo ma bliżej. Przywiezie ciebie do mnie. Pasuje ci?
- Tak, aniki. Będzie świetnie - szepnąłem szczęśliwy, podkurczając nogi pod brodę.
- Zacznij się pakować. Niedługo się spotkamy.
- Dobra.
Rozłączyłem się i mimowolnie uśmiechnąłem. Kochałem Hintę. Był mi bardzo bliski. Pakując swoje rzeczy do małej walizki, obiecałem sobie, że porozmawiam z nim o Uberze. Musiałem to zrobić.
Właśnie miałem zamiar iść na kolację, gdy zadzwonił telefon. Tata. Mój ojciec do mnie dzwonił.
Zmarszczyłem brwi i odebrałem.
- Moshi Moshi? - spytałem niepewnie.
- Mów po angielsku, dzieciaku. Jesteśmy w Ameryce, nie Japonii - wywarczał w słuchawkę.
- Gom... To znaczy przepraszam - droczyłem go.
Fuknął oburzony.
- Dzwonił do mnie twój brat. Jedziesz do niego, tak? A co z nauką?
- Spokojnie, nadrobię. I tak wyprzedzam materiał - skłamałem. W rozmowie z ojcem zawsze gładko mi to szło. To było aż żałosne.
- Dobrze. Nauczyciele nie będą się czepiać? Zapłaciłem za twoje wykształcenie, tak? Nie będę marnować na ciebie pieniędzy.
- Hai, hai.
Miałem ochotę wrzasnąć w słuchawkę: nikt nie kazał ci mnie zapisywać do tej zasranej szkoły! Ale się powstrzymałem. Mój ojciec był skąpym gnojem. Na pewno mnie w ogóle nie kochał. Po prostu zapłodnił moją matkę i stworzył niestety mnie. To był jego poważny błąd. Kiedyś w złości tak do mnie krzyknął. Znienawidziłem go jeszcze bardziej.
Ale jednak rodzica się nie wybiera, tak?
wtorek, 17 września 2013
014
Przepraszam, jeśli uznacie, że ten rozdział jest słaby i ogólnie głupi. Po prostu dzisiejszy dzień był dla mnie okropny, totalnie bezsensowny. Jeszcze raz przepraszam.
Rozdział 14
Czułem się brudny. Na ciele i umyśle. Chociaż jego już nie było, ja wciąż czułem te obrzydliwe dłonie na swoim ciele. Miałem ochotę wymiotować, gdy tylko przypominałem sobie jego dotyk.
Byłem zbrukany.
W nocy straciłem przytomność. Dzięki Bogu, bo nie wiem, czy bym wytrzymał, skoro po przebudzeniu całe moje ciało boleśnie pulsowało w rytm tętna i bicia serca. Gdy leżąc nagi w skotłowanej pościeli przypomniałem sobie wszystkie szczegóły wczorajszego wieczora, nie potrafiłem powstrzymać szlochu. Płakałem, leżąc na boku i przyciskając złamaną rękę do torsu.
Nie wiem ile czasu mi minęło na zastanawianiu się, dlaczego po prostu wczoraj mnie nie zabił. Tłukłem się z myślą, że powinienem umrzeć. Że nie powinno mnie tu już być. Przecież i tak nikogo nie obchodzę. Cały świat miał mnie głęboko w dupie.
Ciągle czułem na sobie jego dotyk, zapach i okropny pot zmieszany z inną substancją. Brzydziłem się własnego ciała.
Dlaczego?
Dlaczego nigdy nie zauważyłem, jaki jest naprawdę? Czemu ślepo mu we wszystko wierzyłem. Tak jak mówił, jestem po prostu naiwny.
Żałosny.
Szczerze powiedziawszy to się bałem, że on wróci i będzie chciał znów zrobić mi krzywdę, chociaż byłem pewien, że tego bym nie wytrzymał. Nigdy w życiu. Nie chciałem przeżywać tego samego co wczoraj.
*
Pukanie do drzwi mojego pokoju wyrwało mnie z niespokojnego snu, który był przepełniony samymi koszmarami. Wzdrygnąłem się przestraszony, że to może David wrócił, ale uświadomiłem sobie, że przecież nie pukałby, prawda?
- Matt, to ja - usłyszałem słodki głosik Szalonej Lili. - Nauczycielka kazała mi do ciebie przyjść i zobaczyć co ci jest. Jesteś tam? Matt?
Zapukała znowu.
- Lili, wejdź - wychrypiałem, krzywiąc się z bólu.
Drzwi się uchyliły i zobaczyłem czuprynę dziewczyny. Na mój widok wydała cichy krzyk i wbiegła do środka.
- Jezu! Matt!
Złapała mnie za rękę, niestety tą złamaną, czyli lewą, co przyjąłem z wrzaskiem bólu. Przerażona też krzyknęła, upadając tyłkiem o ziemię. Spódniczka od mundurka zadarła się i widziałem jej różowe majtki.
Przycisnęła drżącą dłoń do ust.
- Boże... Kto ci to... Matko Boska.... Pójdę po nauczy...
- Nie! - zawołałem spanikowany, starając się usiąść. - Błagam, Lili, nie. Proszę...
Mówiąc, niemal szlochałem. Czułem się upokorzony, że dziewczyna widzi mnie w takim stanie, a nie przeżyłbym, gdyby zobaczył mnie ktoś jeszcze.
- Błagam, po prostu mi pomóż wstać i pójść do łazienki. Proszę - jęknąłem do oszołomionej nastolatki.
Z trudem się podniosła i do mnie podeszła. Dziwne. Myślałem, że jest typem, który lubi krew i ogólnie straszne rzeczy. Kurcze, przy naszym pierwszym spotkaniu chciała się ze mną pobawić w doktora z tasakiem! To nie było normalne.
Wsparty na jej ramieniu poszedłem do łazienki. Każdy krok sprawiał, że chciałem jęczeć z bólu, ale zaciskałem zęby. Lili drżała ze strachu, bo wciąż była w szoku. Pomogła mi wejść do kabiny, niechcący dotykając mojej lewej ręki. Syknąłem cicho, a ona jak oparzona cofnęła dłonie.
- Poczekaj w pokoju, proszę - wydusiłem z zamkniętymi oczami. - Nadal potrzebuję pomocy.
Pokiwała jedynie głową i wyszła. Odkręciłem zdrową ręką gorącą wodę. Myjąc się, krzywiłem się z bólu, aż w pewnym momencie znowu wybuchłem płaczem, widząc siniaki na biodrach, po wewnętrznej stronie ud i na talii. Nie potrafiłem inaczej zareagować. Po prostu byłem za słaby. Za słaby na życie.
- Lili, musisz mi pomóc - powiedziałem na tyle głośno, by mnie usłyszała.
Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Po raz kolejny powtarzałem sobie, jaki to jestem żałosny, prosząc o pomoc Lili. Upokarzające było to, że widziała mnie w takim stanie, po tym jak chłopak, którego kochałem przez długi czas, mnie zgwałcił. Nie mówiła tego na głos, ale doskonale wiedziałem, że domyśla się kto mi to wszystko zrobił.
- Musimy iść z tą ręką do pielęgniarki - powiedziała nieco już uspokojona Lili, gdy siedziałem ubrany na łóżku, z którego wcześniej musiała zgarnąć zakrwawioną i pobrudzoną pościel.
- Nie. Nie chcę, by jakikolwiek uczeń mnie widział - pokręciłem głową.
- Trwają lekcje - zapewniła. - Przejdziemy tak, by nikt nic nie zobaczył, obiecuję. Po prostu pozwól sobie pomóc, Matt. Nic ci nie zrobię.
*
Rękę miałem złamaną tuż pod łokciem. Tak jak podejrzewałem. Pielęgniarka rzecz jasna mnie wypytywała w drodze do szpitala, ale ja siedziałem cicho, nic nie mówiąc. Lili także nic nie mówiła.
Po tym jak zeszliśmy na dół i pokazaliśmy kobiecie moją rękę, od razu wsadziła mnie do auta by pojechać do szpitala. Lili zrobiła jej awanturę, że pojedzie razem ze mną. Bardzo jej za to w myślach dziękowałem.
Idąc przez korytarze, ciągle oglądałem się za siebie z obawy, że gdzieś tam czai się David, który zaraz na mnie wyskoczy i zrobi jeszcze większą krzywdę. Na szczęście tak nie było. Faktycznie dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki niezauważeni.
Siedziałem teraz na kozetce w szpitalu, z lewą ręką w gipsie. Przede mną siedziała młoda lekarka.
- Matt, tak? - spytała, uśmiechając się przyjaźnie. - Powiesz mi, jak to się stało, że masz złamaną rękę?
Nie odpowiedziałem, jedynie dalej wlepiałem wzrok w gips.
- Wiem, że nie zrobiłeś sobie tego sam - rzekła. - Masz na ciele siniaki.
Zacisnąłem zdrową rękę w pięść, co nie uszło uwadze młodej lekarki.
- Powiedz, ktoś zrobił ci krzywdę, prawda? - zapytała delikatnie. - Czy ktoś zmusił cię?
Nie potrafiłem nie kiwnąć głowę. Kobieta otworzyła lekko szerzej oczy, ale zaraz potem odzyskała rezon.
- Czy to któryś z nauczycieli? - pokręciłem głową. - Uczeń?
Tutaj zamarłem, bo przypomniałem sobie, co powiedział mi David. Że mi nie popuści, jeśli kiedykolwiek komuś powiem.
- Nie! To nie tak! Ja spadłem ze schodów! Potknąłem się i spadłem! Nikt mi nic nie zrobił! - zacząłem krzyczeć przerażony, patrząc błagalnie na zaskoczoną lekarkę. - Ja sobie to sam zrobiłem! Nikt mnie do niczego nie zmusił!
- Spokojnie, spokojnie! - złapała mnie za rękę i uspokajająco pogłaskała palcami. - Spokojnie. Jesteśmy tu tylko ja i ty. Nie musisz kłamać. Możesz powiedzieć mi prawdę. Sprawca się o tym nie dowie, obiecuję. Dostanie tylko to, na co zasłużył. Nie musi wiedzieć, że to ty to powiedziałeś.
- Domyśli się - wyszlochałem, a z moich oczu poleciały łzy. - Nie mogę. Nie mogę... Ja się boję...
Wydałem z siebie zduszony szloch, obejmując się zdrowym ramieniem. Drżałem przerażony, a przed oczami stały mi obrazy poprzedniego wieczoru.
- Nie mogę...
- Spokojnie, Matt, spokojnie.
Pogłaskała mnie po głowie, czekając aż się uspokoję. Gdy to nastało, usiadła na swoim miejscu i zaczęła szukać czegoś w szufladzie zagraconego biurka.
- Proszę - podała mi wizytówkę. - To numer do mojej przyjaciółki. Jest psychologiem. Zadzwoń do niej i porozmawiaj. Pomoże ci to, naprawdę.
Schowałem karteczkę do spodni, krzywiąc się, co kobieta zauważyła. Po chwili szukania podała mi tubkę jakiegoś leku.
- Smaruj tym trzy razy dziennie siniaki. Pozwoli znieść ból i ślady szybciej znikną.
Pokiwałem głową. Wstałem powoli, a ona poklepała mnie po ramieniu.
- Przemyśl to, żeby zawiadomić odpowiednie organy. Ten ktoś musi za to zapłacić, wiesz o tym. Wróć tu za miesiąc.
- Dziękuję - wymamrotałem i wyszedłem.
Rozdział 14
Czułem się brudny. Na ciele i umyśle. Chociaż jego już nie było, ja wciąż czułem te obrzydliwe dłonie na swoim ciele. Miałem ochotę wymiotować, gdy tylko przypominałem sobie jego dotyk.
Byłem zbrukany.
W nocy straciłem przytomność. Dzięki Bogu, bo nie wiem, czy bym wytrzymał, skoro po przebudzeniu całe moje ciało boleśnie pulsowało w rytm tętna i bicia serca. Gdy leżąc nagi w skotłowanej pościeli przypomniałem sobie wszystkie szczegóły wczorajszego wieczora, nie potrafiłem powstrzymać szlochu. Płakałem, leżąc na boku i przyciskając złamaną rękę do torsu.
Nie wiem ile czasu mi minęło na zastanawianiu się, dlaczego po prostu wczoraj mnie nie zabił. Tłukłem się z myślą, że powinienem umrzeć. Że nie powinno mnie tu już być. Przecież i tak nikogo nie obchodzę. Cały świat miał mnie głęboko w dupie.
