środa, 18 września 2013

015

Rozdział trochę dłuższy niż 14. Obiecuję, że już w kolejnym, czyli 16, dowiecie się co łączyło Ubera i Hintę. Matt przeprowadzi poważną rozmowę z bratem. I obiecuję, że David zapłaci za to co zrobił głównemu bohaterowi.
Dziękuję za pozytywne komentarze. Dodajecie mi sił.
Ach, i jeszcze jedno! Liczba wyświetleń bloga niedługo dobije 1000! Nigdy tak nie miałam! To prawdziwy szok. Ale wszystko zawdzięczam wam! Dziękuję i rozdział dedykuje Wam wszystkim. Jesteście kochani.

Rozdział 15

- Idź na obiad. Burczy ci w brzuchu, dziecko - powiedziała pielęgniarka, gdy weszliśmy do szkoły. Po tych słowach odeszła.
Popatrzyłem przestraszony na Lili.
- Nie chcę. Wolę głodować.
Położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie było go dzisiaj na śniadaniu. Wyjechał. Nie wiem gdzie. Tak powiedział wszystkim Vinnie. Że wyjechał. Musisz coś zjeść. Chodź, będę tuż obok ciebie.
Przezwyciężyłem chęć ucieczki tylko dlatego, że byłem okropnie głodny i burczało mi w brzuchu. Poczłapałem za Szurniętą Lili, przyciskając dłoń w gipsie na temblaku do piersi. Ludzie nas mijali. Dzięki Bogu nikt nic nie podejrzewał, nikt nie zatrzymywał się, by na mnie popatrzeć lub ze mną porozmawiać.
- Chcę zjeść na uboczu - mruknąłem do Lili, gdy weszliśmy do zatłoczonej stołówki.
Kiwnęła zrezygnowana głową. Chyba chciała usiąść z Jodie.
- Przepraszam - szepnąłem zawstydzony.
- Nieważne - odparła z westchnieniem. - Chodźmy na koniec stołu Wyrzutków.
To coś takiego w ogóle istniało w tej szkole?
Ale gdy popatrzyłem na Lili, zrozumiałem, że chciała mnie po prostu rozśmieszyć. Nie wyszło jej.
Kurcze. Dzisiejszego dnia w ogóle nie zachowywała się jak Szurnięta Lili. Aż szok. Ale chyba nie robiła wokół siebie cyrku tylko dlatego, że ja byłem w takim stanie. Poobijany, cały w siniakach i ze złamaną ręką.
Usiedliśmy przy najmniej zaludnionym stoliku. Zacząłem jeść, dziękując Bogu za coś tak wspaniałego jak jedzenie. Uczucie, które wypełniało mój żołądek było po prostu cudowne.
Wciągnąłem się do rozmowy z Lili, która gadała na byle jakie tematy. Na przykład teraz mówiła mi o tym jak pan Trevor rozwalił tablicę multimedialną. Byłem jej wdzięczny, że stara się zająć mnie czymkolwiek innym niż rozmyślaniu o Davidzie.
Na mnie padł jakiś cień. Zamarłem przerażony, ale usłyszałem głos Ubera. Nie Davida.
- Hej, Matt, co ci się stało w rękę? - spytał zaskoczony, patrząc na gips.
Wziąłem głęboki oddech i odstawiłem widelec. Kiwnąłem na Lili, która podniosła się z miejsca i odeszła, taksując Ubera podejrzliwym spojrzeniem, jakby starała się ocenić, czy jest w stanie mi coś zrobić. Uznała, że nie, więc usiadła przy Jodie, która od razu zajęła ją rozmową.
Uber zajął miejsce Lili. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, czekając na wytłumaczenia.
- No więc? - rzucił w końcu, nabierając do ust frytki.
- David mi ją złamał - wydusiłem z siebie.
Uber zakrztusił się i wypluł nieprzeżyte jedzenie. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Że co?! - warknął po chwili. - Jak?
Pokręciłem głową.
- Pogadamy po obiedzie - szepnąłem, wpychając sobie w usta porcję sałatki.
Jedliśmy tak, jakby ktoś nas gonił. Gdy skończyliśmy, obydwoje wstaliśmy i wyszliśmy ze stołówki. Ja czułem na sobie wzrok Vinniego. To było straszne. Czy David powiedział mu to co mi zrobił? A może wspólnie to wymyślili?
Za dużo pytań.
Za mało odpowiedzi.
*
Weszliśmy do mojego pokoju. Łóżko dalej było nagie, bez pościeli i dziwnie puste. Usiadłem na jego krawędzi i cicho westchnąłem, masując sobie skronie prawą ręką.