Ciągle czułem na sobie jego dotyk, zapach i okropny pot zmieszany z inną substancją. Brzydziłem się własnego ciała.
Dlaczego?
Dlaczego nigdy nie zauważyłem, jaki jest naprawdę? Czemu ślepo mu we wszystko wierzyłem. Tak jak mówił, jestem po prostu naiwny.
Żałosny.
Szczerze powiedziawszy to się bałem, że on wróci i będzie chciał znów zrobić mi krzywdę, chociaż byłem pewien, że tego bym nie wytrzymał. Nigdy w życiu. Nie chciałem przeżywać tego samego co wczoraj.
*
Pukanie do drzwi mojego pokoju wyrwało mnie z niespokojnego snu, który był przepełniony samymi koszmarami. Wzdrygnąłem się przestraszony, że to może David wrócił, ale uświadomiłem sobie, że przecież nie pukałby, prawda?
- Matt, to ja - usłyszałem słodki głosik Szalonej Lili. - Nauczycielka kazała mi do ciebie przyjść i zobaczyć co ci jest. Jesteś tam? Matt?
Zapukała znowu.
- Lili, wejdź - wychrypiałem, krzywiąc się z bólu.
Drzwi się uchyliły i zobaczyłem czuprynę dziewczyny. Na mój widok wydała cichy krzyk i wbiegła do środka.
- Jezu! Matt!
Złapała mnie za rękę, niestety tą złamaną, czyli lewą, co przyjąłem z wrzaskiem bólu. Przerażona też krzyknęła, upadając tyłkiem o ziemię. Spódniczka od mundurka zadarła się i widziałem jej różowe majtki.
Przycisnęła drżącą dłoń do ust.
- Boże... Kto ci to... Matko Boska.... Pójdę po nauczy...
- Nie! - zawołałem spanikowany, starając się usiąść. - Błagam, Lili, nie. Proszę...
Mówiąc, niemal szlochałem. Czułem się upokorzony, że dziewczyna widzi mnie w takim stanie, a nie przeżyłbym, gdyby zobaczył mnie ktoś jeszcze.
- Błagam, po prostu mi pomóż wstać i pójść do łazienki. Proszę - jęknąłem do oszołomionej nastolatki.
Z trudem się podniosła i do mnie podeszła. Dziwne. Myślałem, że jest typem, który lubi krew i ogólnie straszne rzeczy. Kurcze, przy naszym pierwszym spotkaniu chciała się ze mną pobawić w doktora z tasakiem! To nie było normalne.
Wsparty na jej ramieniu poszedłem do łazienki. Każdy krok sprawiał, że chciałem jęczeć z bólu, ale zaciskałem zęby. Lili drżała ze strachu, bo wciąż była w szoku. Pomogła mi wejść do kabiny, niechcący dotykając mojej lewej ręki. Syknąłem cicho, a ona jak oparzona cofnęła dłonie.
- Poczekaj w pokoju, proszę - wydusiłem z zamkniętymi oczami. - Nadal potrzebuję pomocy.
Pokiwała jedynie głową i wyszła. Odkręciłem zdrową ręką gorącą wodę. Myjąc się, krzywiłem się z bólu, aż w pewnym momencie znowu wybuchłem płaczem, widząc siniaki na biodrach, po wewnętrznej stronie ud i na talii. Nie potrafiłem inaczej zareagować. Po prostu byłem za słaby. Za słaby na życie.
- Lili, musisz mi pomóc - powiedziałem na tyle głośno, by mnie usłyszała.
Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Po raz kolejny powtarzałem sobie, jaki to jestem żałosny, prosząc o pomoc Lili. Upokarzające było to, że widziała mnie w takim stanie, po tym jak chłopak, którego kochałem przez długi czas, mnie zgwałcił. Nie mówiła tego na głos, ale doskonale wiedziałem, że domyśla się kto mi to wszystko zrobił.
- Musimy iść z tą ręką do pielęgniarki - powiedziała nieco już uspokojona Lili, gdy siedziałem ubrany na łóżku, z którego wcześniej musiała zgarnąć zakrwawioną i pobrudzoną pościel.
- Nie. Nie chcę, by jakikolwiek uczeń mnie widział - pokręciłem głową.
- Trwają lekcje - zapewniła. - Przejdziemy tak, by nikt nic nie zobaczył, obiecuję. Po prostu pozwól sobie pomóc, Matt. Nic ci nie zrobię.
*
Rękę miałem złamaną tuż pod łokciem. Tak jak podejrzewałem. Pielęgniarka rzecz jasna mnie wypytywała w drodze do szpitala, ale ja siedziałem cicho, nic nie mówiąc. Lili także nic nie mówiła.
Po tym jak zeszliśmy na dół i pokazaliśmy kobiecie moją rękę, od razu wsadziła mnie do auta by pojechać do szpitala. Lili zrobiła jej awanturę, że pojedzie razem ze mną. Bardzo jej za to w myślach dziękowałem.
Idąc przez korytarze, ciągle oglądałem się za siebie z obawy, że gdzieś tam czai się David, który zaraz na mnie wyskoczy i zrobi jeszcze większą krzywdę. Na szczęście tak nie było. Faktycznie dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki niezauważeni.
Siedziałem teraz na kozetce w szpitalu, z lewą ręką w gipsie. Przede mną siedziała młoda lekarka.
- Matt, tak? - spytała, uśmiechając się przyjaźnie. - Powiesz mi, jak to się stało, że masz złamaną rękę?
Nie odpowiedziałem, jedynie dalej wlepiałem wzrok w gips.
- Wiem, że nie zrobiłeś sobie tego sam - rzekła. - Masz na ciele siniaki.
Zacisnąłem zdrową rękę w pięść, co nie uszło uwadze młodej lekarki.
- Powiedz, ktoś zrobił ci krzywdę, prawda? - zapytała delikatnie. - Czy ktoś zmusił cię?
Nie potrafiłem nie kiwnąć głowę. Kobieta otworzyła lekko szerzej oczy, ale zaraz potem odzyskała rezon.
- Czy to któryś z nauczycieli? - pokręciłem głową. - Uczeń?
Tutaj zamarłem, bo przypomniałem sobie, co powiedział mi David. Że mi nie popuści, jeśli kiedykolwiek komuś powiem.
- Nie! To nie tak! Ja spadłem ze schodów! Potknąłem się i spadłem! Nikt mi nic nie zrobił! - zacząłem krzyczeć przerażony, patrząc błagalnie na zaskoczoną lekarkę. - Ja sobie to sam zrobiłem! Nikt mnie do niczego nie zmusił!
- Spokojnie, spokojnie! - złapała mnie za rękę i uspokajająco pogłaskała palcami. - Spokojnie. Jesteśmy tu tylko ja i ty. Nie musisz kłamać. Możesz powiedzieć mi prawdę. Sprawca się o tym nie dowie, obiecuję. Dostanie tylko to, na co zasłużył. Nie musi wiedzieć, że to ty to powiedziałeś.
- Domyśli się - wyszlochałem, a z moich oczu poleciały łzy. - Nie mogę. Nie mogę... Ja się boję...
Wydałem z siebie zduszony szloch, obejmując się zdrowym ramieniem. Drżałem przerażony, a przed oczami stały mi obrazy poprzedniego wieczoru.
- Nie mogę...
- Spokojnie, Matt, spokojnie.
Pogłaskała mnie po głowie, czekając aż się uspokoję. Gdy to nastało, usiadła na swoim miejscu i zaczęła szukać czegoś w szufladzie zagraconego biurka.
- Proszę - podała mi wizytówkę. - To numer do mojej przyjaciółki. Jest psychologiem. Zadzwoń do niej i porozmawiaj. Pomoże ci to, naprawdę.
Schowałem karteczkę do spodni, krzywiąc się, co kobieta zauważyła. Po chwili szukania podała mi tubkę jakiegoś leku.
- Smaruj tym trzy razy dziennie siniaki. Pozwoli znieść ból i ślady szybciej znikną.
Pokiwałem głową. Wstałem powoli, a ona poklepała mnie po ramieniu.
- Przemyśl to, żeby zawiadomić odpowiednie organy. Ten ktoś musi za to zapłacić, wiesz o tym. Wróć tu za miesiąc.
- Dziękuję - wymamrotałem i wyszedłem.
niedziela, 15 września 2013
013
Na samym początku dziękuję za wspaniałe komentarze Gupia ;-;, i Brudny toster. Czytając je, ciągle miałam uśmiech na twarzy. Cudownie jest mieć takie czytelniczki. Co do rozdziału, to mam nadzieję, że się podoba. Nie lubię już Davida za to, co teraz zrobił. Znienawidziłam własną postać. Ale ze mnie kretynka. Mam nadzieję, że nie przesadziłam. Ma ktoś jakiś pomysł, co może być w kolejnym rozdziale? Chętnie skorzystam z pomocy!
Rozdział 13
Szedłem właśnie do biblioteki, gdy nagle Uber wypadł zza zakrętu i złapał mnie za golf, by mocno pocałować. Byliśmy na środku korytarza, wśród innych uczniów, więc nieco mnie to zaskoczony. Co ja piszę! Boże, to był dla mnie ogromny szok!
- Co ty...? - jęknąłem, odsuwając się na chwilę.
- Zaraz zobaczysz.
Znów mnie do siebie przyciągnął, a jakaś dziewczyna zrobiła nam zdjęcie. Kij z tym, miałem to szczerze powiedziawszy gdzieś. Naprawdę.
Po pięciu sekundach za plecami Ubera zobaczyłem Davida. Stał z opadniętą szczęką, a obok niego stał Vinnie. Obydwoje gapili się na nas oniemiali. Ha. A więc Uber dlatego mnie całował. A więc jego plan miał się powieść. Spontaniczność, ta? Na oczach uczniów, na środku korytarza?
Mi pasuje.
Złapałem go za kark i wciąż patrząc kątem oka na Davida, pogłębiłem pocałunek. David zbladł, patrząc jak Uber wkłada rękę pod mój czarny golf. Mimowolnie zadrżałem, bo jednak dotyk nastolatka na mnie podziałał. W szczególności, że jego dłoń tak bardzo delikatnie gładziła mój brzuch, że doprowadzał mnie do szaleństwa.
Nie zdziwiłbym się, gdy nagle wpadł na pomysł, by mnie przy wszystkich przelecieć. Zresztą, nie miałbym nic przeciwko temu. Byłem w TYM nastroju. A Uber dotykał mnie z taką wprawą, że aż się przeraziłem.
Ale nie wyglądało na to, że chłopak ma zamiar to zrobić. Chyba się powstrzymywał. Czułem to w jego pocałunku. Był chaotyczny i namiętny.
Spontaniczny.
W końcu odsunąłem się od niego, dysząc ciężko. Popatrzyłem mu w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem. Niemal niewidocznie wzruszył ramionami. Cofnął ręce i pozwolił mi się odwrócić w kierunku dalej oniemiałego Davida.
- Chyba zrozumiałeś, co nie? Koniec z nami. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Że... co?
- Ułomny jesteś? - prychnąłem. - Przeliteruje ci. K-o-n-i-e-c z n-a-m-i. Teraz rozumiesz?
- Nie możesz! - sapnął, czerwieniąc ze złości. - Zrywasz ze mną dla tego... tego... brudasa?!
- Może. Wygląda na to, że wolę jego, co nie? - mruknąłem, uśmiechając się do Ubera, który idealnie odgrywał swoją rolę.
Znów popatrzyłem na Davida, który chyba nie dowierzał temu co widzi.
- Ale, hej, nie smuć się. Możemy być przyjaciółmi - wzruszyłem ramionami od niechcenia. - Pasuje ci to?
- Po... powaliło cię?! - wrzasnął na cały korytarz. Wszyscy uczniowie gapili się na tą scenę. - Odsuń się od tego gnoja! Zrobił ci pranie mózgu!
- Nie. On tylko otworzył mi oczy, David.
Złapałem Ubera za rękę i pociągnąłem w kierunku biblioteki. Gdy znaleźliśmy się za drzwiami, uśmiechnąłem się do niego. Serce waliło mi jak szalone, ale nie wiedziałem dlaczego. Czy z zadowolenia, czy z przerażenia a może jeszcze czegoś innego. Ale, kogo to obchodzi? To było cudowne uczucie!
- Dziękuję. Od razu zrobiło mi się lepiej.
Uber wzruszył ramionami.
- Taka była umowa, prawda? Chciałeś z nim zerwać, tak aby był załamany. Mogę się założyć, że teraz wypłakuje się w ramię Vinniemu.
Parsknąłem śmiechem.
- Ta, może tak. Jeszcze raz dziękuję.
Kiwnął głową, a potem poczochrał mi włosy.
- Dobra, idę do pokoju. Muszę się pouczyć.
- Ty i nauka? - parsknąłem. - Uważaj, bo uwierzę!
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieeeszne - prychnął i przeszedł obok mnie.
Westchnąłem i usiadłem przy stoliku. Naprawdę czułem się dobrze, gdy całowałem Ubera na oczach Davida. Faktycznie, to dobrze wpłynęło na moją psychikę. Teraz to ja zadałem cios temu chłopakowi, a nie na odwrót. Kamień z serca.
To nie ja cierpiałem.
*
Siedziałem w bibliotece do kolacji. Bibliotekarz poprosił mnie o pomoc przy katalogowaniu książek. Ucieszyłem się, bo na coś się wreszcie przydałem.
- I tak tu ciągle przesiadujesz, więc mi przynajmniej pomóż - powiedział mężczyzna, podając mi jakieś kartki. Mam nadzieję, że nie zauważył moich rumieńców.
Gdy skończyliśmy robotę, poszedłem zjeść. Usiadłem obok Lili. Ubera nigdzie nie było. Davida nawet nie szukałem wzrokiem. Miałem go gdzieś.
Zjadłem i poszedłem do siebie. Rozebrałem się do naga i stanąłem pod prysznicem, rozkoszując się gorącym prysznicem. Dobrze mi to zrobiło, szczególnie w tak zimny dzień, ale muszę przyznać, że nie brakło atrakcji. Chociaż według mnie David zasłużył sobie na coś więcej niż zerwanie na środku korytarza wśród innych uczniów., Ale, hej!, nie będę wybrzydzał. Działo się to faktycznie szybko, ale bardzo skutecznie.
Wytarłem się ręcznikiem i owinąłem się nim w pasie. Wyszedłem z łazienki i stanąłem jak wryty, widząc wściekłego Davida przy drzwiach. Chował właśnie kluczyk od nich do tylnej kieszeni dżinsów.
- Co ty tu robisz? - spytałem zaskoczony. - Wynoś się.
- Chyba cię pogięło - wykrztusił i podszedł do mnie.
Zrobiłem krok w tył, ale natrafiłem na drzwi od łazienki. David złapał mnie za lewą rękę i mocno wykręcił. Krzyknąłem z bólu i przerażenia, ale doskonale wiedziałem, że nikt mi nie pomoże. Na tym piętrze mieszkało jeszcze czworo uczniów, ale nigdy ich nie widziałem na oczy. Zrobiłem nawet kiedyś test. Krzyczałem o pomoc, a nikt nawet nie zapukał do drzwi.
Patrząc w te wściekłe oczy mojego byłego chłopaka, uświadomiłem sobie, że chyba popełniłem błąd i wiedziałem, że David tej nocy nie będzie obchodził się ze mną tak delikatnie jak zawsze.
Wiedziałem, że chłopak ma zamiar zrobić mi krzywdę.
- Co w nim jest takiego, co?! Jest lepszy w łóżku ode mnie? Przyznaj się, przeleciał cię? I jaki jest? - wysyczał mi prosto w twarz.
- David, puść! Boli - wyjęczałem, starając się nie ruszać, bo bałem się, że zaraz złamie mi rękę. - Puść!
Ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Jego oczy pałały wściekłością. Nigdy go takiego nie widziałem. Szczerze powiedziawszy to się go panicznie bałem. Przerażał mnie jak nigdy.
- Wiesz co ci powiem? Jesteś żałosny - warknął. - I naiwny. Można tobą manipulować jak dzieckiem. Wierzyłeś w każde moje kłamstwo. Każde, rozumiesz?
Oddychałem głęboko, starając się odsunąć od siebie ogromny ból promieniujący z wykręconej ręki.
- Co... co masz na myśli? - stęknąłem.
- Wierzyłeś, że cię kochałem. Kiedykolwiek. A ja mówiłem te słowa tylko i wyłącznie dlatego, że wiedziałem, że potem mi ulegniesz. W łóżku jesteś potulny jak baranek. Całkowicie uzależniony od partnera...
Wbił mi w ciało paznokcie, a ja poczułem kolejną falę bólu.
- Uwierzyłeś, kiedy powiedziałem ci, że to blizny zrobiłem sobie za karę - zaśmiał się szyderczo. - A wiesz skąd mam je tak naprawdę? To on mi je zrobił. Nawet nie wiesz jak przyjemnie było nam razem w łóżku. Może jest sadystą, ale potrafi zadać ci taki ból, że błagasz tylko i wyłącznie o więcej. Do pięt mu nie dorastasz!
Ścisnął moją rękę, a ja poczułem chrupnięcie. Zabolało tak strasznie, że z oczu poleciały mi gorące łzy. Zaciskałem zęby, starając się nie krzyczeć.
- Tak łatwo cię wykorzystywać... omamić. Nie rozumiałeś tego. Nawet Hinta mnie przejrzał, a gdy cię namawiał, byś ze mną skończył, ty dalej byłeś zaślepiony. Żałosne. Nigdy nie spotkałem takiego kretyna jak ty.
Puścił moją rękę, ale złapał za włosy i pociągnął w kierunku łóżka. Jęczałem cicho, dalej zaciskając zęby. W myślach panicznie starałem się wymyślić sposób, by uciec od wściekłego Davida. Wyglądało na to, że nie zamierzał stanąć na złamaniu mi ręki. Chciał więcej.
- Upokorzyłeś mnie przy połowie szkoły! - krzyknął, uderzając mnie z liścia w twarz. Zobaczyłem mroczki przed oczami, a w ustach rdzawy smak krwi. - Nie pozwolę sobie na takie zachowanie z twojej strony!
Zerwał ze mnie ręcznik i pociągnął za włosy, odchylając moją głowę w tył.
- Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? - syknął. - Chyba żartujesz. Zrobię ci takie rzeczy, że pożałujesz, że się urodziłeś. Będziesz błagał bym przestał, a gdy ja będę kontynuował, z bólu stracisz przytomność, słyszysz? Nie zostawię tego ot tak. Najpierw ty. Potem załatwię Ubera, tego brudasa.
Zacisnął dłoń na mojej szyi, a ja rozpaczliwie walczyłem o powietrze.
- Spróbujcie tylko komuś o tym powiedzieć, a ja zrobię z wami to samo co teraz, ale sto razy gorzej. Zrozumiałeś, Matt? Zabiję cię. Będziesz błagał, bym przestał.
Łokciem nacisnął złamaną rękę. Zawyłem z bólu, ale wiedziałem, że to go tylko podnieciło. Byłem przerażony. W myślach wrzeszczałem o pomoc. Nie powstrzymywałem łez. Pozwalałem im swobodnie lecieć. Mój mózg był otępiały z bólu.
W czasie, gdy ja modliłem się, by ktoś przyszedł mi na pomoc, David spełniał swoje pogróżki.
Dokładnie.
Nie wiem kiedy, nie obchodzi mnie to, ale chyba Bóg wysłuchał moich modlitw, bo zemdlałem, dzięki czemu przynajmniej na ten czas nie czułem okropnego bólu i rozczarowania, które sprawił mi David.
Rozdział 13
Szedłem właśnie do biblioteki, gdy nagle Uber wypadł zza zakrętu i złapał mnie za golf, by mocno pocałować. Byliśmy na środku korytarza, wśród innych uczniów, więc nieco mnie to zaskoczony. Co ja piszę! Boże, to był dla mnie ogromny szok!
- Co ty...? - jęknąłem, odsuwając się na chwilę.
- Zaraz zobaczysz.
Znów mnie do siebie przyciągnął, a jakaś dziewczyna zrobiła nam zdjęcie. Kij z tym, miałem to szczerze powiedziawszy gdzieś. Naprawdę.
Po pięciu sekundach za plecami Ubera zobaczyłem Davida. Stał z opadniętą szczęką, a obok niego stał Vinnie. Obydwoje gapili się na nas oniemiali. Ha. A więc Uber dlatego mnie całował. A więc jego plan miał się powieść. Spontaniczność, ta? Na oczach uczniów, na środku korytarza?
Mi pasuje.
Złapałem go za kark i wciąż patrząc kątem oka na Davida, pogłębiłem pocałunek. David zbladł, patrząc jak Uber wkłada rękę pod mój czarny golf. Mimowolnie zadrżałem, bo jednak dotyk nastolatka na mnie podziałał. W szczególności, że jego dłoń tak bardzo delikatnie gładziła mój brzuch, że doprowadzał mnie do szaleństwa.
Nie zdziwiłbym się, gdy nagle wpadł na pomysł, by mnie przy wszystkich przelecieć. Zresztą, nie miałbym nic przeciwko temu. Byłem w TYM nastroju. A Uber dotykał mnie z taką wprawą, że aż się przeraziłem.
Ale nie wyglądało na to, że chłopak ma zamiar to zrobić. Chyba się powstrzymywał. Czułem to w jego pocałunku. Był chaotyczny i namiętny.
Spontaniczny.
W końcu odsunąłem się od niego, dysząc ciężko. Popatrzyłem mu w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem. Niemal niewidocznie wzruszył ramionami. Cofnął ręce i pozwolił mi się odwrócić w kierunku dalej oniemiałego Davida.
- Chyba zrozumiałeś, co nie? Koniec z nami. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Że... co?
- Ułomny jesteś? - prychnąłem. - Przeliteruje ci. K-o-n-i-e-c z n-a-m-i. Teraz rozumiesz?
- Nie możesz! - sapnął, czerwieniąc ze złości. - Zrywasz ze mną dla tego... tego... brudasa?!
- Może. Wygląda na to, że wolę jego, co nie? - mruknąłem, uśmiechając się do Ubera, który idealnie odgrywał swoją rolę.
Znów popatrzyłem na Davida, który chyba nie dowierzał temu co widzi.
- Ale, hej, nie smuć się. Możemy być przyjaciółmi - wzruszyłem ramionami od niechcenia. - Pasuje ci to?
- Po... powaliło cię?! - wrzasnął na cały korytarz. Wszyscy uczniowie gapili się na tą scenę. - Odsuń się od tego gnoja! Zrobił ci pranie mózgu!
- Nie. On tylko otworzył mi oczy, David.
Złapałem Ubera za rękę i pociągnąłem w kierunku biblioteki. Gdy znaleźliśmy się za drzwiami, uśmiechnąłem się do niego. Serce waliło mi jak szalone, ale nie wiedziałem dlaczego. Czy z zadowolenia, czy z przerażenia a może jeszcze czegoś innego. Ale, kogo to obchodzi? To było cudowne uczucie!
- Dziękuję. Od razu zrobiło mi się lepiej.
Uber wzruszył ramionami.
- Taka była umowa, prawda? Chciałeś z nim zerwać, tak aby był załamany. Mogę się założyć, że teraz wypłakuje się w ramię Vinniemu.
Parsknąłem śmiechem.
- Ta, może tak. Jeszcze raz dziękuję.
Kiwnął głową, a potem poczochrał mi włosy.
- Dobra, idę do pokoju. Muszę się pouczyć.
- Ty i nauka? - parsknąłem. - Uważaj, bo uwierzę!
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieeeszne - prychnął i przeszedł obok mnie.
Westchnąłem i usiadłem przy stoliku. Naprawdę czułem się dobrze, gdy całowałem Ubera na oczach Davida. Faktycznie, to dobrze wpłynęło na moją psychikę. Teraz to ja zadałem cios temu chłopakowi, a nie na odwrót. Kamień z serca.
To nie ja cierpiałem.
*
Siedziałem w bibliotece do kolacji. Bibliotekarz poprosił mnie o pomoc przy katalogowaniu książek. Ucieszyłem się, bo na coś się wreszcie przydałem.
- I tak tu ciągle przesiadujesz, więc mi przynajmniej pomóż - powiedział mężczyzna, podając mi jakieś kartki. Mam nadzieję, że nie zauważył moich rumieńców.
Gdy skończyliśmy robotę, poszedłem zjeść. Usiadłem obok Lili. Ubera nigdzie nie było. Davida nawet nie szukałem wzrokiem. Miałem go gdzieś.