Uber do mnie podszedł. Chciał mi poczochrać włosy, ale gdy tylko jego palce dotknęły mojej głowy, ja podskoczyłem jak oparzony i wycofałem się jak najdalej od niego w głąb pokoju, niepohamowanie drżąc. Chłopak stał oniemiały, a gdy zdał sobie sprawę z tego, dlaczego tak zareagowałem, zbladł mocno.
- Nie mów mi, że on... - wyszeptał. - Niemożliwe...
- Też sądziłem, że nie jest do tego zdolny - przyznałem, czując jak do oczu napływają mi łzy. Ja ciągle dzisiaj płakałem! Jak baba!
Oparłem się o ścianę i cicho zaszlochałem.
- Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem. Wykręcił mi rękę i ją złamał. Mówił wiele... okropnych słów. Potem, gdy przestał mówić, jaki to jestem żałosny, on... Nie potrafiłem się bronić. Był zbyt silny!
Płacząc, zacząłem mu opowiadać co się stało wczorajszego dnia. Słuchał mnie w kompletnej ciszy, zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy pałały wściekłością. Nie dziwiłem się. Sam byłem wściekły. Ale także i zrozpaczony jednocześnie. Nie potrafiłem wytłumaczyć swoich odczuć. Po prostu wszystko się we mnie kłębiło. Strach. Nienawiść. Zdrada. Ból. Rozpacz.
Nawet nie wiem kiedy Uber nagle znalazł się przy mnie i mocno obejmował. Tego dotyku się nie bałem. Gdy w szpitalu chciał mnie zbadać mężczyzna, myślałem, że ucieknę. Tak się przestraszyłem, że miałem wrażenie, że znowu jest noc.
Tyle że przy Uberze było inaczej. Jego się nie obawiałem. Nie wiem czemu. Instynkt? Na początku naszej znajomości był z niego ostry psychol.
Ale teraz jakby się uspokoił.
- To moja wina - szepnął nagle, ciągle mnie do siebie przytulając. - Gdyby, nie wymyślił tego głupiego zerwania przy wszystkich, nic by ci nie zrobił.
- Ale dzięki tobie pokazał mi swoją prawdziwą twarz! Gdyby to się nie stało, byłoby tylko gorzej, Uber. Ciągle bym był zaślepiony - wydukałem, zaciskając zdrową dłoń na jego nadgarstku. - Tu wina leży tylko i wyłącznie po stronie Davida.
Westchnął i przeczesał rozpuszczone włosy.
- Nie masz zamiaru nikomu powiedzieć, prawda? - spytał.
Pokręciłem głową.
- Nie. Boję się.
Oparł policzek o czubek mojej głowy.
- Tak, tak. Rozumiem. Ale nie obiecuję, że ja mu nic nie zrobię, jak go jeszcze kiedykolwiek spotkam - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nic. Mówiłem sam do siebie. Nie martw się.
Zamknąłem oczy i z błogim uczuciem zasnąłem w jego ramionach.
Nie dręczyły mnie koszmary, chociaż tego obawiałem się najbardziej. Bałem się, że będę się budził co nocy z krzykiem, cały zlany potem. Ale jednak tak nie było. Przypuszczałem, że to był wpływ obecności Ubera. Dziana mnie kojąco. To było miłe. Naprawdę. Czułem, że przy nim jestem dzwnie bezpieczny.
Rano Uber starał się mnie namówić do tego, bym opuścił lekcje. Nie miałem takiego zamiaru. Już i tak moja wczorajsza nieobecność przysporzyła mi kłopotów. Nie chciałem mieć zaległości, chociaż w zakątkach mojej psychiki ciągle dzwonił ten głupi, czerwony alarm, który kazał zaszyć mi się gdzieś w ciemnościach i nigdy się nie pojawiać.
- Na pewno czujesz się na siłach? - Uber zadawał ciągle to samo pytanie, gdy siedzieliśmy w stołówce i jedliśmy. Tak jak Lili powiedziała, David zniknął. Czyżby się bał, żę go wydam i postanowił uciec?
- Dam radę - westchnąłem. - Tak sądzę.
- Będę się nim opiekować - wybełkotała Lili z buzią pełną płatków. - Będzie bezpieczny. Tak sądzę.
- Tak sądzisz? - spytałem sceptycznie.
Pokiwała jedynie głową i słodko się uśmiechnęła. Wywróciłem oczami. Dziwna dziewczyna.