Zjadłem i poszedłem do siebie. Rozebrałem się do naga i stanąłem pod prysznicem, rozkoszując się gorącym prysznicem. Dobrze mi to zrobiło, szczególnie w tak zimny dzień, ale muszę przyznać, że nie brakło atrakcji. Chociaż według mnie David zasłużył sobie na coś więcej niż zerwanie na środku korytarza wśród innych uczniów., Ale, hej!, nie będę wybrzydzał. Działo się to faktycznie szybko, ale bardzo skutecznie.
Wytarłem się ręcznikiem i owinąłem się nim w pasie. Wyszedłem z łazienki i stanąłem jak wryty, widząc wściekłego Davida przy drzwiach. Chował właśnie kluczyk od nich do tylnej kieszeni dżinsów.
- Co ty tu robisz? - spytałem zaskoczony. - Wynoś się.
- Chyba cię pogięło - wykrztusił i podszedł do mnie.
Zrobiłem krok w tył, ale natrafiłem na drzwi od łazienki. David złapał mnie za lewą rękę i mocno wykręcił. Krzyknąłem z bólu i przerażenia, ale doskonale wiedziałem, że nikt mi nie pomoże. Na tym piętrze mieszkało jeszcze czworo uczniów, ale nigdy ich nie widziałem na oczy. Zrobiłem nawet kiedyś test. Krzyczałem o pomoc, a nikt nawet nie zapukał do drzwi.
Patrząc w te wściekłe oczy mojego byłego chłopaka, uświadomiłem sobie, że chyba popełniłem błąd i wiedziałem, że David tej nocy nie będzie obchodził się ze mną tak delikatnie jak zawsze.
Wiedziałem, że chłopak ma zamiar zrobić mi krzywdę.
- Co w nim jest takiego, co?! Jest lepszy w łóżku ode mnie? Przyznaj się, przeleciał cię? I jaki jest? - wysyczał mi prosto w twarz.
- David, puść! Boli - wyjęczałem, starając się nie ruszać, bo bałem się, że zaraz złamie mi rękę. - Puść!
Ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Jego oczy pałały wściekłością. Nigdy go takiego nie widziałem. Szczerze powiedziawszy to się go panicznie bałem. Przerażał mnie jak nigdy.
- Wiesz co ci powiem? Jesteś żałosny - warknął. - I naiwny. Można tobą manipulować jak dzieckiem. Wierzyłeś w każde moje kłamstwo. Każde, rozumiesz?
Oddychałem głęboko, starając się odsunąć od siebie ogromny ból promieniujący z wykręconej ręki.
- Co... co masz na myśli? - stęknąłem.
- Wierzyłeś, że cię kochałem. Kiedykolwiek. A ja mówiłem te słowa tylko i wyłącznie dlatego, że wiedziałem, że potem mi ulegniesz. W łóżku jesteś potulny jak baranek. Całkowicie uzależniony od partnera...
Wbił mi w ciało paznokcie, a ja poczułem kolejną falę bólu.
- Uwierzyłeś, kiedy powiedziałem ci, że to blizny zrobiłem sobie za karę - zaśmiał się szyderczo. - A wiesz skąd mam je tak naprawdę? To on mi je zrobił. Nawet nie wiesz jak przyjemnie było nam razem w łóżku. Może jest sadystą, ale potrafi zadać ci taki ból, że błagasz tylko i wyłącznie o więcej. Do pięt mu nie dorastasz!
Ścisnął moją rękę, a ja poczułem chrupnięcie. Zabolało tak strasznie, że z oczu poleciały mi gorące łzy. Zaciskałem zęby, starając się nie krzyczeć.
- Tak łatwo cię wykorzystywać... omamić. Nie rozumiałeś tego. Nawet Hinta mnie przejrzał, a gdy cię namawiał, byś ze mną skończył, ty dalej byłeś zaślepiony. Żałosne. Nigdy nie spotkałem takiego kretyna jak ty.
Puścił moją rękę, ale złapał za włosy i pociągnął w kierunku łóżka. Jęczałem cicho, dalej zaciskając zęby. W myślach panicznie starałem się wymyślić sposób, by uciec od wściekłego Davida. Wyglądało na to, że nie zamierzał stanąć na złamaniu mi ręki. Chciał więcej.
- Upokorzyłeś mnie przy połowie szkoły! - krzyknął, uderzając mnie z liścia w twarz. Zobaczyłem mroczki przed oczami, a w ustach rdzawy smak krwi. - Nie pozwolę sobie na takie zachowanie z twojej strony!
Zerwał ze mnie ręcznik i pociągnął za włosy, odchylając moją głowę w tył.
- Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? - syknął. - Chyba żartujesz. Zrobię ci takie rzeczy, że pożałujesz, że się urodziłeś. Będziesz błagał bym przestał, a gdy ja będę kontynuował, z bólu stracisz przytomność, słyszysz? Nie zostawię tego ot tak. Najpierw ty. Potem załatwię Ubera, tego brudasa.
Zacisnął dłoń na mojej szyi, a ja rozpaczliwie walczyłem o powietrze.
- Spróbujcie tylko komuś o tym powiedzieć, a ja zrobię z wami to samo co teraz, ale sto razy gorzej. Zrozumiałeś, Matt? Zabiję cię. Będziesz błagał, bym przestał.
Łokciem nacisnął złamaną rękę. Zawyłem z bólu, ale wiedziałem, że to go tylko podnieciło. Byłem przerażony. W myślach wrzeszczałem o pomoc. Nie powstrzymywałem łez. Pozwalałem im swobodnie lecieć. Mój mózg był otępiały z bólu.
W czasie, gdy ja modliłem się, by ktoś przyszedł mi na pomoc, David spełniał swoje pogróżki.
Dokładnie.
Nie wiem kiedy, nie obchodzi mnie to, ale chyba Bóg wysłuchał moich modlitw, bo zemdlałem, dzięki czemu przynajmniej na ten czas nie czułem okropnego bólu i rozczarowania, które sprawił mi David.
012
Spokojnie, będzie wyjaśniona relacja HintaxUber. Mam już koncepcję co do tego, dzięki mojej przyjaciółce, więc niedługo to się pojawi.Tak sądzę...
Rozdział 12
- Dobra, miejmy to już za sobą - wyszeptałem po chwili.
Uber podszedł bliżej i usiadł obok mnie. Mimowolnie drżałem z obawy przed jego kolejnymi ruchami, ale ku mojemu zaskoczeniu, po prostu objął mnie ramieniem i położył na łóżku. Wciąż zarumieniony, spytałem:
- E? C-co jest?
Poczułem jak się zaśmiał, zanim jeszcze usłyszałem ten dźwięk.
- Przytulam się, tak? Jedna noc w moich ramionach.
Moja twarz zapłonęła. Pewnie moje uszy też były czerwone.
- To... ty nie miałeś na myśli... seksu? - wyszeptałem cicho.
- Że co?
Odsunął się na długość ramienia i popatrzył mi w oczy. Gdy zrozumiał, że ja przez cały czas myślałem, że chce mnie przelecieć, otworzył usta z zaskoczenia i lekko się zarumienił.
- Naprawdę myślałeś... Masz mnie za kogoś takiego? - spytał lekko spanikowany.
- Jedna noc w twoich ramionach, tak powiedziałeś! Chyba każdy miałby inne wyobrażenia!
- Głodnemu chleb na myśli!
- Głodny głodnemu wypomina! - zawołałem oburzony.
Sapnął i usiadł na łóżku, przecierając dłonią twarz.
- Nie jestem aż takim gnojkiem, Matt. Naprawdę. Nie miałem żadnych złych zamiarów wobec ciebie.
- Wcześniej zachowywałeś się trochę inaczej - burknąłem, także siadając.
- Bo byłem oszołomiony twoją obecnością. Spodobałeś mi się i trochę mi odbiło.
- Trochę? - zapytałem z przekąsem, wspominając dzień, w którym chciał mnie zgwałcić z Davidem. - Musiałem używać paralizatora.
- Pamiętam - powiedział ze strachem. - Chyba go nie masz przy sobie?
Zerknąłem na szafkę koło łóżka.
- Nie, skąd - mruknąłem.
Uśmiechnął się lekko, a potem westchnął. Zacząłem się zastanawiać, co mojemu bratu się w nim podobało. No cóż, był przeciętnie ładny. Zwykły nastolatek, z długimi włosami, ale za to z niesamowitymi czekoladowymi oczami. Musiałem przyznać także, że było w nim co nawet mnie w jakimś stopniu pociągało i intrygowało. Albo nasze pierwsze spotkanie. Siedział na podłodze, w kącie pokoju. Jeszcze parę razy widziałem go, jak woli siedzieć w kącie, niż na miękkich siedzeniach. Psychiczny, czy co?
- Wiesz, do tej pory myślałem, że już zawsze będę mieć w głowie obraz mojego byłego chłopaka... tego, którego widziałeś na zdjęciu. Byłem w nim bezwarunkowo zakochany. Naprawdę. Nawet po tym jak się rozstaliśmy, wciąż o nim myślałem, ale potem jak cię spotkałem, uświadomiłem sobie, że teraz ciągle w głowie mam ciebie. Nie potrafię wyrzucić ciebie ze swoich myśli, Matt - wyznał cicho, patrząc na swoje dłonie. - Naprawdę.
Wspominając o Hincie, miał na ustach lekki uśmiech, a jego oczy były zamyślone. Niemożliwe. Dalej nie wierzyłem. Hinta nie mógł z nim być.
- Opowiedz mi o nim - usłyszałem własne słowa, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- No cóż. Hinta to Japończyk. Ma czarne, krótkie włosy i piękne czarne oczy. Niby mówią, że Japończycy wyglądają tak samo, ale Hinta się wyróżnia, nie mam pojęcia jak, ale jednak.
Przymknął oczy, wspominając.
- To fajny gość. Troskliwy i opiekuńczy, chociaż czasami potrafi się na ciebie wkurzyć, jeśli zrobisz coś źle. Uwielbia muzykę rock. Lubi czytać. Gdy z nim kończyłem, pracował jako kelner w kawiarni. Mówił mi, że zawsze chciał być samodzielny, by nie sprawiać problemów rodzicom.
Ta. Hinta taki był. Po tym, jak go moi rodzice adoptowali, zawsze obwiniał siebie o wszystko. Nawet brał na siebie moje niepowodzenia w szkole. Ebanel uwielbiała go dręczyć. Ja natomiast kochałem go jak nikogo innego. Był moją prawdziwą rodziną. Był mi bliższy niż rodzice.
Westchnąłem. Uber odwrócił się w moim kierunku. Wyciągnąłem do niego ręce.
- Chodź. Jestem śpiący.
Uśmiechnął się pod nosem i usadowił obok mnie. Nakryliśmy się kołdrą, zgasiliśmy lampki. Leżałem wtulony w niego, słysząc bicie jego serca. To było miłe. W dupie miałem problem z Davidem. Za bardzo podobały mi się objęcia silnych ramion Ubera.
*
Rano obudziłem się w pustym łóżku. Uber już sobie poszedł. Z westchnieniem wstałem i przebrałem się w dżinsy i czarny golf. Była niedziela, na dodatek bardzo zimna. Jak ja nienawidzę jesieni!
Zawiązałem trampki i zszedłem na dół do stołówki, witając się po drodze z zaspaną Jodie. Co chwile ziewała, relacjonując mi swoją wczorajszą randkę z Deanem. Usiedliśmy razem przy długim stole i zaczęliśmy nakładać sobie jedzenie, gdy nagle koło mnie usiadł Uber, ubrany w czarne dżinsy i flanelową koszulę. Włosy miał lekko mokre od porannego prysznica.
- Witam, panie - przywitał się, kiwając na Jodie i Szurniętą Lili. Mi puścił oczko.
- Masz plan? Wymyśliłeś coś? - spytałem, jedząc płatki.
Uber pokiwał głową, nabierając z mojej miski czekoladowe kuleczki.
- Ta. Będziemy działaś spontanicznie. To jest najlepsze rozwiązanie. Bo udawać to chyba nie potrafisz - mruknął.
- Dzięęęęki...
- Nie ma za co.
David siedział dwa stoliki dalej, otoczony kumplami, w tym Vinnim, ale bacznie mnie obserwował, sprawdzając co się dzieję, że gadam z Uberem.
- Jeszcze dzisiaj z nim zerwiesz - szepnął do mnie długowłosy.
Pokiwałem głową, a on uśmiechnął się i poczochrał mi włosy. Potem, niby przez przypadek, musnął dłonią moje usta. Kątem oka widziałem jak David zamiera w pół ruchu, gapiąc się na nas. Ha! Alleluja!
Po zjedzonym śniadaniu, Uber złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
- Gdzie idziemy? - spytałem, wychodząc na kamienny dziedziniec.
- Na spacer. David będzie nas śledził. Tak sądzę...
- Tak sądzisz?
- Och, no weź! Działamy spontanicznie, tak? Nawet jeśli będzie inaczej, to i tak spędzimy miło czas.
Popatrzyłem na niego sceptycznie, drżąc z zimna.
- Przyznaj się, nie masz żadnego pomysłu.
Posłał mi łobuzerski uśmiech, a ja wywróciłem oczami.
- Jesteś głupi.
- Dziękuję.
- To nie był komplement.
- Przecież wiem.
Szczerze powiedziawszy, to nie miałem pojęcia, czy ten gnida David faktycznie za nami poszedł. Nie obchodziło mnie to, bo naprawdę miło było chodzić wokół szkoły z Uberem, który co chwilę się potykał i pokazywał mi jakieś jamy, strasząc mnie ohydnymi robalami. Z mojej buzi nie znikał uśmiech. Rozumiałem, dlaczego Hinta się z nim związał. Uber był niesamowitym gościem. Już nie chciałem zagłębiać się w jego i mojego brata historie. Kogo to obchodzi? Mnie już w ogóle.
- O czym myślisz? - spytał nagle Uber, gdy siedzieliśmy na kamiennej ławce.
- O tym, że jesteś całkiem fajny - wzruszyłem ramionami.
Uśmiechnął się szeroko i bez zastanowienia nachylił się, by mnie pocałować. Pozwoliłem na to, zaciskając palce na rękawach golfa. Po dłuższej chwili chłopak odsunął się, a z jego ust wydobywały się obłoczki pary, gdy oddychał.
- Nie cofnąłeś się. Czemu?
- Bo nie chciałem - wzruszyłem ramionami.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, ale nie skomentował. Zamiast tego znowu się nachylił, by mnie namiętnie pocałować. Tym razem objąłem go za szyję i przyciągnąłem do siebie. Było gorąco. Nasze usta płonęły. To nie było normalne, ja to wiedziałem. Ale jakoś nie chciałem się przed tym powstrzymywać. Chciałem się znowu w kimś zatracić, tak jak robiłem to przez ostatni czas z Davidem. Tyle że Uber był inny. Był kimś nowym dla mojego ciała, więc moje reakcje także były mi nieznane.
Ale muszę stwierdzić, że było mi naprawdę przyjemnie.
Odsunęliśmy się od siebie, cali czerwoni z zawstydzenia. Uber szczerzył się szeroko, a ja mrużyłem lekko oczy. Teraz nie drżałem z zimna, lecz z powodu czegoś innego. A raczej kogoś!
- Podoba się? - wyszeptał drżąco, sprawca moich odczuć.
Pokiwałem głową, patrząc w te jego hipnotyzujące czekoladowe oczy.
- I to jeszcze jak - odparłem.
Uber zaśmiał się głośno, a potem nachylił się, całując mnie w czoło.
To była jedna z tych niedziel w jesieni, które najpierw są znienawidzone, a potem stają się tymi ulubionymi.
sobota, 14 września 2013
011
Dziękuję drogiej Katsumi i Gupia ;-;. Kocham wasze komentarze. A dla innych czytelników: polecam ich blogi, są naprawdę świetne! http://shuunaka-yaoi.blogspot.com i http://opowiastki-zuych-kobiet.blogspot.com
A także za chwilkę dodam ankietę. Jaki według ciebie jest Matt Hiteku. Zapraszam do głosowania i z góry dziękuję!
Rozdział 11
Czułem się okropnie. Dzisiaj był dzień wypadu na miasto poza szkołą. Ja nie chciałem jechać, ale okazało się, że David zgłosił mnie bez mojej zgody. Cudowny chłopak...
Myślałem, że go zatłukę, jak się o tym dowiedziałem.
Tak więc teraz siedziałem w przepełnionym autokarze, słuchając wrzasków innych nastolatków i wąchając zapach stęchlizny. Blee. A na dodatek koło mnie siedział uchachany David cały w skowronkach. Chyba naprawdę chciał przedwcześnie umrzeć.
- Chcesz iść dzisiaj do kina? - spytał szeptem, nachylając się do mnie. - Obejrzymy wspólnie jakiś film. Co ty na to?
Wzruszyłem jedynie ramionami, dalej gapiąc się za okno. Byłem sfochany. I miałem to gdzieś.
- No nie obrażaj się - jęknął David i szturchnął mnie w ramię. - Przeprosiłem już, tak?
- I co z tego? - syknąłem wściekły. - Przecież doskonale wiesz, że nie lubię wycieczek. Żadnego typu. A w szczególności szkolnych! David!
Westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Tak, wiem. Przepraszam. Ale chcę spędzać z tobą czas. Jak najwięcej - wyszeptał i zniżył głos jeszcze bardziej. - Przecież wiesz, że cię kocham, tak?
Prychnąłem ostentacyjnie i odwróciłem się do niego tyłkiem. A może mnie cmoknąć i tyle!
Dojechaliśmy na miejsce. Byłem zły na Davida, więc gdy tylko wysiedliśmy, wmieszałem się w tłumek uczniów, znikając mojemu ex. Widziałem, jak się za mną rozgląda, ale ani razu nie popatrzył w odpowiednim kierunku. Dobry chłopczyk.
Nauczyciele dali nam wytyczne. Mamy trzy godziny dla siebie. O ustalonej godzinie zjawiamy się na tym parkingu pod centrum handlowym i wracamy do szkoły. A więc przez trzy godziny będę unikał Davida i reszty. Cudownie.
Po prostu cudownie.
*
Stałem dosłownie jak wryty w ziemię. Nie mogłem ocknąć się z zaskoczenia, chociaż nie powinienem być zdziwiony, skoro już raz David mi to zrobił. Raz mnie zdradził i mogłem się spodziewać, że zrobi to po raz kolejny. Ale jednak było mi smutno.
A jak to było?
Cóż, chodziłem, a raczej włóczyłem się po całym terenie, szukając odpowiedniego miejsca na kryjówkę. Gdy wreszcie takie znalazłem, Ha! wielka niespodzianka. Zastałem Davida całującego jakiegoś patykowatego chłopaka jego wzrostu, który mruczał jak jakiś silnik samochodu, gdy David macał go rękoma po całym ciele. Obrzydliwe!
No i to mnie zabolało. Bo przecież ciągle powtarzał mi, jak mnie kocha, że już nigdy mnie nie zrani. Że mnie nie zdradzi. Co za gnój. Wredny, pieprzony gnój. Mam ochotę go zabić. Tu i teraz.
Ale się powstrzymałem. Zamiast tego, czując piekące łzy pod powiekami, wycofałem się z ciemnej, zakurzonej księgarni i skierowałem się do parku, który był oddalony od parkingu centrum handlowego jakimiś 50 metrami. Usiadłem na jednej z ławek, podciągnąłem kolana pod brodę i spuściłem głowę.
I dopiero wtedy pozwoliłem swoim łzom lecieć.
Nie chciałem się znów w nim zakochać, by nie czuć tego rozczarowania, gdy znowu coś spieprzy. Ale jednak koje uczucia wobec niego nie zgasły do końca, a ja teraz cierpiałem. Zastanawiałem się tylko też, dlaczego mi to zrobił, przecież było mu dobrze. Nie narzekał. Nie dawał mi żadnych powodów, bym myślał, że znów coś się dzieje. Tak więc dlaczego...
- Matt.
Nie podniosłem wzroku, ani się nie poruszyłem. To był Uber. Poznałem po jego głosie.
- Płaczesz?
Zaprzeczyłem ruchem głowy, ale to go nie przekonało. Usiadł obok mnie i objął ramieniem. Nie oponowałem. Pozwoliłem mu to robić, czując wszechogarniający żal i chęć wygadania się. Dlatego zanim spostrzegłem, ględziłem jak najęty, chlipiąc jednocześnie.
- Jestem żałosny - stwierdziłem na koniec. - Nie powinienem był mu ufać. Nigdy!
Pogłaskał mnie czułym gestem po głowie i znów przytulił.
- Nie prawda. To David jest żałosny. Nie zasługuje na ciebie, wiesz? To co zrobił, oznacza tylko to, że nie wie kogo ma tuż koło siebie. To kretyn i cienias!
Parsknąłem śmiechem. Gadał jak Hinta.
Na samą myśl o moim przyszywanym bracie, uśmiech zniknął z mojej twarzy. No tak, byli przecież parą... Zapomniałem.
- Hej, wszystko będzie dobrze, okej? - szepnął mi Uber do ucha. - Damy mu popalić.
- E? Co masz na myśli? - zdziwiłem się, ocierając zaczerwienione policzki.
Uber zmrużył oczy i odwrócił głowę, przez co jego brązowe, rozpuszczone włosy, zasłoniły mi widok na jego twarz. Ale po chwili znów na mnie spojrzał. Uśmiechał się drapieżnie.
- On cię nie widział, tak? Więc wciąż myśli, że ty nie wiesz. Skoro tak, to ty możesz upokorzyć jego. Zerwiesz z nim w jak najbardziej bolesny sposób.
Zmarszczyłem brwi.
- O czym ty mówisz?
- Doskonale wiesz, o czym mówię, Matt - mruknął konspiracyjnie. - I dobrze wiemy, że bardzo ci się to podoba, nieprawdaż?
Wydąłem policzki i usta. Musiałem wyglądać śmiesznie, bo Uber wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To będzie prosta zagrywka. Pomogę ci.
Zmrużyłem oczy. Był zbyt miły.
- A co ty będziesz miał w zamian za to? - burknąłem.
- Jedną, dzisiejszą, noc w moich ramionach. Tylko to. Obiecuję, że po tym zrobię wszystko, byś zniszczył Davida.
Odwróciłem głowę. Seks. Chciał seksu za upokorzenie Davida.
- Dobra - westchnąłem. - Zgadzam się. Jedna noc, rozumiesz? JEDNA noc. Tylko tyle.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pokiwał głową.
- Okej. Pasuje.
- Przyjdź dzisiaj o dwudziestej trzeciej.
Podniosłem się i zanim zdążył mi odpowiedzieć, odszedłem jak najdalej. Powinienem czuć się okropnie, ale jakoś ta rozmowa mnie uspokoiła. Nawet fakt, że będę się dzisiaj z nim pieprzył, nie wzbudził we mnie zbytnio godnej uwagi reakcji.
Zamieniałem się w jedną, wielką, męską lalkę bez serca.
*
Starałem się zachowywać przy Davidzie naturalnie. Czyli dalej rzucałem mu mordercze spojrzenia za słodkie słówka. Nie połapał się, że coś wiem. Heh. Sukinsyn.
Jego nowy kochanek nazywał się Vinnie Polly. Skąd o tym wiedziałem? Ten gnojek miał czelność usiąść na fotelu przede mną i mnie zagadywać. Jakby nigdy nic nie było między nim i Davidem. Urgh! Miałem ochotę go zabić!
W szkole minąłem się na korytarzu z Uberem. Szturchnął mnie niby przez przypadek ramieniem i posłał delikatny uśmiech. Zarumieniłem się, chociaż sam nie wiem dlaczego. Może jednak wizja nas dwojga podczas wiadomych rzeczy trochę mnie zawstydzała.
Zjadłem kolację w towarzystwie Szurniętej Lili, Jodie, Rascala i Davida. Powstrzymywałem płacz, widząc uchachaną twarz mojego ex, bo strasznie cierpiałem. Ale musiałem być silny, prawda? Inaczej znowu przegram. A tego nie chciałem.
Spędziłem trochę czasu w bibliotece. Ale tym razem nie gapiłem się na Bibliotekarza. Po prostu czytałem książkę. Jakaś fantasy. Nawet fajna. Tyle że nawet podczas lektury, mój mózg ciągle odtwarzał scenę z Davidem i Vinnie.
W końcu uznałem, że czas przygotować się na spotkanie z Uberem. Wróciłem do swojego pokoju i posprzątałem książki na biurku i małym regale w kącie. Zebrałem rzeczy z łóżka i schowałem do szafy. Pościeliłem kołdrę i poduszki, a potem poszedłem pod prysznic. Stałem pod natryskiem, a woda spływała mi po ciele. Myjąc się, mimowolnie studiowałem swoje dziewczęce ciało. Lekka talia, delikatnie dłonie i cera. Długie nogi, co najśmieszniejsze, to nie miałem ciemnych włosków tylko jaśniejsze, więc nie wyglądały na typowe męskie owłosienie. Byłem żałośnie słaby i delikatny.