Na lekcjach udało mi się jakoś skupić. Maść, którą podarowała mi lekarka działała i już niemal bez bólu mogłem siedzieć na drewnianych krzesłach w sali. Przynajmniej jeden plus. Ale to nie zmieniało faktu, że to wszystko było i tak strasznie okropne...
Po zajęciach zaszyłem się w swoim pokoju. Usiadłem na świeżo posłanym łóżku i wybrałem numer Hinty. Chciałem z nim pogadać. Wygadać się mu. Był przecież moim bratem, tak? Powinien wiedzieć o rzeczach, które mnie spotykają. Nawet o tych najgorszych.
- Moshi Moshi?
- Miałeś rację co do Davida.
Cisza. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem się nie rozłączył, ale rozmowa dalej trwała.
- Co zrobił? - usłyszałem w końcu. Miał cichy i gardłowy głos. Był wściekły.
- Złamał mi rękę i...  i... domyśl się. Nie powiem tego na głos - szepnąłem, czując, że mogę się zaraz załamać.
- Co za popieprzony skurwiel! - wrzasnął w słuchawkę Hinta. - Niech no ja go tylko spotkam! Zajebię gnoja, rozumiesz?! Skopię go tak, że własna matka go nie pozna! Zabiję go gołymi rękoma!
Ucichł, zapewne przyciskając dłoń do ust. W tle słyszałem krzyki oburzonej kobiety. Pewnie jego szefowej.
- Jak się czujesz? - spytał po chwili, gdy się uspokoił.
- Wszystko mnie boli i boję się... czasami... ale mam wsparcie. Nie jestem sam - wzruszyłem ramionami, myśląc o Uberze i Lili. Zacząłem się zastanawiać, czy nie powiedzieć mu o tym pierwszym.
- Przyjadę do ciebie. Zabiorę cię stamtąd. Powiedziałeś komuś?
- Iie - mruknąłem po japońsku. - Boję się, aniki. Nie dam rady.
- Kurwa - sapnął do słuchawki. - Przepraszam - zreflektował się. - Nie ważne. Zrywam się z pracy i po ciebie jadę. Jak go tylko zobaczę, zabiję.
- Zniknął. Nie ma go już w szkole - wytłumaczyłem, bawiąc się gipsem. Swędziała mnie pod nim skóra. - Zniknął jeszcze tej samej nocy... Mam propozycję. Może to ja do ciebie przyjadę na parę dni? Nie będziesz musiał przerywać pracy, a ja chcę pobyć trochę poza szkołą. Chcę odreagować. Muszę... zapomnieć.
Wiedziałem, że teraz zapewne gryzie kciuk. To był jego nawyk, gdy się zastanawiał.
- Dobrze. Zadzwonię do dyrektora i cię usprawiedliwię. Jeszcze dzisiaj wieczorem przyjedzie po ciebie szofer. Przyśle tego z waszego domu, bo ma bliżej. Przywiezie ciebie do mnie. Pasuje ci?
- Tak, aniki. Będzie świetnie - szepnąłem szczęśliwy, podkurczając nogi pod brodę.
- Zacznij się pakować. Niedługo się spotkamy.
- Dobra.
Rozłączyłem się i mimowolnie uśmiechnąłem. Kochałem Hintę. Był mi bardzo bliski. Pakując swoje rzeczy do małej walizki, obiecałem sobie, że porozmawiam z nim o Uberze. Musiałem to zrobić.
Właśnie miałem zamiar iść na kolację, gdy zadzwonił telefon. Tata. Mój ojciec do mnie dzwonił.
Zmarszczyłem brwi i odebrałem.
- Moshi Moshi? - spytałem niepewnie.
- Mów po angielsku, dzieciaku. Jesteśmy w Ameryce, nie Japonii - wywarczał w słuchawkę.
- Gom... To znaczy przepraszam - droczyłem go.
Fuknął oburzony.
- Dzwonił do mnie twój brat. Jedziesz do niego, tak? A co z nauką?
- Spokojnie, nadrobię. I tak wyprzedzam materiał - skłamałem. W rozmowie z ojcem zawsze gładko mi to szło. To było aż żałosne.
- Dobrze. Nauczyciele nie będą się czepiać? Zapłaciłem za twoje wykształcenie, tak? Nie będę marnować na ciebie pieniędzy.
- Hai, hai.
Miałem ochotę wrzasnąć w słuchawkę: nikt nie kazał ci mnie zapisywać do tej zasranej szkoły! Ale się powstrzymałem. Mój ojciec był skąpym gnojem. Na pewno mnie w ogóle nie kochał. Po prostu zapłodnił moją matkę i stworzył niestety mnie. To był jego poważny błąd. Kiedyś w złości tak do mnie krzyknął. Znienawidziłem go jeszcze bardziej.
Ale jednak rodzica się nie wybiera, tak?