Wysuszyłem ciało i włosy. Uznałem, że trzeba je będzie trochę przyciąć, bo ciemnoblond kosmyki wpadały mi już do oczu i zasłaniały widok.
Ubrałem się w luźne spodnie dresowe i t-shirt. Uznałem, że te ciuchy będą najszybsze do zdjęcia i bez przeszkód. Chciałem ułatwić zadanie Uberowi.
Usiadłem w końcu na łóżku i czekałem. Wmawiałem sobie, że to nie jest tak, iż zaraz prześpię się z byłym chłopakiem mojego brata. Miałem tego świadomość, ale odpychałem ją jak najdalej. Nie chciałem zaprzątać tym sobie głowy.
Wreszcie, gdy wybiła idealnie dwudziesta trzecia, Uber zapukał do moich drzwi.
- Wchodź - krzyknąłem i poprawiłem się na łóżku.
Do pokoju wszedł zadowolony Uber. Ubrany był w krótkie do kolan spodnie Hawajki i za dużą, luźną czarną bluzę. Uśmiechał się delikatnie.
- A więc jedna, dzisiejsza noc - wymruczał pod nosem.
Jedynie na co było mnie stać to kiwnięcie głową.
A także za chwilkę dodam ankietę. Jaki według ciebie jest Matt Hiteku. Zapraszam do głosowania i z góry dziękuję!
Rozdział 11
Czułem się okropnie. Dzisiaj był dzień wypadu na miasto poza szkołą. Ja nie chciałem jechać, ale okazało się, że David zgłosił mnie bez mojej zgody. Cudowny chłopak...
Myślałem, że go zatłukę, jak się o tym dowiedziałem.
Tak więc teraz siedziałem w przepełnionym autokarze, słuchając wrzasków innych nastolatków i wąchając zapach stęchlizny. Blee. A na dodatek koło mnie siedział uchachany David cały w skowronkach. Chyba naprawdę chciał przedwcześnie umrzeć.
- Chcesz iść dzisiaj do kina? - spytał szeptem, nachylając się do mnie. - Obejrzymy wspólnie jakiś film. Co ty na to?
Wzruszyłem jedynie ramionami, dalej gapiąc się za okno. Byłem sfochany. I miałem to gdzieś.
- No nie obrażaj się - jęknął David i szturchnął mnie w ramię. - Przeprosiłem już, tak?
- I co z tego? - syknąłem wściekły. - Przecież doskonale wiesz, że nie lubię wycieczek. Żadnego typu. A w szczególności szkolnych! David!
Westchnął i przeczesał włosy palcami.
- Tak, wiem. Przepraszam. Ale chcę spędzać z tobą czas. Jak najwięcej - wyszeptał i zniżył głos jeszcze bardziej. - Przecież wiesz, że cię kocham, tak?
Prychnąłem ostentacyjnie i odwróciłem się do niego tyłkiem. A może mnie cmoknąć i tyle!
Dojechaliśmy na miejsce. Byłem zły na Davida, więc gdy tylko wysiedliśmy, wmieszałem się w tłumek uczniów, znikając mojemu ex. Widziałem, jak się za mną rozgląda, ale ani razu nie popatrzył w odpowiednim kierunku. Dobry chłopczyk.
Nauczyciele dali nam wytyczne. Mamy trzy godziny dla siebie. O ustalonej godzinie zjawiamy się na tym parkingu pod centrum handlowym i wracamy do szkoły. A więc przez trzy godziny będę unikał Davida i reszty. Cudownie.
Po prostu cudownie.
*
Stałem dosłownie jak wryty w ziemię. Nie mogłem ocknąć się z zaskoczenia, chociaż nie powinienem być zdziwiony, skoro już raz David mi to zrobił. Raz mnie zdradził i mogłem się spodziewać, że zrobi to po raz kolejny. Ale jednak było mi smutno.
A jak to było?
Cóż, chodziłem, a raczej włóczyłem się po całym terenie, szukając odpowiedniego miejsca na kryjówkę. Gdy wreszcie takie znalazłem, Ha! wielka niespodzianka. Zastałem Davida całującego jakiegoś patykowatego chłopaka jego wzrostu, który mruczał jak jakiś silnik samochodu, gdy David macał go rękoma po całym ciele. Obrzydliwe!
No i to mnie zabolało. Bo przecież ciągle powtarzał mi, jak mnie kocha, że już nigdy mnie nie zrani. Że mnie nie zdradzi. Co za gnój. Wredny, pieprzony gnój. Mam ochotę go zabić. Tu i teraz.
Ale się powstrzymałem. Zamiast tego, czując piekące łzy pod powiekami, wycofałem się z ciemnej, zakurzonej księgarni i skierowałem się do parku, który był oddalony od parkingu centrum handlowego jakimiś 50 metrami. Usiadłem na jednej z ławek, podciągnąłem kolana pod brodę i spuściłem głowę.
I dopiero wtedy pozwoliłem swoim łzom lecieć.
Nie chciałem się znów w nim zakochać, by nie czuć tego rozczarowania, gdy znowu coś spieprzy. Ale jednak koje uczucia wobec niego nie zgasły do końca, a ja teraz cierpiałem. Zastanawiałem się tylko też, dlaczego mi to zrobił, przecież było mu dobrze. Nie narzekał. Nie dawał mi żadnych powodów, bym myślał, że znów coś się dzieje. Tak więc dlaczego...
- Matt.
Nie podniosłem wzroku, ani się nie poruszyłem. To był Uber. Poznałem po jego głosie.
- Płaczesz?
Zaprzeczyłem ruchem głowy, ale to go nie przekonało. Usiadł obok mnie i objął ramieniem. Nie oponowałem. Pozwoliłem mu to robić, czując wszechogarniający żal i chęć wygadania się. Dlatego zanim spostrzegłem, ględziłem jak najęty, chlipiąc jednocześnie.
- Jestem żałosny - stwierdziłem na koniec. - Nie powinienem był mu ufać. Nigdy!
Pogłaskał mnie czułym gestem po głowie i znów przytulił.
- Nie prawda. To David jest żałosny. Nie zasługuje na ciebie, wiesz? To co zrobił, oznacza tylko to, że nie wie kogo ma tuż koło siebie. To kretyn i cienias!
Parsknąłem śmiechem. Gadał jak Hinta.
Na samą myśl o moim przyszywanym bracie, uśmiech zniknął z mojej twarzy. No tak, byli przecież parą... Zapomniałem.
- Hej, wszystko będzie dobrze, okej? - szepnął mi Uber do ucha. - Damy mu popalić.
- E? Co masz na myśli? - zdziwiłem się, ocierając zaczerwienione policzki.
Uber zmrużył oczy i odwrócił głowę, przez co jego brązowe, rozpuszczone włosy, zasłoniły mi widok na jego twarz. Ale po chwili znów na mnie spojrzał. Uśmiechał się drapieżnie.
- On cię nie widział, tak? Więc wciąż myśli, że ty nie wiesz. Skoro tak, to ty możesz upokorzyć jego. Zerwiesz z nim w jak najbardziej bolesny sposób.
Zmarszczyłem brwi.
- O czym ty mówisz?
- Doskonale wiesz, o czym mówię, Matt - mruknął konspiracyjnie. - I dobrze wiemy, że bardzo ci się to podoba, nieprawdaż?
Wydąłem policzki i usta. Musiałem wyglądać śmiesznie, bo Uber wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To będzie prosta zagrywka. Pomogę ci.
Zmrużyłem oczy. Był zbyt miły.
- A co ty będziesz miał w zamian za to? - burknąłem.
- Jedną, dzisiejszą, noc w moich ramionach. Tylko to. Obiecuję, że po tym zrobię wszystko, byś zniszczył Davida.
Odwróciłem głowę. Seks. Chciał seksu za upokorzenie Davida.
- Dobra - westchnąłem. - Zgadzam się. Jedna noc, rozumiesz? JEDNA noc. Tylko tyle.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pokiwał głową.
- Okej. Pasuje.
- Przyjdź dzisiaj o dwudziestej trzeciej.
Podniosłem się i zanim zdążył mi odpowiedzieć, odszedłem jak najdalej. Powinienem czuć się okropnie, ale jakoś ta rozmowa mnie uspokoiła. Nawet fakt, że będę się dzisiaj z nim pieprzył, nie wzbudził we mnie zbytnio godnej uwagi reakcji.
Zamieniałem się w jedną, wielką, męską lalkę bez serca.
*
Starałem się zachowywać przy Davidzie naturalnie. Czyli dalej rzucałem mu mordercze spojrzenia za słodkie słówka. Nie połapał się, że coś wiem. Heh. Sukinsyn.
Jego nowy kochanek nazywał się Vinnie Polly. Skąd o tym wiedziałem? Ten gnojek miał czelność usiąść na fotelu przede mną i mnie zagadywać. Jakby nigdy nic nie było między nim i Davidem. Urgh! Miałem ochotę go zabić!
W szkole minąłem się na korytarzu z Uberem. Szturchnął mnie niby przez przypadek ramieniem i posłał delikatny uśmiech. Zarumieniłem się, chociaż sam nie wiem dlaczego. Może jednak wizja nas dwojga podczas wiadomych rzeczy trochę mnie zawstydzała.
Zjadłem kolację w towarzystwie Szurniętej Lili, Jodie, Rascala i Davida. Powstrzymywałem płacz, widząc uchachaną twarz mojego ex, bo strasznie cierpiałem. Ale musiałem być silny, prawda? Inaczej znowu przegram. A tego nie chciałem.
Spędziłem trochę czasu w bibliotece. Ale tym razem nie gapiłem się na Bibliotekarza. Po prostu czytałem książkę. Jakaś fantasy. Nawet fajna. Tyle że nawet podczas lektury, mój mózg ciągle odtwarzał scenę z Davidem i Vinnie.
W końcu uznałem, że czas przygotować się na spotkanie z Uberem. Wróciłem do swojego pokoju i posprzątałem książki na biurku i małym regale w kącie. Zebrałem rzeczy z łóżka i schowałem do szafy. Pościeliłem kołdrę i poduszki, a potem poszedłem pod prysznic. Stałem pod natryskiem, a woda spływała mi po ciele. Myjąc się, mimowolnie studiowałem swoje dziewczęce ciało. Lekka talia, delikatnie dłonie i cera. Długie nogi, co najśmieszniejsze, to nie miałem ciemnych włosków tylko jaśniejsze, więc nie wyglądały na typowe męskie owłosienie. Byłem żałośnie słaby i delikatny.
Wysuszyłem ciało i włosy. Uznałem, że trzeba je będzie trochę przyciąć, bo ciemnoblond kosmyki wpadały mi już do oczu i zasłaniały widok.
Ubrałem się w luźne spodnie dresowe i t-shirt. Uznałem, że te ciuchy będą najszybsze do zdjęcia i bez przeszkód. Chciałem ułatwić zadanie Uberowi.
Usiadłem w końcu na łóżku i czekałem. Wmawiałem sobie, że to nie jest tak, iż zaraz prześpię się z byłym chłopakiem mojego brata. Miałem tego świadomość, ale odpychałem ją jak najdalej. Nie chciałem zaprzątać tym sobie głowy.
Wreszcie, gdy wybiła idealnie dwudziesta trzecia, Uber zapukał do moich drzwi.
- Wchodź - krzyknąłem i poprawiłem się na łóżku.
Do pokoju wszedł zadowolony Uber. Ubrany był w krótkie do kolan spodnie Hawajki i za dużą, luźną czarną bluzę. Uśmiechał się delikatnie.
- A więc jedna, dzisiejsza noc - wymruczał pod nosem.
Jedynie na co było mnie stać to kiwnięcie głową.
środa, 11 września 2013
010
Specjalnie dla Katsumi opis pana Bibliotekarza. Chciałaś, to masz!
Rozdział 10
Minęło półtora miesiąca. Wszystko się układało. Dalej przyjaźniłem się z Szurniętą Lili i Jodie, a także wieloma ludźmi ze szkoły. Jakoś im nie przeszkadzała moja orientacja.
Co do Ubera. Dalej mnie nagabywał, zaczepiał i flirtował ze mną. Był napastliwy i zachowywał się jak wariat. Było to wkurzające, ale... przy okazji imponował mi, że się jeszcze nie poddał.
David. Cóż, z nim sprawa była jasna. Spotykaliśmy się głównie w nocy, by uprawiać seks. Czasami także w czasie dnia, w różnych dziwacznych miejscach, takich jak składzik na miotły. Było tam dużo tych mioteł. Dosłownie ukryta skrytka na latające Nimbusy Harry'ego Pottera...
Niby dalej mówił, że mnie kocha, że chce, aby było pomiędzy nami coś więcej niż seks, ale na dniach zmniejszała się częstotliwość jego wyznań.
Bibliotekarz... Często przesiadywałem w bibliotece. Patrzyłem na niego ukradkiem, ale doskonale wiedziałem, że to nie ma sensu. On był hetero. Oficjalnie umawiał się z nauczycielką Hiszpańskiego.
Czasami rozmawiałem z Hintą. Głównie na jakieś nieważne tematy. Nigdy nie zacząłem sprawy z Uberem. Bałem się. Po prostu czułem, że nie powinienem pytać.
Mój przyszywany brat był naprawdę miły i lekko nadopiekuńczy. Zrobił mi okropną awanturę, gdy wyznałem mu, że sypiam z Davidem. Zaczął mi wypominać jak bardzo cierpiałem i tym podobne. Ostro się z nim pokłóciłem i rzuciłem słuchawką, ale potem zadzwoniłem i przeprosiłem za swoje zachowanie.
Co do mojej zakichanej rodzinki, to ani razu z nikim nie rozmawiałem. Jedynie moja siostrzyczka, Ebanel, raz mi napisała esemesa z zapytaniem, gdzie są jej szpilki. Jakbym kurde wiedział.
Jednym słowem moje życie to wielka nuda. Przez duże N.
Tego dnia zakuwałem właśnie do sprawdzianu z matmy. Było normalnie, dopóki nie zauważyłem, że David zostawił u mnie swojej koszulki do spania. To była jego ulubiona. Na samo wspomnienie jego ubranego w zielony t-shirt z myszką Miki, na mojej buzi pojawiał się ogromny uśmiech. W jakiś sposób przywiązywałem się do niego. Znowu.
- Argh! - krzyknąłem i rąbnąłem głową o biurko.(pisząc "argh" pomyślałam o zielonym Hulku)
Z westchnieniem opadłem na blat i zacząłem się gapić na przeciwległą ścianę, przyciskając do nosa koszulkę Davida. Pachniała nim tak strasznie mocno...
Sapnąłem i zacisnąłem oczy. Nie, nie, nie, i jeszcze raz nie! Nie pozwalam sobie zakochać się znowu w Davidzie! Nie będę przez niego cierpiał! NIE!
Odsunąłem się od biurka i położyłem na łóżku. Gapiłem się przez jakiś czas w sufit, ale potem zmógł mnie sen. A śniłem o Bibliotekarzu.
Mianowicie był to sen, w którym stałem nad łóżkiem i gapiłem się na śpiącego mężczyznę.
Miał idealnie zarysowaną szczękę z lekkim meszkiem zarostu. Uchylone usta w kolorze dojrzałej czerwieni, długie rzęsy. Na prostym nosie z ostrym czubkiem miał okulary w ciemnej oprawce, ale lekko przechylone. Ciemnobrązowe włosy, nieco dłuższe, miał w ogromnym nieładzie, który idealnie do niego pasował i nadawał mu wizerunek "Jestem ostrym ciachem z seksownym tyłkiem, zjedz mnie!".
Jego ciało... Chociaż miał na sobie dżinsy i ciemną koszulkę, idealnie wyobrażałem sobie jego umięśnione, wyrzeźbione nogi, idealny tors i barki. Bibliotekarz w moich oczach był po prostu cudownym gościem o cudownym ciele! ... Tyle że był też hetero...
Dlaczego ja zawszę muszę mieć pod górkę?!
*
Obudziłem się w środku nocy. Zamrugałem powiekami i krzyknąłem cicho, gdy ujrzałem leżący koło siebie kształt ciała.
- David, kretynie! Co ty tu robisz? - pisnąłem. Tak, piszczałem jak dziewczyna...
- Patrzę jak śpisz. Słodki jesteś, nawet jeśli się ślinisz.
Zarumieniłem się i instynktownie wytarłem usta wierzchem dłoni. Dzięki Bogu było ciemno, więc David chyba nie widział mojej czerwonej twarzy.
- Baka! - syknąłem. - Jak tu wszedłeś? Zamykałem drzwi!
- E tam... Taką jedną sztuczkę wykonałem... Nieważne - mruknął i podniósł się na rękach, zawisł nade mną i pocałował.
Zadrżałem, bo jak nie patrzeć, David na mnie działał i to jak nie byle kto. Zauważył moją ożywioną reakcję i zachichotał mi prosto w usta, za co dostał uderzenie w nerko.
- Uch! - stęknął i opadł obok mnie. Podniosłem się i odsunąłem jak najdalej od niego. Dalej chichotał, chociaż lekko też pojękiwał z bólu. - Za co?
Zmrużyłem oczy, chociaż doskonale wiedziałem, że nie może zobaczyć w ciemności mojego morderczego spojrzenia.
- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny - burknąłem wściekły.
- Matti... Matti... Chodź tu - wyciągnął do mnie ręce. W słabym świetle wpadającym przez okno widziałem jedynie zarys jego ciała. - Nic nie zrobię, obiecuję. Chcę się tylko poprzytulać. No chodź.
Wywróciłem oczami i ostrożnie ulokowałem się w jego ramionach. Cmoknął mnie w czoło i ścisnął. Miło było leżeć w jego ramionach, mimo, że tego nie okazywałem. Chciałem trzymać go na dystans. Nie poczuć tego samego co sprzed paru lat.
Ponieważ się bałem. Bałem się swoich i jego uczuć.
Westchnąłem cicho i wtuliłem twarz w tors Davida. Zamruczał w półśnie i splótł nasze dłonie w uścisku.
Zasnąłem czując, że jest mi bardzo ciepło i przyjemnie.
Rozdział 10
Minęło półtora miesiąca. Wszystko się układało. Dalej przyjaźniłem się z Szurniętą Lili i Jodie, a także wieloma ludźmi ze szkoły. Jakoś im nie przeszkadzała moja orientacja.
Co do Ubera. Dalej mnie nagabywał, zaczepiał i flirtował ze mną. Był napastliwy i zachowywał się jak wariat. Było to wkurzające, ale... przy okazji imponował mi, że się jeszcze nie poddał.
David. Cóż, z nim sprawa była jasna. Spotykaliśmy się głównie w nocy, by uprawiać seks. Czasami także w czasie dnia, w różnych dziwacznych miejscach, takich jak składzik na miotły. Było tam dużo tych mioteł. Dosłownie ukryta skrytka na latające Nimbusy Harry'ego Pottera...
Niby dalej mówił, że mnie kocha, że chce, aby było pomiędzy nami coś więcej niż seks, ale na dniach zmniejszała się częstotliwość jego wyznań.
Bibliotekarz... Często przesiadywałem w bibliotece. Patrzyłem na niego ukradkiem, ale doskonale wiedziałem, że to nie ma sensu. On był hetero. Oficjalnie umawiał się z nauczycielką Hiszpańskiego.
Czasami rozmawiałem z Hintą. Głównie na jakieś nieważne tematy. Nigdy nie zacząłem sprawy z Uberem. Bałem się. Po prostu czułem, że nie powinienem pytać.
Mój przyszywany brat był naprawdę miły i lekko nadopiekuńczy. Zrobił mi okropną awanturę, gdy wyznałem mu, że sypiam z Davidem. Zaczął mi wypominać jak bardzo cierpiałem i tym podobne. Ostro się z nim pokłóciłem i rzuciłem słuchawką, ale potem zadzwoniłem i przeprosiłem za swoje zachowanie.
Co do mojej zakichanej rodzinki, to ani razu z nikim nie rozmawiałem. Jedynie moja siostrzyczka, Ebanel, raz mi napisała esemesa z zapytaniem, gdzie są jej szpilki. Jakbym kurde wiedział.
Jednym słowem moje życie to wielka nuda. Przez duże N.
Tego dnia zakuwałem właśnie do sprawdzianu z matmy. Było normalnie, dopóki nie zauważyłem, że David zostawił u mnie swojej koszulki do spania. To była jego ulubiona. Na samo wspomnienie jego ubranego w zielony t-shirt z myszką Miki, na mojej buzi pojawiał się ogromny uśmiech. W jakiś sposób przywiązywałem się do niego. Znowu.
- Argh! - krzyknąłem i rąbnąłem głową o biurko.(pisząc "argh" pomyślałam o zielonym Hulku)
Z westchnieniem opadłem na blat i zacząłem się gapić na przeciwległą ścianę, przyciskając do nosa koszulkę Davida. Pachniała nim tak strasznie mocno...
Sapnąłem i zacisnąłem oczy. Nie, nie, nie, i jeszcze raz nie! Nie pozwalam sobie zakochać się znowu w Davidzie! Nie będę przez niego cierpiał! NIE!
Odsunąłem się od biurka i położyłem na łóżku. Gapiłem się przez jakiś czas w sufit, ale potem zmógł mnie sen. A śniłem o Bibliotekarzu.
Mianowicie był to sen, w którym stałem nad łóżkiem i gapiłem się na śpiącego mężczyznę.
Miał idealnie zarysowaną szczękę z lekkim meszkiem zarostu. Uchylone usta w kolorze dojrzałej czerwieni, długie rzęsy. Na prostym nosie z ostrym czubkiem miał okulary w ciemnej oprawce, ale lekko przechylone. Ciemnobrązowe włosy, nieco dłuższe, miał w ogromnym nieładzie, który idealnie do niego pasował i nadawał mu wizerunek "Jestem ostrym ciachem z seksownym tyłkiem, zjedz mnie!".
Jego ciało... Chociaż miał na sobie dżinsy i ciemną koszulkę, idealnie wyobrażałem sobie jego umięśnione, wyrzeźbione nogi, idealny tors i barki. Bibliotekarz w moich oczach był po prostu cudownym gościem o cudownym ciele! ... Tyle że był też hetero...
Dlaczego ja zawszę muszę mieć pod górkę?!
*
Obudziłem się w środku nocy. Zamrugałem powiekami i krzyknąłem cicho, gdy ujrzałem leżący koło siebie kształt ciała.
- David, kretynie! Co ty tu robisz? - pisnąłem. Tak, piszczałem jak dziewczyna...
- Patrzę jak śpisz. Słodki jesteś, nawet jeśli się ślinisz.
Zarumieniłem się i instynktownie wytarłem usta wierzchem dłoni. Dzięki Bogu było ciemno, więc David chyba nie widział mojej czerwonej twarzy.
- Baka! - syknąłem. - Jak tu wszedłeś? Zamykałem drzwi!
- E tam... Taką jedną sztuczkę wykonałem... Nieważne - mruknął i podniósł się na rękach, zawisł nade mną i pocałował.
Zadrżałem, bo jak nie patrzeć, David na mnie działał i to jak nie byle kto. Zauważył moją ożywioną reakcję i zachichotał mi prosto w usta, za co dostał uderzenie w nerko.
- Uch! - stęknął i opadł obok mnie. Podniosłem się i odsunąłem jak najdalej od niego. Dalej chichotał, chociaż lekko też pojękiwał z bólu. - Za co?
Zmrużyłem oczy, chociaż doskonale wiedziałem, że nie może zobaczyć w ciemności mojego morderczego spojrzenia.
- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny - burknąłem wściekły.
- Matti... Matti... Chodź tu - wyciągnął do mnie ręce. W słabym świetle wpadającym przez okno widziałem jedynie zarys jego ciała. - Nic nie zrobię, obiecuję. Chcę się tylko poprzytulać. No chodź.
Wywróciłem oczami i ostrożnie ulokowałem się w jego ramionach. Cmoknął mnie w czoło i ścisnął. Miło było leżeć w jego ramionach, mimo, że tego nie okazywałem. Chciałem trzymać go na dystans. Nie poczuć tego samego co sprzed paru lat.
Ponieważ się bałem. Bałem się swoich i jego uczuć.
Westchnąłem cicho i wtuliłem twarz w tors Davida. Zamruczał w półśnie i splótł nasze dłonie w uścisku.
Zasnąłem czując, że jest mi bardzo ciepło i przyjemnie.
czwartek, 5 września 2013
009
Gome! Od razu przepraszam, że rozdział taki krótki i dopiero tak późno, chociaż chciałam go dodać o wiele wcześniej, ale po prostu wena mi wyparowała. Pewnie jakieś wredne krasnoludki made in Poland mi ją ukradły. Ech, no ale postaram się pisać dalej. Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrowienia.