4 komentarze:

  1. KOCHAM HINTE! <333
    Przeczytałam kolejny świetny rozdział i stwierdziłam, że się zakochałam. Nie wiem czemu, ale teraz myślę, jak będzie wyglądało powitanie Ubera i Matta, gdy ten wróci od Hinty...cieszę się, że w końcu będzie wyjaśniony tajemniczy związek Ubera z Hintą. Bierz się do pracy i weny życzę c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno słowo: woooow '-' Ja tu wchodzę i widzę 15 a ja skończyłem na 9... Kocham twoją twórczość *-* Genialne! Czekam na wiecej ^ ^!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdzialik :> Widzę że dosyć często dodajesz dozdziały fajnie fajnie :33 Cieszę się że wkońcu będzie coś o Uberze i Hincie ;p Czekam na nast. rozdział i weny życzę :DDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Matt ma Lily - choć czasem szaloną, to może na niej polegać i zależy jej na nim, jak na przyjacielu i nie da go skrzywdzić oraz Ubera... którego z początku trudno mi było zaakceptować bo... Bibliotekarz ;D no i Hinta, cieszę się, że braciszek chce go do siebie zabrać, będą mogli szczerze pogadać, a i może Matt się podpyta coś-nie-coś o Ubera? Coś czuję, że jak ta dwójka spotka na swojej drodze Davida to mu nogi z dupy powyrywa, łagodnie i z wielką cenzurą mówiać. Nie dziwię im się, sama jakbym go dopadła to... A wwww! i na sam koniec jeszcze ojciec zadzwonił? Jeszcze tu tego było trzeba. Matt ma miec komfort psychiczny teraz i wypocząć, zapomnieć, a "tatuś" w tym nie pomaga... nie ważne, że o niczym nie wie. Ehh.. zastanawiam się, czy napiszesz jeszcze coś o panu Bibliotekarzu? ale na razie ważniejszym jest dla mnie czy Hinta dowie się, że Matt chodzi do szkoły z Uberem... i jak to tam było :)

    OdpowiedzUsuń