Ten rozdział z dedykacją dla Katsumi. Dziękuję za pomysł i miłe słowo!
Rozdział 9
- Jesteś cały?
Zdołałem pokiwać głową. Dalej wpatrywałem się w oczy tego mężczyzny. Gdy uświadomiłem sobie, że wciąż mnie trzyma, mocno się zarumieniłem i niezdarnie wstałem. Poprawiłem mundurek pod czujnym okiem Bibliotekarza.
- D-dziękuję - wydusiłem czerwony na twarzy.
Bibliotekarz wzruszył ramionami. Poprawił okulary na nosie.
- Nie chcę mieć zabrudzonej podłogi.
- Ach, tak...
Zerknął na mnie jeszcze raz i pozbierał z ziemi swoje upuszczone książki. Oddalił się, a ja patrzyłem na jego sylwetkę z bijącym sercem. O Boże.
Nadal zarumieniony wziąłem z blatu swoje zeszyty i książkę. Zacząłem przechadzać się między półkami, szukając odpowiedniej na lekturę. Wreszcie znalazłem. Wspiąłem się na palce, by odłożyć na miejsce, ale byłem za niski. Szlag.
Nagle ktoś złapał mnie pod pachami i podniósł do góry. Zaskoczony zerknąłem za siebie i ujrzałem uśmiechniętego Ubera. Bydlak.
Odłożyłem książkę, a chłopak postawił mnie na miejsce. Ale bynajmniej mnie nie puścił. Wręcz przeciwnie, przyciągnął do siebie i pocałował, trzymając w stalowym uścisku.
Otworzyłem szeroko oczy, zaskoczony jego ruchem, ale Uber trzymał mnie mocno i nie chciał przestać. Na początku całował mnie delikatnie i niepewnie, ale gdy zacząłem się wyrywać, pogłębił pocałunek. K-kurde... Całował bosko. Już się o tym przekonałem wcześniej, ale teraz było jeszcze lepiej. On był wcieleniem Boga Pocałunku.
- Radziłbym wam iść w jakieś ustronne miejsce.
Pisnąłem i popatrzyłem w bok. To Bibliotekarz odkładał na półki stos jakiś książek. Zerkał na nas kątem oka.
- Nie chę mieć zabrudzonej podłogi - mruknął jednoznacznie.
Moja buzia była jedną, wielką purpurą. Uber natomiast uśmiechał się bezczelnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Za drzwiami wrzasnąłem:
- Co ty zrobiłeś? Co ty robisz?!
- Pocałowałem cię, a teraz chcę pogadać w ustronnym miejscu.
- Nie chcę. Nigdzie z tobą nie pój-...!
Pisnąłem przestraszone, bo nachylił się i przerzucił mnie przez ramię. Zaskoczeni uczniowie oniemiali i schodzili z drogi Uberowi.
- Puszczaj mnie, puszczaj! Postaw na ziemi! Uber, no! - krzyczałem, uderzając go w plecy i tyłek. - Uber!!!
Zaśmiał się, a ja zmęczony opadłem. Moja głowa kiwała się na boki tuż przed zadkiem chłopaka.
- A puść teraz bąka, to cię zabiję.
Parsknął jedynie.
*
Stałem nadąsany przed Uberem, który wreszcie mnie postawił na ziemi w pokoju, który kiedyś z nim dzieliłem. Od razu było widać, że jest okropnym bałaganiarzem.
- Czego chcesz? - burknąłem.
- Uświadomić ci, że się nie poddam. Możesz być sobie z tym całym Davidem, ale ja wiem, że cię odbije, jasne? Nie mam zamiaru od tak cię odstawić - odparłam stanowczo. - Zrobię co w mojej mocy, by ciebie w sobie rozkochać. I zrobię to, chociażbym miał stawać na głowie. I powinieneś się z tym pogodzić.
Złapał mój podbródek i zmusił do patrzenia w oczy.
- Nie wiem dlaczego, ale strasznie na mnie działasz. Każda cząsteczka ciała chcę cię mieć. To mnie dobija, serio. Nigdy nie byłem tak strasznie sfrustrowany! To nie jest normalne, żeby działał na mnie jakiś chłopak. Nigdy tak nie miałem... No może poza Hintą - dodał szeptem.
Zapragnąłem zacząć go nagle wypytywać o mojego przyszywanego brata. Dlaczego? Kiedy ze sobą? Kto zrobił pierwszy krok. Ughr! Miałem tyle pytań, ale nie potrafiłem ich wyartykułować na głos.
- Uber - zacząłem zamiast tego. - To nie ma sensu, byś się za mną uganiał, jasne? Nie chcę mieć chłopaka. Przynajmniej nie teraz.
- A David? - fuknął oburzony.
- David i ja... Cóż, teraz łączy nas tylko seks, jasne? Tylko i wyłącznie to - odparłem ostro.
Nie wyglądał na przekonanego.
- Daj mi już spokój.
Wyminąłem go i chciałem wyjść, ale złapał mnie za rękę.
- A bibliotekarz? - spytał.
- Co bibliotekarz?
- Widziałem jak na niego patrzysz. Kochasz się w nim? Chyba wiesz, że on jest hetero?
Wzruszyłem ramionami.
- Sądzę, że to po prostu chwilowe zauroczenie jego wyglądem i faktem, że jest niezłym ciachem. Ma fajny tyłek - mruknąłem.
- Matt! - wykrzyknął oburzony.
- No co? - mruknąłem niewinnie i uciekłem z jego pokoju.
Pobiegłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zacząłem uderzać dłońmi poduszkę. ZASRANE ŻYCIE!!!
Wszystko i wszyscy mnie wkurzali. Uber, David, Święty Mikołaj, Hinty! WSZYSCY! Nienawidziłem swojego istnienia. Znienawidziłem tą szkołę i chodzących do nich ludzi. Moich rodziców snobów i siostrę-Barbie. Jezu. Miałem dosyć!
Z krzykiem frustracji przewróciłem się na bok i zagapiłem w drzwi do łazienki. Za dużo. Za dużo się działo jak na taki krótki okres czasu. Musiałem przystopować. Zacząć się uczyć, a nie lawirować między chłopakami. Byłem gejem, który musi zdać do następnej klasy i sprawić, by rodzice się nie czepiali.
Czy naprawdę aż tak dużo chcę?
Ten rozdział z dedykacją dla Katsumi. Dziękuję za pomysł i miłe słowo!
Rozdział 9
- Jesteś cały?
Zdołałem pokiwać głową. Dalej wpatrywałem się w oczy tego mężczyzny. Gdy uświadomiłem sobie, że wciąż mnie trzyma, mocno się zarumieniłem i niezdarnie wstałem. Poprawiłem mundurek pod czujnym okiem Bibliotekarza.
- D-dziękuję - wydusiłem czerwony na twarzy.
Bibliotekarz wzruszył ramionami. Poprawił okulary na nosie.
- Nie chcę mieć zabrudzonej podłogi.
- Ach, tak...
Zerknął na mnie jeszcze raz i pozbierał z ziemi swoje upuszczone książki. Oddalił się, a ja patrzyłem na jego sylwetkę z bijącym sercem. O Boże.
Nadal zarumieniony wziąłem z blatu swoje zeszyty i książkę. Zacząłem przechadzać się między półkami, szukając odpowiedniej na lekturę. Wreszcie znalazłem. Wspiąłem się na palce, by odłożyć na miejsce, ale byłem za niski. Szlag.
Nagle ktoś złapał mnie pod pachami i podniósł do góry. Zaskoczony zerknąłem za siebie i ujrzałem uśmiechniętego Ubera. Bydlak.
Odłożyłem książkę, a chłopak postawił mnie na miejsce. Ale bynajmniej mnie nie puścił. Wręcz przeciwnie, przyciągnął do siebie i pocałował, trzymając w stalowym uścisku.
Otworzyłem szeroko oczy, zaskoczony jego ruchem, ale Uber trzymał mnie mocno i nie chciał przestać. Na początku całował mnie delikatnie i niepewnie, ale gdy zacząłem się wyrywać, pogłębił pocałunek. K-kurde... Całował bosko. Już się o tym przekonałem wcześniej, ale teraz było jeszcze lepiej. On był wcieleniem Boga Pocałunku.
- Radziłbym wam iść w jakieś ustronne miejsce.
Pisnąłem i popatrzyłem w bok. To Bibliotekarz odkładał na półki stos jakiś książek. Zerkał na nas kątem oka.
- Nie chę mieć zabrudzonej podłogi - mruknął jednoznacznie.
Moja buzia była jedną, wielką purpurą. Uber natomiast uśmiechał się bezczelnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Za drzwiami wrzasnąłem:
- Co ty zrobiłeś? Co ty robisz?!
- Pocałowałem cię, a teraz chcę pogadać w ustronnym miejscu.
- Nie chcę. Nigdzie z tobą nie pój-...!
Pisnąłem przestraszone, bo nachylił się i przerzucił mnie przez ramię. Zaskoczeni uczniowie oniemiali i schodzili z drogi Uberowi.
- Puszczaj mnie, puszczaj! Postaw na ziemi! Uber, no! - krzyczałem, uderzając go w plecy i tyłek. - Uber!!!
Zaśmiał się, a ja zmęczony opadłem. Moja głowa kiwała się na boki tuż przed zadkiem chłopaka.
- A puść teraz bąka, to cię zabiję.
Parsknął jedynie.
*
Stałem nadąsany przed Uberem, który wreszcie mnie postawił na ziemi w pokoju, który kiedyś z nim dzieliłem. Od razu było widać, że jest okropnym bałaganiarzem.
- Czego chcesz? - burknąłem.
- Uświadomić ci, że się nie poddam. Możesz być sobie z tym całym Davidem, ale ja wiem, że cię odbije, jasne? Nie mam zamiaru od tak cię odstawić - odparłam stanowczo. - Zrobię co w mojej mocy, by ciebie w sobie rozkochać. I zrobię to, chociażbym miał stawać na głowie. I powinieneś się z tym pogodzić.
Złapał mój podbródek i zmusił do patrzenia w oczy.
- Nie wiem dlaczego, ale strasznie na mnie działasz. Każda cząsteczka ciała chcę cię mieć. To mnie dobija, serio. Nigdy nie byłem tak strasznie sfrustrowany! To nie jest normalne, żeby działał na mnie jakiś chłopak. Nigdy tak nie miałem... No może poza Hintą - dodał szeptem.
Zapragnąłem zacząć go nagle wypytywać o mojego przyszywanego brata. Dlaczego? Kiedy ze sobą? Kto zrobił pierwszy krok. Ughr! Miałem tyle pytań, ale nie potrafiłem ich wyartykułować na głos.
- Uber - zacząłem zamiast tego. - To nie ma sensu, byś się za mną uganiał, jasne? Nie chcę mieć chłopaka. Przynajmniej nie teraz.
- A David? - fuknął oburzony.
- David i ja... Cóż, teraz łączy nas tylko seks, jasne? Tylko i wyłącznie to - odparłem ostro.
Nie wyglądał na przekonanego.
- Daj mi już spokój.
Wyminąłem go i chciałem wyjść, ale złapał mnie za rękę.
- A bibliotekarz? - spytał.
- Co bibliotekarz?
- Widziałem jak na niego patrzysz. Kochasz się w nim? Chyba wiesz, że on jest hetero?
Wzruszyłem ramionami.
- Sądzę, że to po prostu chwilowe zauroczenie jego wyglądem i faktem, że jest niezłym ciachem. Ma fajny tyłek - mruknąłem.
- Matt! - wykrzyknął oburzony.
- No co? - mruknąłem niewinnie i uciekłem z jego pokoju.
Pobiegłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zacząłem uderzać dłońmi poduszkę. ZASRANE ŻYCIE!!!
Wszystko i wszyscy mnie wkurzali. Uber, David, Święty Mikołaj, Hinty! WSZYSCY! Nienawidziłem swojego istnienia. Znienawidziłem tą szkołę i chodzących do nich ludzi. Moich rodziców snobów i siostrę-Barbie. Jezu. Miałem dosyć!
Z krzykiem frustracji przewróciłem się na bok i zagapiłem w drzwi do łazienki. Za dużo. Za dużo się działo jak na taki krótki okres czasu. Musiałem przystopować. Zacząć się uczyć, a nie lawirować między chłopakami. Byłem gejem, który musi zdać do następnej klasy i sprawić, by rodzice się nie czepiali.
Czy naprawdę aż tak dużo chcę?
Subskrybuj:
Posty (Atom)